DAWNO TEMU NA KSIĘŻYCU
Rozdział VI
Było ich przy stole siedmioro- Serenity z mężem i matką po jednej stronie, a cztery czarodziejki naprzeciw. Selene nie siedziała już obok Króla. Jakiś czas temu wstała, przeszła parę kroków i w pewnym oddaleniu stanęła. Odchrząknęła, złożyła ręce na piersi i mówić zaczęła. Mówiła, dziewczęta słuchały, a z każdym słowem ich oczy rosły. To było coś, czego się nie spodziewały.
Było ich przy stole siedmioro- Serenity z mężem i matką po jednej stronie, a cztery czarodziejki naprzeciw. Selene nie siedziała już obok Króla. Jakiś czas temu wstała, przeszła parę kroków i w pewnym oddaleniu stanęła. Odchrząknęła, złożyła ręce na piersi i mówić zaczęła. Mówiła, dziewczęta słuchały, a z każdym słowem ich oczy rosły. To było coś, czego się nie spodziewały.
- Ale Wasza Wysokość…!- podniosła nagle głos Mars,
wstając.
Protest ogarnął ją jak pożar lasu. Zdenerwowała
się, przejęła, dlatego uniosła, próbując teraz okiełznać złość, która mąciła jej
w głowie. Pełna furii, ściskała wsparte o blat stołu dłonie, tak mocno, że aż knykcie
zbielały.
- Mars!- krzyknęła w odpowiedzi, wyraźnie
oburzona Selene- To rozkaz!
Rozkaz, a brzmiał jak groźba karalna.
- Czy to rozkaz Króla? – spytała odważnie,
bez pokory, patrząc Selene w oczy.
Król siedział zamyślony, jedną ręką brodę wspierając. Drugą trzymał luzem na
fotelu.
- Endymionie…- powiedziała Serenity, pełnym
niepokoju głosem.
Odwróciła twarz ku niemu, patrząc
wyczekująco. Miała nadzieje, że coś zrobi, wiedziała jakim jest dobrym, sprawiedliwym
władcą, no ale- właśnie, ale- ideę małżeństw politycznych znała. Nie zawierało
się ich od tak, bez powodu. A te? Ni z gruszki ni z pietruszki, jakby wojna na
włosku wisiała. A może wisiała? Skąd niby ma wiedzieć, przecież jej się nic,
nigdy, absolutnie nie mówi. Nie lubiła tego, czuła żal, złość, z czasem coraz
większą, ale poczucie winy jej buntowniczą reakcję ukracało. Zdradzała męża, Królestwo, więc, jak mogła mieć w takiej
sytuacji pretensje. Dlatego też fakt, iż jej o kolejnych planach wcześniej nie
powiedzieli, zwyczajnie przełknęła. Liczyła jednak, przez te parę sekund, w
swojej szczątkowej już naiwności, że da się coś zrobić. Chwyciwszy rękę
Endymiona, zerknęła błagalnie.
Endymion uniósł głowę, wyprostował ciało,
popatrzył na Serenity i głębiej odetchnął. Zacisnął palce wokół dłoni żony i
się do Rei zwrócił.
- Tak Mars, to rozkaz Króla…
Rei poczuła, jakby ją coś za gardło złapało.
Przeniosła spojrzenie z Selene na Endymiona. Przyglądała się Królowi uważnie,
bez słowa, a on kiwnął jeszcze dla potwierdzenia głową.
- Tak jest- odparła niebawem, przywykła
spełniać polecenia Króla bez szemrania.
Usiadła sztywno i uroczyście, a Serenity w
tym czasie, zła, nie myśląc wiele, rękę Endymionowi wyrwała. Zobaczyła to kątem
oka Selene. Królowa głowę tylko gdzie indziej zwróciła. Nie patrząc na córkę,
zięcia czy wojowniczki, chwyciła boki sukni i suchym, drewnianym tonem komunikowała:
- Wracajcie do siebie. Venus na wartę, przygotowania zaczniemy
jutro.
I wyszła. Za nią powoli, ciągle zszokowane,
jakby niepewne tego czy aby na pewno dobrze usłyszały, zaczęły opuszczać
salę wojowniczki.
Rei z kolei ciągle zdenerwowanie otumaniało. Szła
długim korytarzem, w prawo, lewo i górę, coraz szybciej, po schodach, a za
rogiem, przy swojej komnacie zatrzymała się ostro. Tam, wsparty o mur stał
Jadeite- jej Jadeite, a generał wojsk Endymiona. Świdrował ścianę naprzeciw, ewidentnie
sfrustrowany- wiedział. Słysząc kroki obrócił głowę i tak na Rei spojrzał, że wściekłość
kobiety w znajome pragnienie i tęsknotę zamienił.
Równowagi póki co dziewczyna jeszcze nie odzyskała. Przełknąwszy ślinę, głowy
nie zniżając, bez słowa mężczyznę minęła i do komnaty weszła. Jadeite odczekał
chwilę, rozejrzał się na boki i za Mars ruszył. Rei póki co tkwiła plecami do
niego, przy oknie. Jadeite szybko jednak pomieszczenie przeszedł, złapał Mars
za ramię i ku sobie obrócił. Dziewczyna próbowała się wyrwać, nie wiedzieć
czemu. Jakaś irracjonalna histeria ją chyba dopadła. Unikała jego spojrzenia, szarpiąc
ciałem na boki, okropnie blada, ale teraz, tak jej podbródek chwycił, że
musiała w te oczy patrzyć. I jak ręką
odjął, uspokoiła się zaraz, poczuła komfortowo pod tym silnym ramieniem.
- Nikt Cię nie widział?- spytała nagle, tuląc
głowę do jego piersi.
Jadeite zamiast odpowiedzieć, przeczesał delikatnie
palcami jej włosy. Ona się wtedy do tyłu odchyliła i wyczekująco spojrzała. Mężczyzna
pokręcił głową, patrząc na nią tak, jakby już nigdy miał nie móc.
- Nie potrafię znieść myśli, że masz zostać
czyjąś, nie moją, a zwłaszcza jego żoną…
Czekał chwilę, ale Rei nic nie powiedziała.
Obrócił się więc, podszedł do łóżka i na nim usiadł, zrezygnowany, ze wspartymi
na kolanach łokćmi.
- Jed, nie pozwolę mu…- zaczęła nagle, ale
jej przerwał, unosząc głowę.
- Seiya Kō jest księciem potężnego
królestwa Kinmoku. Wie o tym, chełpi się tym. Arogancki, egoistyczny,
porywczy. Uzdolniony bitewnie, wojownik z kilku mu równych w tym systemie
słonecznym. Stawiał czoła niezliczonym niebezpieczeństwom, rzucając się w wir
walk, urodzony samobójca. I teraz, czy myślisz, że jeśli Ty staniesz przeciwko
niemu to on machnie ręką, odwróci się, wyjdzie?
Pewna
siebie Mars poczuła raptem przypływ niepokoju. Szybko jednak to uczucie
odrzuciła, postanawiając nie dać się już więcej sytuacji zwariować. Na pewno musiała
pozbierać myśl. Dlatego chwilę jeszcze pod tym oknem sterczała. Wtem, chyba coś
postanawiając, ruszyła żwawym krokiem w stronę łóżka, wspięła się Jadeite na
kolana i rękoma mu szyję oplotła.
-
Niezależnie od wszystkiego, co będzie dziś, jutro, za miesiąc, rok, dziesięć
lat, tysiąc, moje serce, ciało- mówiła, zacieśniając
uścisk- cała ja, jestem Twoja.