czwartek, 4 czerwca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział LVI


Na dramatyczny apel Usagi ,,zabierz mnie stąd jak najdalej” Tora odpowiedział wzięciem jej tam, gdzie sam miał niebawem lecieć- do Londynu. W Londynie się uczył, wychowywał, pracował, mieszkał. Miał domek, ba- dwór, na peryferiach. Piękny, otoczony ogrodem, z wijącą się spod bramy wjazdowej aleją. Gałęzie ciasno posadzonych wzdłuż deptaku drzew splatały się najpierw, potem przerzedzały, aż w końcu zastępowała je zbita masa jaskrawego koloru kwiatów. Azalie i rododendrony, wyraźnie niższe od przyległych drzew, tworzyły i tak wysokie, jak na krzewy ściany. Ukazując róż, czerwień, fiolet, były kontrastem dla ciemnej gęstwiny lasu. Tak więc cisza, spokój, ogólnie pięknie i do tej oazy zabrał Usagi Tora. Naturalistyczne uroki miejsca jakoś szczególnie na nią nie działały, luksus- owszem, ale to inna para kaloszy. Nie była typem, któremu środowisko dech w piersiach zapiera. Niemniej szczerze, obiektywnie, bez bicia musiała przyznać, iż jest tutaj pięknie, może i nawet kojąco, ale sam Tora bardziej kojąco na Usagi działał. Kiedy Diamond zadzwonił powiedzieć jej o wynikach testu, była tak ogłuszona, że w swoim myśleniu również jednokierunkowa- ,,stąd jak najdalej”, nieważne gdzie, byleby to ,,jak najdalej”. Później, gdy pierwszy szok minął, przyszło gwałtowne olśnienie. Była w paszczy lwa- Londynie i zwaliła się na głowę obcemu facetowi. No, może już nie obcemu, ale w dalszym ciągu zbyt słabo jak do takich numerów znanemu. Miała co prawda wrażenie typu ,,jakbyśmy się znali od dawna”, niemniej wrażenie pozostawało wrażeniem. Znali się od niedawna- to był fakt, tak samo jak i to, że nie miała przy sobie pieniędzy, rzeczy- generalnie materiałów do życia, rodziny, znajomych. Tych ostatnich nawet nie zawiadomiła. Dlatego, kiedy nerwy trochę uspokoiła to  dzwoniła na telefon domowy w Tokio. Odebrał Diamond, a uczucie gorąca się po jej wnętrzu niczym ciepła woda rozlało. Nigdy wcześniej, przed tą całą sprawą z Ann i Mamoru, nie przypuszczała, że odpuszczenie sobie Diamonda może być aż tak trudne. Było trudne, było koszmarem, męką, piekielną torturą  i nawet silna z natury Usagi zaczynała powoli odpadać. I rozgoryczyłaby się nóż widelec totalnie, gdyby nie Tora. Łagodził brak Di, był drugim Di, ku jej przerażeniu. Do tego pomagał, zresztą wysłał, tzn. zlecił wysłać, kopertę i podjąć dla niej pieniądze z Bóg wie kąd. Kiedy powiedziała, że zna się na praktycznej stronie ekonomii to zaczął przychodzić z dokumentami, oferując póki co doradczo- asystencką pracę, bez konieczności przebywania w firmie. Potrafił Usagi wstrząsnąć, nie użalał się nad nią, nie mówił, że będzie dobrze, nie drążył i o nic absolutnie nie pytał. Wiedziała ile trudu zadaje sobie, by czasami w ciągu dnia  opuścić firmę. Twierdził, ze nie ma problemu, ale Usagi gazety przeglądała, dokumenty czytała, presję wydzwaniających telefonów czuła. Czuła też wyrzuty sumienia, bo jak mogła być tak samolubna, żeby wysyłać Torze sygnały- a wysyłała, ku poczuciu ogromnemu wstydu wobec miłości do Di wysyłała- rumieniła się, drżała, patrzyła zachłannie. Gdy ją dotykał płonęła, miała wypieki na twarzy, a w głowie cenzuralne myśli. To najpierw, bo potem jakieś zrozumienie sytuacji  łapała i się z objęć jasnowłosego wyrywała. Widziała, że mu takie zachowanie jest nie w smak. Sam Tora nic jednak nie mówił. Tylko się w jego oczach tajemniczy, nieodgadniony wyraz pojawiał, wyraz, który sprawiał, że Usagi gnębiło poczucie popełnienia nietaktu. Mimowolnie zaczynała żałować odtrącenia, ze względu na władczość spojrzenia, ale i pewną seksowność. Musiała się więc wyprowadzić. I się wyprowadziła, do pokoju, który wcześniej zajmowała pod nazwiskiem Tory. Postanowiła bowiem zostać w Londynie. Długo to rozważała i ostatecznie stwierdziła: ,,zamieszkam póki co tutaj”. Najciemniej pod latarnią, towarzysko się udzielać nie planowała, a Diamond w tej części miasta zwyczajnie nie bywał. Plus kwestią dni pozostawało to, aby na stałe opuścił Londyn. Chociaż teraz, gdy ta pirania jest w ciąży z dzieckiem, którego Usagi mu przez parę lat dać nie chciała…

Usagi  zacisnęła powieki i mocno splotła leżące na kolanach ręce.

- To się nie dzieje naprawdę, to się nie dzieje naprawdę…- jak mantrę, powtarzała.

Raptem otwarła oczy i zobaczyła swój pokój hotelowy Sandown Park w Esher i złożone na kupionych przez Torę spodniach dłonie.

- To się dzieje naprawdę…- cicho pisnęła, znów czując podpływającą jej do gardła rozpacz.

A jeśli rozpacz ją chwyci to będzie dusić do utraty tchu i wtedy się już nie podniesie. Musi, dlatego właśnie musi tu zostać. Tu jest Tora, dzięki Torze się dalej uśmiecha. On odgania jej wszystkie demony, bez niego dryfowałaby jak statek bez steru. Niby powinna się od niego odciąć. Skoro chciała zacząć nowe życie to bez mężczyzny, który jej męża przypomina, ale- właśnie, ale nie mogła. To było zbyt wiele. Żyć bez Ikuko, Rei, Berthier, Rubeusa i reszty- by potrafiła, ale dzięki temu, że mogłaby sobie coś z Di zostawić. Potrzebowała Tory, psychicznie i fizycznie. Jego obecność dawała bowiem mentalny spokój. Dawała również cielesny niepokój. Rozpalał ją, jednym dotknięciem- zupełnie jak Diamond. Przez to pożądanie czuła, że zdradza siebie, Diamonda i Torę. Była jeszcze narzeczona Tory. Tora wspomniał o niej raz, nigdy więcej, a Usagi nie podgadywała. Czemu?

Blondynka głośno przełknęła ślinę. Znała siebie i wstyd jej było, ale prawdę mówiąc to narzeczona Tory ją jak stonkę wykopki obchodziła. Cierpi czy nie, Usagi nie interesowało. Ona sama, Usagi, cierpi i cierpiałaby jeszcze bardziej bez Tory i dlatego bardziej Torę potrzebowała. Pewnie wygląda to jakby go wykorzystywała, pewnie naprawdę go wykorzystuje, ale Diamonda też wykorzystywała. Skończyło się fatalnie i zdecydowanie nie chciała powtórki z Torą.

Dalsze rozmyślania przejmowały ją dreszczem, wprowadzały nastrój melancholii. Kiedy postawiła sobie wreszcie ostateczne pytanie, ktoś zapukał do drzwi. Poderwała się z fotela  i szybko długość pomieszczenia przeszła. Gdy zobaczyła Torę, odruchowo i bezmyślnie, pewnie w obliczu efektu rozważań go pocałowała, lekko i naturalnie. Nie czuła zakłopotania, przeciwnie, jakby coś się nagle dużo prostsze stało. Patrzyli na siebie w milczeniu, żarliwie. Mimo to Usagi krok do tylu zrobiła. Tora ją jednak gwałtownie schwycił, przyciągnął i zaczął namiętnie całować, a ona mu ręce wokół szyi oplotła.

Usagi pogodziła się z wydarzeniami. Chciała zacząć nowe, no, prawie nowe życie, tworząc najpierw jego silny fundament. Dla niej samej było to jednak zbyt ciężkie.

- Tak, spotkam się z nią jutro…- powiedział chwilę później do telefonu Tora, zbywając przeszkadzającego mu rozmówce.

2 komentarze:

  1. ech czyżby faktycznie Usa się już całkiem poddała i po między nią a Torą miało dojść do czegoś poważniejszego ???? mam nadzieję jednak że się jeszcze Usa opamięta i jednak aż tak blisko nie dopuści do siebie Tory ? czekam na więcej i pozdrawiam :) fanka 12

    OdpowiedzUsuń

Translate