BIAŁA RÓŻA
Rozdział XXIX
Pracy w firmie bez dwóch zdań było sporo, przez co Diamond i Usagi rzeczywiście mieli dla siebie niewiele czasu. Oboje zawsze poważnie do obowiązków zawodowych podchodzili i nigdy niczego na później nie przekładali. Wszystko, co się dało zrobić od razu robili i podobne wymagania wobec swoich pracowników i współpracowników mieli. Niemniej zawsze jest tak, że zbytnia gorliwość bywa irytująca, a to zwłaszcza, gdy przejawia ją osoba, której się normalnie nie znosi. Usagi właśnie Ann nie znosiła, zaś ta spędzała prawie tyle czasu w firmie, co etatowy pracownik. Kręciła się wokół Diamonda do obrzydzenia, czego oczywiście sama nie przyznawała. Ona przecież chciała być tylko na miejscu, żeby móc w razie czego radą i pomocą służyć. Usagi jednak doskonale zamiary Ann znała, bo Ann się z nimi kompletnie przed Usagi nie kryła, a wręcz przeciwnie, jakby pokazywanie tego jej dodatkową satysfakcję sprawiało. Problem polegał na tym, że działała w sposób tylko dla Usagi zauważalny, żeby ewentualnie móc z rywalki paranoiczną świruskę zrobić. Zaangażowanie Ann każdy dobrocią serca tłumaczył, co było tak naiwne, że Usagi o mdłości przyprawiało i jednocześnie tak nieprawdopodobne, że Usagi się parę razy dziennie w rękę szczypała.
,,Czy oni wszyscy do reszty zdurnieli?”- myślała po kolejnej sesji z gabinetu Rubeusa wychodząc.
Zdecydowała miejsca, w których jest Ann po prostu bez słowa opuszczać, co było rozwiązaniem kompletnie do jej charakteru nieprzystającym, lecz niestety jedynym gwałtownej reakcji zapobiegającym. Z takiego obrotu sprawy inny też mankament wynikał, a mianowicie zostawiała często ją i Diamonda samych. Bardzo się jej ich ,,randez vous” nie podobało, ale koniec końców stwierdziła, że mężowi ufa i nic ogólnie lepszego w takim impasie nie może zrobić. Jeśli zostałaby to próba chwili pewnie zbrojną szarżą by owocowała. Na coś takiego nie chciała jednak pozwolić, bo przecież Diamondowi zrównoważoną postawę obiecała. Teraz, kiedy wszystko zaczynało się dobrze układać nie mogła zwyczajnie zawalić. Tak więc język gryząc blondynka po prostu wychodziła, różne metody średniowiecznych tortur sobie przypominając, a Ann z Diamondem zostawała. Czy wcześniej czy później mu się ją zbyć udawało to Ann i tak triumfowała, bo jakby nie było to na swoim stawiała.
,,Sprytna jest…” – przyznawała nie raz w myślach Usagi.
Nie trzeba jednak mówić, że zarówno ,,spryt”, jak i pozostałe cechy panienki Reiter Usagi skrajnie denerwowały. Irytowało ją wszystko, od babcinych klamerek przy butach po zapięty na ostatni guzik kołnierzyk. Każde jej słowo, gest, fałszywy uśmiech i wrażenie tego, że z nią przegrywa białą gorączkę wywoływały. Ann ciągle tam, gdzie Diamond się pojawiała, a jeśli nie to do niego dzwoniła i to zawsze w najmniej odpowiednich momentach. Tak też było i teraz, kiedy wreszcie z pracy wrócili i myśleli, że chwilę dla siebie mieć będą.
- Kazałem wysłać papiery rozwodowe zanim przyjechałaś- powiedział zajmujący środkową część kanapy mężczyzna- Trzeba będzie je teraz podrzeć.
Kiedy to mówił Usagi buty ściągała, co jej trochę dłużej ze względu na niskie podbicie zajęło. Zanim jednak Diamond zdążył jej powolne ruchy przemyśleć to ona szła już do niego, bluzkę poprawiając. Zaraz jedno kolano na kanapie, obok biodra Diamonda wsparła, ręce jednocześnie wokół szyi białowłosego owijając. Drugą nogę zaś przerzuciła, skutkiem czego zaraz okrakiem siedziała, niewinnie spod wachlarzu długich rzęs spoglądając.
- I tak bym to zrobiła- mówiła składająca usta w dzióbek blondynka.
Diamond na te słowa się szelmowsko uśmiechnął i włosy za jej ucho zgarnął.
- Jak tam biologia?- pytał wolną rękę na tali Usagi kładąc.
Kąciki ust dziewczyny się delikatnie uniosły, a ona sama łobuzersko zerkając, dolną wargę przygryzła.
- Bardzo dobrze…- mówiła, silniej ciało w przód nachylając- Myślę, że nam sprzyja...
Niespodziewanie zadzwonił leżący obok telefon.
- Ale los najwyraźniej już chyba nie- dokończyła wściekle, prostująca plecy blondynka.
Momentalnie się obróciła, brzęczącej komórki Diamonda sięgając. Kiedy na ekran telefonu spojrzała miała wrażenie, że wie, co przed planowanym zabiciem znienawidzonej osoby czuje wobec swojej ofiary morderca.
- Pirania na linii – powiedziała z niesmakiem, telefon mężowi rzucając.
Ten złapał go sprawnie, również niezbyt szczęśliwie w wyświetlane ,,Ann” spoglądając. Kiedy odebrał Usagi się z jego kolan stoczyła, obok, normalnie już sobie siadając. Jasnowłosy w sumie szybko rozmowę skończył i, głęboko przy tym wzdychając, ręce za głową ułożył.
- Co jest?- pytała zaciekawiona jego reakcją blondynka.
Diamond raptem twarz ku żonie obrócił, jedną rękę spod włosów wysunął i nią właśnie Usagi do siebie przyciągnął tak, że głowę na jego nogach położyć musiała. Potem tą ręką ramię spokojnie leżącej dziewczyny objął.
- Ann mówi, że Ignacio nagle się zechciał wycofać i ma zamiar o tym jutro powiedzieć. Ona zaś dzwoniła, bo chciała dać nam szansę się jeszcze dzisiaj z nim porozumieć. Jutro do Stanów wylatuje i na ewentualne przekonywanie nie będziemy mieć czasu.
Usagi gwałtownie ciało uniosła i głowę w stronę Di odchyliła, wyrażającym powątpiewanie wzrokiem ku niemu patrząc.
- Tak, mi też tutaj coś nie pasuje…- przyznał poważnie wyglądający Diamond- I dlatego nie pozostaje nic innego, jak tylko tam jechać...
- Że gdzie? Do piranii? Teraz?- pytała znowu niespokojna blondynka.
Pracy w firmie bez dwóch zdań było sporo, przez co Diamond i Usagi rzeczywiście mieli dla siebie niewiele czasu. Oboje zawsze poważnie do obowiązków zawodowych podchodzili i nigdy niczego na później nie przekładali. Wszystko, co się dało zrobić od razu robili i podobne wymagania wobec swoich pracowników i współpracowników mieli. Niemniej zawsze jest tak, że zbytnia gorliwość bywa irytująca, a to zwłaszcza, gdy przejawia ją osoba, której się normalnie nie znosi. Usagi właśnie Ann nie znosiła, zaś ta spędzała prawie tyle czasu w firmie, co etatowy pracownik. Kręciła się wokół Diamonda do obrzydzenia, czego oczywiście sama nie przyznawała. Ona przecież chciała być tylko na miejscu, żeby móc w razie czego radą i pomocą służyć. Usagi jednak doskonale zamiary Ann znała, bo Ann się z nimi kompletnie przed Usagi nie kryła, a wręcz przeciwnie, jakby pokazywanie tego jej dodatkową satysfakcję sprawiało. Problem polegał na tym, że działała w sposób tylko dla Usagi zauważalny, żeby ewentualnie móc z rywalki paranoiczną świruskę zrobić. Zaangażowanie Ann każdy dobrocią serca tłumaczył, co było tak naiwne, że Usagi o mdłości przyprawiało i jednocześnie tak nieprawdopodobne, że Usagi się parę razy dziennie w rękę szczypała.
,,Czy oni wszyscy do reszty zdurnieli?”- myślała po kolejnej sesji z gabinetu Rubeusa wychodząc.
Zdecydowała miejsca, w których jest Ann po prostu bez słowa opuszczać, co było rozwiązaniem kompletnie do jej charakteru nieprzystającym, lecz niestety jedynym gwałtownej reakcji zapobiegającym. Z takiego obrotu sprawy inny też mankament wynikał, a mianowicie zostawiała często ją i Diamonda samych. Bardzo się jej ich ,,randez vous” nie podobało, ale koniec końców stwierdziła, że mężowi ufa i nic ogólnie lepszego w takim impasie nie może zrobić. Jeśli zostałaby to próba chwili pewnie zbrojną szarżą by owocowała. Na coś takiego nie chciała jednak pozwolić, bo przecież Diamondowi zrównoważoną postawę obiecała. Teraz, kiedy wszystko zaczynało się dobrze układać nie mogła zwyczajnie zawalić. Tak więc język gryząc blondynka po prostu wychodziła, różne metody średniowiecznych tortur sobie przypominając, a Ann z Diamondem zostawała. Czy wcześniej czy później mu się ją zbyć udawało to Ann i tak triumfowała, bo jakby nie było to na swoim stawiała.
,,Sprytna jest…” – przyznawała nie raz w myślach Usagi.
Nie trzeba jednak mówić, że zarówno ,,spryt”, jak i pozostałe cechy panienki Reiter Usagi skrajnie denerwowały. Irytowało ją wszystko, od babcinych klamerek przy butach po zapięty na ostatni guzik kołnierzyk. Każde jej słowo, gest, fałszywy uśmiech i wrażenie tego, że z nią przegrywa białą gorączkę wywoływały. Ann ciągle tam, gdzie Diamond się pojawiała, a jeśli nie to do niego dzwoniła i to zawsze w najmniej odpowiednich momentach. Tak też było i teraz, kiedy wreszcie z pracy wrócili i myśleli, że chwilę dla siebie mieć będą.
- Kazałem wysłać papiery rozwodowe zanim przyjechałaś- powiedział zajmujący środkową część kanapy mężczyzna- Trzeba będzie je teraz podrzeć.
Kiedy to mówił Usagi buty ściągała, co jej trochę dłużej ze względu na niskie podbicie zajęło. Zanim jednak Diamond zdążył jej powolne ruchy przemyśleć to ona szła już do niego, bluzkę poprawiając. Zaraz jedno kolano na kanapie, obok biodra Diamonda wsparła, ręce jednocześnie wokół szyi białowłosego owijając. Drugą nogę zaś przerzuciła, skutkiem czego zaraz okrakiem siedziała, niewinnie spod wachlarzu długich rzęs spoglądając.
- I tak bym to zrobiła- mówiła składająca usta w dzióbek blondynka.
Diamond na te słowa się szelmowsko uśmiechnął i włosy za jej ucho zgarnął.
- Jak tam biologia?- pytał wolną rękę na tali Usagi kładąc.
Kąciki ust dziewczyny się delikatnie uniosły, a ona sama łobuzersko zerkając, dolną wargę przygryzła.
- Bardzo dobrze…- mówiła, silniej ciało w przód nachylając- Myślę, że nam sprzyja...
Niespodziewanie zadzwonił leżący obok telefon.
- Ale los najwyraźniej już chyba nie- dokończyła wściekle, prostująca plecy blondynka.
Momentalnie się obróciła, brzęczącej komórki Diamonda sięgając. Kiedy na ekran telefonu spojrzała miała wrażenie, że wie, co przed planowanym zabiciem znienawidzonej osoby czuje wobec swojej ofiary morderca.
- Pirania na linii – powiedziała z niesmakiem, telefon mężowi rzucając.
Ten złapał go sprawnie, również niezbyt szczęśliwie w wyświetlane ,,Ann” spoglądając. Kiedy odebrał Usagi się z jego kolan stoczyła, obok, normalnie już sobie siadając. Jasnowłosy w sumie szybko rozmowę skończył i, głęboko przy tym wzdychając, ręce za głową ułożył.
- Co jest?- pytała zaciekawiona jego reakcją blondynka.
Diamond raptem twarz ku żonie obrócił, jedną rękę spod włosów wysunął i nią właśnie Usagi do siebie przyciągnął tak, że głowę na jego nogach położyć musiała. Potem tą ręką ramię spokojnie leżącej dziewczyny objął.
- Ann mówi, że Ignacio nagle się zechciał wycofać i ma zamiar o tym jutro powiedzieć. Ona zaś dzwoniła, bo chciała dać nam szansę się jeszcze dzisiaj z nim porozumieć. Jutro do Stanów wylatuje i na ewentualne przekonywanie nie będziemy mieć czasu.
Usagi gwałtownie ciało uniosła i głowę w stronę Di odchyliła, wyrażającym powątpiewanie wzrokiem ku niemu patrząc.
- Tak, mi też tutaj coś nie pasuje…- przyznał poważnie wyglądający Diamond- I dlatego nie pozostaje nic innego, jak tylko tam jechać...
- Że gdzie? Do piranii? Teraz?- pytała znowu niespokojna blondynka.
no nie normalnie jak czytam o tej pirani to mi po prostu od razu ciśnienie się podnosi :( czy ten Di naprawdę jest aż tak ślepy że nie widzi co ona kombinuje a teraz niby ta nagła zmiana decyzji Ignaciego i że trzeba to teraz szybko załatwić przecież od razu widać że coś tu jest nie tak a Di pewnie na dodatek sam do niej pojedzie :( coś mi się zdaje że będę musiała porządnie się przygotować psychicznie na kolejny rozdział i aż się boję co się będzie działo ? czekam więc z sercem na ramieniu na ciąg dalszy i pozdrawiam :) fanka 12 :)))
OdpowiedzUsuńBędziesz musiała sobie twardo siąść ;) Ale to jeszcze nie teraz, bo narazie strajkuję ;)
UsuńPzdr cieplutko :)
no i spoko, jak trzeba jechać to trzeba. Ale Usagi niech jedzie z mężem, po co biedaczek ma się sam szwendać po nocy ;) Tą Ann trzeba pokonać jej własną bronią. Pozdrawiam Marta
OdpowiedzUsuńNo takie przystojniaki zdecydowanie nie powinny wychodzić same ;)
UsuńPzdr cieplutko :)
Ja też nadrabiam zaległości :)
OdpowiedzUsuńMiędzy Usagi a Di w końcu zaczęło się wszystko układać, więc to było do przewidzenia, że ruda pirania wkroczy do akcji. :-t Uhh jak ja nie cierpię takiego typu kobiet, które udają świętoszki a w rzeczywistości są gorsze niż te panienki z pod latarni. Muszę jednak przyznać, że ma dziewczyna wyczucie, potrafi przeszkodzić w najmniej odpowiednim momencie. Powinno się za to karać b-(
Swoją drogą, to ta cała sprawa z nagłym rozmyśleniem się Ignacia jest jakaś dziwna . Wszystko dogadane a on od tak by nagle zmienił zdanie :-? Oby Di się w porę zorientował, co knuje ta przebrzydła lisica.
A może ktoś jej przeszkodzi w planach wplątania Diamonda w romans, może np zazdrosna żona :))
Pozdrawiam :)
Ja też takich nie znoszę :P W ogóle dwulicowość sama z siebie jest skrajnie irytująca, a w takim wydaniu to już w ogóle :)
UsuńNic nie zdradzam :)
Pzdr cieplutko :)