poniedziałek, 23 marca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział LI


Zaskoczyło go to tak, że aż znieruchomiał. Tkwił chwilę, sztywno wyprostowany z  wyraźnie poszerzałymi oczami. Nie widział co myśleć. Doprawdy, dla niego, ta kobieta była interesująca.

- Tora-san?- usłyszał nagle swoje imię mężczyzna.

Obrócił się przez ramię w stronę, z której dobiegł go głos ciemnowłosej. Chiyo stała u wpół otwartych drzwi rozległego salonu. Tora zaś był dużo dalej, w głębi pomieszczenia, vis-a-vis ustawionej na środku sofy. Rozmawiał jeszcze z Usagi- że z Usagi, kobietą, którą widział dwa razy, a chciałby zdecydowanie więcej, oczywiście nie głosił. Niemniej kiedy narzeczoną przy wejściu spostrzegł to gestem uniesionej ręki pokazał, że sam zaraz do jadalni zejdzie. Chiyo zrozumiała i poszła, a Tora rozmowę ciągnął. Gdy skończył, obie ręce do kieszeni włożył. Z nieodgadnionym, enigmatycznym wyrazem twarzy ścianie naprzeciw się zaczął przyglądać. Raptem brwi opuścił, spojrzenie wyostrzył i powoli, powolutku kąciki warg sielsko uniósł. Tak wesół guzik marynarki zapiął i wyszedł, za Chiyo, do państwa Sakurai, którzy oczekiwali w jadalni swojej rezydencji na przedmieściach Kyoto.

Późnym popołudniem tego samego dnia Tora lądował już w Tokio. Wymówił się zawczasu wizytą u ojca, więc żadnych pretensji pod jego adresem nie było. Główny cel przylotu Tory do Tokio, w ogóle Japonii, stanowiła jednak Usagi. Mieli się spotkać pod pomnikiem Hachiko na stacji Schibuya. Usagi to zaproponowała bez namysłu, odruchowo- od takie przyzwyczajenie, bo wszyscy się tam umawiają. Tyle, że ona się tam pierwszy raz umówiła z Diamondem. Oh palące wspomnienie, ale trudno- słowo się rzekło, pod Hachiko to pod Hachiko.

Tora przyszedł pierwszy, Usagi tuż za nim. Miała włosy związane w kucyk, czyli całkiem inaczej niż zwykle, i zasłaniające pół twarzy, ciemne okulary. Tora, kiedy ją zobaczył to prychnął i się po swojemu uśmiechnął. Jej zaś na ten widok jakby zaczęło być lżej w środku. Z dziwnym uczuciem spokoju podeszła i przystanęła, nieco wyborem odpowiedniego sposobu witania strapiona. Nie była onieśmielona, nie Usagi, raczej skołowana, ale, że Tora, nim zdążyła powiedzieć ,,ohayo”, jej rękę chwycił to dalszego zastanawiania kompletnie oszczędził. Trzymając dłoń Usagi, w ukłonie zawisł i na twarz blondynki łobuzersko spojrzał.

- Czyżby słońce było dziś aż tak mocne, Usagi?- pytał z oczywistą ironią i wesołymi ognikami w oczach mężczyzna.

Na przekór wcześniejszym łkaniom i ogólnej beznadziejności Usagi się uśmiechnęła.

- Jeśli tak to nie zauważyłam- odparła, gdy jasnowłosy swoje usta, po szarmanckim pocałunku, od jej dłoni już cofnął.

Rękę blondynki niemniej wciąż trzymał. Na buzię dziewczyny przy tym ostentacyjnie patrzył, jak gdyby chciał przez okulary jej oczy dojrzeć. Koniec końców wolną dłoń uniósł, żeby zausznik chwycić, a wtedy Usagi rękę zerwała i w proteście, dłoń jasnowłosego do swojego policzka niechcący przyłożyła. Nagle, jakby impuls, wzdłuż ich ciał przeszedł. Poszerzyli oczy oboje, to było, niczym objawienie i gdy tak chwilę vis-a-vis stali, wpatrzeni z ujętymi dłońmi, czuli, ten prąd, który zaczął im się w różne strony ciała rozchodzić. Przerażona własnymi wrażeniami Usagi rękę cofnęła i głowę tak przechyliła, by Tora jej policzek puścił. Zrobił to, mało tego- puścił też drugą rękę Usagi i swoje dłonie do kieszeni wsadził. Akurat wtedy Usagi wzrok przechodzącej długowłosej spotkała. No i krzyżowy ogień spojrzeń miał miejsce: ona na Usagi, Usagi na nią, ona na Torę, Tora na nią, Tora na Usagi, Usagi na Torę, a kobieta poszła.

- Znasz ją?- pytał sucho mężczyzna.

Usagi przepraszający za wcześniej uśmiech na twarz przywołała.

- Z widzenia- odparła nadzwyczaj łagodnie dziewczyna.

- A ona Ciebie?- drążył, niby obojętnie Tora.

- Z widzenia- powtórzyła równie spokojnie Usagi, chociaż przez moment, sekundę, jasnowłosy błysk nienawiści w jej oku widział.

Patrzył więc teraz podejrzliwie na nią, i to patrzył tak, jak patrzyłby Diamond. W Usagi aż drgnęło. Mężczyzna to zauważył i się odezwał, krok do przodu, ku Usagi robiąc.

- Idziemy gdzieś na kawę? Herbatę, sake, szampana? Okonomiyaki?

Stał blisko, a ciepło, które od niego promieniowało przyciągało ją z wielką mocą.

- Właściwie…- zaczęła po słowie westchnąwszy- Chciałam Ci tylko podziękować i oddać pieniądze.

Usagi mówiła niezwykle trzeźwo, jak na kotłujące się w jej głowie myśli.

-  Daj spokój Usagi- odparł z przekąsem mężczyzna - Wiesz, że nie przyjechałem po to do Tokio, a Ty nie po to tu do mnie przyszłaś.

Usagi ciało na te słowa gwałtownie wyprostowała. Taka bezpośredniość, tak- nie mogła się nie uśmiechnąć po raz kolejny dnia dzisiejszego. Być może przed snem pozwoli rozpaczy jeszcze zawładnąć umysłem. Ale nie teraz, teraz ma swojego Di, Di bez Ann i Mamoru, Di bez problemów z teraźniejszości i przeszłości.

środa, 18 marca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział L


Było bardzo późno, kiedy Usagi leżała na łóżku w swoim pokoju w Tokio. Urządziła sobie wcześniej przemyślną kąpiel enzymatyczną, ale stanu spokoju umysłu nie osiągnęła. Generalnie to już dawno stwierdziła, że urodziła się chyba nie w tym kraju co trzeba. Te wszystkie japońskie rytuały wychodziły jej dosłownie bokiem, a o stanowisku względem piastujących ważne funkcje kobiet nawet myśleć nie chciała. Rzuciła się więc tuż po kąpieli na kołdrę i z jedną ręką pod głową, a drugą przy telefonie, wzdłuż ciała, zaległa. Stopy wokół kostek skrzyżowane trzymała, a nieokryte niczym do linii pośladków nogi, gołe pozostawały. Dzień był wykańczający, bo spotkała mnóstwo ludzi, z Mamoru włącznie, a buzia ją od tłumaczeń bolała. Nie powiedziała jednak wszystkiego nikomu, ale i tak kwestie osobiste za odhaczone uznała. No, prawie, bo nie wiedziała, jak telefon zwrotny do Tory klasyfikować. Myślała nawet, żeby porozmawiać z nim teraz. W Londynie było przecież wcześniej, mogła zadzwonić i mieć sprawę z głowy. Jeszcze tylko Usagi osoby czwartej, ba, piątej jeśli Mamoru liczyć, do tej Sodomy brakowało. Pomysł wyglądał dobrze, ale Usagi konieczność obdzwonienia Diamonda raptem odczuła. Tak dla samej siebie, żeby uspokoić wyrzuty z Torą związane. Zadzwoniła więc do męża w Londynie.

I to, kogo plus co usłyszała było, niczym piorun z jasnego nieba. Blondynka poczuła nagle, jak się jej zawartość żołądka kilkakrotnie przewraca. Zimny dreszcz przebiegł ją od góry po kręgosłupie i jako uczucie chłodu wewnątrz ciała pozostał. Do tego dziewczyna osłupiała zupełnie, osłupienie jej gardło związało i się do Ann nie odezwała. Ann połączenie przerwała, a Usagi, z telefonem w ręku i poszerzonymi oczyma zastygła. Sugestywny obraz jej świat przysłonił i dopiero po chwili, nieśpiesznie zaczęła umysłowo i fizycznie wracać. Kiedy wróciła, dla odmiany, skoczyła przed siebie jak spłoszona łania. Kręciła się wokół sypialni, rzeczy z miejsca na miejsce przekładając. Nie mogła usiąść, musiała coś robić, żeby we wściekły obłęd nie popaść. Kiedy tak się z elementami dekoracyjnymi miotała to zdjęcie swoje i Diamonda z szuflady wyciągła. Przypomniała sobie, że dawno temu, po jakiejś kłótni, je do szuflady schowała. Trzymając fotografię teraz, absurd w nią z nową mocą uderzył. To było zbyt okropne, by być możliwe.

,,Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe”- powtarzała w myślach blondynka- ,,Niemożliwe, żeby się wszystko tak przeciw nam sprzysięgło. Wykluczone!”

A jednak…

Usagi chwyciła zostawiony na kołdrze telefon. Dolną wargę przygryzła, podbródek zniżyła. Lewą ręką nerwowo włosy za ucho zgarnęła, a prawą na nowo numer wybrała. Nim jednak połączenie nawiązało Usagi się rozmyśliła i je anulowała.

,,To on powinien zadzwonić do mnie i powiedzieć, że się z nią widział. Nawet jeśli Ann zmyśla… nie, nie nawet. Ann zmyśla…. tak, Ann musi zmyślać. W każdym razie, jeśli do niego przyszła i cichaczem mu telefon wykradła to kiedy wyjdzie, Di powinien zadzwonić”- dumała, samej zaraz swojej wypowiedzi przyświadczając- ,,Tak, Di powinien zadzwonić i mi powiedzieć, że się z nią widział. Poczekam”

Usiadła więc na brzegu kanapy, próbując uspokoić krzyczące w jej głowie myśli. Mimo tych wysiłków, oddychała z trudem. Bała się. Wbrew temu do czego siebie przekonywała to bała się, że Ann tym razem nie zmyśla. Chciała oczywiście w tą wersję wierzyć, ale widziała tu pewną irracjonalność, która teorię ,,zmyśla” mocno dewaluowała.

,,No bo po co?”- Usagi się zastanawiała- ,,Przecież takie kłamstwo od razu by wyszło…”

Nie miała już sił. Wszystkie fakty, zachowania, zdarzenia, zbiegi okoliczności były przeciwko niej. A Ann… Ann najgorszego życzyła, ale gdyby Ann była z Di w ciąży…

,,A niech Cię, Ann Reiter…”- myślała i na łóżko, plecami padła.

Dzięki temu, że minionego dnia się śmiertelnie zmęczyła, zasnęła, przerażona i wściekła. Obudziło ją wdzierające się między liście miłorzębu za oknem słońce. Kiedy otworzyła oczy, zadrżała. Padła w nocy jak długa, bez kołdry, którą się teraz porządnie otuliła. Zaraz jednak znowu ciałem wzdrygnęła, tyle, że nie z zimna, a na wspomnienie słów rudowłosej. Liczyła sercem, przeciwko podszeptom głowy, że się wszystko jakoś w końcu ułoży. Były to niemniej pobożne życzenia.

- Kiedy wyniki?- pytała trzęsącym się głosem Usagi, bo Diamond chwilę później zadzwonił.

-Żądałem badania ekspresowego, czyli do 48 h od momentu złożenia próbek. Więc za jakieś 40…- przerwał, a cisza między nimi zapadła.

- Usa, nawet jeśli…- kontynuował, bardziej żywiołowo mężczyzna.

- Nie, Di- odparła rozpaczliwie, lecz stanowczo Usagi, kiedy łzy po jej policzkach ściekały- Daj znać, jak będziesz wiedział.

I się rozłączyła, a Diamond zwyczajnie zastygł. Po otrzeźwieniu komórkę odłożył, miejsce na kanapie zajął i twarz w dłoniach ukrył. Usagi, która podczas rozmowy też stała, na ziemię się osunęła. Nie wiedziała co robić, płakała, jak nigdy, bo czuła, że to już koniec. Innymi słowy miała nieodparte wrażenie, że się ich związek właśnie ostatecznie rozpadł. Z minuty na minutę jednak mniej łez wylewała i kiedy po godzinie zadzwonił telefon to mogła już z człowiekiem  rozmawiać- a przynajmniej tak myślała. Nostalgicznie więc na ekran zerknęła, głęboki wdech powietrza wzięła i wierzchem dłoni policzki przetarła.

- Tak, słucham?- powiedziała niepewnie dziewczyna.

Usiadła jednocześnie na łóżku i zgięła wciąż gołe nogi.

- Miałaś zadzwonić…- usłyszała po chwili głos, który brzmiał nieco szorstko.

Poznała go momentalnie.

- Przepraszam, ja…- zaczęła i rozpłakała się nagle żałośnie.

Tego się sama po sobie nie spodziewała. 

środa, 11 marca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLIX


Wedle planu Ann krew miała zostać błyskawicznie zbadana, a pobrany w ten sposób materiał, do istniejącego już profilu genetycznego włączony. Mniemany profil genetyczny był jednak pod danymi Geralda Walkera, Anglika, lat 23, z jego prawdziwym DNA założony. Działanie musiało więc na wymianie DNA w bazie polegać. Ekstrakcja z próbek dostarczonych przez Ann nie była do dnia następnego, kiedy to Diamond sam miał materiał oddać, możliwa. Niemniej pracę zaczęto szybko i Ann się ,,swojego” wyniku przed oficjalnym wynikiem Di spodziewała. Oficjalny wynik Di obok nazwiska Walkera wg planu lądował. Do tego próbkę, którą wedle zapatrywań Ann Diamond powinien dzień później złożyć, należało również szczególną opieką otoczyć, a konkretniej dane Walkera na nią wprowadzić tak, żeby się wszystko z podmienionym profilem genetycznym zgadzało. Nie mogło jednak brakować próbki Diamonda, który ją przecież legalnie do badania oddał. Dlatego trzeba było prawdziwej próbki Geralda Walkera. Tak się składało, że robiący interesy z Ann lekarz był stałym bywalcem Walkerów w charakterze służbowym. Gerald bowiem chorował od urodzenia i bezbolesne pobranie wymazu z policzka pacjenta nie stwarzało żadnych trudności. Lekarz zrobił więc swoje i czekał, aż Ann da mu znać, które laboratorium odwiedzi. Pan doktor nie działał bowiem sam, był bardzo socjalny i lubił współpracę. Dzięki współpracy właśnie miał wejścia w każdym laboratorium w Londynie. Ann nie musiała się więc martwić, gdzie Diamond zechce ich próbki przesłać, bo, co do tego, że jej sugestii nie posłucha, wątpliwości nie miała. Teraz zostało jej więc tylko siedzieć i czekać, aż białowłosy zadzwoni albo przyjedzie.

Przyjechał. Kiedy z wnętrza domu Ann zobaczyła, że samochód Diamonda obok werandy stanął to jakby blask zaczął bić jej od środka. Chwilę później rozległ się dzwonek, a Ann, podekscytowana ruszyła otworzyć. Biegnąć do drzwi jeszcze, na sekundę, przed lustrem stanęła, włosy poprawiła i zaraz, radosna jasnowłosemu otwarła. Jasnowłosy stał nonszalancko wsparty o framugę, z ułożonymi w kieszeniach spodni rękoma. Widząc Ann ciało wyprostował i bez przywitania, słowa, uśmiechu wszedł do środka. Ann ten nietakt mimo uszu puściła, drzwi za nim zamknęła i przodem do jego pleców stanęła. On wtedy odwrócił się i spojrzał wprost na nią. Był spokojniejszy niż wczoraj i dlatego powoli, dyplomatycznie, ale też chłodno i z dystansem mówić do Ann zaczął.

- Oddamy próbki, ale bez żadnego wysyłania pocztą, tylko osobiście. Zbieraj się.

Rudowłosa zerknęła na niego uważnie, rozwlekle i być może trochę zaczepnie, bo złość gwałtownie w jego oczach mignęła.

- Znam pewne rzetelne laboratorium- mówiła, chwilę nawet spojrzeniem mężczyzny przestraszona dziewczyna- Możemy…

Nie skończyła jednak, bo Diamond brwi zmarszczył i dla odmiany, z namysłem się jej przyglądać zaczął.

- Znajomy lekarz polecił mi już kogoś i tylko do tego kogoś pójdziemy- wyjaśnił lodowato mężczyzna.

Rzeczywiście polecił. Kiedy Diamond zadzwonił rano mówił: ,,Badanie DNA? Nie jestem genetykiem Diamond. Przykro mi. Możesz zrobić test w różnych laboratoriach. Jeśli chcesz to znam kogoś w DNA Diagnostic Center”

Po chwili ciszy Ann ,,ok.” przymilnym, słodkim jak miód głosem powiedziała.

Nie minęła godzina, a już do DNA Diagnostic Center dojeżdżali. Ann znała Londyn  gruntownie i wiedziała, że teraz, na tej trasie jest tylko jedno miejsce możliwe. Wyciągnęła więc jakby od niechcenia telefon i sms-a napisała. Był jednak tak krótki, bo trzyliterowy i ciężko było myśleć, że w tym czasie coś rzeczywiście wysłała. Mimo to Diamond kątem oka jej zachowanie śledził. Koniec końców nic nie powiedział i prowadził samochód dalej. Ann z kolei komórkę schowała i przy głośnym westchnięciu głowę prosto na oparciu siedzenia ułożyła. Zaraz jednak twarz w bok przekręciła i z łagodnym uśmiechem się odezwała.

- Powiesz mi wreszcie dokąd jedziemy?

Niemniej Diamond jak skała milczał i jedynce co w odpowiedzi zrobił to gwałtownie skręcił. Kiedy do celu wreszcie z Ann dotarł, szybko właściwy gabinet znaleźli. Siedzieli w nim przy biurku, naprzeciw znajomego znajomego Diamonda, który akurat im różne kwestie wyjaśniał.

- Tak, test potwierdza ojcostwo z niemal stuprocentowa pewnością…

- Nie, może to być nawet szczoteczka…

- Tak, pobieramy płyn owodniowy z łożyska…

Gdy tak mówił to znudzona Ann świecący ekran telefonu między kurtkami na wieszaku zauważyła. Niby oboje z Diamonem dźwięk wcześniej wyłączyli, ale aktywny wyświetlacz komórki było przez cienki materiał czasami widać. Spostrzegłszy to Ann przeprosiła, wstała, pisnąwszy kręconym krzesłem i do wieszaka podeszła. Okazało się, że dzwonił telefon Diamonda, nie jej, ale dzwoniła Usagi.

,,Perfect timing”- pomyślała i cichaczem, żeby odebrać wyszła.

- Di jest zajęty, rozmawia właśnie z lekarzem- mówiła do telefonu dziewczyna- Jestem w ciąży. Będziemy robić test na ojcostwo, ale to tylko formalność, bo naprawdę- noszę dziecko Twojego męża.

Słysząc satysfakcjonujące milczenie rudowłosa jeszcze dodała.

- Chyba nie wierzysz, żebym na test pozwoliła, nie będąc pewna, czy dziecko jest jego.

Po czym się rozłączyła i połączenie w telefonie zlikwidowała.

środa, 4 marca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLVIII


Plan był świetny, plan był doskonały i choćby miała kamienie tłuc to plan musiał się udać.

- Chyba nic nie poradzę- mówiła, wolno idąc z łazienki kobieta.

Mankiet rękawa jednocześnie podwinęła, tak żeby splamiony fragment płaszcza zasłonić. Dla równowagi z drugim zrobiła to samo, cały czas na pewną odległość od Diamonda stojąc. Nie patrzyła ku niemu, a on, na odwrót- wpatrywał się w nią i wpatrywał, gdy tak nerwowo dłońmi ruszała. Koniec końców przestała materiał wokół nadgarstków układać i zamiast bliżej mężczyzny podejść, zaczęła ostrożnie się ku drzwiom wycofywać.

- Myślę, że powinnam już iść…- szepnęła, głowę niepewnie unosząc dziewczyna.

Na te słowa Diamond z miejsca gwałtownie ruszył, wylękłej Ann dopadł i za rękaw ją porządnie chwycił.

- Nigdzie nie idziesz- zaczął, prosto w oczy rudowłosej patrząc mężczyzna- Tylko wszystko ładnie mi opowiadasz. Pomiń bzdury o dziecku, bo naprawdę, mam dość kłamstw, które moje życie rujnują…

Ann się wtedy szarpnęła, ale bez większego skutku. Była fizycznie słaba, tego akurat nie grała, a Diamond trzymał ją naprawdę mocno. Innymi słowy, po tym dalej w jego uchwycie trwała.

- To nie bzdury! Wracałam właśnie od lekarza i…- przerwała, krzyk na łagodną rezygnację zmieniając- I… I zwyczajnie pomyślałam…

Wyczuła, że Diamond uścisk zwalnia i na nowo, tym razem z powodzeniem ręką targnęła.

- Zresztą i tak wiedziałam co sobie pomyślisz- kontynuowała , wolną dłonią obolałe miejsce masując -Kłamie, oszukuje, chce rozbić moje małżeństwo. Nie spodziewałam się, że uwierzysz. I rozumiem, bo na logikę to czemu byś miał i dlatego…

W tym momencie lewą dłoń z ramienia do kieszeni płaszcza przeniosła.

- Dlatego przyniosłam to…- powiedziała i małego pudełeczka wstydliwie dobyła- Lekarz doradził, nie chciałam. To dla mnie krępujące, ale chyba jednak konieczne. Bazuje na pobraniu wymazu z policzka…

Mówiła to wszystko wzrok spuszczony trzymając.

- Zadzwoń, przyjedź, napisz… Cokolwiek, kiedy się zdecydujesz- dodała, krok w tył robiąc dziewczyna.

Tym razem Diamond jej nie zatrzymał i wyszła, hallem na zewnątrz, do stojącego przez budynkiem auta. Usiadła z tyłu i od razu kopertę wyciągła. Chwyciła czarnego parkera i drukowanymi literami przy odwrocie w jednej linii napisała: Diamond Kentaro, Gerald Walker. Między nimi jeszcze dwie, przeciwne strzałki zrobiła.

- Cedrik- rzuciła, długopis w tym czasie zamykając- Zawieź to szybko do laboratorium, wiesz gdzie. I powiesz, że jest ode mnie.

Ann kopertę szoferowi dała i zaraz jeszcze jedną, z między siedzeń wyjęła.

-Ją też przekaż ze słowami ,,Tak jak się umawialiśmy, reszta po fakcie”. Załatw to, a ja wrócę sama

Cedrik najpierw zapisaną, a potem czystą kopertę chwycił i tak przechylony do tyłu, na pracodawczynię patrzył.

-Ale panienko…- zaoponował.

- W porządku Cedrik- odparła mu i okiem mrugnęła.

Wysiadła, Cedrik odjechał, a ona szła, sięgając do drugiej, nie tej z której pudełeczko wyciągła, kieszeni po zapalniczkę. Była zadowolona, oj bardzo- praktycznie własnym światłem świeciła, bo do tej pory wszystko się układało. Kobieta popatrzyła więc z zadowoleniem przed siebie. Nad Tamizą stali jacyś ludzie i robili pamiątkowe zdjęcia. Bardzo głośna była pewna dziewczynka, która uwagę Ann zwróciła. Rudowłosa się na ten widok cynicznie uśmiechnęła i mocno papierosem zaciągła.

,,Ciekawe czy będziemy mieć dziewczynkę, Di…”- myślała z głęboka satysfakcją i poczuciem zwycięstwa kobieta.

Tymczasem Di stał wsparty o ścianę, śmiertelnie blady i patrzył w napis ,,Badanie DNA” bez słowa. Znowu wyglądał, jakby go ktoś, dopiero co, czymś ciężkim walnął. Kiedy wreszcie się ruszył to podszedł do kanapy, usiadł i zatopił we włosach trzymane na stoliku ręce. Jakiś czas siedział zamarłe, jak sfinks na pustyni. Potem drgnął, jeszcze raz w trzymane pudełeczko zerknął, siarczyście przeklął i opakowaniem rzucił. Z wściekłej bezsilności zaczął się po apartamencie miotać. Nie mógł, dla odmiany w jednym miejscu pozostać. Przechodził z salonu do łazienki, kuchni, sypialni. Podnosił się, siadał, zatrzymywał i ruszał. Tak ożywionego zastał go Rubeus. Rubeus omówił z Diamondem problem pokrótce. Zresztą wobec tyle niewiadomych nie było się za bardzo jak wgłębiać. Do tego Ann dała test Diamodowi. Fakt beznadziejny, bo jeśli kłamała to przecież czemu z tym badaniem DNA od siebie wyszła. Rubeus westchnął i oczy ku podłodze skierował. Zajmował fotel naprzeciwko stojącego Diamonda i milczał. Po dłuższej chwili sięgnął do kieszeni spodni i okazaną paczkę papierosów w stronę jasnowłosego wyciągnął.

- Dalej palisz?- pytał Diamond.

- A Ty dalej nie?- w odpowiedzi niebawem usłyszał.

Zapalili, a Diamond vis-a-vis przyjaciela usiadł. Oparł tył głowy na kanapie i zamknął swoje fioletowe oczy. Rubeus zaś się w jeden punkt z nabożnym skupieniem wpatrywał.

- Kłamie, nie kłamie, Twoje, nie Twoje, zrób ten test…- ostatecznie poradził ognistowłosy.


Translate