czwartek, 25 grudnia 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XL


Na dźwięk przymykanych drzwi jasnowłosy zamarł. Niebawem jednak kartę co żywo chwycił i apartament możliwie śpiesznie opuścił. Windy, o złośliwa chwilo, na dół akurat jechały, a ludzi w hallu się jak mrówek roiło. Kiedy więc wreszcie wyjścia białowłosy dopadł to zobaczył otwierającą drzwi taksówki Usagi. Była ileśtam metrów przed nim i dlatego Diamond za nią po prostu krzyknął. Słysząc swoje imię blondynka gwałtownie się obróciła i centralnie na męża z oddali spojrzała. Patrzyli sobie w twarze przez moment, aż do chwili, gdy Usagi połączenie wzrokowe przerwała, tylne siedzenie londyńskiej taksówki zajęła i niewiadomo gdzie nią odjechała. Pierwszym ruchem Diamonda było sięgnięcie do kieszeni spodni po telefon, ale kiedy na zbyt płaską powierzchnię materiału palcami trafił to przeklął i szybkim krokiem ku swojemu apartamentowi zawrócił. Leżącą, jak się okazało, między poduchami w salonie komórkę złapał i dzwonić od razu, dość intensywnie i bezskutecznie rozpoczął. Nieudanymi próbami połączenia zrezygnowany, ad extremum na kanapie usiadł.

- To nie może się tak skończyć…- mówił, a ostre światło lampy jego zgasłą twarz spowijało.

Kiedy przed paroma laty brał ślub z Usagi to wiedział, jakie są jej uczucia względem Mamoru. Już jako nastolatka za nim latała, ale on jej miłość odrzucił. Ożenił się z Ami i ożenił się młodo, wręcz za młodo, jak na mężczyznę, a właściwie to chłopca, bo tak można określić osiemnastoletniego wówczas Mamoru. Usagi była obrażona zbyt krótko, żeby zdążyć przestać się wokół żonatego już Mamoru kręcić. Mamoru z kolei coś do Usagi czuł i chociaż Ami o tym wiedziała to głupią wciąż udawała. Przeciwnie gosposia, stara Kazuko, która w ogóle mało kogo lubiała, a Usagi to już poza wszelką wątpliwość na szczycie czarnej listy widniała.Otóż ta stara Kazuko była dla Usagi udręką. Usagi w niesmaczny żart jej słowa więc obracała, chociaż szczerze to wyssanego z palca kłamstwa się zarzucić Kazuko nie dało. Niemniej wbrew temu, nic poważniejszego między Usagi i Mamoru w owym czasie nie było. Ale to nie dlatego, że Usagi nie chciała, albo nie dlatego, że Mamoru nie chciał. To dlatego, że Mamoru się po prostu bał. A Usagi? Usagi się nie bała. I chociaż z Ami ją przyjaźń wiązała to była ona od jej samolubności słabsza. Usagi chciała mieć Mamoru i już. Choćby skały srały, a mury pękały on miał być jej i nie szło przegadać, że są zbyt różni. Pasowali, jak zdechła krowa do złoconej karety, ale Usagi tego nie zauważała, nie zauważała, że w gruncie rzeczy Mamoru i Ami tworzą naprawdę udany związek, a tym, który został dla niej stworzony jest Diamond. Diamond cierpliwie czekał, aż Usagi sobie Mamoru z głowy wybije. W międzyczasie jednak inni kolesie zaczęli się przy boku Usagi pojawiać i trzeba było taktykę podboju serca dziewczyny zmienić. Di postanowił więc zaryzykować, o rękę Usagi poprosić i zamiast przed, to po ślubie obraz Mamoru stopniowo bledzić. Bóg mu świadkiem, że robił wszystko, co w jego mocy, ale Usagi i tak obraz cudownej, namiętnej miłości do Mamoru pielęgnowała. Efektem tego, po paru latach zaczął czuć się, jak gdyby wrócił z wojny na tarczy. Stwierdził jednak, że nie może dać poznać swoich lęków, bo jeśli Usagi słabość u niego zobaczy to zechce jego ślepą miłość wyzyskać. I zawsze, wszędzie prześladował go Chiba. Nie mógł czasami nawet siedzieć z Usagi przy stole, bo wiedział, że chciałaby, aby nie on, tylko Mamoru zajmował obok niej miejsce. Kiedy zaś leżeli w łóżku wieczorem miał wrażenie, jakby było ich troje. Doprowadzało to do obłędu i wkrótce zaczęli się kłócić, a ostatnimi czasy spać nawet w różnych częściach przecież wspólnego domu. Diamond czuł, że poległ, przecenił swoje możliwości, źle postąpił, biorąc ślub z Usagi. Nie spodziewał się jednak, iż ona, ośmielona ich słabnącą relacją zacznie na ,,randki” wychodzić. Nigdy wcześniej nie drążył: ,,gdzie idziesz?”, ,,z kim idziesz?”, ale głupi nie był i swoje rozumiał. Zapytał w zasadzie raz, pamiętnego wieczoru i kiedy w odpowiedzi usłyszał ,,babski wieczór” to wiedział, że Usagi kłamie. Gnany jakimś samobójczym odruchem postanowił ją śledzić aż za drzwi restauracji. Tam, pośród tłumu znajomych zastał Usagi i Mamoru, trzymających się czule i ślepo w swoje oczy wpatrzonych. Wtedy szala goryczy została przelana. Diamond był nie tylko do najgłębszych zakamarków serca tym widokiem tknięty, oszukany, samotny, zdradzony, lecz również silnie upokorzony. Jego honor Usagi potraktowała, jak ścierkę, o którą może sobie wytrzeć zabłocone buty. Przecież troszczył się, opiekował, kochał, rozumiał, psuł, pieścił i na wszystko pozwalał, a ona te starania olała, zdeptała jego miłość i dumę i sam nie wie, co jako pierwsze. Strasznie go zachowanie Usagi bolało i kiedy, już w nocy mówiła ,,nie dotykaj mnie” to zaczął sobie wyobrażać, jak Mamoru ją subtelnie pieści. Ale on nie mógł. Była jego żoną i on, jej mąż nie mógł. A Chiba mógł. Zdecydował Usagi pokazać, że jednak może. Ona z kolei nagle się opierać przestała, ale i tak, mimo wszystkiego, dnia następnego był swoim brakiem kontroli zażenowany. Planowany z samego rana wyjazd wypadł więc idealnie. Inaczej, kłębiące się w nim uczucia chyba by go udusiły. Tymczasem  uspokoił zszargane nerwy i odciąganą decyzję o rozwodzie podjął. W ogóle to myślał, że Usagi się z tego faktu ucieszy. Niby widmo utraty pieniędzy i pracy na przeszkodzie jej szczęściu stawało, ale przecież bez ogródek powiedział: ,,Zostawię Ci dom i firmę”. Nie miała potrzeby prowadzić już gierek, ani kompilacji kłamstw komponować. Mogła być wreszcie z Mamoru i nie rozumiał, czemu się zgodzić na rozwód w takiej sytuacji nie chce. Przychodziło mu do głowy tylko, że Mamoru brakuje odwagi na oficjalnie rozstanie z Ami. Wtedy bowiem rozwód dla Usagi nic poza destabilizacją nie wnosił. Tak sobie to tłumaczył, ale serce jeszcze inną rzecz mu podpowiadało. Rozum, trzeźwe myślenie i chłodna kalkulacja wydobyć się nadziei  jednak nie pozwalały. Niemniej, gdy wkrótce żonę w Londynie zobaczył wyraźnie poczuł, jak ufność się z wolna na stwardziałą powierzchnię przebija. Mówił wcześniej, że decyzji o rozwodzie nie zmieni. Choćby co nie robiła, choćby co nie mówiła i choćby jak go urokiem nie omotała to miał przy swoim pozostać. Nie został, złamał się. Ten stanowczy odnośnie interesów i innych ludzi mężczyzna pierwszy raz w życiu się złamał. I po tym zaczęło być pięknie, widocznie aż zbytnio pięknie, bo raptem ktoś inny, niż Mamoru cień na ich życiu położył.

,,Ann”- pomyślał i wstał gwałtownie, a fragment tłuczonego szkła zachrzęścił pod jego butami.

czwartek, 11 grudnia 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXIX


- Znam Cię chwilę Usagi…- zaczął mówić jasnowłosy- Dosłownie chwilę, a już zainteresowałaś mnie, jak nikt inny.

Na to wyznanie dziewczyna ręce pod biustem złożyła i wygodne się w fotelu rozsiadła.

- Doprawdy?- ironicznie pytała, kąciki ust pobłażliwie unosząc blondynka.

Niemniej jej uśmiech stopniowo znikał. Działo się to pod wpływem spojrzenia Tory, który najwyraźniej grzecznym chłopcem nie był. Satysfakcja, ignorancja, bezczelność w oczy Usagi aż kuły. Poczuła się nawet, jak gdyby siedziała tutaj, przy stole, naga. Nie było to jednak, o dziwo dla niej, nieswoje. Tą pewność siebie, wyraźną siłę i brak uniżoności doskonale rozpoznawała. W ten sposób zachowywał się Di.

- Owszem, bo widzisz… - przyznał  wreszcie Tora- Po pierwsze,  nie jest to nasze jedyne spotkanie…

Raptem na twarzy Usagi drgnęło jakby zaciekawienie.

- Tzn. ja Cię po prostu już wcześniej widziałem- skorygował i lampkę szampana, żeby się napić wychylił.

Potem ciało do stolika przysunął, szklankę odłożył, łokcie na blacie oparł i dłonie ze sobą w splocie palców połączył.

- Powiedziano mi, że nazywasz się Berthier, Berthier Ayakashi, a Ty… jesteś Usagi, podobno…

Ręce dziewczyny bezwładnie opadły, oczy poszerzały, twarz lekko zbladła.  Przestraszyła się, nie wiedzieć czemu, ale zaraz pierwsze wrażenie minęło i  krew na jej policzki wstąpiła. Tak trochę podczerwieniona w stronę jasnowłosego tułów nachyliła i przez zaciśnięte zęby do niego syknęła.

- Śledziłeś mnie?- pytała, brakiem natychmiastowej odpowiedzi dodatkowo zirytowana blondynka.

Przyszedł jednak kelner i istne dzieło sztuki przed nią, na stoliku postawił. Uznanie dla jedzeniowej kompozycji jej uwagę od zadanego pytania odciągło. Niemniej Tora akurat zdecydował się to, co blondynka chciała usłyszeć powiedzieć.

- Nie, nie śledziłem Cię. Spytałem tylko o Twoje imię na recepcji hotelu, w którym się minęliśmy. I co wtedy usłyszałem? Berthier. A co mnie teraz, kiedy, wiem, że masz na imię Usagi ciekawi? Czemu podałaś fałszywe nazwisko. Po drugie…- mówił widząc, jak Usagi więcej powietrza, aby skomentować jego słowa nabiera- bez problemu darowałaś sobie zwyczajowy formalizm i po imieniu mi mówić zaczęłaś. Wśród Japończyków takie zachowanie jest bardzo rzadkie. Chociaż sam pochodzę z Osaki to żyję w Anglii już długo i brak utrudniającego relację konwencjonalizmu sobie wyjątkowo cenię.

- Moja narzeczona..- przerwał, żeby wymownie westchnąć- ciągle mi Tora-san mówi. Nawet nie Tora-kun, tylko Tora-san. To strasznie irytujące… W końcu jesteśmy zaręczeni, do cholery. A kiedy jej zwrócę uwagę to się czerwieni i mówi, że jeszcze nie przywykła opuszczać form grzecznościowych… Beznadzieja…

- Twoja narzeczona?- powtórzyła skrajnie zdziwiona blondynka.

Momentalnie łokieć o blat niezajętej powierzchni stolika wsparła, głowę nieco przechyliła  i spodem dłoni oczy zakryła.

- Tak- odparł, jak gdyby nigdy nic blondyn i ciało do wygodnej pozycji cofnął.

Ręce rozplótł, by komfortowo zgięte przedramiona na podłokietnikach fotela ułożyć. Wcześniej jeszcze oczywiście szampan prawą dłonią chwycił.

- I co- szepnęła konspiracyjnie, rękę z twarzy ściągając blondynka- jeśli Twoja narzeczona dowie się, że tak sobie ze mną  siedzisz. Przecież Cię tu wszyscy chyba doskonale znają…

Kąciki ust Tory uniosły się w niemym, lecz wyraźnym zadowoleniu.

- Czyżbyś brała to za coś więcej, niż tylko zwykły posiłek Usagi?- dobiegło jej uszu pytanie.

Słysząc je, znowu, ale trochę inaczej, poczerwieniała i wzrokiem ku jedzeniu uciekła.

- W żadnym wypadku…- powiedziała, udając oburzenie dziewczyna- Jedzmy…

- Po trzecie…- mówił, jej wezwanie ignorując mężczyzna- Po trzecie, dlaczego mnie tak ciekawisz rzecz jasna, bo wspomniana wcześniej nietypowość była druga… Po trzecie, jesteś silną kobietą Usagi. Siedziałaś tam, przed budynkiem, w zimnie- taka odwalona laska i było widać, że naprawdę myślisz o czymś poważnym. Ale nie przedstawiałaś obrazu nędzy i rozpaczy, nie grałaś męczennicy, kiedy Cię zaczepiłem, ani nie płakałaś w rękaw. Fakt faktem, moja pocieszająca aura pewnie jakieś znaczenie miała, ale…

- Ale, to jesteś zarozumiały- przerwała mu delektująca się posiłkiem blondynka- Gdyby mi głód nóg nie paraliżował to bym już dawno Twoje towarzystwo opuściła…

- I gdzie byś poszła, Usagi?- skomentował szczerze rozbawiony jej reakcją jasnowłosy.

Ta zaś morderczy wzrok znad talerza podniosła.

- No co?- pytał wzruszający ramionami Tora- Po prostu wyglądasz na kogoś, kto nie chce do siebie wracać.

Usagi gwałtownie powietrze wypuściła, a sztywno trzymająca widelec z sałatą ręka się rozluźniła i na brzeg talerza opadła.

- Masz rację- odparła, zrezygnowana blondynka- Możesz mi jakiś hotel w okolicy polecić?

sobota, 6 grudnia 2014


KRYSZTAŁ


Pierwszy raz miał do czynienia z osobą, której śmiałość równała się jego temperamentowi. Ta połączona z archetypową kobiecością siła niesamowicie go pociągała, zniewalała, omamiała. Zrobiłby dla Serenity wszystko, a jedyne czego się bał to, że pewnego dnia może ją bezpowrotnie utracić. Niemniej póki co stała tu przed nim i o niewygodne kwestie pytała. Determinacja w jej oczach go niby przerażała, ale z drugiej strony też dumą napawała. Uśmiechnął się więc delikatnie i włosy z twarzy blondynki zgarnął. Ta zaś pod jego dotykiem ciało rozluźniła. Momentalnie jednak drgnęła, bo Diamond zaczął ustami wzdłuż jej szyi przesuwać. Serenity odruchowo jedną dłoń na ramieniu mu położyła, a drugą w białych włosach zatopiła. On wtedy ku jej wargom wrócił i łapczywie je pocałował, a ona, kiedy swoje usta rozchyliła, ogromne pragnienie poczuła. To uczucie oszałamiało i zawroty głowy wywoływało. Póki jednak resztki świadomości miała to sobie przypomniała, że przecież ważne pytanie zadała- pytanie, które dotyczy ich wszystkich. Poczuła więc moc, aby dać się radę oderwać. Kiedy tak już zrobiła to w bezruchu zastygła i z przygryzioną wargą na jego twarz trochę wyżej patrzyła. Diamond również patrzył, tyle, że trochę niżej, gdy nagle Serenity połączenie wzrokowe przerwała i za dłoń mężczyznę chwyciła.

- Pytałam Cię o coś Diamondzie…- mówiła, ciągnąc go do przodu blondynka.

Szli wolno przez główną salę pałacu na Nemezis. On był księciem, ona księżniczką, tyle, że nie byli głównymi bohaterami tej samej bajki. Nie powinni siedzieć tu, teraz, razem, ale dzieje swój tok zmieniły i po ataku Czarnego Księżyca na Kryształowe Tokio jego księżniczka pamięć straciła i w ramionach swojego wroga się odnalazła. Diamond kochał Serenity do szaleństwa i ona również do szaleństwa go pokochała. Nie wiedział jednak, co będzie, kiedy Serenity wspomnienia odzyska i dlatego nie chciał na to wszelkimi siłami pozwolić. Serenity o jego zabiegach rzekomo nie wiedziała, a raczej po prostu Diamond się nie domyślał, że Serenity się domyśla. I tak podeszli do tronu z ciemnego kryształu. Usiedli, tzn. pierwsze Serenity na szerokim podłokietniku, potem Diamond tam, gdzie powinien. Diamond swoją rękę za jej plecy, by ją objąć przerzucił, a ona twarz w bok zwróciła i wyczekująco ku niemu spojrzała. Mężczyzna prosto w jej oczy też patrzył. Mimo malującego się u niego spokoju i powagi Serenity wiedziała, że teraz walczy ze sobą, zastanawiając się czy prawdę powiedzieć. Raptem obniżył wzrok, pukiel jej włosów sobie wokół palca owinął i znowu oczyma wrócił. Już usta rozchylał w słowach ,,Sere, ja…”, gdy masywne drzwi się z łoskotem otwarły.

- Wzywałeś Książę?- rzucił wchodzący do sali generał.

Diamond buźkę blondynki jeszcze chwilę śledził, a po niej zmrużone oczy gdzieś w bok przesunął. Trzymane pasmo włosów do końca długości pogładził i puścił, żeby zaraz rękę przy kolanie ułożyć i uwagę na Rubeusie skupić.

- Tak- odparł stanowczo jasnowłosy- Jak się sprawy po wczoraj mają?

- Straciliśmy dużo droidów, Diamondzie. Chociaż nasz atak zaskoczył przeciwnika to ten i tak zdał się być wyjątkowo silny. Obecnie w otwartym starciu nie mamy szans. Naprawdę…- przerwał niepewnie w stronę księżniczki zerkając- potrzebny jest nam srebrny kryształ.

Raptem wargi Diamonda się zacisnęły, mięśnie twarzy wyraźnie spięły, a oczy nie tyle na Rubeusa, co zwyczajnie przed siebie, nieobecnie patrzyły. Dekodująca słowa i mimikę tych dwojga księżniczka nagle się wyprostowała. Spoglądnęła ku białowłosemu zaskoczona, jeszcze raz sobie w myślach wszystko układając. Niespodziewanie przechyliła się i ustami warg Diamonda subtelnie dotknęła. Ten momentalnie zacięcie na rzecz zdziwienia zachowaniem Serenity stracił. Niemniej pocałunek instynktownie odwzajemnił. Sekundę później ich oddalone o centymetry twarze były już w siebie wpatrzone, ale tylko przez chwilę, bo Serenity gwałtownie wstała i ze stukotem obcasów do przodu ruszyła.

- Seeere?- pytał, podejrzliwie czoło marszcząc jasnowłosy.

Blondynka uszła jeszcze kawałek i dopiero wtedy przez ramię się obróciła.

 - Zaufaj mi…- powiedziała i oczko Diamandowi puściła.

Po czym zniknęła, a mimo wszelkich podejrzliwości generalnie szoknięty jej teleportacją Diamond się z tronu poderwał.

- Szlag!- przeklął, w momencie najgorsze sobie wyobrażając.

Odchylił głowę, włosy po kark palcami rozczesał i z wściekłości pięścią kryształowe oparcie uderzył. Tak trzymaną przy nietkniętej powierzchni rękę jeszcze chwilę zostawił.

- Szukaj Sere, Rubeus!- krzyknął nagle, samemu ciało o sto osiemdziesiąt stopni zwracając.

- Tak jest!- zasalutował zdezorientowany sytuacją mężczyzna i podobnie jak wcześniej księżniczka zniknął.

Sam Diamond prędko z sali tronowej do Mędrca wybiegnął. Serenity tymczasem przed wejściem do Hikawa Shrine stanęła. Wiedziała, że wszyscy tutaj na pewno będą. I miała w tym stuprocentową rację. Siedzieli na schodach świątyni i oniemiali jej osobę śledzili. Prowadzone do tej pory rozmowy, jak nożem uciął wycichły.

- Mina, Rei, Ami, Mako, Mamoru…- rozpoczęła, małe kroki w ich stronę stawiając blondynka- Przyszłam po to, co moje…

Dziewczyny porozumiewawczo ku sobie zerknęły. Potem trzy z nich pytająco spojrzały w twarz czwartej, a ta z niemym pytaniem się do mężczyzny obok zwróciła. Już jakiś czas temu wszyscy razem postanowili, co zrobią, jeśli Usagi przyjdzie po kryształ sama. Prawdziwie jednak wątpili, że do czegoś takiego dojdzie, bo przecież Diamond solo by jej nie puścił. A tu bum- Serenity, po kryształ, sama. I rzeczywiście, Rei obecności nikogo innego nie czuła. Ciemnowłosy podbródkiem więc skinął, na co Minako powoli wstała. Ostrożnie i bez pospiechu kryształu z kieszeni mundurka dobyła.

- Myślisz, że damy Ci go bez walki, księżniczko?- pytała, mocno kamień ściskając Venus.

Serenity się zatrzymała i rękę do przodu wyciagła.

- Myślę, że tak…- przyznała szczerze się uśmiechając blondynka.

Minako równie ciepłym wyrazem twarzy jej odpowiedziała. Gdy palce nad dłonią dawnej przyjaciółki rozwarła, a kryształ skóry Serenity dotknął to ogromna jasność się wokół niej pojawiła. Wszyscy zostali blaskiem kamienia oślepieni i nic tylko krzyk ,,Sere, nie!” dało się słyszeć. Nie trwało to jednak długo i kiedy dzień, stał się taki, jak powinien to każdy na nieruchomą Usagi z kryształem w ręku już patrzył- Mina, Rei, Ami, Mako, Mamoru zaciekawieni, a Diamond- tak, przybyły tą chwilę za późno Diamond- wprost przerażony. Niemniej bez wyjątku i Mina i Rei i Ami i Mako i Mamoru i Diamond wyczekiwali tego, co teraz Serenity zrobi. Serenity oczy otworzyła, uśmiechnęła się i do większości zebranych zwróciła.

- Dziewczyny, Mamoru… dziękuję.

Po tych słowach Sere głowę obróciła, tak, że stojącego dalej Diamonda zobaczyła. Jego widok, choć piękny (:P), zmarszczki na czole blondynki wywołał.

- Ty Mój Książe, póki co masz przerąbane…- rzuciła, rękoma biodra wspierając blondynka-  Jak mogłeś myśleć, że kiedy odzyskam wspomnienia to Cię kochać przestanę?

Błoga ulga się wtedy po jego twarzy rozniosła, a firmowy uśmieszek na właściwe mu miejsce szczęśliwie wrócił.

- Usagi!- wykrzyknął jeszcze ziemskie imię Serenity Mamoru.

Serenity z półobrotu na niego spojrzała i najcieplejszym możliwie uśmiechem, uśmiechem, który jednocześnie wyrażał ,,przepraszam” i ,,dziękuję”, go obdarowała. Potem znowu oczyma do Diamonda wróciła. Nie czekając długo w jego kierunku ruszyła. Im była bliżej, tym jej źrenice się szersze robiły, a gdy wreszcie ramion jasnowłosego dobyła to zachłannie się z nim w pocałunku złączyła.

- Mówiłam, żebyś mi zaufał Di…- wyszeptała jeszcze zanim na dobre z kryształem oboje zniknęli.


THE END

                                                                                                       

Wiem, ze miało nie być jednorazówki, ale… to tak na Mikołaja ,,ku pokrzepieniu serc” za różyczkę  :P Jeśli będzie ,,ku pokrzepieniu serc", bo jak dla mnie wieje straszną tandetą :)

niedziela, 30 listopada 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXVIII


Tora rękę Usagi puścił, ciało wyprostował i podejrzliwie w stronę kobiety spojrzał.

,,Jaka Usagi…”- myślał, ukrywając zaskoczenie mężczyzna- ,,Przecież miała na imię mieć Berthier… Berthier Ayakashi"

Kobieta w sumie i tak żadnego zmieszania by nie zauważyła, bo zaraz po przedstawieniu się głowę bezradnie spuściła. Torę zaś jeszcze bardziej dziwiło to, że ona sama na zdziwioną wcześniej już wyglądała. Niemniej ostatecznie kwestię imienia postanowił zostawić. Ręce raptem do kieszeni spodni włożył i obok blondynki na trawniku usiadł.

- Więc o czym myślałaś Usagi?- pytał twarz w jej stronę zwracając Tora.

Usagi z kolei buźkę do prostej linii gwałtownie uniosła.

- O wszystkim i o niczym…- odparła przed siebie patrząc dziewczyna.

- Można i tak…- skomentował zwracający twarz ku torowisku vis-a-vis nich jasnowłosy- Chociaż wyglądałaś raczej, jakbyś coś chciała zapomnieć...

- Oj, chciałabym…- westchnęła, podbródek na kolanach składając- Swoją drogą ciekawe co mi w horoskopie ostatnio pisało, bo póki co zdarza się katastrofa za katastrofą...

Mężczyzna parsknął i znowu głowę ku Usagi obrócił.

- Nie, żebym w takie rzeczy wierzyła, ale…- mówiła, gdy Tora zaczął pożerać jej słowa zachłannie.

Uważnie słuchał balansującego gdzieś między załamaniem, a śmiechem głosu blondynki i trochę dziwnej, niewyrobionej jeszcze intonacji, dykcji, akcentu.  Podobał mu się głos nieznajomej, podobało mu się odnośnie niej wszystko- podobało aż tak, że nic tylko zechciał mieć ją wyłącznie dla siebie. Krótka chwila minęła, a on poczuł, jak gdyby  miał odcisnąć w jej życiu ślad i zupełnie przy tym nie patrzeć, gdzie stawia stopę. Kiedy dziewczyna skończyła mówić przerzucił więc nad nią swe ciało. Jego lewa dłoń przylegała do ziemi w tym samym miejscu, co wcześniej, ale prawa po drugiej stronie ciała kobiety się niespodziewanie znalazła.

- Co powiesz na wspólny relaks?- zapytał, kiedy jego twarz centymetry od jej wylądowała.

Brwi jasnowłosego się załamały, a spojrzenie momentalnie wyostrzyło. Oczy Usagi zaś przypominać spodki zaczęły. Jego ruch był tak niespodziewany, pytanie tak bezczelne, a przekroczenie bezpiecznej prywatności tak znaczne, że na parę sekund kobieta znieruchomiała. Po chwili dopiero zareagowała, czyli z całej siły go odepchnęła, wstała, poszła i marynarką rzuciła.

- Perwers!- krzyknęła jeszcze na odchodnym blondynka.

Tora z kolei głowę odchylił i więcej powietrza wciągnął.

,,Ty idioto…”- skarcił siebie w myślach mężczyzna i szybko za dziewczyną ruszył.

- Zaczekaj!- krzyknął i jej łokieć od tyłu złapał, na co Usagi oczywistym ,,Zostaw mnie!” zareagowała.

- Nie bądź taka przewrażliwiona…- dodał, gdy w jego oczy spojrzała.

- Nie bądź taka przewrażliwiona?- powtórzyła i ręką gwałtownie, by się uwolnić szarpnęła-Obcy facet mi seks proponuje i to ja jestem przewrażliwiona? Każdą kobietę z problemami tak wykorzystujesz? A może siedzisz tu i tylko na takie czekasz?

Chwila ciszy minęła, a po niej osłupiały Tora nie wytrzymał i się na głos roześmiał. Usagi to oczywiście jeszcze bardziej zdenerwowało i sztywno wyprostowane ręce w piąsteczki złożyła.

- Chciałem zaproponować Ci jakiś posiłek…- skomentował, rozbawionego wyrazu twarzy nie tracąc mężczyzna.

Uniesione emocjami ramiona Usagi gwałtownie się obniżyły.

- Kpisz sobie ze mnie?- spytała teraz wpół pretensjonalnie blondynka.

Zanim jednak Tora odpowiedział, brzuch Usagi wydał znaczące burknięcie. Dziewczyna na to głowę spuściła, dłonią usta przysłoniła i sama się śmiać rozpoczęła.

- To w którą stronę?- spytała koniec końców, temat ,,perwers” póki co ignorując.

Niedługo potem oboje weszli do wnętrza stojącego tuż przy nich budynku.  Kelner zjawił się w budzący podziw szybkością sposób. W budzący podziw sprawnością sposób zamówienie przyjął, grzecznościowy ukłon wykonał i szeroko uśmiechnięty od stolika poszedł.

- Najwyraźniej znają Cię tutaj bardzo dobrze, Tora…- zauważyła będąca pod wrażeniem tego wszystkiego blondynka.

Jasnowłosy zaś w odpowiedzi uśmiechnął się i do zmiany tematu przystąpił.

- Jesteś z Japonii Usagi?- pytał zmarszczkę na czole dziewczyny wywołując.

- Taaak…- odparła przeciągle, gdy kelner ze schłodzonym szampanem i dwoma kieliszkami wrócił.

Usagi patrzyła pytająco, a w międzyczasie Blanc de blancs się do połowy wysokości wąskich lampek nalewał. Tora siedział z przechyloną i podpartą dłonią głową. Jego brwi były obniżone, oczy zamyślone, a usta w delikatnym uśmiechu zastygłe.

- Mój odwieczny problem z kobietami polegał na tym, że nigdy nie mogłem znaleźć takiej, która by się na stały związek nadała, bo wszystkie, jedna po drugiej, nudziły mnie niemiłosiernie. Ty jesteś inna Usagi…- powiedział, kiedy kelner, zostawiając butelkę odszedł.

Dziewczyna w odpowiedzi domyślnie swoimi oczyma ruszyła.

- Proszę Cię…- rzuciła, zbywającym dzieciaka na dyskotece głosem blondynka- Skąd możesz to niby wiedzieć?

Raptem usta jasnowłosego swój układ z lekkiego, na szerszy uśmiech zmieniły. Mężczyzna ciało wyprostował, po kieliszek sięgnął i prosto w oczy Usagi, siadając już tak, jak powinien, spoglądnął.

czwartek, 27 listopada 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXVII


Usagi wybiegła z windy do lobby, a potem na dwór. Chłodne powietrze otuliło jej ciało wilgocią, ale grzana od środka mieszanką szoku i resztek wściekłości blondynka zimna tymczasowo nie czuła. Szybko zresztą wsiadła do stojącej przed hotelem taksówki. Kazała się zawieść gdziekolwiek, daleko, na przeciwległy skraj miasta, byleby tylko móc spokojnie o wszystkim, co się zdarzyło pomyśleć. I tak Usagi  do Sandown Park Racecourse trafiła.

- Lubię to miejsce- mówił w czasie jazdy taksówkarz.

Teraz odjechał, a Usagi nieruchomo przed głównym budynkiem stanęła.

- Chociaż normalnie jest tam dość głośno to dzisiaj akurat powinien panować spokój- uszczegółowił jeszcze wcześniej kierowca.

,,Rzeczywiście…”- przyznała w myślach blondynka- ,,Jak na główne miasto cichutko…"

I wolno ruszyła, ale ledwie nogami powłóczyć zaczęła to zadzwonił telefon- raz niewiadomo już który. Komórka tyle czasu jej przedtem grała, że mimo oczywistego braku pamięci muzycznej Usagi trudną melodie dała radę potem idealnie odtworzyć.  Słysząc kolejny raz charakterystyczną symfonię dźwięków blondynka gwałtownie się zatrzymała, głowę w dół nieco spuściła i dolną wargę przygryzła. Chociaż serce tłukło jej jak szalone to myśli gorycz, pretensja, smutek i żal wypełniały.

- Żadnego płaczu, żadnych łez, popuchniętych oczu ani zaczerwienionego nosa- mówiła do siebie dziewczyna.

W końcu torebkę otwarła i telefon z niej wyciągnęła.

- Muszę wszystko spokojnie przemyśleć, Di. Nie dzwoń, bo i tak nie odbiorę. Zobaczymy się jutro…- powiedziała i nie czekając na odpowiedź rozmowę skończyła.

Już miała schować komórkę, gdy nagle z ręką przy zamku znieruchomiała. Oczy chwilowo zamknęła, a po ich otwarciu telefon błyskawicznie wyłączyła. Chciała ocenić kwestię konstruktywnie, a z Di na linii nie było takie trzeźwe myślenie możliwe. Przeanalizować fakty miał pomóc spacer. I rzeczywiście pomógł przeanalizować, z zimną wręcz precyzją- dosłownie zimną, bo w miarę upływu czasu chłód dziewczynie coraz bardziej ciążył. Szczęśliwie przypomniała sobie, że rano zapakowała jakieś rękawiczki. Ponieważ żadnej ławki tu nie widziała, ponieważ ziemia jeszcze się nie wystudziła, płaszcz był czarny, a nogi zmęczone to Usagi na trawniku usiadła. Rzeczywiście wyciągnęła rękawiczki, a kiedy je założyła, podkulone kolana rękami oplotła. Niespodziewanie poczuła kładzony jej od tyłu na ramionach materiał. Unosił się z niego intensywny zapach męskiej wody kolońskiej, wody kolońskiej, której używał Di. Blondynka na to aż się wyprostowała i, rękami nogi dalej obejmując, twarz w bok obróciła. Tkwiącym przy niej mężczyzną nie był Di, nie miał jego koloru włosów, ani oczu, ale Usagi czuła się, jak gdyby stał tu nikt inny, a właśnie jej mąż. Patrzyła więc na nieznajomego z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Ten zaś sam równie odrętwiały zostawał, bo właśnie szczątkowe promienie słońca jej twarz rozświetlały. Bez dwóch zdań Usagi wyglądała przepięknie.

- Kim Pan jest i czemu okrywa marynarką totalnie obcą kobietę? – spytała nagle zaciekawiona.

Otrząśnięty jej słowami Tora wrócił do ,,tu i teraz” z dalekiej podróży. Sam się swojej reakcji dziwił, bo takie odpływanie raczej u niego miejsca nie miało. Niemniej prawie buzię, żeby co nieco powiedzieć otwierał, gdy ona mówić znowu zaczęła.

- Proszę ją wziąć z powrotem. Jest Pan teraz w samej koszuli...

Słysząc te słowa mężczyzna rękę przy łopatce dziewczyny ułożył.

- Nalegam…- skomentował, wzrok jasnowłosej ponownie chwytając Tora- Poza tym, mną nie telepie jak galaretką...

Usagi blado się uśmiechnęła, a Tora jej ramię puścił.

- Dziękuję- odparła miło po chwili dziewczyna- Tylko proszę nie dzwonić ze szpitala z żądaniem odszkodowania...

Mężczyzna parsknął, a potem niespodziewanie rękę Usagi ujął. Za nadgarstek ją lekko przyciągnął i tym samym straconą na moment uwagę zwrócił. Palcami wzdłuż spodu dłoni dziewczyny przesunął, jej koniec chwycił i dżentelmeński pocałunek złożył.

- Tora…- powiedział i twarz trochę uniósł, by zaraz z szelmowskim uśmiechem i pewnym siebie wyrazem twarzy na nią popatrzeć.

- Tora-kun…- powtórzyła.

,,To spojrzenie, ruchy, mimika… Di…”- jednocześnie myślała.

- Po prostu Tora…- przerwał jej zadumę mężczyzna- A Ty Piękna Nieznajoma?

- Usagi...- odpowiedziała trochę nieobecna duchem dziewczyna.

piątek, 21 listopada 2014



BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXVI


Siedzieli we czwórkę koło przeszklonej ściany budynku Sandown Park Esher.  Po krótkiej rozmowie najstarszy z trzech mężczyzn lokal opuścił i swoją córkę przy stoliku zostawił. Zajmowała więc teraz samotnie miejsce vis-a-vis pozostałej dwójki. Nie sprawiała jednak wrażenia rzuconego między wilki baranka. Przeciwnie, tkwiąc nieruchomo ze skrzyżowanymi nogami i złożonymi pod biustem dłońmi, prosto w twarz mężczyzny przed sobą patrzyła.  Patrzyła uparcie, kategorycznie, buńczucznie, a pewny siebie uśmiech jeszcze więcej nieustępliwości dodawał. Innym słowy była typem, który porażki nigdy nie akceptuje i właśnie po raz kolejny zamierza swój cel przeforsować.  Pech chciał, że mężczyzna naprzeciw do ustępliwych też nie należał. Z równą brunetce śmiałością w jej oczy zaglądał. Prawe przedramię na akrylowej powierzchni stolika położył, a lewe gdzie było zostawił, tak, że teraz swobodnie wzdłuż ramy tylnego oparcia krzesła zwisało. Pewnie zbyt luźna, jak dla wagi prowadzonej rozmowy pozycja całkowicie się od układu ciała bruneta obok różniła. Dłonie ciemnowłosego były tradycyjnie przy kolanach złożone, a jego twarz zdobił maskujący wszelkie emocje uśmiech.

- Mam wrażenie, że patrzysz na nas z góry Orie-san- powiedział pierwszy mężczyzna.

- Hmpf…- żachnęła się znacząco dziewczyna- Daruj sobie ten cały formalizm, Tora. Źle mi, gdy tak teatralną powagę u Ciebie widzę.

Kąciki ust jasnowłosego się wyżej uniosły.

- Moja praca to teatr, a ja zawsze dobrze gram swoje role.

- No właśnie- skomentowała dziewczyna- To nie jest sposób, w który normalnie rozmawiasz...

Słysząc to Igarashi lewą rękę również na stole położył . Splecione ze sobą dłonie trzymając, tułów do przodu wychylił.

- O co Ci chodzi?- rzucił ozięble mężczyzna.

Orie zaś chłód Tory ani trochę nie ruszył. Niemniej w odpowiedzi na zadane pytanie dziewczyna wstała i dłonie po bokach jego łokci ulokowała. Skutkiem tego rozciągnięta nad stolikiem pozostawała, a jej twarz centymetry od Tory się znajdowała.

- Nie jestem jedyna osobą, która może tutaj skorzystać, Tora. Mało tego, jeśli sprawy taki, jak planujemy obrót wezmą to Ty najwięcej z nas wszystkich osiągniesz- chwilowo przerwała, ale, kiedy błysk w oku mężczyzny zobaczyła, znowu mówić zaczęła- Przez wzgląd na wspólna przyszłość proponuję więc omówić sprawę dogłębnie...

Blondyn raptem brwi zmarszczył, a dziewczyna się odsunęła.

- Tylko my dwoje… - sprecyzowała zwycięskiego wyrazu twarzy nie tracąc brunetka- Ojciec nie ma żyłki do interesów.

Kiedy swoje powiedziała to pierwszy raz od dłuższego czasu wzrok z Tory ściągnęła.

- Zadzwoń- dodała jeszcze, torebkę chwyciła i oczko na odchodnym puściła.

Tora zaś sylwetkę Orie śledził, aż ta za drzwiami zniknęła.

- Najwyraźniej nie przeszkadza jej, że jesteś oficjalnie zaręczony- skomentował milczący do tej pory Kanade.

- Najwyraźniej nie…- apatycznie potwierdził chwytający szklaneczkę Tora– Od czasu pierwszego spotkania w szkole średniej nasze drogi się dość często krzyżują.

- Phyy…- prychnął ciemnowłosy- Co zamierzasz?

Teraz dopiero Tora łyk zrobił, szklankę koniaku odłożył, lecz nie puszczał jej, tylko trzymał i w swoje odbicie na szkle się wpatrywał.

- Nudne będą spotkania z nudną kobietą, ale ponieważ mogą pomóc ugruntować intratne partnerstwo to myślę, że je zaakceptuję...

Gdy skończył mówić przechylił głowę, jakby chciał zobaczyć czy się kształt jego twarzy w szkle zmieni. I rzeczywiście, twarz była teraz bardziej podłużna.

- Jeśli tak to jak zamierzasz przeprosić Chiyo?- drążył ciemnowłosy.

- Chiyo?- powtórz mrużąc oczy Tora- Dlaczego niby powinienem przepraszać Chiyo?

Z twarzy Makiego zszedł poczciwy uśmiech i poważniejszy układ warg go zastąpił.

- Chiyo jest Twoją narzeczoną i dobrze, by było, żeby spotkania z innymi kobietami nie wyszły na jaw. A Orie raczej ukrywać się z tym nie będzie.

- To tylko praca…- powiedział wydychając powietrze zrezygnowanie blondyn- Poza tym dorastająca w baśniowym domu Chiyo widzi wszystko naiwnie i nikogo o złe nie podejrzewa. Wystarczy, że zachowuję się, jak dżentelmen i już mnie za ideał bierze.

- A jeśli się dowie?

Na twarzy blondyna raptem szelmowski uśmiech zajaśniał.

- To pobiegnie z płaczem do tatusia i będę mógł mieć nadzieję, że zaręczyny zostaną odwołane- powiedział przechylając głowę w stronę, gdzie siedział Kanade Tora.

Nieplanowanie jednak wzrok jasnowłosego dalej powędrował. W tle, na zewnątrz, przy barierce dzielącej trawnik od torów konnych siadała właśnie pewna blondynka. Jej twarz tuż przed tym, jak się obróciła zobaczył i chociaż wiedział, że prawdopodobieństwo spotkania Berthier Ayakashi jest równe wygraniu loterii to dokładnie jej buźkę pamiętał. Nie wiedział zaś czemu obraz blondynki miał tak dokładnie w głowie wyryty. Tak samo nie wiedział czemu nią sobie ciągle głowę zaprzątał. Coś mu jednak mówiło, iż poza tym, że dziewczyna jest piękna to również bardzo interesująca, a tego w kobiecie zignorować nie mógł.

- Jesteś wolny Kanade- powiedział niespodziewanie wstając mężczyzna- Do jutra...

Tak swoim szybkim wyjściem Makiego zaskoczył Tora, że ten jeszcze chwilę w stronę, gdzie poszedł patrzył. Potem swój wzrok za siebie skierował, żeby zobaczyć co mogło uwagę jasnowłosego przyciągnąć. Kiedy spostrzegł siedzącą samotnie na zewnątrz dziewczynę głową tylko pokręcił i się w duchu na playboyowskie zapędy Igarashiego uśmiechnął. Nagle jednak, jakby coś sobie przypomniał spoważniał i ponownie ku dziewczynie zerknął.

,,Niemożliwe…”- ostatecznie swoje myśli podsumował i z budynku spokojnie wyszedł.

niedziela, 16 listopada 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXV


,,To chyba prawda” w jej uszach dźwięczało, gdy stała z szeroko otwartymi oczami i przyłożonymi do buzi dłońmi.

- Ty zdrajco!- krzyknęła nagle, odpychając go z całej siły rękoma.

I już miała obrócić się, żeby odejść, ale ten chwycił jej rękę tak, iż lekko skrzywione w bok ciało dziewczyny, jak strunę przed sobą momentalnie rozciągnął. Zastygli wtedy na chwilę, milcząco ku swoim twarzom wpatrzeni- jej była załamana i zszokowana, jego boleściwa i przestraszona.

- Błagam Usagi, wysłuchaj… - powiedział proszącym tonem Diamond.

Usagi jednak gwałtownym ruchem rękę zwolniła i w drugą stronę mieszkania pobiegła. Diamond nie ruszał się  chwilę, a potem głowę do tyłu odchylił i palcami włosy przeczesał. Ręce w górze ciągle trzymając ku sypialni, której drzwi trzaśnięcie sekundę wcześniej słyszał poszedł. Były jednak zamknięte i na próżno ,,Kochanie, otwórz!”, bijąc hebanową powierzchnię krzyczał.

- Usa!- powtarzał dalej bezskutecznie mężczyzna.

Koniec końców przedramię nad głową, równolegle do podłogi oparł i wzrok ku dołowi skierował.

- Przepraszam …- zaczął, wiedząc, iż Usagi go słyszy Diamond- Mało, że dałem się tej smarkuli jak dziecko zrobić to jeszcze na poważnie Twoich przeczuć nie brałem. Straszny idiota ze mnie...

Jasnowłosy chwilowo urwał i zaraz, pozycji ciała nie zmieniając, cierpko się do siebie uśmiechnął.

- Znany, poważany, ceniony za swój spryt i intelekt biznesmen- Diamond Kenatro…- mówił  gorzko białowłosy- Nabity w butelkę przez jakąś zwykłą hipokrytkę...

- Powinienem Ci powiedzieć od razu Kochanie- kontynuował już bez autoironii mężczyzna- Ale sprawa była i właściwie dalej jest dziwnie skomplikowana. Chciałem co nieco wyjaśnić, żeby nie przyjść ze zwykłym ,,nie wiem” czemu, jak i kiedy, bo naprawdę nie pamiętałem i wciąż nie pamiętam co się u Ann wydarzyło. Kiedy zadzwoniłaś zauważyłem...

Mężczyzna jakby zawahał się nim zdanie dokończył i znowu od początku je zaczął.

- Kiedy zadzwoniłaś zauważyłem, że obok mam nagą Ann, że sam jestem nagi i że pełno pustych butelek dookoła nas leży.

Siedząca po drugiej stronie drzwi Usagi słyszalnie na to syknęła i z do tej pory szklących się tylko oczu spłynęły w trudnej do opanowania ilości łzy. Diamond zaś wargę przygryzł, a powieki zmrużył, wiedząc jak bardzo żonę tymi słowami zranił. Skoro jednak sprawa już wyszła to musiał dalej swój monolog kontynuować.

- Coś jednak nie pasowało…- ciągnął więc silący się na w miarę spokojny ton Diamond- Ja nigdy do nieprzytomności nie pije… Przecież wiesz zresztą. A tu kompletny reset i ten horrendalny ból głowy dzień później. Poszedłem do znajomego popytać . Lekarz. Stwierdził, że najlepiej będzie jeśli mi test na obecność alkoholu w organizmie zrobi. I żadnego alkoholu nie było, a Ignacio, którego podpis przy sobie miałem jest nieosiągalny…. W każdym razie niezależnie od tego co się wydarzyło to Ann obchodzi mnie jak zmarłego kadzidło. Kocham tylko Ciebie… Kocham Cię na zabój Usagi!

Słysząc te słowa dziewczyna aż drgnęła.

- Wiesz to, prawda? Ze od zawsze, że od tego dnia, kiedy Cię zobaczyłem...

Blondynka jednak wciąż ani słowa pisnęła.

- Do diabła, Usagi! Powiedz coś!- krzyknął wściekle z bezradności w drzwi uderzając Diamond.

Tymczasem po twarzy Usagi jeszcze silniej spłynęły łzy. Jedyne, czego teraz pragnęła to, żeby ta cała Ann okazała się wyłącznie złym snem.

- Ok- usłyszała niebawem zza drzwi spokojniejszy głos jasnowłosego dziewczyna- Czekam w salonie. Przyjdź, kiedy będziesz chciała rozmawiać.

Problem polegał na tym, że Usagi nie chciała rozmawiać, a raczej nie chciała na razie rozmawiać z Diamondem. W głowie jej huczało i potrzebowała swoje myśli ustabilizować. Nic tylko Rei, Mina, Bertie, a nawet Mako czy Ami by się teraz przydały. Albo jej kochana Ikuko. Tyle lat miała je obok siebie i w takiej roli nie potrzebowała, a teraz, gdy przyszło co do czego to była sama i zbyt zdenerwowana, żeby poukładać wszystko na miejscu. Powoli wstała i smętnym krokiem się ku łazience powlokła. Kiedy z  kryształowego lustra nad umywalką jej zaczerwieniona od płaczu twarz wyjrzała to przerażona siłą woli dalsze łzy stłumiła. Mimo znalezienia się w stanie skrajnej nędzy drogie kosmetyki robiły swoje i niewiele poprawek Usagi musiała wykonać. Zaraz potem jakiś płaszcz założyła, nowe buty, żeby czasu przy drzwiach nie marnować ubrała i z pokoju wyszła. Będąc w hallu tylko torebkę drapnęła i klamki chwyciła. Diamond siedział akurat na kanapie, z wspartymi o nogi łokciami i zakrywającymi twarz dłońmi. Słyszał doskonale ustający chwilowo stukot obcasów Usagi. Podniósł więc twarz, bo myślał, że wreszcie do niego przyszła, ale jedyne, co zobaczył to znikającą za drzwiami sylwetkę.

- Szlag!- przeklął, podrywając się szybko mężczyzna.

piątek, 7 listopada 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXIV


Kolejne dni dla Diamonda były wyjątkowo trudne. Myślał, sprawdzał, analizował i to wszystko między jedną ważną sprawą biznesową, a drugą. Ciężko mu było myśli spokojnie poskładać i zachowywać się przy tym tak, by Usagi jak najmniej podejrzewała. Tego, że jego nienaturalne zachowanie odkryje był bowiem pewien. Szczegóły szczegółami, ale po tylu latach razem ewentualne odchyły w swoich działaniach widzieli. I rzeczywiście Usagi nad jego niespotykaną zachowawczością dumała. Koniec końców jak wcześniej winę nadmiarowi pracy przypięła, co notabene się z nadziejami Diamonda szczęśliwie pokryło. Niepokoiło ją jednak, ze mąż głębszych kontaktów cielesnych ostatnio unika, bo co jak co, ale zmęczenie mu nigdy w łóżku nie przeszkadzało. Zaczęła więc nawet myśleć czy nie przestała jasnowłosego z biegiem czasu pociągać. Niemniej szybko głos wewnątrz siebie stłumiła, bo sobie ich ostatni raz przypomniała. Momentalnie wypieki na jej twarzy się pojawiły. Usatysfakcjonowana wspomnieniem blondynka kąciki ust wyżej uniosła i splecione przy palcach ręce prostu do tyłu wyciągła. Wiedziała, że mężczyzna tak nie całuje ani dotyka kobiety, jeśli jej nie pożąda.

,,Dzisiaj Ci nie odpuszczę…”- dumała, jakby się przeciągając blondynka.

Niespodziewane pukanie do drzwi ją z seksualnych fantazji wyrwało. Rąk jeszcze nie opuszczając, brwi wyraźnie zmarszczyła. Wróciła przed Diamondem do mieszkania, bo miał parę spraw do załatwienia, w których nie mogła mu pomóc i to był mniej więcej czas, kiedy powinien się z powrotem pojawić, ale nie potrzebował przecież tak pukać. Zbędne rozważania na bok odkładając wstała i salonem do drzwi wejściowych przeszła. Za nimi stał nikt inny, a tylko potrzebna jak dziura w moście Ann Reiter. Widząc ją Usagi początkowo zastygła, a potem nagle się ożywiła, żeby jednym ruchem móc drzwi jej przed  twarzą zatrzasnąć. Wszystko było już podpisane, więc nie widziała potrzeby zgrywania miłej ani Ann do środka wpuszczania. Ann jednak drzwi ręką od zewnątrz wsparła tak, że wpółotwarte teraz pozostawały. Jej promienny uśmiech zszedł momentalnie, a wypełnione bezbrzeżną niewinnością oczy w przeszywające sztylety się zamieniły. Było to tak szybkie i niespodziewane, ze nawet Usagi strach odczuła, czyniąc swoje patrzałki jeszcze większymi.

- Szukam Diamonda, U – s – a – chan- rzuciła ironicznie przeciągając jej imię dziewczyna- Nie odbiera moich telefonów, a kiedy przychodzę do firmy to szeregowym pracownikiem mnie zbywa...

Przy ostatnich słowach Ann oczka kotka zrobiła, wargi, jak obrażone dziecko wydęta i głowę w bok obróciła. Odzyskująca zaś werwę Usagi cyniczny wyraz twarzy na to mimiczne show Ann przyjęła.

- Nie szukasz Diamonda, bo wiesz doskonale, że go tu nie ma...

Mówiąc to blondynka drzwi od środka puściła, a Ann do swojego prawdziwego ,,ja” powróciła. Niebawem obie milcząco przed siebie ruszyły. Przy końcu salonu idąca przodem Usagi gwałtownie ciało ku Ann obróciła. Stały teraz naprzeciw siebie, w swoje oczy odważnie patrząc.

- Słucham…- powiedziała wreszcie dość łagodnie, sugerująca się tym, że wariatów nie należy denerwować blondynka.

I to słowo było początkiem prawdziwej dla mózgu Usagi tyrady. Gdy po latach sobie tą sytuację przypominała to tylko pojedyncze zdania Ann pamiętała. Już kiedy ta je wypowiadała Usagi miała ochotę się skulić, zatkać uszy i krzyczeć. Podobno mózg czasami spycha do podświadomości rzeczy, których nie chcemy pamiętać i może ta rozmowa sama z siebie jakość szczególnie traumatycznie nie była, ale w dalszej perspektywie przyniosła bardzo dużo cierpienia.

- Wynoś się stąd i nie wracaj!- krzyczała Usagi, kiedy z Ann radość niczym gejzer tryskała.

- Wynoś się natomiast Ty kłamliwa łachudro!- powtarzała zaczynając spychać ku drzwiom niereagującą na jej apel dziewczynę- I przestań próbować uwieść mojego męża!

Ann raptem sama zaczęła iść w stronę wyjścia. Chwytając zaraz klamkę udawanie westchnęła.

- Mówiłam Ci przecież, że już to zrobiłam… - kpiąco powiedziała otwierająca drzwi rudowłosa.

Wściekła Usagi poduszkę jeszcze w jej stronę rzuciła, ale ta już wyjść niestety zdążyła. Blondynka zaś jakby sił pozbawiona na kanapie bezwładnie usiadła. Jej ręce swobodnie obok bioder leżały, a złączone w udach nogi od kolan na boki się rozchodziły.

,,Spałam z nim…”- dźwięczało tkwiącej bezczynnie kilkanaście minut Usagi.

Z letargu wytrącił ją dopiero dźwięk naciskanej klamki, niby cichy, a jednak wystarczający. Kiedy buźkę uniosła i twarz trzymającego bukiet róż męża zobaczyła to naraz wstała i szczerze uśmiechnięta do niego podeszła.

,,Jak mogłam choć chwilę wątpić… Przecież to absurd…”- myślała w jego ciepłe oczy się hipnotycznie wpatrując blondynka.

I potem znów tylko pojedyncze zdania, krzyk, łzy i dźwięk tłuczonego szkła- tak, tego nigdy nie zapomni jak gdy układała bukiet, pokorne ,,to chyba prawda Kochanie, błagam wybacz…” usłyszała. Wazon się jej wyśliznął i na podłogę z łoskotem upadł. Biała róże chaotycznie wśród kawałków rozbitego szkła i kropli rozlanej wody leżały.


                                                                                                                   

Na początku przyszłego roku powinnam skończyć różyczkę :) Nie bd w międzyczasie żadnych jednorazówek, ani rozdziałów innych opowiadań. I moje pytanie jest takie: co po różyczce ma lecieć pierwsze- cień czy księżyc? :) Mi jest to obojętne i całkowicie się zasugeruję :)

poniedziałek, 3 listopada 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXIII


Usagi momentalnie zastygła słysząc dobiegający z korytarza szelest. Upewniwszy się o prawdziwości dźwięku wolno ściąganej kurtki, rzęsy tuszem parę razy jeszcze przeczesała. Zaraz potem  na wierzch otwartej kosmetyczki mascarę rzuciła i bez obracania ciała w tył krok od lustra zrobiła. Tak z dalszej odległości swoje odbicie śledząc dziewczyna, rozpuszczone włosy poprawiła. Następnie szybkim krokiem w szpilkach z łazienki wyszła.

- Di?- pytała już na korytarzu, ale jeszcze zanim jasnowłosego zobaczyła Usagi.

Ten jednak póki co nic nie powiedział. Dopiero widząc małżonkę drgnął, jak gdyby sobie dopiero wtedy to, że wcześniej coś mówiła uświadomił. Momentalnie kąciki ust uniósł i ręce powitalnie rozłożył. Niemniej pierwsze wrażenie Usagi było takie, że  Diamond jest jakoś dziwnie ponury. Do tego mimo gwałtownej zmiany wyrazu twarzy uśmiech męża wydał się kobiecie znacznie skromniejszy niż zwykle. Chociaż w pierwszej chwili się tym wyraźnie zmartwiła to wszystko na widoczne gołym okiem zmęczenie i przepracowanie zrzuciła. Tak więc uśmiechem mu odpowiadając, ręce po bokach bioder wsparła. Nie minęła jednak chwila, a swoje bezskuteczne wydzwanianie nocą sobie przypomniała.

- Na przyszłość to ,,raz”- nie zostawiaj telefonu w drugim pokoju- mówiła marszcząc brwi dziewczyna- i ,,dwa”- pogłośnij sobie dzwonek… Byłoby jeszcze ,,trzy”, że jeśli jedziesz do rudej piranii albo jakiejś rudopiraniopodobnej to meldujesz swój status co parę minut, ale ,,trzy” nie ma, bo sytuacja, o której mówimy została wyczerpana jednorazowo. Prawda?

Na jej słowa Diamond uśmiechnął się prawdziwie, już tak po swojemu, co wystarczyło, żeby twarz Usagi ponownie rozjaśniała.

- Miejmy nadzieję Kochanie- powiedział żonę do siebie przyciągając mężczyzna.

Naraz Usagi się w jego objęciach znalazła. Ręce na szyję mu zarzuciła, a on jej wargi swoimi musnął- delikatnie, czule, powoli, jakby chciał całe uczucie tym drobnym pocałunkiem wyrazić. Kiedy ich usta się rozłączyły jeszcze chwilę w milczeniu na siebie hipnotycznie patrzyli.

- O czym myślisz?- pytała zauważając nikłą jak pajęczyna zmarszczkę  między brwiami.

- O różnych rzeczach- odparł z zamyślenia się wytrącając Diamond- Ann, Ignacio, firma… Ty… Tyle tego jest...

- Ale to ostatnie chyba najważniejsze?- drążyła głowę w tył odchylając Usagi.

Cały czas była przy tym rękami jego szyi uwieszona. Kiedy usłyszała satysfakcjonujące ,,zdecydowanie” wygięte ciało naprostowała tak, że od razu swoje usta w jego wargi wpiła. Ten pocałunek był już inny, namiętny i długi, ale Usagi, która go rozpoczęła była też tą, która go niespodziewanie skończyła.

- Musisz odpocząć- szepnęła czule blondynka- Wyglądasz strasznie. A jak się już wyśpisz to mi wszystko raz jeszcze i tym razem szczegółowo opowiesz...

- Nie ma na to czasu Usagi- powiedział ze starannie odmierzonym entuzjazmem Diamond- Trzeba jechać do firmy, wiec jeśli jesteś gotowa to tylko wezmę prysznic i wychodzimy...

- Ale…- zaczęła protestować, kiedy jasnowłosy palec na jej ustach położył.

- Nie martw się…- powiedział drugą ręką talię blondynki puszczając.

Gdy wszedł do łazienki twarz jak na zawołanie mu spochmurniała. Po przekroczeniu progu ciała nie zwracał, a tylko sięgniętą w tył ręką drzwi za sobą zamknął. Kiedy jego dłoń się z klamki zsunęła to ją w kieszeni spodni ułożył. Plecami do powierzchni drzwi przywarł i głowę ku płytkom schylił. Wolną ręką z drugiej kieszeni świeżo kupioną paczkę papierosów wyjął. Sprawnie ją nawet otworzył, dobytego szluga wargami chwycił i niepotrzebne już pudełeczko gdzieś w bok odrzucił. Potem znów sięgnął do dżinsów po zapalniczkę. Szybko papierosa odpalił i w takiej pozycji jakiś czas myśląc został.

,,Ann Reiter…”- dumał bawiąc się metalowym przedmiotem Diamond- ,,Jeżeli wyjdzie, że dzisiejsza sytuacja była wynikiem jakiegoś skrzętnie przemyślanego planu, a moje małżeństwo się przez Twoje machloje rozleci  to zgotuję Ci takie, jak Ty mi piekło…"

Raptem jasnowłosy twarz uniósł, parę kroków przed siebie zrobił, papierosa do ustępu wrzucił i ręce na umywalce oparł. Wzrokiem zaś wszystkie przedmioty świadczące o pobycie kobiety w mieszkaniu śledził.

,,Usa…”- myślał znów wzrok spuszczając- ,,Powiem Ci… Powiem Ci wszystko i będę się modlić, żebyś mi wybaczyła, ale najpierw muszę parę rzeczy sprawdzić…” 

Translate