wtorek, 30 września 2014




DAWNO TEMU NA KSIĘŻYCU


Rozdział II


10 lat później


Nastoletnia blondynka stała nieśmiało przy końcu wypełnionego do cna ludźmi hallu. Jej jakby zlepiona u góry ze skórą sukienka dalej rozchodziła się w tworzący szyfonowe warstwy dół. Sięgające końca pleców wycięcie kształtem przypominało zamiatający kamienną posadzkę tren, a wolne od materiału rękawów ramiona skrywały idealnie leżące rękawiczki. W upięte wysoko włosy wpleciono zaś srebrną  tiarę. Srebrne były też  kolczyki, naszyjnik czy leżące tuż za kapłanem obrączki . Stojący przed parą młodą Helios cierpliwie czekał, aż zabrzmią ostatnie akordy granej przy ich wejściu pieśni. Trwało to niby chwilę, ale dla bezsprzecznie przejętej ceremonią księżniczki było w rzeczywistości wiecznością. Serenity  ze wszystkich sił próbowała skrajnie rozchwiane nerwy uspokoić, ale summa summarum nie dała rady nawet chęci potarcia spoconych dłoni o wierzch materiału sukienki zwalczyć. Chociaż dziewczyna była tak spięta, że ledwo oddychać oddychała to szczęśliwie i zaskakująco ukrywanie zdenerwowania lepiej  niż jego przezwyciężanie blondynce wychodziło. Kiedy jednak muzyka ucichła, a Helios rozłożył trzymane w przepastnych rękawach szaty dłonie to Serenity intuicyjnie palce mocniej na ramieniu mężczyzny obok ścisnęła.

- Drodzy przyjaciele- zaczął uśmiechając się ciepło kapłan- Zebraliśmy się tutaj w bardzo ważnej dla nas wszystkich chwili, a mianowicie nie tylko, żeby połączyć kobietę i mężczyznę świętym węzłem małżeńskim, lecz także skupić dwa Królestwa pod jednym panowaniem. Widziałem już wiele przelanej krwi, bezsensownej śmierci i absurdalnych waśni. Chociaż zawierany tutaj związek nie stanowi gwarancji lepszej przyszłości to wierzę, że jest dużym krokiem w jej stronę...

Słowa kapłana przypomniały księżniczce wczorajszy wykład matki, ale nim Serenity zdążyła bardziej myślami od ,,tu i teraz” uciec to Helios się do niej samej już zwrócił.

- Księżniczko Serenity, powtarzaj za mną...

Dziewczyna bojaźliwie głową skinęła, podsuwane zdanie zaraz wypowiadając.

- Ja, Serenity, Księżniczka Księżycowego Królestwa biorę Ciebie Endymiona, Księcia Ziemi za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

Kiedy skończyła to Helios satynowej poduszki sięgnął, by móc podać leżącą na niej obrączkę Księżniczce. Księżniczka zaś najpierw głęboki oddech, a dopiero potem obrączkę wzięła. Mimo, że już wcześniej do słów przysięgi się ku ciemnowłosemu zwróciła to dopiero teraz w jego twarz popatrzyła, popatrzyła i od razu rumieńcem spłonęła. Wyglądał rzeczywiście niesamowicie przystojnie, a poza tym sprawiał wrażenie osoby dobrej, kochającej i serdecznej. Kiedy drżącymi dłońmi pierścień na palec Endymiona wsuwała to słowa Diany ,,lepiej trafić nie mogłaś” jej w uszach dźwięczały.

- Endymionie, przyjmij tę obrączkę…- mówiła starając się chwiejność głosu opanować blondynka- jako znak mojej miłości i wierności.

Ulga, którą Serenity z ostatnim wyrazem poczuła była najzwyczajniej ogromna. Najcięższa według niej część uroczystości minęła i nie pozostawało nic, jak tylko się ładnie uśmiechać. Tak więc ładnie się uśmiechała, ale oprócz tego też nieprzerwanie drżała, bo o ile wcześniej źródłem tego było ogólne zdenerwowanie to teraz nagłe podekscytowanie. Kiedy wczoraj Endymiona widziała to sprawiał wrażenie spiętego, oschłego, pedantycznego formalisty, a dziś był jakby zupełnie kimś innym. Jego ciepło się na nią wręcz rozlewało, o coraz większe wypieki ją przyprawiając. Gdy koniec końców Helios ,,możesz pocałować pannę młodą” powiedział to nieznająca wcześniej tego punktu programu Księżniczka oczy szeroko otwarła. Niemniej zaraz usta Endymiona na swoich poczuła i w jego objęciu się zatraciła.

środa, 17 września 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXIX


Pracy w firmie bez dwóch zdań było sporo, przez co Diamond i Usagi rzeczywiście mieli dla siebie niewiele czasu. Oboje zawsze poważnie do obowiązków zawodowych podchodzili i nigdy niczego na później nie przekładali. Wszystko, co się dało zrobić od razu robili i podobne wymagania wobec swoich pracowników i współpracowników mieli. Niemniej zawsze jest tak, że zbytnia gorliwość bywa irytująca, a to zwłaszcza, gdy przejawia ją osoba, której się normalnie nie znosi. Usagi właśnie Ann nie znosiła, zaś ta spędzała prawie tyle czasu w firmie, co etatowy pracownik. Kręciła się wokół Diamonda do obrzydzenia, czego oczywiście sama nie przyznawała. Ona przecież chciała być tylko na miejscu, żeby móc w razie czego radą i pomocą służyć. Usagi jednak doskonale zamiary Ann znała, bo Ann się z nimi kompletnie przed Usagi nie kryła, a wręcz przeciwnie, jakby pokazywanie tego jej dodatkową satysfakcję sprawiało. Problem polegał na tym, że działała w sposób tylko dla Usagi zauważalny, żeby ewentualnie móc z rywalki paranoiczną świruskę zrobić. Zaangażowanie Ann każdy dobrocią serca tłumaczył, co było tak naiwne, że Usagi o mdłości przyprawiało i jednocześnie tak nieprawdopodobne, że Usagi się parę razy dziennie w rękę szczypała.

,,Czy oni wszyscy do reszty zdurnieli?”- myślała po kolejnej sesji z gabinetu Rubeusa wychodząc.

Zdecydowała miejsca, w których jest Ann po prostu bez słowa opuszczać, co było rozwiązaniem kompletnie do jej charakteru nieprzystającym, lecz niestety jedynym gwałtownej reakcji zapobiegającym. Z takiego obrotu sprawy inny też mankament wynikał, a mianowicie zostawiała często ją i Diamonda samych. Bardzo się jej ich ,,randez vous” nie podobało, ale koniec końców stwierdziła, że mężowi ufa i nic ogólnie lepszego w takim impasie nie może zrobić. Jeśli zostałaby to próba chwili pewnie zbrojną szarżą by owocowała. Na coś takiego nie chciała jednak pozwolić, bo przecież Diamondowi zrównoważoną postawę obiecała. Teraz, kiedy wszystko zaczynało się dobrze układać nie mogła zwyczajnie zawalić. Tak więc język gryząc blondynka po prostu wychodziła, różne metody średniowiecznych tortur sobie przypominając, a Ann z Diamondem zostawała. Czy wcześniej czy później mu się ją zbyć udawało to Ann i tak triumfowała, bo jakby nie było to na swoim stawiała.

,,Sprytna jest…” – przyznawała nie raz w myślach Usagi.

Nie trzeba jednak mówić, że zarówno ,,spryt”, jak i pozostałe cechy panienki Reiter Usagi skrajnie denerwowały. Irytowało ją wszystko, od babcinych klamerek przy butach po zapięty na ostatni guzik kołnierzyk. Każde jej słowo, gest, fałszywy uśmiech i wrażenie tego, że z nią przegrywa białą gorączkę wywoływały. Ann ciągle tam, gdzie Diamond się pojawiała, a jeśli nie to do niego dzwoniła i to zawsze w najmniej odpowiednich momentach. Tak też było i teraz, kiedy wreszcie z pracy wrócili i myśleli, że chwilę dla siebie mieć będą.

- Kazałem wysłać papiery rozwodowe zanim przyjechałaś- powiedział zajmujący środkową część kanapy mężczyzna- Trzeba będzie je teraz podrzeć.

Kiedy to mówił Usagi buty ściągała, co jej trochę dłużej ze względu na niskie podbicie zajęło. Zanim jednak Diamond zdążył jej powolne ruchy przemyśleć to ona szła już do niego, bluzkę poprawiając. Zaraz jedno kolano na kanapie, obok biodra Diamonda wsparła, ręce jednocześnie wokół szyi białowłosego owijając. Drugą nogę zaś przerzuciła, skutkiem czego zaraz okrakiem siedziała, niewinnie spod wachlarzu długich rzęs spoglądając.

- I tak bym to zrobiła- mówiła składająca usta w dzióbek blondynka.

Diamond na te słowa się szelmowsko uśmiechnął i włosy za jej ucho zgarnął.

- Jak tam biologia?- pytał wolną rękę na tali Usagi kładąc.

Kąciki ust dziewczyny się delikatnie uniosły, a ona sama łobuzersko zerkając, dolną wargę przygryzła.

- Bardzo dobrze…- mówiła, silniej ciało w przód nachylając- Myślę, że nam sprzyja...

Niespodziewanie zadzwonił leżący obok telefon.

- Ale los najwyraźniej już chyba nie- dokończyła wściekle, prostująca plecy blondynka.

Momentalnie się obróciła, brzęczącej komórki Diamonda sięgając. Kiedy na ekran telefonu spojrzała miała wrażenie, że wie, co przed planowanym zabiciem znienawidzonej osoby czuje wobec swojej ofiary morderca.

- Pirania na linii – powiedziała z niesmakiem, telefon mężowi rzucając.

Ten złapał go sprawnie, również niezbyt szczęśliwie w wyświetlane ,,Ann” spoglądając. Kiedy odebrał Usagi się z jego kolan stoczyła, obok, normalnie już sobie siadając. Jasnowłosy w sumie szybko rozmowę skończył i, głęboko przy tym wzdychając, ręce za głową ułożył.

- Co jest?- pytała zaciekawiona jego reakcją blondynka.

Diamond raptem  twarz ku żonie obrócił, jedną rękę spod włosów wysunął i nią właśnie Usagi do siebie przyciągnął tak, że głowę na jego nogach położyć musiała. Potem tą ręką ramię spokojnie leżącej dziewczyny objął.

- Ann mówi, że Ignacio nagle się zechciał wycofać i ma zamiar o tym jutro powiedzieć. Ona zaś dzwoniła, bo chciała dać nam szansę się jeszcze dzisiaj z nim porozumieć. Jutro do Stanów wylatuje i na ewentualne przekonywanie nie będziemy mieć czasu.

Usagi gwałtownie ciało uniosła i głowę w stronę Di odchyliła, wyrażającym powątpiewanie wzrokiem ku niemu patrząc.

- Tak, mi też tutaj coś nie pasuje…- przyznał poważnie wyglądający Diamond- I dlatego nie pozostaje nic innego, jak tylko tam jechać...

- Że gdzie? Do piranii? Teraz?- pytała znowu niespokojna blondynka.


sobota, 13 września 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXVIII


Ostatecznie skończyło się na tym, że chociaż Usagi nie była ubrana wyzywająco to całkiem seksownie, bo, jak Diamondowi mówiła, worków na ziemniaki nie posiadała. Swoja drogą zupełnie jego kopciuszkowym upodobaniom wiary dać nie chciała, ale przyznać musiała, iż faktycznie sporadyczne uwagi odnośnie niektórych elementów jej garderoby zwykł kiedyś tam zrobić.  Były one co prawda w żartobliwym tonie utrzymane, ale mimo wszystko Usagi ziarnko powagi wśród słów jasnowłosego teraz znajdywała. Tak naprawdę się jej te komentarze wręcz podobały, bo przez nie czuła, jakoby Diamond chciał mieć ją tylko dla siebie. Niemniej ubrania życzyła sobie wybierać sama. To był jej konik, a poza tym jak coś takiego w ogóle by wyglądało. Przyzwolenie temu nie korespondowało przecież z jej poczuciem niezależności i kobiecym prawem do samostanowienia.

,,Tak”- stwierdziła gładząc nierówności spódnicy blondynka- ,,Nie będzie mi mówił, co mogę nosić, a czego nie…"

Myśląc o tym Usagi była jednak rozanielona. Jej twarz rozjaśniał uśmiech, a w oczach tańczyły wesołe ogniki, co kompletnie do treści powziętej decyzji nie pasowało. Dziewczyna powinna bowiem raczej prezentować mimiką jakąś zawziętość, przekorę, determinację, a nie, jak tutaj błogą sielskość. Siedziała w fotelu przed biurkiem ze skrzyżowanymi nogami i utkwionym przed siebie wzrokiem. Jedną ręką trzymała gotowe do analizy papiery, a drugą stale pocierała ciemny materiał ołówkowej spódnicy. Tkanina już po pierwszym przeciągnięciu idealnie leżała, ale Usagi maniakalnie ją w kółko gładziła. Był to jednak bardziej wyraz zamyślenia, niż pedantyzmu, bo ciężko, żeby Usagi po prostu  sobie dumając specjalnie chciała dziurę na wylot zrobić. Tak ją w swojej nieprzytomności radosną zastał nagle wchodzący do gabinetu Diamond.

- Skończyłaś?- pytał oczęta podejrzliwie mrużąc.

Usagi raptem do rzeczywistości wróciła, ciału ku idącemu w jej stronę mężowi zwracając.

- Szczerze…- zaczęła robiąca minę niewiniątka blondynka - to nie...

Zaskoczony jasnowłosy uniósł brwi w górę i tak przed żoną z włożonymi do kieszeni spodni dłońmi przystanął.

- To do Ciebie nie podobne Kochanie…- mówił bez wyrzutu Diamond.

Usagi westchnęła i wzrok odwróciła, dokumenty na powierzchni mahoniowego biurka kładąc. Gdy tak już zrobiła plecami do oparcia fotela przywarła, ręce wygodnie na jego podłokietnikach lokując.

- Wiem…- skomentowała znowuż jego twarz śledząc blondynka.

Diamond zaś nic nie powiedział, jakby w tym czasie się zastanawiając. Jego wzrok był równocześnie na buźce żony skupiony tak, że Ci dwoje milcząco siebie obserwowali. Koniec końców białowłosy wreszcie się do zajmującej vis-a-vis fotel kobiety zwrócił.

- Co byś powiedziała na to, żebyśmy sobie już wolne dzisiaj zrobili Usagi?- pytał głową w ogóle nie drgnąwszy mężczyzna.

- Wolne? Ale Di…- zaczęła poderwawszy ciało blondynka- Mamy pracy po uszy, a nawet wyżej…

Mówiąc to spojrzeniem stosy teczek na biurku omiotła.

- Zgadza się- odparł, gdy oczyma ku niemu wróciła- Ale ponieważ w następnych dniach grafik będzie jeszcze bardziej napięty to dzisiaj jest ostatnia okazja, żeby...

- Dobrze, chodźmy!- wystrzeliła nagle jak z procy, torebkę błyskawicznie chwytając.

Ponieważ wstała to była tuż przed nim, oczekującym reakcji wzrokiem spoglądając. Początkowo nieco osłupiały jej wystąpieniem Diamond chytrze się teraz uśmiechnął i już rękę, żeby ją objąć wyciągał, gdy Yvonne lekko, ale słyszalnie w drzwi zapukała.

- Przepraszam, Pani Reiter czeka u dyrektora- mówiła zaraz po przyzwoleniu wejścia szatynka.

Słysząc to Usagi wymownie przewróciła oczyma. Ewidentnie niezadowolona blondynka parę kroków w stronę odsłoniętego okna zrobiła i kiedy obok drewnianego parapetu już była, gwałtownie się obróciła.  Skrzyżowane zarazem ręce doskonale treść spojrzenia uwydatniały.

- Daj mi minutę- powiedział z jej twarzy bez problemu czytając mężczyzna.

I rzeczywiście ,,minuta” mu wystarczyła, a czas na mieście spędzili cudownie. Było jak w pierwszych miesiącach ich małżeństwa: beztrosko, szczęśliwie, ciekawie.  Usagi się miesiąc miodowy przypomniał, gdy tak nonszalancko sobie spacerowali, a ona, jak dziecko każdą atrakcją mamiona Diamonda wszędzie ciągnęła. Ten z kolei niczego jej nie odmawiała, samemu radość ogromną czerpiąc. Usagi jako doświadczające najbardziej absurdalnych przypadków dziecko momentalnie potrafiła jednak się w tą silną i napełniającą pożądaniem kobietę zamienić. Kusiła, pociągała, rozpalała, a Diamond miał ochotę razem z nią pod ziemią zniknąć. Ludzie jakby się zmówili, żeby być nawet tam, gdzie zwykle ich nie ma, więc dopiero kiedy próg apartamentu minęli Diamond ostrożnie, ale zdecydowanie ją do ściany docisnął, zachłannie przy tym całując.

- Di…- szepnęła, gdy jego usta niżej, na jej szyję się ześliznęły.

- Hmm?- wydusił, rękę pod spódnicę dziewczyny wsuwając.

Usagi zaś tak przyjemnie było, że z trudem oderwać się spróbowała.

- Nie mogę Di…- szepnęła oczy niechętnie otwierając blondynka.

Kiedy to zrobiła zauważyła na sobie przenikliwe spojrzenie Diamonda. Wiedziała co czuł, bo sama była do granic wytrzymałości rozbudzona. Każda cząsteczka jej ciała paliła, a on był jedynym, który mógł ten pożar ugasić. Niestety biologia im na przeszkodzie stanęła.

- Przepraszam- mówiła, samej wargę przygryzając blondynka- Odstawiłam tabletki i taki jest efekt, że na razie nie mogę...

Diamond oczy ku górze uniósł i zaraz popatrzył na nią jakby miał lada  chwila zwariować.

środa, 10 września 2014


CIEMNOŚĆ


Wrogowie napływali ze wszystkich stron, dosłownie jakby pojawiali się znikąd. Granice Królestwa, bramy miasta, wejścia do pałacu- wszystko było gruntownie strzeżone, a mimo to nieprzyjaciel wparował tutaj od tak, niespodziewanie i bez wcześniejszego sygnału ataku. Najbliższe opiekunki Królowej momentalnie zjawiły się w przyjmującej główną falę wroga sali. Spośród nich jedynie dysponująca zaklęciem ochronnym wojowniczka z Merkurego opuściła prędko to miejsce, ażeby udać się do komnat wymagającej ochrony Królowej. Reszta strażniczek rozlokowała się zaś po sali miarowo, dzięki czemu w każdej jej części siły obronne były mniej więcej równe. Niemniej front wzięła na siebie Venus. Początkowo stała jednak sztywno, nie mogąc własnym oczom uwierzyć, bo chociaż jako wojowniczka była od dawna szkolona to do tej pory nigdy poważny atak się prawdziwie nie zdarzył. Obstawiała nawet, że prędzej umrze z nudów, niż w walce, a tu coś takiego niespodziewanie wynikło. Szoku tego rodzaju doświadczywszy blondynka sterczała teraz nieruchomo, spływających kryształowymi schodami wrogów obserwując. Koło niej panował już harmider i słychać było odgłosy walki, ale dopiero szczęk metalu nad uchem ją z letargu wybudził. Raptem zawziętości jej twarz nabrała, spojrzenie się wyostrzyło, a palce mocniej rękojeść ścisnęły. Walczyła z każdym, kto wpadł pod jej rękę, a że nikogo wymagającego nie napotkała to wszystkich ku ziemi szybko posyłała. Uczył ją w końcu Kunzite- najlepszy generał wojsk Endymiona. Nie widzieli się dawno, zbyt dawno. Właściwie już tygodniami wieści od niego wyczekiwała, a gdy takowe nie nadchodziły to z biegiem czasu zaczęła snuć obawy, że coś mu się stało. Nie mogła jednak o jego losy pytać, ponieważ nikt o ich relacjach, a nawet nieoficjalnej znajomości nie wiedział. Zresztą nie dziwota, bo pozostałych generałów rzeczywiście ledwo kojarzyła. Oni większość czasu spędzali z Endymionem na Ziemi, podczas gdy ona była tu- w Księżycowym Królestwie. Kiedy jednak się pojawiali to nawet tego nie zauważała, bo wzrokiem tylko jednego mężczyzny szukała. I po tylu tygodniach znalazła go teraz, na polu bitewnym.

,,Więc żyje, jest tutaj, walczy u mojego boku…”- myślała.

Nie mogła jednak patrzeć na niego w pełni, bo przeciwnik ją już ku ziemi dociskał. Venus broniła się zaś, swój miecz prostopadle do jego, od spodu trzymając. Kiedy przez rozkojarzenie ostrze wroga zaczęło się w stronę jej piersi zbliżać to dziewczyna musiała całkowicie swój wzrok odwrócić. Wszystkie siły angażując blondynka pchnęła przeciwnika tak, iż ten upadł na ziemię i leżał teraz przerażony, z wspartym łokciami ciałem i błądzącymi od Venus do wytrąconego miecza oczyma. Mężczyzna wyraźnie oceniał, czy zdąży tej broni sięgnąć i chyba stwierdził, że zaryzykuje, bo raptem na brzuch swoją nikczemną osobę przewrócił. Chwycił już nawet broń wielce uradowany, ale wtedy Venus się nachyliła i rękojeścią cios w plecy mu wymierzyła. Potem swoje ciało podniosła i jak zahipnotyzowana ku Kunzite ruszyła. Szła z każdym krokiem coraz to szybciej, ale im bliżej była tym gorsze myśli ją nachodziły. W końcu jego twarz zobaczyła i aż z przestrachu stanęła. Zrobiła to akurat, gdy przeciwnik Kunzite wydał rozdzierający powietrze okrzyk. Wtedy zauważyła, że i on i pozostali, wokół niego leżący nie są wrogimi żołnierzami, a strażnikami Królowej. Venus już wszystko wiedziała, ale mimo to nie mogła uwierzyć. Stała wciąż nieruchomo i patrzyła na wycierającego peleryną martwego strażnika miecz Kunzite. Ten widział chyba dziewczynę już wcześniej, bo kiedy skończył to od razu w jej stronę poszedł. Uśmiechał się, ale nie tak, jak zwykle- uśmiechał się do niej okrutnie, a jego spojrzenie, które zawsze ją fascynowało i przerażało, teraz tylko uczucie strachu pozostawiało. Kunzite cały czas miał w sobie ,,ciemność” i Venus o tym doskonale wiedziała. Może nawet po części go za TO kochała, a już na pewno wbrew zdrowemu rozsądkowi się jej TO podobało. Wiele razy myślała o tym czy źle, że mrok Kunzite ją ekscytuje i nigdy nie potrafiła sobie powiedzieć ,,nie, wszystko w porządku”. Kochała Serenity i była zdania, iż oszukuje ją jako Królową i przyjaciółkę. Czuła, że sprzeciwia się swojej roli i otaczającemu ją światu, ale nic nie potrafiła poradzić. Ostatecznie zawsze znajdowała zapomnienie w ramionach Kunzite, który działał na nią bardziej kojąco niż jej samotne spacery nocą. Niemniej przez taki obrót spraw miała jeszcze większe wrażenie, że zdradza to miejsce myślami i sercem, a skoro tak to nie chciała zrobić tego również działaniem. Była czarodziejką z Wenus, którą zobowiązano chronić Króla, Królową, Królestwo i kiedy Król, Królowa, Królestwo pozostawały zagrożone ona musiała ich niezależnie od wszystkiego i nawet za cenę życia bronić. Dlatego gdy Kunzite się zbliżył Venus silniej rękojeść miecza chwyciła. Ten swoją broń uniósł, ale tak oniemiały został, bo dziewczyna przepełnionym  miłością wzrokiem na niego spojrzała. Zły uśmieszek spełzł z twarzy Kunzite, a ręka w powietrzu zawisła i wtedy Venus mieczem jego ciało przebiła.

- ,,Nigdy nie opuszczaj gardy”… Pamiętasz?- mówiła roztrzęsionym głosem blondynka.

Najwyraźniej poznający Venus Kunzite razem z nią się ku ziemi osunął.

- Moja dziewczynka…- powiedział czule, wolną ręką jej policzek głaszcząc.

Venus blady uśmiech mężczyzny odwzajemniła, a jego wciąż trzymającą broń rękę swoimi dłońmi chwyciła i z całej siły szarpnęła tak, że miecz jasnowłosego ją również przebił. Nie mający czasu wcześniej zareagować Kunzite patrzył teraz poszerzałymi oczyma w jej opiewającą krwią ranę.

- Coś Ty zrobiła?- pytał, wzrokiem do niej wracając.

- Jeśli masz się pogrążyć w ciemności- mówiła swoje spojrzenie także unosząc- to razem ze mną.

Kunzite siły życiowe już tracąc ostatnim ruchem ją do siebie przygarnął.

- Przysięgam Ci- szeptał jeszcze, gdy odgłosy innych starć było w tle słychać- Że Cię znajdę...

I oczy oboje zamknęli.


THE END

niedziela, 7 września 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXVII


Kiedy pierwsze promienie słońca wpadły przez niezasłonięte okno sypialni drobna blondynka poruszyła się lekko, oczy mozolnie otwierając. Chwilę później patrzyła już na puste obok niej miejsce, ani razu przy tym nie mrugając. Koniec końców westchnęła, podbródek lekko opuściła, a ciało równo ułożyła. Ręce na powierzchni łóżka wspierając tułów ku górze uniosła i siedząc tak sobie spokojnie głowę w bok obróciła, jeszcze raz na drugą stronę łóżka zerkając. Teraz dopiero zauważyła wgnieciony przy niej materac. Czoło więc nieco zmarszczyła, raptem kołdrę z siebie zrzucając. Wstała, łóżko do połowy jego szerokości obeszła i sięgnęła ułożonego w jego nogach szlafroczka. Szlafroczek sam z siebie wrażenie robił, ale to nie dziwota, jeśli wziąć pod uwagę drobiazgowość Usagi w doborze bielizny. Zresztą nieważne było czy miała ubrany zwiewny peniuar czy frotową ściereczkę, bo i tak wyglądała seksownie. Niemniej wiadomo, że delikatna tkanina w cętki na zgrabnym ciele bardziej wyobraźnie pobudzi. Usagi jednak go ubierając jakoś specjalnie o tym nie myślała, bo taki strój był dla niej chlebem powszednim, ale pakując się rzeczywiście najlepsze modele wybrała. Teraz jednak szlafroczka sięgnęła, od tak bez namysłu go zarzucając. Szlafroczek był w pasie wiązany, ale ona mimo to złożonymi pod biustem rękoma się owinęła. Nie, żeby zawstydzenie czy zimno czuła, bo po prostu dziwnie jej było tak iść i w rękach nic nie nieść. Wyszła więc na korytarz i się zaczęła rozglądać. Stamtąd najbliżej miała do łazienki, gdzie przez uchylone drzwi w pierwszej kolejności zerknęła, ale gdy usłyszała dźwięk z przeciwnej strony mieszkania to nie było sensu tam dalej patrzyć. Siłą rzeczy chwile później stała już w drzwiach kuchni, skąd widok na wspartego przedramionami o ladę Diamonda był doskonały. Świeżo zrobiona kawa obok niego leżała, a on sam pozostawał dość mocno zamyślony, co jego nieobecny wzrok ukazywał. Nim jednak Usagi się odezwała to ten zdążył ją zauważyć. Źrenice jego oczu się ku niej zwróciły, a wciąż nieruchomą twarz szelmowski uśmiech ozdobił. I z takim uśmiechem do tkwiącej przy drzwiach blondynki mężczyzna podszedł. Ona zaś jak wcześniej stanęła, tak dalej stała, wzrok tylko w miarę, gdy Diamond się zbliżał unosząc. Patrzyli na siebie wzajemnie, aż ten swoimi dłońmi skrzyżowane przeguby jej rąk delikatnie, ponad ramiona dziewczyny uniósł i na tej wysokości do biegnącej wzdłuż futryny ściany przywarł. Wsparta już wcześniej plecami o ramę drzwi blondynka była teraz kompletnie unieruchomiona. Wzroku z męża jednak nie spuszczała, ale on raptem zaczął swoją twarz do jej zbliżać. W końcu usta nad szyją kobiety zatrzymał, niekontrolowaną falę gorąca u niej powodując. Wychwyciwszy tą skrywaną reakcję jasnowłosy w zadowoleniu jeszcze wyżej kąciki warg uniósł i bliżej ucha je z powrotem przesunął.

- Wyglądasz bardzo kusząco, Kochanie- szepnął, a Usagi czując ciepło jego oddechu aż rumieniec złapała i chcąc go przed Diamondem ukryć twarz gdzieindziej zwróciła.

- To nie znaczy, że możesz mnie w niewolniczym uścisku więzić- odparła unikając kontaktu wzrokowego blondynka.

Diamond puścił więc jej nadgarstki, a swoje ręce, z szeroko otwartymi dłońmi jeszcze chwilę u góry trzymał. Ten gest i wysoko uniesione brwi miały chyba mówić ,,tak dobrze?”, bo na niezadane pytanie Usagi zaraz odpowiedziała ,,lepiej” i znowu ręce pod biustem krzyżując do środka  pomieszczenia weszła. Buzią w stronę Diamonda się obróciła i stała tak, nie wiedząc chyba, co ma powiedzieć. Diamond uśmiechu nie tracąc podszedł, krzesło, obok którego stała wysunął, po czym  dłonią wyraźnie zasygnalizował, żeby sobie usiadła. Kiedy to zrobiła, on zajął miejsce naprzeciw. Ciało miał w przód wychylone, bo przedramiona na rozłożonych nogach oparte, a twarz nagle wyraźnie spoważniałą.

- Więc, Usa- zaczął jednak nie tak podniośle, jak się Usagi zdawało, że zacznie- Co tam u Chiby?

Na te słowa blondynka prychnęła, oczyma ponownie w bok uciekając.

- Ami mówi, że dobrze się im układa- powiedziała patrząc przez okno dziewczyna- A poza tym nic więcej nie wiem. Nie interesuje mnie to.

- Ale masz pojęcie, że kierownikiem jest fatalnym i Safir przez niego musi więcej roboty odwalać?- pytał spokojnym tonem mężczyzna.

Usagi podbródek spuściła, spojrzeniem wciąż nie wracając.

- Domyślam się- odparła cicho blondynka- Ale naprawdę: zrobiłam to dla Ami...

Naraz Diamond ujął jej dłoń i pocałował.

- Usa- mówił, wzrok dziewczyny wreszcie na siebie ściągając- Żadna kobieta oprócz Ciebie mnie nie obchodzi, a zwłaszcza Ann Reiter. Uważam, że się co do niej mylisz i jest w rzeczywistości bardzo miłą osobą, ale...

Jasnowłosy przerwał, bo Usagi znacząco ciało uniosła.

- Aleee…- kontynuował palec wolnej ręki do ust małżonki przykładając- zostawmy to. Nie lubisz jej i niech będzie. Tylko Cię proszę Usagi, żebyś dla dobra firmy oczu Ann nie wydłubała.

Kiedy jasnowłosy skończył mówić, dłoń od buzi Usagi odsunął. Wtedy ona wstała, krok przed siebie zrobiła i na kolanie Diamonda usiadła. Dopiero teraz jego rękę puściła, pozwalając mu się nią objąć, a sama dłonie za jego szyją dość silnie splotła.

- Ok, aleee…- urwała ,,ale”, podobnie, jak Diamond specjalnie wyciągając- Nie zostawisz mnie Di...

Usagi z nadzieją w jego oczy patrzyła, bez skutku odpowiedź się wyczytać starając.

- I tak bym Cie nie zostawił- odparł na nowo uśmiech przywołując białowłosy- Podjąłem decyzję wczoraj rano, a właściwie to chyba już na początku jak Cię tu zobaczyłem...

- Oż Ty!- krzyknęła wpół żartobliwie, wpół poważnie próbując się z objęcia męża wyśliznąć blondynka.

Diamond jednak wstał i tak na rękach ją niosąc kuchnie opuścił.

- A teraz moja droga- powiedział jej konwulsyjne ruchy ignorując- Idziemy Ci coś do ubrania wybrać, bo wczoraj tą spódniczkę miałaś zbyt krótką.

Usagi raptem przestała się wiercić pytająco na męża spoglądając.

- Żartujesz sobie Di, prawda?- drążyła znowu próbując z jego twarzy odpowiedź wyczytać.

- Może tak, może nie- skwitował tajemniczo meżczyzna.

Usagi naraz znowu zaczęła kończynami ułomnie w te i wewte machać.

- Ej no, Diiiii!- krzyknęła jeszcze zanim korytarz przeszli- Bez takich…

środa, 3 września 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXVI


Usagi trochę już czasu na rozmowie spędziła, bo oprócz Rei i Ikuko zadzwoniła też do Berthier, Minako, Makoto i Ami. Każda z nich mnóstwo rzeczy jej chciała powiedzieć, a ona sama również miała historię, którą się przecież zamierzała podzielić. Koniec końców jedynie Rei i Berthier szczegóły ostatnich dni przedstawiła, pozostałym dziewczyną ogólny obraz tego wszystkiego dając. Jeśli zaś o uzyskane informacje chodzi to: Ikuko musiała tymczasowo pokojówki odprawić, Rei bez przerwy darła koty z teściową, a Berthier jakiegoś piosenkarza poznała, którego brat okazał się być po uszy zakochany  w Minako. Minako jednak dopiero pytana sobie Yatena Kō przypomniała. Makoto z kolei o zbliżających się urodzinach Motokiego ciągle mówiła, a Ami wspomniała, że dobrze się jej w małżeństwie układa i nic wyrzucać Usagi nie będzie. I wtedy Usagi drgnęła, bo raptem sobie uświadomiła, że z tego wszystko o źródle jej problemów i powodzie przyjazdu tutaj kompletnie zapomniała. Kiedy więc zakończyła rozmowę to wygonić bombardujących głowę myśli nie mogła i, w zadumie się pogrążając, nieprzytomny wyraz twarzy przybrała. Zaniedbała tym samym kwestię obserwacji wyjścia, ażeby móc wiedzieć, kiedy Fiore hotel opuści. Niby patrzyła w tamtą stronę, ale raczej nie sprawiała wrażenia osoby, która wie co właśnie oczyma widzi. Całą swoją uwagę skupiała bowiem na próbie pojęcia jak ktoś, kto wydawał się jej ogromnie ważny, ba- najważniejszy, mógł z jej głowy od tak wyparować. Kiedy Diamond odszedł uświadomiła sobie swoje prawdziwe uczucia, ale nie podejrzewała, że to, czym w rzeczywistości darzy Mamoru jest aż tak słabe.

,,Jak mogłam dla czegoś takiego mój związek z Diamodem narażać”- bolała, poszerzone horrorem swojego odkrycia oczy trzymając.

Na chwilę głowę w tył przechyliła, zaraz jednak do normalnego układu wracając. Wtedy na ceramiczną filiżankę zerknęła, ciało do przodu, by móc sięgnąć jej uszka wysuwając. Niemniej gdy tylko brzeg ustami dotknęła to jej twarz wykrzywił grymas niesmaku- nie znosiła zimnej kawy, a ta była zdecydowanie zimna.

- Jest Pani tutaj sama?- zapytał przystający nagle obok niej brunet.

Słysząc to blondynka główkę uniosła, spojrzeniem błękitnych tęczówek nieznajomego zaszczycając. Raptem wzrok z mężczyzny na leżącą obok niej torebkę i telefon przeniosła, by zaraz ku ciemnowłosemu nim wrócić i możliwie ujmująco się do chłopaka odezwać.

- Tymczasowo. Mąż jest na górze- odpowiedziała z lekkim uśmiechem dziewczyna.

Bruneta wbiło w ziemię, bo chyba takiej odpowiedzi nie oczekiwał. Przepraszając nerwowo się skłonił i odszedł, a Usagi tylko oczami wywróciła, z myślą ,,co za cykor” wstając.  Zostawiając niewypitą kawę do windy podeszła i dopiero przy jej wejściu czekając przypomniała sobie, że przecież miała sprawdzać, czy Fiore już poszedł. Westchnęła więc, ale zaraz się drzwi windy otwarły i weszła do środka, niebawem przed swoim apartamentem będąc. Fiore niestety dalej w salonie siedział, co natychmiast po uchyleniu drzwi zauważyła. Usagi również się przegapić z jego miejsca nie dało, więc siłą rzeczy moment kulturalnego czy nie przywitania nastał. Dziewczyna ukradkiem ku mężowi zerknęła i chociaż jego twarz stoicki spokój pokazywała to w oczach Diamonda zauważyła niepokój, ale też szczególną surowość. Zupełnie jakby chciał wymóc na niej określone zachowanie i zdawał sobie przy tym sprawę, że to może nie wyjść. Usagi istotnie miała ochotę fotel Fiore wysadzić, ale zamiast tego życzliwy uśmiech długowłosemu posłała. Chwilę później koło niego stanęła, rękę na przywitanie wyciągając. Ten zaś się z miejsca poderwał, dłoń Usagi gentelmeńsko pocałował i do rozmowy zaprosił. Dziewczyna jednak niezwykle skrzętnie opcje wspólnego przebywania wyłączyła, uprzejmie męskie towarzystwo szybko opuszczając. Kiedy Fiore koniec końców wyszedł to Diamond od razu kroki do sypialni skierował. Widząc leżącą przy zaciemnionym świetle Usagi stanął, dłoń o futrynę drzwi silnie wspierając. Wyglądała tak bezbronnie, że znowu przypomniało mu się, jak to chce ją przed całym światem ochronić. Mimo swojej odwagi i charakteru ona takiej ochrony potrzebowała i on sobie z tego sprawę zdawał. Sprawę, ale z jego obecności zdała też osobie Usagi, która cień wzdłuż łóżka spostrzegłszy głowę ku jego właścicielowi zwróciła. Patrzyła na niego tkliwie szeroko otwartymi oczami, aż ten podszedł bliżej, siadł na łóżku i ją do piersi przytulił.

- Dziękuję- powiedział czubek blond główki całując, ale Usagi już zasypiała.

Translate