piątek, 3 lipca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział LIX


Torę praktycznie sparaliżowało. Odsunął się, popatrzył na Usagi spojrzeniem długim, wyrażającym wszystko. Wstał, Usagi zaś wrośnięta w łóżko klęczała,  nieruchoma, jakby trafiła na ścianę. Zapadła się chyba w jakieś grzęzawisko umysłowe. Z grzęzawiska wyrwało ją szczęśliwie olśnienie. Olśniona, równocześnie:  plecy wyprostowała, oczy poszerzyła, ślinę głośno przełknęła. Rumieniec wstydu  na jej policzki wstąpił, a kropelki potu  zaczęły czołem,  ku dołowi spływać.

- Tora, ja…- mówiła, unosząc rękę.

Tora zatrzymał się, bo już miał wychodzić. Delikatnie ciało przekręcając, głowę obrócił i z nieodgadnionym wyrazem twarzy na Usagi spojrzał.

- Dlaczego do tej pory ukrywałaś, że masz męża?

Kobieta usta rozchyliła, zszokowana. Mimo wcześniejszej defensywności, ostre piknięcie buntu  na dnie żołądka poczuła. No bo jak mógł! Śledzić ją? Znaczy się badać jej osobę czy co tam… Orz ten, pomyśleć, że tak mu brak wtrącalstwa apologizowała.

- Skąd Ty…- zaczęła żarliwie, ale on, ignorując ją, pośpiesznie, z błyskiem  szaleństwa w oczach, zwyczajnie wyszedł.

Był wkurzony, kto by nie był, ona najpierw zakłopotana, potem wkurzona. Teraz, kiedy go nie było, wkurzenie zaczęło z niej schodzić, ustępując miejsca panice, absolutnie śmiertelnej i tak potężnej, że wręcz ją uderzyła. Otóż, paznokcie w materac wbijając, Usagi powieki ścisnęła i, krzycząc ,,nie!”, głową na boki kręciła. Niespodziewanie przestała, oczy otwarła, powietrze złapała i skoczyła z łóżka. Bluzkę w drodze ubierając, runęła ku windzie, potem hallem do wyjścia, omal drzwi nie wyrywając. Może i ją śledził, może i prowadził życie, które wymagało od niej ciągłych kompromisów, może i- ba, na pewno był dominujący, ale do licha- lubiła to. Mężczyzna powinien być stanowczy, zdecydowany, nie jakaś mamałyga, żeby w razie czego móc podać kobiecie ramię.

- Tora!- krzyknęła, ze zdyszanym pośpiechem dziewczyna.

Tora, który akurat do taksówki miał wsiadać, obrócił ciało. Ich spojrzenia spotkały się, patrzyli na siebie, trwało to może sekundy, ale było jak wieczność. Tym bardziej, że mokli- cholerna angielska pogoda. Podmuchy wiatru miotały zimne biczyki rzęsistego deszczu.

- Nie ukrywałam, po prostu o tym nie mówiłam!- odezwała się w końcu Usagi- Masz prawo być wkurzony, ale ja też. Sprawdzałeś mnie! Jesteśmy na równo…

- Jak na równo!? Zaczęłaś do mnie mówić jego imieniem, kiedy…

- Tora-sama, masz natychmiast wrócić ze mną do środka. Inaczej będę tutaj stać, o tak jak stoję, aż złapię zapalenie płuc i… umrę- oznajmiła blado, choć z rozpaczliwym cieniem stanowczości.

Na swoją groźbę dostrzegła w jego oczach ostrzeżenie, lecz ani drgnęła. Wygrała. Tora szepnął coś kierowcy, zamknął półotwarte drzwi, ruszył biegiem do Usagi i ją ku wnętrzu budynku pociągnął.

- Ty głuptasie!- skomentował surowo, kiedy byli już w jej pokoju.

Rzucił Usagi ręcznik, żeby głowę wytarła. Z łazienki wziął dwa, jeden dla siebie. Sam był nie mniej przemoczony, a koszula skutecznie lepiła się do jego ciała, podkreślając mięśnie. To wyeksponowane ciało, resztki wina, nawał kotłujących się we wnętrzu Usagi uczuć, ją do niekontrolowanych zachowań pchały. Rozszalały umysł nie ustawał w działaniach, podsuwając co raz to bardziej cenzuralne myśli. Cenzuralne myśli jej mózg posiadły i resztki zdrowego rozsądku zdusiły.

Rano, gdy wzeszło słońce, Usagi drgnęła, czując dotyk pierwszych promieni- po wczorajszym deszczu nie było śladu. Obudziła się, przeciągła i otwarła oczy. Pierwsze, co zobaczyła, to twarz Tory, nie Di. A jednak się uśmiechnęła, zadowolona. W zadowoleniu mijały kolejne dni, które można porównać do tornada, wywracającego wszystko na drugą stronę. Usagi zaczęła sporadycznie odwiedzać gabinet Tory, wychodziła częściej, zaliczyła kolejne wyścigi konne, bez Orie, której więcej nie widziała, i partię pokera. Temu wszystkiemu towarzyszyła wyjątkowo piękna pogoda. Pogoda popsuła się w poniedziałek rano. Było chłodno, mokro i nieprzyjemnie. Usagi ledwo w takiej atmosferze wstała. Zmusiła się, teraz robiła kawę, spoglądając przez okno, za którym szumiały pożółkłe drzewa. Trzaśnięcie drzwi od łazienki ją z rozmyśleń wyrwał. Tora zapinał właśnie koszulę, zauważył, że się patrzy i uśmiechnął do niej po swojemu, łobuzersko, a ona, ona również się uśmiechnęła. Widocznie tak miało być, ona i nie Di- ktoś podobny, w dalszym ciągu nie Di, ale mimo wszystko. Już zdecydowała, no- chyba, że stałoby się ,,niewiadomo co”, ale to naprawdę musiałoby być ,,niewiadomo co”, takie nierealne raczej ,,niewiadomo co”. Nie, nie chciała nawet o tym myśleć, stawała na nogi. Trzeba było jeszcze zadzwonić do Tokio, powiedzieć: ,,To ja, żyje i mam się dobrze”  ale to może nie teraz, za parę dni. W Tokio się wszyscy martwili, tym bardziej, że Safir spotkał Esmeraldę. Esmeralda mówiła coś o jakimś atrakcyjnym blondynie, z którym chyba Usagi przed jej zniknięciem widziała. Safir bił się więc z myślami czy Diamondowi informację przekazać. Tymczasem Diamond i Rubeus nie próżnowali. Mianowicie, dowiedzieli się, mniej lub bardziej legalnie, iż wuj Ann miał lewe interesy z niejakim Geraldem Walkerem. Chodziło o przeforsowanie poprawek do projektu ustawy w Izbie Lordów. Niemniej, Gerald Walker- par  Izby Lordów zrobił swoje, a Ignacio Weis, zainteresowany ustawą jako biznesmen wystawił Geralda. Diamond zdecydował to wykorzystać i zaprosił do siebie pokrzywdzonego. Gerald przyszedł, wysłuchał, zrozumiał ukryty szantaż i zapytał: ,,czego Pan oczekuje?”. Diamond oczekiwał dowodów. Gerald postanowił mu takowych dostarczyć i wyszedł, kasłając. Diamond wtedy spojrzał na telefon- trzy nieodebrane połączenia od Ann. Dzwoniła w trakcie rozmowy z Geraldem, nie chciał przerywać, zignorował ją. No ale, już chwytał telefon, żeby oddzwonić, gdy do biura wparował Rubeus, szeroko się uśmiechając.

- Jak poszło?- pytał.

Zanim wszedł, nagabywał Yvonne czy Walker jest jeszcze. Yvonne akurat przez telefon rozmawiała. To była Ann, która Diamonda szukała, bo nie odbierał komórki, aparatu hotelowegoi blablabla. W każdym razie pytanie Rubeusa usłyszała, zbladła jak upiór, ścierpła doszczętnie, poczym na równe nogi skoczyła. Biegła po schodach, wołając: ,,Cedric, Cedric!”. Szofera nie było, zaczęła się więc nerwowo po hallu miotać i wtedy samochód Fiore przez okno spostrzegła.

1 komentarz:

  1. dlaczego mam wrażenie że jednak Usa nie będzie z Di ??????????? no bo patrząc na początek rozdziału no to Tora dopiął swego i można powiedzieć że zdobył Usę no i pojawia się też Esmeralda ? { hmmm tu jest znak zapytania } i jak zareaguje Di gdy się dowie że Usa ma już innego faceta czy nadal będzie chciał ją odzyskać czy się podda ? zaś końcówka no no czyżby Ann zaczął palić się grunt pod nogami ? czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i pozdrawiam :) fanka 12

    OdpowiedzUsuń

Translate