BIAŁA RÓŻA
Rozdział LIX
Torę praktycznie sparaliżowało. Odsunął się, popatrzył na Usagi spojrzeniem długim, wyrażającym wszystko. Wstał, Usagi zaś wrośnięta w łóżko klęczała, nieruchoma, jakby trafiła na ścianę. Zapadła się chyba w jakieś grzęzawisko umysłowe. Z grzęzawiska wyrwało ją szczęśliwie olśnienie. Olśniona, równocześnie: plecy wyprostowała, oczy poszerzyła, ślinę głośno przełknęła. Rumieniec wstydu na jej policzki wstąpił, a kropelki potu zaczęły czołem, ku dołowi spływać.
Torę praktycznie sparaliżowało. Odsunął się, popatrzył na Usagi spojrzeniem długim, wyrażającym wszystko. Wstał, Usagi zaś wrośnięta w łóżko klęczała, nieruchoma, jakby trafiła na ścianę. Zapadła się chyba w jakieś grzęzawisko umysłowe. Z grzęzawiska wyrwało ją szczęśliwie olśnienie. Olśniona, równocześnie: plecy wyprostowała, oczy poszerzyła, ślinę głośno przełknęła. Rumieniec wstydu na jej policzki wstąpił, a kropelki potu zaczęły czołem, ku dołowi spływać.
- Tora, ja…- mówiła, unosząc rękę.
Tora zatrzymał się, bo już miał wychodzić. Delikatnie ciało
przekręcając, głowę obrócił i z nieodgadnionym wyrazem twarzy na Usagi
spojrzał.
- Dlaczego do tej pory ukrywałaś, że masz męża?
Kobieta
usta rozchyliła, zszokowana. Mimo wcześniejszej defensywności, ostre piknięcie
buntu na dnie żołądka poczuła. No bo jak
mógł! Śledzić ją? Znaczy się badać jej osobę czy co tam… Orz ten, pomyśleć, że
tak mu brak wtrącalstwa apologizowała.
-
Skąd Ty…- zaczęła żarliwie, ale on, ignorując ją, pośpiesznie, z błyskiem szaleństwa w oczach, zwyczajnie wyszedł.
Był wkurzony, kto by nie był, ona
najpierw zakłopotana, potem wkurzona. Teraz, kiedy go nie było, wkurzenie
zaczęło z niej schodzić, ustępując miejsca panice, absolutnie śmiertelnej i tak
potężnej, że wręcz ją uderzyła. Otóż, paznokcie w materac wbijając, Usagi
powieki ścisnęła i, krzycząc ,,nie!”, głową na boki kręciła. Niespodziewanie
przestała, oczy otwarła, powietrze złapała i skoczyła z łóżka. Bluzkę w drodze
ubierając, runęła ku windzie, potem hallem do wyjścia, omal drzwi nie
wyrywając. Może i ją śledził, może i prowadził życie, które wymagało od niej
ciągłych kompromisów, może i- ba, na pewno był dominujący, ale do licha- lubiła
to. Mężczyzna powinien być stanowczy, zdecydowany, nie jakaś mamałyga, żeby w
razie czego móc podać kobiecie ramię.
- Tora!- krzyknęła, ze zdyszanym
pośpiechem dziewczyna.
Tora, który akurat do taksówki miał
wsiadać, obrócił ciało. Ich spojrzenia spotkały się, patrzyli na siebie, trwało
to może sekundy, ale było jak wieczność. Tym bardziej, że mokli- cholerna
angielska pogoda. Podmuchy wiatru miotały zimne biczyki rzęsistego deszczu.
- Nie ukrywałam, po prostu o tym
nie mówiłam!- odezwała się w końcu Usagi- Masz prawo być wkurzony, ale ja też.
Sprawdzałeś mnie! Jesteśmy na równo…
- Jak na równo!? Zaczęłaś do mnie
mówić jego imieniem, kiedy…
- Tora-sama, masz natychmiast
wrócić ze mną do środka. Inaczej będę tutaj stać, o tak jak stoję, aż złapię
zapalenie płuc i… umrę- oznajmiła blado, choć z rozpaczliwym cieniem stanowczości.
Na swoją groźbę dostrzegła w jego oczach
ostrzeżenie, lecz ani drgnęła. Wygrała. Tora szepnął coś kierowcy, zamknął półotwarte
drzwi, ruszył biegiem do Usagi i ją ku wnętrzu budynku pociągnął.
-
Ty głuptasie!- skomentował surowo, kiedy byli już w jej pokoju.
Rzucił
Usagi ręcznik, żeby głowę wytarła. Z łazienki wziął dwa, jeden dla siebie. Sam
był nie mniej przemoczony, a koszula skutecznie lepiła się do jego ciała,
podkreślając mięśnie. To wyeksponowane ciało, resztki wina, nawał kotłujących
się we wnętrzu Usagi uczuć, ją do niekontrolowanych zachowań pchały. Rozszalały
umysł nie ustawał w działaniach, podsuwając co raz to bardziej cenzuralne
myśli. Cenzuralne myśli jej mózg posiadły i resztki zdrowego rozsądku zdusiły.
Rano,
gdy wzeszło słońce, Usagi drgnęła, czując dotyk pierwszych promieni- po
wczorajszym deszczu nie było śladu. Obudziła się, przeciągła i otwarła oczy. Pierwsze,
co zobaczyła, to twarz Tory, nie Di. A jednak się uśmiechnęła, zadowolona. W
zadowoleniu mijały kolejne dni, które można porównać do tornada, wywracającego wszystko
na drugą stronę. Usagi zaczęła sporadycznie odwiedzać gabinet Tory, wychodziła
częściej, zaliczyła kolejne wyścigi konne, bez Orie, której więcej nie
widziała, i partię pokera. Temu wszystkiemu towarzyszyła wyjątkowo piękna
pogoda. Pogoda popsuła się w poniedziałek rano. Było chłodno, mokro i
nieprzyjemnie. Usagi ledwo w takiej atmosferze wstała. Zmusiła się, teraz
robiła kawę, spoglądając przez okno, za którym szumiały pożółkłe drzewa.
Trzaśnięcie drzwi od łazienki ją z rozmyśleń wyrwał. Tora zapinał właśnie
koszulę, zauważył, że się patrzy i uśmiechnął do niej po swojemu, łobuzersko, a
ona, ona również się uśmiechnęła. Widocznie tak miało być, ona i nie Di- ktoś
podobny, w dalszym ciągu nie Di, ale mimo wszystko. Już zdecydowała, no- chyba,
że stałoby się ,,niewiadomo co”, ale to naprawdę musiałoby być ,,niewiadomo co”,
takie nierealne raczej ,,niewiadomo co”. Nie, nie chciała nawet o tym myśleć,
stawała na nogi. Trzeba było jeszcze zadzwonić do Tokio, powiedzieć: ,,To ja, żyje
i mam się dobrze” ale to może nie teraz,
za parę dni. W Tokio się wszyscy martwili, tym bardziej, że Safir spotkał
Esmeraldę. Esmeralda mówiła coś o jakimś atrakcyjnym blondynie, z którym chyba Usagi
przed jej zniknięciem widziała. Safir bił się więc z myślami czy Diamondowi
informację przekazać. Tymczasem Diamond i Rubeus nie próżnowali. Mianowicie,
dowiedzieli się, mniej lub bardziej legalnie, iż wuj Ann miał lewe interesy z
niejakim Geraldem Walkerem. Chodziło o przeforsowanie poprawek do projektu
ustawy w Izbie Lordów. Niemniej, Gerald Walker- par Izby Lordów zrobił swoje, a Ignacio Weis,
zainteresowany ustawą jako biznesmen wystawił Geralda. Diamond zdecydował to
wykorzystać i zaprosił do siebie pokrzywdzonego. Gerald przyszedł, wysłuchał,
zrozumiał ukryty szantaż i zapytał: ,,czego Pan oczekuje?”. Diamond oczekiwał
dowodów. Gerald postanowił mu takowych dostarczyć i wyszedł, kasłając. Diamond
wtedy spojrzał na telefon- trzy nieodebrane połączenia od Ann. Dzwoniła w
trakcie rozmowy z Geraldem, nie chciał przerywać, zignorował ją. No ale, już
chwytał telefon, żeby oddzwonić, gdy do biura wparował Rubeus, szeroko się uśmiechając.
-
Jak poszło?- pytał.
Zanim
wszedł, nagabywał Yvonne czy Walker jest jeszcze. Yvonne akurat przez telefon
rozmawiała. To była Ann, która Diamonda szukała, bo nie odbierał komórki, aparatu
hotelowegoi blablabla. W każdym razie pytanie Rubeusa usłyszała, zbladła jak
upiór, ścierpła doszczętnie, poczym na równe nogi skoczyła. Biegła po schodach,
wołając: ,,Cedric, Cedric!”. Szofera nie było, zaczęła się więc nerwowo po
hallu miotać i wtedy samochód Fiore przez okno spostrzegła.
dlaczego mam wrażenie że jednak Usa nie będzie z Di ??????????? no bo patrząc na początek rozdziału no to Tora dopiął swego i można powiedzieć że zdobył Usę no i pojawia się też Esmeralda ? { hmmm tu jest znak zapytania } i jak zareaguje Di gdy się dowie że Usa ma już innego faceta czy nadal będzie chciał ją odzyskać czy się podda ? zaś końcówka no no czyżby Ann zaczął palić się grunt pod nogami ? czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i pozdrawiam :) fanka 12
OdpowiedzUsuń