czwartek, 25 grudnia 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XL


Na dźwięk przymykanych drzwi jasnowłosy zamarł. Niebawem jednak kartę co żywo chwycił i apartament możliwie śpiesznie opuścił. Windy, o złośliwa chwilo, na dół akurat jechały, a ludzi w hallu się jak mrówek roiło. Kiedy więc wreszcie wyjścia białowłosy dopadł to zobaczył otwierającą drzwi taksówki Usagi. Była ileśtam metrów przed nim i dlatego Diamond za nią po prostu krzyknął. Słysząc swoje imię blondynka gwałtownie się obróciła i centralnie na męża z oddali spojrzała. Patrzyli sobie w twarze przez moment, aż do chwili, gdy Usagi połączenie wzrokowe przerwała, tylne siedzenie londyńskiej taksówki zajęła i niewiadomo gdzie nią odjechała. Pierwszym ruchem Diamonda było sięgnięcie do kieszeni spodni po telefon, ale kiedy na zbyt płaską powierzchnię materiału palcami trafił to przeklął i szybkim krokiem ku swojemu apartamentowi zawrócił. Leżącą, jak się okazało, między poduchami w salonie komórkę złapał i dzwonić od razu, dość intensywnie i bezskutecznie rozpoczął. Nieudanymi próbami połączenia zrezygnowany, ad extremum na kanapie usiadł.

- To nie może się tak skończyć…- mówił, a ostre światło lampy jego zgasłą twarz spowijało.

Kiedy przed paroma laty brał ślub z Usagi to wiedział, jakie są jej uczucia względem Mamoru. Już jako nastolatka za nim latała, ale on jej miłość odrzucił. Ożenił się z Ami i ożenił się młodo, wręcz za młodo, jak na mężczyznę, a właściwie to chłopca, bo tak można określić osiemnastoletniego wówczas Mamoru. Usagi była obrażona zbyt krótko, żeby zdążyć przestać się wokół żonatego już Mamoru kręcić. Mamoru z kolei coś do Usagi czuł i chociaż Ami o tym wiedziała to głupią wciąż udawała. Przeciwnie gosposia, stara Kazuko, która w ogóle mało kogo lubiała, a Usagi to już poza wszelką wątpliwość na szczycie czarnej listy widniała.Otóż ta stara Kazuko była dla Usagi udręką. Usagi w niesmaczny żart jej słowa więc obracała, chociaż szczerze to wyssanego z palca kłamstwa się zarzucić Kazuko nie dało. Niemniej wbrew temu, nic poważniejszego między Usagi i Mamoru w owym czasie nie było. Ale to nie dlatego, że Usagi nie chciała, albo nie dlatego, że Mamoru nie chciał. To dlatego, że Mamoru się po prostu bał. A Usagi? Usagi się nie bała. I chociaż z Ami ją przyjaźń wiązała to była ona od jej samolubności słabsza. Usagi chciała mieć Mamoru i już. Choćby skały srały, a mury pękały on miał być jej i nie szło przegadać, że są zbyt różni. Pasowali, jak zdechła krowa do złoconej karety, ale Usagi tego nie zauważała, nie zauważała, że w gruncie rzeczy Mamoru i Ami tworzą naprawdę udany związek, a tym, który został dla niej stworzony jest Diamond. Diamond cierpliwie czekał, aż Usagi sobie Mamoru z głowy wybije. W międzyczasie jednak inni kolesie zaczęli się przy boku Usagi pojawiać i trzeba było taktykę podboju serca dziewczyny zmienić. Di postanowił więc zaryzykować, o rękę Usagi poprosić i zamiast przed, to po ślubie obraz Mamoru stopniowo bledzić. Bóg mu świadkiem, że robił wszystko, co w jego mocy, ale Usagi i tak obraz cudownej, namiętnej miłości do Mamoru pielęgnowała. Efektem tego, po paru latach zaczął czuć się, jak gdyby wrócił z wojny na tarczy. Stwierdził jednak, że nie może dać poznać swoich lęków, bo jeśli Usagi słabość u niego zobaczy to zechce jego ślepą miłość wyzyskać. I zawsze, wszędzie prześladował go Chiba. Nie mógł czasami nawet siedzieć z Usagi przy stole, bo wiedział, że chciałaby, aby nie on, tylko Mamoru zajmował obok niej miejsce. Kiedy zaś leżeli w łóżku wieczorem miał wrażenie, jakby było ich troje. Doprowadzało to do obłędu i wkrótce zaczęli się kłócić, a ostatnimi czasy spać nawet w różnych częściach przecież wspólnego domu. Diamond czuł, że poległ, przecenił swoje możliwości, źle postąpił, biorąc ślub z Usagi. Nie spodziewał się jednak, iż ona, ośmielona ich słabnącą relacją zacznie na ,,randki” wychodzić. Nigdy wcześniej nie drążył: ,,gdzie idziesz?”, ,,z kim idziesz?”, ale głupi nie był i swoje rozumiał. Zapytał w zasadzie raz, pamiętnego wieczoru i kiedy w odpowiedzi usłyszał ,,babski wieczór” to wiedział, że Usagi kłamie. Gnany jakimś samobójczym odruchem postanowił ją śledzić aż za drzwi restauracji. Tam, pośród tłumu znajomych zastał Usagi i Mamoru, trzymających się czule i ślepo w swoje oczy wpatrzonych. Wtedy szala goryczy została przelana. Diamond był nie tylko do najgłębszych zakamarków serca tym widokiem tknięty, oszukany, samotny, zdradzony, lecz również silnie upokorzony. Jego honor Usagi potraktowała, jak ścierkę, o którą może sobie wytrzeć zabłocone buty. Przecież troszczył się, opiekował, kochał, rozumiał, psuł, pieścił i na wszystko pozwalał, a ona te starania olała, zdeptała jego miłość i dumę i sam nie wie, co jako pierwsze. Strasznie go zachowanie Usagi bolało i kiedy, już w nocy mówiła ,,nie dotykaj mnie” to zaczął sobie wyobrażać, jak Mamoru ją subtelnie pieści. Ale on nie mógł. Była jego żoną i on, jej mąż nie mógł. A Chiba mógł. Zdecydował Usagi pokazać, że jednak może. Ona z kolei nagle się opierać przestała, ale i tak, mimo wszystkiego, dnia następnego był swoim brakiem kontroli zażenowany. Planowany z samego rana wyjazd wypadł więc idealnie. Inaczej, kłębiące się w nim uczucia chyba by go udusiły. Tymczasem  uspokoił zszargane nerwy i odciąganą decyzję o rozwodzie podjął. W ogóle to myślał, że Usagi się z tego faktu ucieszy. Niby widmo utraty pieniędzy i pracy na przeszkodzie jej szczęściu stawało, ale przecież bez ogródek powiedział: ,,Zostawię Ci dom i firmę”. Nie miała potrzeby prowadzić już gierek, ani kompilacji kłamstw komponować. Mogła być wreszcie z Mamoru i nie rozumiał, czemu się zgodzić na rozwód w takiej sytuacji nie chce. Przychodziło mu do głowy tylko, że Mamoru brakuje odwagi na oficjalnie rozstanie z Ami. Wtedy bowiem rozwód dla Usagi nic poza destabilizacją nie wnosił. Tak sobie to tłumaczył, ale serce jeszcze inną rzecz mu podpowiadało. Rozum, trzeźwe myślenie i chłodna kalkulacja wydobyć się nadziei  jednak nie pozwalały. Niemniej, gdy wkrótce żonę w Londynie zobaczył wyraźnie poczuł, jak ufność się z wolna na stwardziałą powierzchnię przebija. Mówił wcześniej, że decyzji o rozwodzie nie zmieni. Choćby co nie robiła, choćby co nie mówiła i choćby jak go urokiem nie omotała to miał przy swoim pozostać. Nie został, złamał się. Ten stanowczy odnośnie interesów i innych ludzi mężczyzna pierwszy raz w życiu się złamał. I po tym zaczęło być pięknie, widocznie aż zbytnio pięknie, bo raptem ktoś inny, niż Mamoru cień na ich życiu położył.

,,Ann”- pomyślał i wstał gwałtownie, a fragment tłuczonego szkła zachrzęścił pod jego butami.

czwartek, 11 grudnia 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXIX


- Znam Cię chwilę Usagi…- zaczął mówić jasnowłosy- Dosłownie chwilę, a już zainteresowałaś mnie, jak nikt inny.

Na to wyznanie dziewczyna ręce pod biustem złożyła i wygodne się w fotelu rozsiadła.

- Doprawdy?- ironicznie pytała, kąciki ust pobłażliwie unosząc blondynka.

Niemniej jej uśmiech stopniowo znikał. Działo się to pod wpływem spojrzenia Tory, który najwyraźniej grzecznym chłopcem nie był. Satysfakcja, ignorancja, bezczelność w oczy Usagi aż kuły. Poczuła się nawet, jak gdyby siedziała tutaj, przy stole, naga. Nie było to jednak, o dziwo dla niej, nieswoje. Tą pewność siebie, wyraźną siłę i brak uniżoności doskonale rozpoznawała. W ten sposób zachowywał się Di.

- Owszem, bo widzisz… - przyznał  wreszcie Tora- Po pierwsze,  nie jest to nasze jedyne spotkanie…

Raptem na twarzy Usagi drgnęło jakby zaciekawienie.

- Tzn. ja Cię po prostu już wcześniej widziałem- skorygował i lampkę szampana, żeby się napić wychylił.

Potem ciało do stolika przysunął, szklankę odłożył, łokcie na blacie oparł i dłonie ze sobą w splocie palców połączył.

- Powiedziano mi, że nazywasz się Berthier, Berthier Ayakashi, a Ty… jesteś Usagi, podobno…

Ręce dziewczyny bezwładnie opadły, oczy poszerzały, twarz lekko zbladła.  Przestraszyła się, nie wiedzieć czemu, ale zaraz pierwsze wrażenie minęło i  krew na jej policzki wstąpiła. Tak trochę podczerwieniona w stronę jasnowłosego tułów nachyliła i przez zaciśnięte zęby do niego syknęła.

- Śledziłeś mnie?- pytała, brakiem natychmiastowej odpowiedzi dodatkowo zirytowana blondynka.

Przyszedł jednak kelner i istne dzieło sztuki przed nią, na stoliku postawił. Uznanie dla jedzeniowej kompozycji jej uwagę od zadanego pytania odciągło. Niemniej Tora akurat zdecydował się to, co blondynka chciała usłyszeć powiedzieć.

- Nie, nie śledziłem Cię. Spytałem tylko o Twoje imię na recepcji hotelu, w którym się minęliśmy. I co wtedy usłyszałem? Berthier. A co mnie teraz, kiedy, wiem, że masz na imię Usagi ciekawi? Czemu podałaś fałszywe nazwisko. Po drugie…- mówił widząc, jak Usagi więcej powietrza, aby skomentować jego słowa nabiera- bez problemu darowałaś sobie zwyczajowy formalizm i po imieniu mi mówić zaczęłaś. Wśród Japończyków takie zachowanie jest bardzo rzadkie. Chociaż sam pochodzę z Osaki to żyję w Anglii już długo i brak utrudniającego relację konwencjonalizmu sobie wyjątkowo cenię.

- Moja narzeczona..- przerwał, żeby wymownie westchnąć- ciągle mi Tora-san mówi. Nawet nie Tora-kun, tylko Tora-san. To strasznie irytujące… W końcu jesteśmy zaręczeni, do cholery. A kiedy jej zwrócę uwagę to się czerwieni i mówi, że jeszcze nie przywykła opuszczać form grzecznościowych… Beznadzieja…

- Twoja narzeczona?- powtórzyła skrajnie zdziwiona blondynka.

Momentalnie łokieć o blat niezajętej powierzchni stolika wsparła, głowę nieco przechyliła  i spodem dłoni oczy zakryła.

- Tak- odparł, jak gdyby nigdy nic blondyn i ciało do wygodnej pozycji cofnął.

Ręce rozplótł, by komfortowo zgięte przedramiona na podłokietnikach fotela ułożyć. Wcześniej jeszcze oczywiście szampan prawą dłonią chwycił.

- I co- szepnęła konspiracyjnie, rękę z twarzy ściągając blondynka- jeśli Twoja narzeczona dowie się, że tak sobie ze mną  siedzisz. Przecież Cię tu wszyscy chyba doskonale znają…

Kąciki ust Tory uniosły się w niemym, lecz wyraźnym zadowoleniu.

- Czyżbyś brała to za coś więcej, niż tylko zwykły posiłek Usagi?- dobiegło jej uszu pytanie.

Słysząc je, znowu, ale trochę inaczej, poczerwieniała i wzrokiem ku jedzeniu uciekła.

- W żadnym wypadku…- powiedziała, udając oburzenie dziewczyna- Jedzmy…

- Po trzecie…- mówił, jej wezwanie ignorując mężczyzna- Po trzecie, dlaczego mnie tak ciekawisz rzecz jasna, bo wspomniana wcześniej nietypowość była druga… Po trzecie, jesteś silną kobietą Usagi. Siedziałaś tam, przed budynkiem, w zimnie- taka odwalona laska i było widać, że naprawdę myślisz o czymś poważnym. Ale nie przedstawiałaś obrazu nędzy i rozpaczy, nie grałaś męczennicy, kiedy Cię zaczepiłem, ani nie płakałaś w rękaw. Fakt faktem, moja pocieszająca aura pewnie jakieś znaczenie miała, ale…

- Ale, to jesteś zarozumiały- przerwała mu delektująca się posiłkiem blondynka- Gdyby mi głód nóg nie paraliżował to bym już dawno Twoje towarzystwo opuściła…

- I gdzie byś poszła, Usagi?- skomentował szczerze rozbawiony jej reakcją jasnowłosy.

Ta zaś morderczy wzrok znad talerza podniosła.

- No co?- pytał wzruszający ramionami Tora- Po prostu wyglądasz na kogoś, kto nie chce do siebie wracać.

Usagi gwałtownie powietrze wypuściła, a sztywno trzymająca widelec z sałatą ręka się rozluźniła i na brzeg talerza opadła.

- Masz rację- odparła, zrezygnowana blondynka- Możesz mi jakiś hotel w okolicy polecić?

sobota, 6 grudnia 2014


KRYSZTAŁ


Pierwszy raz miał do czynienia z osobą, której śmiałość równała się jego temperamentowi. Ta połączona z archetypową kobiecością siła niesamowicie go pociągała, zniewalała, omamiała. Zrobiłby dla Serenity wszystko, a jedyne czego się bał to, że pewnego dnia może ją bezpowrotnie utracić. Niemniej póki co stała tu przed nim i o niewygodne kwestie pytała. Determinacja w jej oczach go niby przerażała, ale z drugiej strony też dumą napawała. Uśmiechnął się więc delikatnie i włosy z twarzy blondynki zgarnął. Ta zaś pod jego dotykiem ciało rozluźniła. Momentalnie jednak drgnęła, bo Diamond zaczął ustami wzdłuż jej szyi przesuwać. Serenity odruchowo jedną dłoń na ramieniu mu położyła, a drugą w białych włosach zatopiła. On wtedy ku jej wargom wrócił i łapczywie je pocałował, a ona, kiedy swoje usta rozchyliła, ogromne pragnienie poczuła. To uczucie oszałamiało i zawroty głowy wywoływało. Póki jednak resztki świadomości miała to sobie przypomniała, że przecież ważne pytanie zadała- pytanie, które dotyczy ich wszystkich. Poczuła więc moc, aby dać się radę oderwać. Kiedy tak już zrobiła to w bezruchu zastygła i z przygryzioną wargą na jego twarz trochę wyżej patrzyła. Diamond również patrzył, tyle, że trochę niżej, gdy nagle Serenity połączenie wzrokowe przerwała i za dłoń mężczyznę chwyciła.

- Pytałam Cię o coś Diamondzie…- mówiła, ciągnąc go do przodu blondynka.

Szli wolno przez główną salę pałacu na Nemezis. On był księciem, ona księżniczką, tyle, że nie byli głównymi bohaterami tej samej bajki. Nie powinni siedzieć tu, teraz, razem, ale dzieje swój tok zmieniły i po ataku Czarnego Księżyca na Kryształowe Tokio jego księżniczka pamięć straciła i w ramionach swojego wroga się odnalazła. Diamond kochał Serenity do szaleństwa i ona również do szaleństwa go pokochała. Nie wiedział jednak, co będzie, kiedy Serenity wspomnienia odzyska i dlatego nie chciał na to wszelkimi siłami pozwolić. Serenity o jego zabiegach rzekomo nie wiedziała, a raczej po prostu Diamond się nie domyślał, że Serenity się domyśla. I tak podeszli do tronu z ciemnego kryształu. Usiedli, tzn. pierwsze Serenity na szerokim podłokietniku, potem Diamond tam, gdzie powinien. Diamond swoją rękę za jej plecy, by ją objąć przerzucił, a ona twarz w bok zwróciła i wyczekująco ku niemu spojrzała. Mężczyzna prosto w jej oczy też patrzył. Mimo malującego się u niego spokoju i powagi Serenity wiedziała, że teraz walczy ze sobą, zastanawiając się czy prawdę powiedzieć. Raptem obniżył wzrok, pukiel jej włosów sobie wokół palca owinął i znowu oczyma wrócił. Już usta rozchylał w słowach ,,Sere, ja…”, gdy masywne drzwi się z łoskotem otwarły.

- Wzywałeś Książę?- rzucił wchodzący do sali generał.

Diamond buźkę blondynki jeszcze chwilę śledził, a po niej zmrużone oczy gdzieś w bok przesunął. Trzymane pasmo włosów do końca długości pogładził i puścił, żeby zaraz rękę przy kolanie ułożyć i uwagę na Rubeusie skupić.

- Tak- odparł stanowczo jasnowłosy- Jak się sprawy po wczoraj mają?

- Straciliśmy dużo droidów, Diamondzie. Chociaż nasz atak zaskoczył przeciwnika to ten i tak zdał się być wyjątkowo silny. Obecnie w otwartym starciu nie mamy szans. Naprawdę…- przerwał niepewnie w stronę księżniczki zerkając- potrzebny jest nam srebrny kryształ.

Raptem wargi Diamonda się zacisnęły, mięśnie twarzy wyraźnie spięły, a oczy nie tyle na Rubeusa, co zwyczajnie przed siebie, nieobecnie patrzyły. Dekodująca słowa i mimikę tych dwojga księżniczka nagle się wyprostowała. Spoglądnęła ku białowłosemu zaskoczona, jeszcze raz sobie w myślach wszystko układając. Niespodziewanie przechyliła się i ustami warg Diamonda subtelnie dotknęła. Ten momentalnie zacięcie na rzecz zdziwienia zachowaniem Serenity stracił. Niemniej pocałunek instynktownie odwzajemnił. Sekundę później ich oddalone o centymetry twarze były już w siebie wpatrzone, ale tylko przez chwilę, bo Serenity gwałtownie wstała i ze stukotem obcasów do przodu ruszyła.

- Seeere?- pytał, podejrzliwie czoło marszcząc jasnowłosy.

Blondynka uszła jeszcze kawałek i dopiero wtedy przez ramię się obróciła.

 - Zaufaj mi…- powiedziała i oczko Diamandowi puściła.

Po czym zniknęła, a mimo wszelkich podejrzliwości generalnie szoknięty jej teleportacją Diamond się z tronu poderwał.

- Szlag!- przeklął, w momencie najgorsze sobie wyobrażając.

Odchylił głowę, włosy po kark palcami rozczesał i z wściekłości pięścią kryształowe oparcie uderzył. Tak trzymaną przy nietkniętej powierzchni rękę jeszcze chwilę zostawił.

- Szukaj Sere, Rubeus!- krzyknął nagle, samemu ciało o sto osiemdziesiąt stopni zwracając.

- Tak jest!- zasalutował zdezorientowany sytuacją mężczyzna i podobnie jak wcześniej księżniczka zniknął.

Sam Diamond prędko z sali tronowej do Mędrca wybiegnął. Serenity tymczasem przed wejściem do Hikawa Shrine stanęła. Wiedziała, że wszyscy tutaj na pewno będą. I miała w tym stuprocentową rację. Siedzieli na schodach świątyni i oniemiali jej osobę śledzili. Prowadzone do tej pory rozmowy, jak nożem uciął wycichły.

- Mina, Rei, Ami, Mako, Mamoru…- rozpoczęła, małe kroki w ich stronę stawiając blondynka- Przyszłam po to, co moje…

Dziewczyny porozumiewawczo ku sobie zerknęły. Potem trzy z nich pytająco spojrzały w twarz czwartej, a ta z niemym pytaniem się do mężczyzny obok zwróciła. Już jakiś czas temu wszyscy razem postanowili, co zrobią, jeśli Usagi przyjdzie po kryształ sama. Prawdziwie jednak wątpili, że do czegoś takiego dojdzie, bo przecież Diamond solo by jej nie puścił. A tu bum- Serenity, po kryształ, sama. I rzeczywiście, Rei obecności nikogo innego nie czuła. Ciemnowłosy podbródkiem więc skinął, na co Minako powoli wstała. Ostrożnie i bez pospiechu kryształu z kieszeni mundurka dobyła.

- Myślisz, że damy Ci go bez walki, księżniczko?- pytała, mocno kamień ściskając Venus.

Serenity się zatrzymała i rękę do przodu wyciagła.

- Myślę, że tak…- przyznała szczerze się uśmiechając blondynka.

Minako równie ciepłym wyrazem twarzy jej odpowiedziała. Gdy palce nad dłonią dawnej przyjaciółki rozwarła, a kryształ skóry Serenity dotknął to ogromna jasność się wokół niej pojawiła. Wszyscy zostali blaskiem kamienia oślepieni i nic tylko krzyk ,,Sere, nie!” dało się słyszeć. Nie trwało to jednak długo i kiedy dzień, stał się taki, jak powinien to każdy na nieruchomą Usagi z kryształem w ręku już patrzył- Mina, Rei, Ami, Mako, Mamoru zaciekawieni, a Diamond- tak, przybyły tą chwilę za późno Diamond- wprost przerażony. Niemniej bez wyjątku i Mina i Rei i Ami i Mako i Mamoru i Diamond wyczekiwali tego, co teraz Serenity zrobi. Serenity oczy otworzyła, uśmiechnęła się i do większości zebranych zwróciła.

- Dziewczyny, Mamoru… dziękuję.

Po tych słowach Sere głowę obróciła, tak, że stojącego dalej Diamonda zobaczyła. Jego widok, choć piękny (:P), zmarszczki na czole blondynki wywołał.

- Ty Mój Książe, póki co masz przerąbane…- rzuciła, rękoma biodra wspierając blondynka-  Jak mogłeś myśleć, że kiedy odzyskam wspomnienia to Cię kochać przestanę?

Błoga ulga się wtedy po jego twarzy rozniosła, a firmowy uśmieszek na właściwe mu miejsce szczęśliwie wrócił.

- Usagi!- wykrzyknął jeszcze ziemskie imię Serenity Mamoru.

Serenity z półobrotu na niego spojrzała i najcieplejszym możliwie uśmiechem, uśmiechem, który jednocześnie wyrażał ,,przepraszam” i ,,dziękuję”, go obdarowała. Potem znowu oczyma do Diamonda wróciła. Nie czekając długo w jego kierunku ruszyła. Im była bliżej, tym jej źrenice się szersze robiły, a gdy wreszcie ramion jasnowłosego dobyła to zachłannie się z nim w pocałunku złączyła.

- Mówiłam, żebyś mi zaufał Di…- wyszeptała jeszcze zanim na dobre z kryształem oboje zniknęli.


THE END

                                                                                                       

Wiem, ze miało nie być jednorazówki, ale… to tak na Mikołaja ,,ku pokrzepieniu serc” za różyczkę  :P Jeśli będzie ,,ku pokrzepieniu serc", bo jak dla mnie wieje straszną tandetą :)

Translate