niedziela, 25 stycznia 2015


Ostatnio wrzucam rozdziały dużo rzadziej i dlatego chciałam zawiesić bloga :) Nie znam się, ale najwyraźniej nie ma w ustawieniach takiej opcji :) Skoro tak to muszę go po prostu zostawić, jak jest i dodawać posty, jak dam radę :) Chodzi nie tylko o większy brak czasu, ale też większy brak chęci :) Jakby wypracowań w szkole i pracy na studiach nie liczyć to przed ,,Zagubioną” nigdy nic nie napisałam i dlatego pisanie nie jest czymś, z czym czuję się związana. Nie mówię też, że przestaje pisać- po prostu będę robić to rzadziej, niż kiedyś. Bloga też absolutnie nie usunę. Zbyt dużo pracy w to włożyłam. Wszystko skończę, najpierw różę, a potem cień albo księżyc- się zobaczy :)

Buziaki :*

poniedziałek, 19 stycznia 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLIII


Fiore Sakata był człowiekiem spokojnym, grzecznym i kulturalnym. Miał jednak swoją manię wyższości, która dla przypinającej mu łatkę idioty Usagi wydawała się zwyczajnie śmieszna. Generalnie bowiem Usagi Fiore nie tolerowała i o ukrywanie homoseksualnych zapędów go podejrzewała. Niemniej nawet ona przyznać musiała, że do każdej sprawy podchodził rozsądnie i nigdy się nie unosił. Tak było i teraz, kiedy z Ann, po otrzymaniu wiadomości od Diamonda, w progach jego firmy zawitał. Ostatecznie miał tutaj sprawę służbową, a raczej Fiore i Diamond planowali dogadać się odnośnie najbliższego spotkania telefonicznie. Niemniej wyszło, jak wyszło, bo lokajo-szofer słowa Diamonda przekazał, Fiore je jako atak na kuzynkę odebrał i co żywo, następnego dnia do Kentaro Corp. ruszył. Wiedział, że groźba Diamonda się z powietrza nie wzięła i coś musiało między tym dwojgiem mieć miejsce. Ann jednak uparcie milczała. Ann, jego słodka, urocza, niewinna Ann, którą wszyscy, od zawsze serdecznie kochali była nagle, jak wróg traktowana. Gdy o tym myślał złość jego wnętrze skręcała. Mimo to z zewnątrz nie było śladu agresji widać, bo, tak jak Diamond, Fiore potrafił w najcięższych momentach spokój okazać, przy czym o ile Diamond miał wtedy twarz spiętą, wyostrzone spojrzenie, zaciśnięte usta, to Fiore nic. Nic też nie zauważyła życzliwie przyjmująca go Yvonne. Fakt, że był posępny, ale to tyle i kiedy mu prośbę Diamonda o zaczekanie zreferowała, dyplomatycznie zaczął chęć natychmiastowej wizytacji tłumaczyć. Ann wówczas się uśmiechnęła i porozumiewawczo dłoń mu ścisnęła. Fiore odpuścił więc, a chwilę później rudowłosa do gabinetu samotnie weszła.

- Di!- krzyknęła radośnie, z niewinnym wyrazem twarzy i brakiem jakiegokolwiek cienia pretensji na niej.

Ogólnie rzecz biorąc zachowywała się, jakby nic w ostatnim czasie nie zaszło, a Diamond był świeżo wracającym z wyjazdu kochankiem. Obraz ten Usagi wzburzył i wszystkie wulkany świata, kiedy go ,,Di” nazwała, zawrzały. Tak ją to zirytowało, że sceny straszne i krwawe by miejsce miały, gdyby jasnowłosy się nie odezwał.

- Ostatnio Ci powiedziałem i raz jeszcze powtórzę, tylko żona może mnie tak nazywać…- mówił,  kiedy Ann się do niego zbliżała.

Tym sposobem Di Usagi nieświadomie ostudził. Bez słowa i czynu póki co więc pozostała. Znaczące dla jej wyciszenia było również to, że sobie cel przyjścia tutaj przypomniała. Musiała trzymać nerwy na wodzy, tak jak w ostatnim czasie trzymała. Level trudności jednak podskoczył  i z ,,prawie niemożliwego” stało się to ,,kompletnie niemożliwe”. Nie chciała, żeby powrót do Japonii wyglądał, jakby za wygraną dawała, ale lepszej opcji w tej sytuacji nie było. Czy Diamond spał z Ann czy nie to i tak tylko tym ruchem ją pokonać mogła. Nie robiła wyjazdem przysługi Ann, robiła przysługę sobie. Jeśli bowiem by w Anglii została to ich trójkąt mógłby trwać w nieskończoność, a nie chciała, żeby Ann ciągła się przez jej życie jak guma do żucia. Jeśli opuści Londyn to sprawa będzie wyglądała jasno, z troje zostanie dwoje, bo albo Diamond za nią pojedzie, albo i nie.

- Mam nadzieję, że obecność Usagi nie okaże się dla Ciebie uciążliwa- powiedział Ann białowłosy, kanapę wzdłuż ściany gabinetu wskazując.

Kiedy to mówił w głąb szuflady zerkał, żeby po chwili, z jej wnętrza jakieś dokumenty wyciągnąć.

,,Nie patrzy na mnie…”- myślała panicznie Usagi- ,,Nie patrzy na mnie, jest wściekły o ten policzek…”

Na Usagi za to Ann patrzyła, która dopiero teraz ją zauważyła. Usagi zaś dopiero zauważyła, że Ann ją zauważyła i się na nią patrzy. A patrzyła się ogniście. Do tego jej poczciwy uśmiech miejsca kwaśnemu grymasowi ustąpił.

- Nie…- szepnęła rudowłosa cicho, głowę obracając i do poprzedniego wyrazu twarzy, tego dla Diamonda, wracając.

- A właściwie…- mówiła dalej, podbródek spuszczony trzymając i oczy sierotki Marysi robiąc- To tak, sytuacja między nami jest trochę niezręczna… nawet bardzo iiiiiiiii…

I Usagi przed oczyma znowu pociemniało.

,,Jak można być takim fałszywym”- klęła w żywy kamień blondynka, zachowanie Ann z chwili, kiedy ją oświecić przyszła, sobie przypominając.

Niemniej, wbrew chwilowym krwi zalewom Usagi dzielnie rozmowy słuchała i wszystko pieczołowicie rejestrowała. W końcu, gdzieś na dnie jej zmaltretowanego umysłu się jakieś niesprecyzowane jeszcze podejrzenie klarować zaczęło.

,,Spokojnie Usagi…”- mówiła sobie blondynka- ,, Spokojnie, myśl bystrze i intensywnie…”

Myślała bystrze i intensywnie i jej totalne kretyństwo wyszło. Otóż, Ann naszprycowała czymś Di, potem ściągnęła go do sypialni, a kiedy padł to upozorowała pokój na miejsce libacji i naga mu do łóżka wskoczyła.

,,Bezsens…”- zaśmiała się w duchu dziewczyna- ,,Ann musiałaby być totalną wariatką…”

- Czyli upiłeś mnie, rozkochałeś, wykorzystałeś i ja mam o wszystkim zapomnieć!?- krzyczała Ann głosem szarej myszki, która w akcie desperacji zdobyła się na odwagę, żeby swój dramat uzewnętrznić.

Przedstawienie było naprawdę mistrzowskie. W całej swojej nienawiści do Ann Usagi przyznać musiała, że aktorką jest znakomitą, a część gwiazd kina to się do filmów, jak paralitycy do baletu nadaje. Zresztą co się dziwić, najlepsi aktorzy zawsze są chorzy psychicznie.

,,Zaraz…”- pomyślała w nagłym natchnieniu Usagi- ,,Jak, musiałaby być totalną wariatką? Ona przecież jest totalną wariatką…”

I patrzyła przez chwilę na Ann, jakby ktoś ją samą ciężkim przedmiotem właśnie w głowę zaprawił.

,,Czyżby moja kretyńska teoria miała ręce i nogi?”- pytała siebie dziewczyna.

Poczym gwałtownie wstała i spojrzenie obojga, Diamonda i Ann, na sobie skupiła.

,,Może Fiore coś wie…”- dumała, kiedy pozostała dwójka jakiś słów, po tak niespodziewanym zrywie wyczekiwała- ,,Ale i tak nie powie. Zresztą kto wie, czego mu ta pirania naopowiadała… A jeśli to się na firmie odbije? Szlaggg…”

- Wychodzę- powiedziała wreszcie blondynka- Póki rozmawiacie zajmę się Fiorę. Ważne interesy nie mogą czekać. Jak coś to będziemy w sąsiedniej sali.

niedziela, 11 stycznia 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLII


Usagi bezgłośnie drzwi do hotelowego pokoju uchyliła. Przywitała ją martwa cisza, ale dla pewności, pytająco imię ,,Diamond!” jeszcze w pustą przestrzeń rzuciła. Tak jak się spodziewała, męża o tej porze już tutaj nie było. Od drzwi natomiast zauważyła rozsiane po dywanie różyczki. Przykucnęła więc i ostrożnie wszystkie z nich pozbierała, wody do wysokiej szklanki nalała i stworzony ostatecznie bukiet w sypialni, obok łóżka, ulokowała. Jakieś nowe ubranie znalazła, to, które miała bez szacunku gdzieś tam  rzuciła, a resztę swoich rzeczy na łóżko przeniosła. Z niego do walizki wszystko wkładać zaczęła. No, prawie wszystko, bo jeden komplet w pogotowiu, na wieszaku został. Kiedy to zrobiła westchnęła i wstała, żeby się w lustrze z drzwi szafy przeglądnąć. Całą swoją sylwetkę wzrokiem omiotła, a potem włosy u nasady palcami nieco uniosła i śpiesznie z hotelu wyszła. W firmie znalazła się bardzo szybko i równie szybko korytarz przeszła. Każdemu pracownikowi na ,,dzień dobry, Pani Kentaro” grzecznie odpowiadała, ale tylko obok biurka Yvonne na chwilę stanęła. Parę słów z nią zamieniła i po tym dopiero ku drzwiom gabinetu ruszyła. Gdy je otwarła, na widok Diamonda jakby wręcz skamieniała. Siedział do niej akurat plecami, bo frontem ustawiony pozostawał Rubeus. Niemniej słysząc dźwięk wciskanej klamki gwałtownie ciało obrócił. Wtedy świdrować osobę Usagi zaczął, a przenoszący dyskretnie wzrok to z niego na nią i vice versa Rubeus postanowił się ewakuować. Minął więc trochę nieprzytomną blondynkę i błyskawicznie z pomieszczenia zniknął. Pozostała dwójka tymczasem na siebie patrzyła, ale o ile Usagi wyraźnie mętnie to Diamond z rozmysłem, rzeczowo, budząc w duszy dziewczyny niepokój, który ciężko jej było ukryć.

,,Czemu on tak działa, że zawsze, niezależnie od okoliczności czuję się, jak gdybym to ja była winna”- myślała pod wpływem jego firmowego spojrzenia blondynka.

Było bowiem prawdą, że wzrok Diamonda potrafił czasem krnąbrną Usagi w karby posłuszeństwa schwycić. Ba, nawet swego rodzaju panikę u niej wywołać. Przestraszyła się więc i teraz, tego, że zacznie nagle czołem pokłony odwalać. Przy sprawie Mamoru musiała, było ciężko, lecz słusznie, a jej miłość do Di ponad dumę wyszybowała. Niemniej ta sama miłość z nieuzasadnionym kajaniem się już nic wspólnego nie miała. Przyszła tutaj, wiedząc, co zamierza zrobić i zmieniać zdania nie planowała. Już prędzej uciekłaby, nawet z krzykiem i pod warunkiem, że nogi by jej w ziemię, tak jak obecnie nie wrosły.

- Usa…- rzucił raptem jasnowłosy wstając.

Parę kroków do przodu zrobił i kanapę przy ścianie, gestem dłoni Usagi wskazał. Usagi usiadła, a Diamond koło niej. Wzrokiem w bok kobieta jednak uciekała, nie mając pojęcia jak rozmowę zacząć.

- Usa...- powtórzył tymczasem całkiem inaczej, już nie tak twardo, czule mężczyzna i jej dłonie chwycił.

I w tym momencie się zorientował, że na palcu Usagi obrączki brakuje.

- Chcesz mi przez to powiedzieć ,,koniec”?- zapytał szorstko, głowę unosząc.

Jak na zawołanie, ręce Usagi wyrwała i ciało z kanapy podniosła.

- Chcę Ci przez to powiedzieć ,,zastanawiam się”- odparła arogancko blondynka i pierwszy raz tego dnia, z bliska mu w oczy spojrzała- Inaczej byś ją już trzymał u siebie.

Niespodziewanie białowłosy wstał i Usagi do siebie impulsywnie przygarnął. Twarz w jej ramieniu schował, a dłonie rozpaczliwie na tali kobiety położył. Ręce Diamonda wydawały się zaborcze i nielitościwe, a jednak również, gdy ją tak obejmował, bezradne i słabe. Początkowo zdezorientowana zachowaniem męża blondynka, poszerzałe nagle oczy zmrużyła. Wspominała pokrzepienie, jakie jej złożenie głowy na szerokiej piersi i objęcie silnych ramion dawało.
.
- Wybacz Kochanie…- szepnął jasnowłosy, a ona chwilowo poczucie rzeczywistości straciła.

Jakiś czas jeszcze w silnym uścisku trwali, aż Diamond się powoli odsuwać zaczął.

- Nie wiem, Di…- zaczęła, widząc jego wyczekujące słów komentarza oblicze.

- Słuchaj Usa- odparł żywiołowo mężczyzna - Zawaliłem na pełnej linii, ale kocham Cię całą duszą, bezgranicznie, diabelnie i nigdy bym się z Ann… Cholera, z Ann i kimkolwiek innym świadomie nie przespał. Musi być jakieś wytłumaczenie tego, co zaszło i zamierzam je możliwie szybko uzyskać.

Usagi naraz wargę przygryzła i krok w tył zrobiła, szczątkowymi siłami woli się ze słabnącego uścisku Di oswobodzając.

- Zawsze jest jakieś wytłumaczenie- mówiła powoli blondynka- Ale są przypadki, kiedy to wytłumaczenie może być niewystarczające.

Diamond raptem dłonie do kieszeni włożył, wargi mocno w prostej linii zacisnął, głowę ku dołowi skierował i nią, niby rozumiejąco kiwać delikatnie rozpoczął.

- I to jest jeden z tych przypadków?- chyba retorycznie pytał, bo po chwili, unosząc wzrok na Usagi dodał- Nie ufasz mi?

- A Ty mi ufałeś?- fuknęła pretensjonalnie blondynka.

I od tego momentu przekrzykiwać się wzajemnie zaczęli.

- Nie mieszaj do tego Chiby!

- Bo niby co?!

- Bo to zupełnie inna sytuacja!

- Jak inna?! Ty nie wierzyłeś mi, że ja z nim nie spałam, a ja mam wierzyć Tobie, że Ty z nią nie spałeś?!

- Nie porównuj mnie teraz do siebie wtedy! Byłem oszalały, nieprzytomny z zazdrości. Karmiłaś mnie latami tym, jak bardzo Mamoru kochasz. Początkowo rozchodziło się o słowa, ale kiedy w grę weszły czyny to myślałem, że mnie jasna cholera trafi! Kto wie, ile mu dałaś…

Diamond nie skończył, bo Usagi się zamachnęła i policzek mu wymierzyła. Pierwszy raz w ciągu dziesięciu lat znajomości go tak potraktowała. Szybko jednak żałować zaczęła i z przestrachu tego, co zrobiła swoje usta dłońmi zakryła.

- Di, przepraszam! Nie chciałam… W ogóle to ja nie chcę się z Tobą rozstawać, ale uznałam, że powinnam wrócić do Tokio i…

I zadzwonił wewnętrzny telefon. Po paru sygnałach jasnowłosy, bez słowa, chłodny wzrok z Usagi ścignął i do biurka Rubeusa podszedł.

- Pani Reiter i Pan Sakata. Zawiadomić dyrektora?- usłyszał nieśmiały głos Yvonne w telefonie Diamond.

- Nie, nie trzeba- odparł spokojnie, unikając spojrzenia Usagi mężczyzna- I wolałbym, żeby Pan Sakata chwilę poczekał. Z Panią Reiter mam rozmowę prywatną, a Panu Sakacie powinno chodzi o sprawy służbowe.


wtorek, 6 stycznia 2015



BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLI


Chwycił telefon, portfel, kluczyki i wyszedł. Wsiadł do samochodu i jechał. Nie pozostało mu bowiem nic, jak tylko sobie wszystko z tą kobietą wyjaśnić.

- Hmpf…- kręcąc głową w pewnym momencie prychnął.

Przyznać sam jeden bez ogródek musiał, że się tutaj konkursową wręcz głupotą wykazał. Chwalony za przenikliwość, rozwagę i, o zgrozo, życiową mądrość jasnowłosy czuł teraz w ustach mdlący smak pogardy dla omamionego siebie.

- Cholera!- nagle przeklął i w kierownicę dłońmi furiacko uderzył.

Długo nie myśląc sięgnął po rzucony między przednie siedzenia telefon i jeszcze raz wybrał numer blondynki. W sumie to nie spodziewał się, że Usagi odbierze. I tak zaskoczony jej odzewem Diamond słowa nawet nie wydusił, gdy ta już połączenie przerwała. Mimo to się jakby trochę ucieszył, bo przecież, ostatecznie parę rzeczy mu powiedziała. Co prawda ,,nie dzwoń”, ,,i tak nie odbiorę”  brzmiało dość kiepsko, ale w połączeniu z ,,zobaczymy się jutro”  pewną nadzieję dawało. ,,Zobaczymy się jutro”, czyli jutro sobie wszystko wyjaśnią. I oby pomyślnie, bo stracić jej teraz, kiedy wie, że go kocha, nie może. Tak więc, gdy do rodzinnej posiadłości Ann przybył to szybko z samochodu wysiał i co żywo wbiegł na świeżo remontowany taras. Pozornie spokojny od zewnątrz, a mocno rozstrojony w środku mężczyzna niecierpliwie przycisnął dzwonek. Nie mogąc pozostać bez ruchu dłonie na biodrach położył i się nerwowo kręcić rozpoczął. Gdy drzwi wreszcie przed nim otworem stanęły to pchnął je silnie i, oniemiałego lokajo-szofera, a ściślej ,,zabierz, wynieś, pozamiataj”  minął i bezpardonowo do środka wtargnął.

- Panienki Reiter nie ma…- powiedział nadpodziw spokojnie ,,zabierz, wynieś, pozamiataj”, kiedy Diamond już szedł schodami na górę.

Słysząc to jasnowłosy odwrócił się i pytająco rozłożył ręce.

- Jak to nie ma, skoro Ty jesteś? Przecież sama się nigdzie nie rusza…- zauważył podejrzliwie Kentaro.

- Owszem- przyznał butnie mężczyzna- Ale niedawno przyjechał pan Fiore i zabrał ją na kolację.

,, No tak, Fiore…”- myślał, dłońmi znowu boki wspierając Diamond- ,,Mówił parę dni temu, że wraca do Londynu i skontaktuje się następnego dnia po przyjeździe…”

Białowłosy stał tak jeszcze chwilę i dumał, a jego rozmyślania przerwał głos wcale nie zrażonego wtargnięciem, lecz wyraźnie insynuującego natychmiastowe wyjście lokaja, pseudo-lokaja.

- Przekazać coś?- niby grzecznie zapytał mężczyzna.

Diamond zaczął więc z powrotem schodzić i nie oglądając się w tył szorstko odpowiedział.


- Przekaż panience, że chociaż spraw prywatnych i zawodowych normalnie nie mieszam to jeśli się w firmie jutro nie zjawi zostanie uznana wrogiem i moim i całej Kentaro Corporation.

Kiedy Diamond od Ann i jeszcze Rubeusa do hotelu wrócił Usagi gdzie indziej, na łóżku leżała, szeroko otwartymi oczyma w bielejący pośród ciemności sufit wpatrzona. Robiła przegląd swojego życia, od poznania Diamonda do chwili obecnej począwszy. Wszystko co się przez ostatnie 10 lat w jej życiu działo zaczęło ją nagle, razem beznadziejnie ogłupiać. Niemniej, niespodziewanym wybuchem intelektu, albo raczej cudem udało się jej stan umysłowego chaosu ostatecznie pokonać i jakieś twórcze wnioski z rozmyślań wyciągnąć. I dopiero kiedy ten względny spokój mentalny osiągła to Morfeusz ją do siebie przygarnął. Nie jakoś długo potem, ale na tyle później, że się jasno wokoło zrobiło, Usagi obudził niewyłączony dnia poprzedniego budzik. A fakt faktem wstawać rano nienawidziła i to się akurat chyba nigdy zmienić nie miało. Ospale więc ręką szafki obok sięgnęła i półprzytomnie, choć sprawnie alarm w telefonie wyłączyła. Błyskawicznie kołdrę na głowę zaciągła, szczelnie się nią otulając. Nagle, gwałtownie ją z twarzy zrzuciła i tak, jak nocą, poszerzałymi oczyma się w górę wpatrywać zaczęła.

- O Boże…- jęknęła, powieki mocno ściskając blondynka.

Raptem sobie uświadomiła, że to nie jest jej sypialnia w Tokio, ani apartament hotelowy, który ostatnio z Di zajmowała, tylko pokój wynajęty dla niej przez praktycznie obcego mężczyznę. Zamknięte na chwilę patrzałki otwarła, a jej twarz determinacji, jak topielec wody nabrała. Nie mogła tak sobie uciekać, głowę sztywno w piasek chowając. Zawsze to wszystkim z uporem powtarzała. Sama, jak widać, jednak uciekła, ale uciekła od Di, a  nie swoich problemów. Di problemem nie był, problemem było to, co z udziałem Di, jej, innych osób się działo, dzieje, dziać będzie. Niemniej mając za sobą dłuższe przemyślenia wiedziała już, jakie kroki podejmie.

,,Samo się nic nie rozwiąże, nie ma, co na to liczyć”- powtarzała, w obrączkę na palcu wyciągniętej do przodu ręki wpatrzona - ,,Muszę porozmawiać z Di, dzisiaj, tak, jak mu wczoraj obiecałam…”

,,Zabawne…”- myślała dalej, pobłażliwie się uśmiechając blondynka- ,,Jeszcze 15 h temu moja dusza i ciało krzyczały, że nie chcą go znać, 14 h temu stwierdziły, że potrzebna jest mi i jemu rozmowa, a teraz… teraz zwyczajnie bardzo bym chciała mojego Di już zobaczyć. Bardzo… Ale póki co…”

Urwała myśl, jakby zawahała się przy tym, co robi na chwilę. Koniec końców obrączkę ściągnęła, obok telefonu położyła i do łazienki wyszła.

Tam pod prysznicem wolno, kolistymi ruchami namydliła ciało. Włączyła wodę, najpierw gorącą,  potem zimną, czekając cierpliwie aż się do reszty obudzi. W końcu prawie lodowaty strumień wody ustawiła i z tego wszystkiego słabo łapać powietrze zaczęła. Kurek więc przekręciła i po ręcznik na wieszaku sięgnęła. Szorowała ciało zaciekle, do czerwoności, czując, jak krew żywiej płynie, a spokojny oddech wypełnia płuca. Niemniej spokojny oddech nagle przyspieszył i krew jeszcze szybciej krążyć zaczęła. Dziewczyna sobie raptem uświadomiła, że przecież nic do ubrania nie wzięła. Wszelkimi siłami umysłu wyjścia z wczorajszej sytuacji szukała i całkowicie o braku ciuchów zapomniała. Ba, była tak sobą, Di, Ann i Mamoru przejęta, że kwestia, która na co dzień sen z powiek spędzała i ciężkie minuty zajmowała- ,,co ubrać”, tym razem nawet do głowy nie przyszła. Gdy jednak owinięta ręcznikiem, świeża, pachnąca, w łazience hotelowego pokoju stała i  na rzucone przez bok wanny bety patrzyła to prawdziwe znaczenie pytania ,,co ubrać?” poznała. Nigdy, ale to nigdy tego samego na drugi dzień nie zakładała. Nic więc dziwnego, że z przerażeniem swoje rzeczy teraz oglądała. Koniec końców dolną wargę zagryzła, oczy przymknęła, biodra rękoma wsparła i dumać zaczęła.

,,Jakby nie patrzeć to spódnica się nada…”-  myślała, oczy otwierając dziewczyna.

Zaraz jednak zdegustowany wyraz twarzy przyjęła.

,,Ale bluzka?”- pytała, robiąc w tym miejscu stosowną pauzę blondynka- ,,Mowy nie ma…”

Mowy nie było, ale innego wyjścia też i mocno skrzywiona, niechętna temu planu, ale gnana dziką koniecznością Usagi kawałek przeszła i bieliznę z ziemi zgarnęła. Potem ją do umywalki wrzuciła i mydłem w płynie polała. Robiła to ze sztywno wyprostowaną ręką, przechyloną głową i takim skupieniem na twarzy, jak gdyby co najmniej dziury żrącym kwasem wypalała. Ostatecznie mydelniczkę na brzeg umywalki odłożyła i głęboko, podkreślając beznadziejność sytuacji westchnęła. Bieliznę trzeba było wyprać, a tego, o zgrozo, nigdy wcześniej nie robiła i nigdy wcześniej nie myślała nawet, że robić będzie. Niby lubiła zdobywać nowe doświadczenia, ale litości- nie takie. Chociaż wyzwanie było istotnie niebywałe to jednak wolała o nim zapomnieć. Wolała, ale nie mogła, bo jak, skoro leży tuż przed nią i woła ,,wypierz mnie!”

- Dobrze, że przynajmniej mydło ma przyjemny zapach- bełkotała, wodę z materiału odsączając kobieta.

Apropos wody to kolejny problem Usagi doszedł, tym razem jednak fartownie i szybko rozwiązany. Jako ratunek przyszła bowiem dziewczynie suszarka. Swoją drogą za obecność urządzenia Usagi w duchu Bogu, Buddzie, dyrekcji i obsłudze szczerze dziękowała. Bądź co bądź, kiedy się tak samo sobie suszyło (, bo przecież bielizna nie włosy- do ciała przytwierdzona być nie musi,) to Usagi z łazienki do pokoju wyszła. Tam, szczęśliwie, przepełnioną kosmetykami saszetkę znalazła. Radość z permanentnego noszenia podstawowych specyfików byłaby może nieogarniona, gdyby jej myśl o nieświeżym ubraniu nie psuła. Zmuszona założyć to, co wczoraj, blondynka czuła się ze sobą okrutnie. Czysta bielizna nie wystarczała i trzeba było do apartamentu Di zwyczajnie pojechać. Tak właśnie w pewnym momencie Usagi przyznała. Płaszcz więc chwyciła i jeszcze raz, przed wyjściem, pokój wzrokiem omiotła. Wtedy dopiero zauważyła pozostawioną na szafeczce obrączkę. Wzięła ją i do kieszeni płaszcza schowała. A kiedy się niebawem na recepcji krótkim ,,do widzenia” żegnała to coś zupełnie innego sobie przypomniała.

- Aha, i jeszcze…- zaczęła nagle olśniona blondynka- Proszę powiedzieć Panu…

I tu się zatrzymała, bo przecież jego nazwiska nie znała.

- Panu Torze- po namyśle kontynuowała- Że wyjeżdżam i w sprawie kosztów za pokój się z nim skontaktuję…

,,Zaraz… Jak się skontaktuję…”- jeszcze zanim skończyła mówić siebie pytała

- Ma Pan kartkę i długopis?- nie czekając więc na komentarz rzuciła.


Translate