niedziela, 30 marca 2014


ZAGUBIONA

Rozdział LII


Słysząc ciche ,,proszę”  Mamoru otworzył drzwi szpitalnego alkierzu Usagi. Wszedł ze spuszczona głową podnosząc wzrok dopiero wewnątrz świeżo zamkniętego pokoju dziewczyny. Kiedy zobaczył  przywierającą plecami do wezgłowia łóżka kobietę  skrócił fizycznie dzielący ich dystans i zgarniając ciśnięty gdzieś po drodze taboret przysunął go bliżej tak słabo wyglądającej blondynki. Zajmując miejsce przy boku Usagi oparł przedramiona na swoich kolanach splatając rozbiegane nieco wcześniej dłonie.

- Usako, ja… - zaczął patrzący w dół ciemnowłosy- Ja… Naprawdę cieszyłem się na to dziecko…

Blondynka lekko uniosła wargi ku górze przykrywając swoją drobną rączką splecione dłonie Mamoru. Ten zaś odruchowo rozdzielił palce jedną ręką najpierw ujmując ją delikatnie, a potem nieco mocnej ściskając.

- Mamo-chan…- powiedziała zwracając uwagę dotychczas wpatrzonego w dłonie bruneta- Ja też się cieszyłam i mimo, że planowałam wychować dziecko z Di to ta mała istotka wiązała nas ze sobą na trwałe.

Wypełnione bezradnością oczy Mamoru śledziły teraz przyozdobioną śladami łez twarz wciąż trzymanej za rękę blondynki.

- Teraz kiedy…- kontynuowała tu na chwilę ponownie przystając- Kiedy ono nie żyje to nie ma już chyba nic, co mogłoby nas połączyć…

Ciemnowłosy dołożył lewą dłoń do swojej prawej i przesiadając się na skraj łóżka ujętą w ten sposób podwójnie rękę Usagi ucałował pozostawiając przywartą wierzchem do swojego policzka.

- Przepraszam, że to spartoliłem Usagi… Przepraszam, mogliśmy być razem szczęśliwi…

- Żałuję że to spartoliłeś, bo kiedyś Cię naprawdę kochałam…- odparła zupełnie szczerze patrząca mu prosto w oczy dziewczyna.

Na takie słowa urzekającej swoją prostolinijnością blondynki kąciki ust Mamoru uniosły się nieco ku górze.

- A Esmeralda Watanabe… Bo myślę, że wiesz jak dzięki niej zeszłam po schodach… - mówiła dalej przy tym zdaniu wolną ręką ściskając poszewkę przykrywającej ją znacznie kołdry- Skoro dziecka i tak mi już nikt nie wróci to ewentualnie płynące z wciśnięcia jej do więzienia poczucie sprawiedliwości jest dla mnie całkowicie pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Tak więc zdecydowałam, że poproszę Diamonda o niewnoszenie aktu oskarżenia, jeśli obiecasz dać nam święty i wiecznie trwający spokój.

Ciemnowłosy gwałtownie wstał i wkładając ręce do kieszeni zaczął przechadzać się wzdłuż pomieszczenia z mocno zaciętym wyrazem twarzy.

- Przeklęta idiotka!- syknął ponownie obracając twarz ku trochę zdziwionej tym epitetem blondynki- Nic mnie nie obchodzi, niech zgnije w najgłębszej ciemnicy…

- Ale przecież-… zaczęła kompletnie zbita z pantałyku blondynka.

- Naprawdę myślałaś, że mi na niej zależy?- zapytał lustrujący jej skuloną postać Mamoru.

Dziewczyna przytaknęła lekko wywołując tym samym mglisty uśmiech u stojącego naprzeciw mężczyzny.

- Ale nie bój nic, dam Wam spokój… - odparł uspokajająco ciemnowłosy.

- Dziękuję… Mamo-chan- skwitowała wyciągająca ku niemu rękę blondynka.

Mamoru podszedł ujmując zapraszającą do pożegnalnego uścisku dłoń.

- Na razie  Usako- powiedział już kierujący się w stronę drzwi chłopak.

- Do zobaczenia- odpowiedziała wdzięcznie wiodąca za nim spojrzeniem jasnowłosa.

I tak patrzyła się w znikającą jej z oczu postać mężczyzny, który jeszcze nie tak dawno miał być przecież tym jedynym.

,,Eh, Mamo-chan…”- westchnęła odwracając wzrok od bielusieńkich drzwi, drzwi za którymi stał wciąż zastygły nieco Mamoru.

Chłopak zamiast puścić metalową klamkę ściskał ją co raz mocniej, jakby chcąc wpaść tam zaraz z powrotem i wszystko odwołać, powiedzieć, że się rozmyślił, zmienił zdanie, bo zamierza ją odzyskać i już. Koniec końców zwolnił jednak uścisk i wsuwając rękę do kieszeni markowych spodni smętnie ruszył przed siebie. Szedł tak sobie z wolna powłóczywszy nogami i oczyma traktując sufit, gdy nagle zniżył wzrok napotykając rozwścieczone spojrzenie prowadzącego żywą rozmowę Diamonda. Ten zaś momentalnie spostrzegłszy obecność byłego rywala zaprzestał słownej rozterki i ku protestom stojącej obok Berthier ruszył na niego z impetem.

- Zabiję Cię draniu- rzucił błyskawicznie zmierzając w jego stronę.

Widząca opromienione nimbem wielkiej katastrofy starcie nadmienionej dwójki jasnowłosa uniosła błagalnie oczy ku niebu po sekundzie również idąc już szybkim krokiem wzdłuż rażącego bielą korytarza szpitalu Uniwersytetu Tokai.

- Twoja plastikowa lala niemal wyprawiła Usagi na drugi świat! I teraz mi powiedz kto swoimi gierkami pchnął do tego tą wymagającą intensywnego leczenia wariatkę?- rzucił gniewnie chwytający ciemnowłosego za koszulę mężczyzna.

Początkowo zdezorientowany taką reakcją rywala Mamoru zaczynał powoli rozumieć powody czynnej napaści białowłosego.

- Diamond, spokojnie. To nic nie da…- radziła akurat stająca przy nich Berthier.

- Właśnie Kentaro- dodał cynicznie unoszący kąciki ust brunet- Wyluzuj trochę…

- Zamknij się Chiba, bo zetrę Ci te cwaniacki uśmieszek!- odparł wściekle przypierający go do ściany mężczyzna.

Bertie ujęła nagle od tyłu ramię gotowego udusić Mamoru Diamonda.

- Myślę, że Usagi tej afery by tutaj nie chciała- powiedziała  z niekłamaną nadzieją na natychmiastowy efekt  jasnowłosa.

Dziewczyna nie przeliczyła się jednak, bo Diamond w końcu puścił tak chętnie przygniatanego do muru mężczyznę. Akurat dotarła też reszta nieco skołowanej ferajny milcząco przerzucając pytające spojrzenia po stojącej przy ścianie trójce.

- O co chodzi Berthier?- zapytał wreszcie nieprzychylnie świdrujący wzrokiem Mamoru Seiya.

Dziewczyna przewróciła tylko oczami, jakby niewerbalnie komunikując ,,powiem Ci później”.

,,Jeszcze tylko tego brakuje, żebyś i Ty się pięściami zaangażował”- pomyślała dodatkowo nieprzychylna bezzwłocznemu tłumaczeniu sytuacji Bertie.

Ciemnowłosy otwierał już jednak buzię chcąc podkreślić chęć natychmiastowego uzyskania informacji, ale wszedł mu w paradę głos wyrzucającego Mamoru Diamonda.

- Wynoś się stąd Chiba-zażądał nieprzerwanie rozeźlony mężczyzna.

- Nie rozkazuj mi Kentaro- lekceważąco odparł poprawiający koszule brunet.

- Chodźmy lepiej Mamoru- zasugerował stojący obok blondyn.

Rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie nadal ciskającemu gromy białowłosemu Mamoru wraz z Reiką i obejmującym ją ramieniem Motokim ruszyli w kierunku windy. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły uprzedzający pytanie towarzyszącej mu dwójki mężczyzna przywarł plecami do stalowej ścianki zwracając wzrok ku wyczekującej jakiejś głębszej relacji pary.

- Obiecałem jej dać spokój po wszeczasy- powiedział mocniej westchnąwszy – A Kentaro właśnie zasięgnął wiedzy o sprawcy wypadku Usagi…

- Boże…- skometowała zasłaniająca usta dłonią szatynka.

Żadne słowo nie padło już z niczyjej strony do momentu finalnego otwarcia drzwi windy na parterze szpitalnego budynku. Właściwie dopiero kiedy zbliżali się już do wyjścia Motoki wyjął kluczyki wręczając je trochę zdziwionej dziewczynie.

- Wracaj sama do mieszkania, ja pojadę z Mamoru- rzucił całując na pożegnanie szatynkę.

- W porządku- odparła po chwili przechodząca przez oszklone drzwi Reika.

Tuż za nimi mimowolnie wpadła na chcące wejść do wnętrza budynku kobiety. Przystanęła ostro krzyżując wzrok z doskonale jej znaną szatynką. Upłynęło jednak parę sekund i przerwane słowami Motokiego ,,cześć Mako” połączenie linii Reika Nishimura- Makoto Kino zostało gwałtownie przerwane. Ta pierwsze bez słowa minęła tę drugą, która z kolei zdawkowo odpowiadając Motokiemu ,,cześć” też minęła się z nim dość szybko bez dalszych dyskusji.

czwartek, 27 marca 2014


ZAGUBIONA

Rozdział LI


Chociaż kolejka do kasy była wyjątkowo długa to pochłonięta nieustannym przekomarzaniem z Yatenem Minako ani się obejrzała, a czerwona strzałka pokazała stanowisko nr 10.

- Jezu, Diamond dał mi tyle forsy, że mogłabym za to cały regał wykupić…- zauważyła kładąc część banknotów przed pakującą bawełnianą koszulkę ekspedientką.

- Proponuję zachować resztę na jakiś romantyczny wypad z kochasiem…- cierpko skomentował stojący obok mężczyzna.

Blondynka raptownie obróciła się sztyletując wzrokiem bezspornie ucieszonego jej reakcją chłopaka.

- Mój kochaś sam za mnie zapłaci, a tą oto kasę przekażę na podratowanie Twojego umysłowego zdrowia…

- 13430.97 jenów- powiedziała rzucająca im pełne niechęci spojrzenie ekspedientka.

Minako milcząc przesunęła pieniądze bliżej zdegustowanej ich rozmową dziewczyny.

- Dziękuję, zapraszam ponownie- tradycyjnie dodała na koniec , jakby w rzeczywistości myśląc ,,nigdy więcej tu nie przychodźcie”.

Yaten niby niechętnie porwał papierową torbę z rąk Aino samemu prąc przodem ku drzwiom.

- A tamtej to niby co?- zapytał w końcu przekręcając twarz do o dziwo dorównującej mu już kroku blondynki - Mąż jej nie daje czy jak?

- No chyba…- odparła z lekkim uśmieszkiem rozbawiona jego uwagą dziewczyna.

Szli tak dalej milcząc, a że milczenie u tej pary sugerowało raczej lepiej niż gorzej to po wypadającym całkiem nieźle spojrzeniu kontrolnym Minako zdecydowała podjąć stanowiący źródło wszelkich problemów temat.

- Yaten…- zaczęła powoli.

- Hm?- mruknął otwierający drzwi samochodu mężczyzna.

- Nielicząc przypadkowego spotkania na ulicy widziałam się z Alanem tylko dwa razy: na przywitanie i pożegnanie…

- I to ma mnie niby uspokoić- odparł zajmujący miejsce kierowcy jasnowłosy.

W opinii blondynki owszem, to miało go uspokoić- nie wyobrażała sobie, żeby inaczej i dlatego nieco osłupiała stała tak z półotwartymi drzwiami srebrnego volvo.

- Wsiadaj kobieto, bo nas śnieg zastanie!- rzucił ze środka zniecierpliwiony jej postojem mężczyzna.

- Niech Cię Yaten…- syknęła zniżając się do poziomu siedzącego za kierownicą chłopaka- Wiedz, że gdybyśmy nie jechali tam gdzie jedziemy i gdybym nie chciała być szybko tam gdzie chcę być to wyskoczyłabym z tego samochodu choćby i teraz każąc Ci się gruntownie wypchać trocinami i tłuczonym szkłem…

- O dziękuje łaskawa Pani- odparł teatralnie bijąc pokłon w jej stronę.

- Patrz na drogę idioto- rzuciła szarpnięciem ręki wymuszając właściwą pozycję.

Yaten ułożył ciało w miarę normalnie generalnie wzrok kierując przed siebie.

- Nie bój żaby Aino- powiedział tym razem jakby bez większego zainteresowania osobą pasażerki- Jadę tak, żeby przypadkiem od mojej strony nic nie walnęło…

Minako nabrała więcej powietrza, żeby zaraz wybuchnąć, ale nie pełnym wściekłości krzykiem maksymalnie rozdrażnionej kobiety, ale drżącym głosem tonącej w melancholijnym smutku dziewczyny.

- Musisz być taki wredny?

Yaten nic nie odpowiedział nerwowo stukając palcami o kierownicę.

- Musisz mi ciągle docinać? Musisz pokazywać, że jestem dla Ciebie nikim?- kontynuowała próbując powstrzymać napływające do oczu łzy.

Chłopak dalej milczał niby ignorując przesycone żalem pytania siedzącej obok blondynki.

- No to dotarliśmy- powiedział wreszcie  nieco spokojniej gasząc silnik swojego volvo.

Dla urozmaicenia tym razem Minako zamknęła usta nie reagując słowami ani ruchem na komunikat patrzącego w jej oczy mężczyzny. Ten zaś widząc jej marazm i zroszone łzami policzki pękł i z wciąż surowym wyrazem twarzy, ale namiękłym sercem nieco głębiej wysiadł obchodząc samochód, by koniec końców otworzyć drzwi od strony siedzącej dalej nieruchomo blondynki. Jedną ręką chwyciwszy ulokowaną przy nogach dziewczyny torbę drugą podał zerkającej na niego badawczo, lecz wciąż depresyjnie Minako. I tak Minako przy usłużnej pomocy Yatena wreszcie opuściła jego samochód. Stojąca już przed obielonym budynkiem blondynka delikatnie przetarła namokłą słoną wodą twarz i poprawiając w ogóle niewymagające tego zabiegu włosy bez słowa poszła przed siebie.

- Jak możesz myśleć, że jesteś dla mnie nikim Aino?- usłyszała raptem za sobą dziewczyna.

Minako momentalnie przystanęła, ale zaraz na nowo ruszyła i to jeszcze szybciej i bardziej nerwowo niż wcześniej.

- A nie jest tak?- zapytała idącego w tyle mężczyznę.

Dziewczyna nie musiała przekręcać głowy, by zauważyć, że jasnowłosy zatrzymał się gdzieś tam za nią i teraz milczy, jakby mu głos zabrali.

- Jak kobieta, którą kocham mogłaby być dla mnie nikim- powiedział w końcu rażąc tym samym Minako piorunem.

Blondynka zaliczyła gwałtowny zwrot .

- Coś Ty powiedział?- rzuciła niepewnie podchodząca bliżej dziewczyna.

- Że Cię do cholery kocham!- krzyknął zwracając na siebie uwagę dwóch pijanych nastolatków, matki z dzieckiem i idącej poboczem grupy rencistów.

- Yaten, ja przepraszam… - zaczęła przyspieszając kroku blondynka- Ja się spotkałam z Alanem ze względu na stare czasy. Nie mówiłam Ci, bo wiedziałam, że będziesz wariował. Ale na litość Boską, Ty jesteś zazdrosny o wszystko co się rusza- bo o to co się nie rusza to jeszcze nie wiem… A potem on dał znać, że przed swoim wylotem musi mi coś osobiście powiedzieć i jak już powiedział o tym swoim niby uczuciu to posłałam go do wszystkich diabłów. Nigdy nie byłeś dla mnie alternatywą… Odkąd pierwszy raz pojawiliście się w Tokio…

- Cicho bądź Aino- przerwał jej jasnowłosy zagarniając ku sobie i żarliwie całując.

I całowaliby się tak pewnie bez końca, gdyby pary nie dobiegł stukot idących wprost na nich obcasów.

- Co tutaj robisz Berthier?- zapytała świeżo odklejona od jasnowłosego blondynka.

Ta z figlarnym uśmiechem na ustach ucałowała w policzek najpierw ją, a potem stojącego obok mężczyznę.

- Cieszę się, że u Was dobrze- powiedziała ruchem ramienia poprawiając lakierkową torebkę- A ja… No cóż, mam Diamondowi coś bardzo ważnego do powiedzenia. W sumie Coan miała z tym dzwonić, ale Usagi to też moja przyjaciółka i skoro i tak chciałam tu przyjść to pomyślałam, że może mu lepiej tą informację osobiście przekażę…

Bertie przygryzła nieco dolną wargę chwilową się zamyślając.

- No i Seiya też tutaj jest…- rzucił niby od niechcenia Yaten.

- Tak właśnie myślałam jakby to mogło go nie być skoro mu powiedziałam o zajściu przy próbie namierzenia Minako- odparła wracająca do rzeczywistości dziewczyna po chwili pytając- A Mamoru Chiba?

Aino milcząco przytaknęła obserwując zaraz skwaszoną reakcję jasnowłosej.

- Ojjj - mruknęła tylko ruszająca już z wesoło trzymającą się za ręce parą Berthier.



poniedziałek, 24 marca 2014


ZAGUBIONA

Rozdział L


Usagi leżała na boku patrząc w skroploną jesiennym deszczem szybę okna jej tymczasowego pokoju. Strużki wody spływały z wolna jak łzy po bladych policzkach apatycznie wyglądającej blondynki. Nie przeszkadzały jej lepiące się do  twarzy pasma złocistych włosów, ani niby przeszywający odsłonięte ramiona chłód w rzeczywistości całkiem ciepłego pokoju.

- Usagi…- usłyszała nagle od strony drzwi miękki głos Diamonda.

Dziewczyna uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu i de facto bezcelowo prawą dłonią wycierając namokniętą słoną cieczą twarz obróciła głowę ku stojącemu przy wejściu mężczyźnie.

- Di…- szepnęła próbując oprzeć się o wezgłowie- Była przecież taka ładna pogoda, a teraz…

- Maleńka-… powiedział doskakując do niej by po chwili jedną ręka ujmować jej talię, a drugą delikatnie osuszać świeżo napłynięte łzy.

Usagi spojrzała w jego fioletowe tęczówki daremnie próbującymi powstrzymać kolejną falę płaczu oczami.

- Di, ono umarło! Ono umarło, a ja nie mogłam nic zrobić…- koniec końców krzyknęła wśród swobodnie ściekających już łez.

Blondynka zarzuciła mu ręce na szyję mocno wtulając się w jego ramiona.

- No już Kochanie…- odparł gładzący jej zwichrzone włosy mężczyzna- Miałaś być silna, pamiętasz?

Dziewczyna przytaknęła wciąż nie puszczając działającego kojąco Diamonda. Dopiero kiedy wylała chyba cały arsenał wodny ludzkiego organizmu i to na wartą bagatela tysiąc dolarów koszulę odsunęła się nieco milcząco studiując przeciwległą ścianę.

- Usa, głuptasie… Od czego masz kołdrę – powiedział zwracając uwagę na praktycznie sine już ramiona dziewczyny.

- Nie zauważyłam, że mi zimno- odparła, kiedy Diamond okrywał ją po uszy warstwą przewiewnej bawełny.

Kończąc ten żmudny proces mężczyzna jeszcze raz przetarł jej dopiero co nękaną powodzią twarz na koniec wpijając dłoń w nie tak dawno jeszcze zaczesane pasma blond włosów.

- A teraz słuchaj Maleńka- zaczął świdrując ją wzrokiem- Wiem, że to wszystko, co Ci się ostatnio przytrafiło jest trudne… Bez tego wypadku było już trudne i proszę nie myśl, że mnie strata tego dziecka nie zabolała. Zabolała i to podwójnie: za dziecko, które miałem wychowywać i za Ciebie, z którą miałem je wychowywać. Ale w tym wszystkim cieszę się z jednego- że Ty jesteś cała i zdrowa, bo jeśli…

Diamond przerwał uciekając spojrzeniem w dół i zaciskając dłoń na sztywno wykrochmalonym prześcieradle. Usagi zaś patrzyła bacznie w końcu zbliżając się by pocałować go w usta.

- Di- szepnęła otwierająca już nieco przesuszone oczy blondynka- Dziękuję, że jesteś… Z Tobą wytrzymam wszystko…

Białowłosy skwitował jej słowa pełnym ciepła uśmiechem.

- Ale ktoś jeszcze powinien wiedzieć…- kontynuowała ponownie wpadająca w zamyślenie dziewczyna.

- Już wie, jest tutaj…. I Twoja matka też, przyjechali razem. Minako będzie za moment- odparł na jednym wydechu jasnowłosy.

- Moja matka?- zapytała maksymalnie unosząca brwi blondynka.

Usagi zastygła na moment ewidentnie bijąc się z bombardującymi głowę myślami, a potem w jej oku błysnęła iskra ożywionej determinacji.

- Di…- zaczęła mocno ściskająca dłonie dziewczyna- Zawołaj Mamoru, niech tutaj przyjdzie… A matki póki co nie chce widzieć…

Nieco zdziwiony Diamond otworzył szeroko zaskakujące orientalnym kolorem oczy.

- Zaraz… Czyli mam zostawić Cię samą z tym proszącym się o wypatroszenie swojej cwaniackiej buźki łajdakiem?- dopytywał niezbyt ucieszony pomysłem Usagi białowłosy.

- Ten łajdak był biologicznym ojcem mojego dziecka- zauważyła chwytająca Diamonda za rękę blondynka- Więc proszę, zawołaj go…

Mężczyzna popatrzył na nią pełnym wahania spojrzeniem.

- Obiecuję, że jak coś to będę krzyczeć- zapewniła wycierającą chyba ostatnią łzę dziewczyna.

- Dobrze- powiedział w końcu białowłosy podnosząc się z zajmowanej krawędzi łóżka- Ale po tym wszystkim od razu tutaj wrócę…

- Byłabym mocno rozczarowana i głęboko zawiedziona, nie wspominając o tym jak ogromnie smutna, gdybyś tego nie zrobił.

Przez twarz otwierającego już drzwi Diamonda przebiegł szelmowski uśmiech. Wychodząc na korytarz białowłosy od razu zwrócił się ku podpierającemu ścianę mężczyźnie.

- Hej Chiba, Usagi chce z Tobą rozmawiać…

Mamoru momentalnie uniósł wzrok w górę i bez jakichkolwiek pytań czy uwag ruszył żwawo przed siebie.

- Tylko żadnych numerów- dodał białowłosy chwilowo zastępując mu drogę.

Ten zaś nic nie odpowiedział dalej napierając do przodu.

- Przepraszam, gdzie ten Pan idzie? Lekarz wyraźnie powiedział, że tylko jedna osoba…- zaczęła przyglądająca się wszystkiemu kobieta.

- Pacjentka bardzo prosiła o wizytę tego Pana, więc niech Pani zrobi wyjątek- powiedział tłumaczący sytuację Diamond.

Pielęgniarka popatrzyła na stojącego przed mężczyznę i czy pod wpływem tonu jego głosu czy ogólnie wywartego swoją osoba wrażenia kiwnęła tylko głową odchodząc do zlokalizowanego w innej części szpitala pokoju. Diamond zaś dopiero teraz zauważył obejmującą Ikuko Ami i siedzącego przy niej szatyna, stojącą z Rubeusem Minako i tkwiącego parę kroków dalej wielce naburmuszonego Yatena, a jako wisienkę miotającego się po korytarzu Seiyę. Wszyscy zwrócili swój wzrok ku niemu ewidentnie wyczekując relacji.

- Jest zmęczona, osłabiona, poobijana i wylała hektolitry łez, ale zdaje się dochodzić do siebie- odpowiedział na ich nieme pytanie białowłosy.

- Zmęczona, osłabiona, poobijana, a Ty wpuszczasz tam tego ułoma?- rzucił pełen pretensji ciemnowłosy.

Motoki drgnął chcąc najwyraźniej co najmniej słownie zareagować na zasłyszany epitet, ale Reika stłumiła te krystalizujące się jeszcze zapędy wymowne łapiąc go za ramię. Diamond odpowiedział Seiyi lodowatym spojrzeniem fioletowych tęczówek, a przy młodszym bracie nagle wyrósł gotowy do ewentualnego gaszenia pożaru Taiki.

- Chcę do niej iść! On mógł to ja też!- krzyczał trzymany już przez szatyna od tyłu brunet.

- Zwariowałeś Seiya? To jest szpital…- zauważył zażenowany postępowaniem brata Taiki- Nie odreagowuj debilnego zachowania robieniem z tego miejsca szopki…

Ciemnowłosy nagle przestał się szarpać popadając znowu w spowodowany wyrzutami sumienia smutek.

- Chcę do niej iść i przeprosić- zaczął dużo spokojniej brunet- Miała tyle problemów, a ja zamiast ją wspierać strzelałem fochy i robiłem afery. Zawsze powtarzałem, że może na mnie liczyć, a jak przyszło co do czego to wystawiłem ją rufą do wiatru…

Słuchająca tak wywodu Seiyi Ikuko głośniej załkała.

- Jestem złą matką…- powiedziała przez łzy skrywając twarz w dłoniach.

- Pani Tsukino…- zwrócił się do niej podchodzący bliżej białowłosy- Proszę jechać do siebie. Usagi na razie nie chce Pani widzieć, a póki co i tak nikt już nie wejdzie…

Brunetka najpierw otworzyła usta jakby chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnowała i niemo przytakując zwolniła zajmowane krzesło.

- Rubeus, zawieź Panią gdzie sobie zażyczy- powiedział Diamond rzucając przyjacielowi kluczyki.

- Się robi- odparł służąc ramieniem przypominającej trupa Ikuko.

Kiedy wspomniana dwójka opuściła pole widzenia Diamond odwrócił się i przechodząc parę kroków stanął przy ścianie ze skrzyżowanymi rękoma ją podpierając.

- Hej- usłyszał nagle dziewczęcy głos osamotnionej po odejściu Rubeusa blondynki- Dzięki za powiadomienie…

- Dzięki za przyjście- odparł szczerze się uśmiechając.

Minako westchnęła również przywierając do obielonego muru plecami.

- Wiadomo kto to?- zapytała wpatrująca się w przestrzeń dziewczyna.

- Portier mówi, że jakaś zgrabna brunetka, ale z tej odległości nie poznał- odpowiedział stoicko jasnowłosy- Usagi ledwo się uspokoiła, więc nie chciałem na razie pytać, a i tak wszystko będzie na taśmach. Trzeba tylko przejrzeć nagrania. Właściwie Coan już powinna to zrobić… Nie wiem czemu nie dzwoni, ale wiem, że jeśli zaraz nie przestaniemy rozmawiać to Twój chłopak zaciuka mnie w jakiejś ciemnej alejce…

Diamond dyskretnie zasygnalizował Minako wzrokiem gotującego się po przeciwnej stronie jasnowłosego. Sama Minako nie była jednak już tak dyskretna i jej połączone z lekkim uśmiechem na komentarz Diamonda spojrzenie jeszcze bardziej wzburzyło buchającego zazdrością Yatena.

- To chyba już nie mój chłopak… Zresztą nieważne- rzuciła bagatelizując sprawę lekkim machnięciem dłoni.

- Tak?- zapytał zaintrygowany mężczyzna po chwili głośniej dodając- Słuchaj Mina, mogłabyś kupić Usagi jakieś ubranie na zmianę? Narzekała, że ten szpitalny kitel działa strasznie przygnębiająco… Może Yaten byłby na tyle miły i z Tobą podskoczył?

piątek, 21 marca 2014


ZAGUBIONA

Rozdział XLIX


Nerwowo chodzący po przygnębiającym wszechogarniającą bielą korytarzu Diamond zdawał się miażdżyć wzrokiem każdego członka personelu, od faceta z wózkiem do mycia i dezynfekcji począwszy przez bogu ducha winne pielęgniarki i pielęgniarzy na nieszczęsnym dyrektorze placówki skończywszy. Irytowała go i sama niewiedza i fakt, że Ci wszyscy ludzie zamiast informować o stanie zdrowia Usagi przechodzili koło niego bez słowa mając totalnie w dupie co się teraz z nią i z nim dzieje. Kiedy kolejna pielęgniarka opuściła wychodzący na małą salkę pokój najwyraźniej zamierzając również niemo minąć białowłosego ten gwałtownie doskoczył do niej zastawiając swoim ciałem ewentualną drogę odwrotu blondynki.

- Przepraszam, ale czy ktoś mi wreszcie do cholery powie co z moją dziewczyną?- rzucił wprawiającym uciekającą wzrokiem kobietę w niemały strach głosem.

- Proszę wybaczyć- zaczęła dość pewnie raczej lękliwa z natury dziewczyna- Ale o wszystkim niebawem poinformuje Pana lekarz...

- W takim razie proszę powiedzieć lekarzowi, że jeśli do pięciu minut się tutaj nie zjawi to natychmiastowo i nieodwołalnie cofam wszelkie możliwe dotacje...

Kobieta szerzej otworzyła oczy, jakby dopiero teraz sobie uświadamiając z kim ma do czynienia.

- Oczywiście…- odparła cicho nerwowo ruszając przed siebie.

Białowłosy westchnął jedną ręką chwytając wewnętrzną stronę ramienia, a drugą zakrywając usta. Tak napełniony głęboką niechęcią do samego siebie, najbliższego otoczenia i całego świata stał przez chwilę w milczącej zadumie. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos towarzyszącego mu mężczyzny.

- Nic jej nie będzie…- powiedział Rubeus kładąc dłoń na ramieniu Diamonda.

- Oby…- odparł obracający się ku przyjacielowi jasnowłosy-A tą kobietę...

W tym momencie zadzwonił skryty w głębi płaszcza telefon Diamonda. Mężczyzna sięgnął do rzuconego przez oparcie krzesła ubrania dobywając brzęczącą z jego kieszeni komórkę.

- Wiadomo coś?- usłyszał po chwili głos Safira białowłosy.

- Tyle, że jakiś czas temu odzyskała przytomność, ale więcej nic nie powiedzieli. Paranoja jakaś, przypomnij mi po tym wszystkim, żeby gruntownie zweryfikować rozkład wsparcia finansowego...

- Przypomnę- skwitował żale brata brunet- A teraz powiedz… Mam tam przyjechać? Jestem potrzebny?

- Nie, zostań gdzie jesteś. Ktoś musi być w firmie- odpowiedział niespokojnie spacerujący szpitalnym korytarzem Diamond- Obdzwoń prasę i telewizję, żadnych zdjęć i reportaży...

Jak na zawołanie do gabinetu Safira weszła Coan i sięgając po pilot włączyła ulokowany przy bocznej ścianie telewizor.

- Za późno…- westchnął patrzący w ekran brunet.

- Cholera…- syknął jeszcze bardziej rozwścieczony białowłosy- Dobra, jakby ktoś pytał to nie komentuj. I niech Berthier zadzwoni do Minako. Nie wiem jak, niech znajdzie jej numer w notatkach Usagi… Albo nawet niech zadzwoni do tego całego Ko. Tylko ściągnij mi tutaj tą dziewczynę, bo chyba będzie Usagi potrzebna...

Diamond wyłączył rozmowę podnosząc schyloną przez moment głowę ku stojącemu przed nim Rubeusowi, ale zamiast spojrzeć w twarz ognistowłosego zahaczył wzrok na mistrzowsko zajmującej drugi plan postaci ciemnowłosego mężczyzny.

- Chiba…- rzucił z nieukrywaną niechęcią.

- Kentaro…- odparł również niepałający pozytywnym uczuciem Mamoru- Gdzie ona jest?

- Co z moją córką?- krzyknęła nagle rzucająca się w stronę Diamonda kobieta.

Dopiero teraz białowłosy zauważył plus minus czterdziestoletnią brunetkę o długich włosach i wypełnionych przerażeniem oczach. Chociaż normalnie zapewne by tej kobiety poprawnie nie zidentyfikował to teraz rozpoznał w niej widzianą przed dwoma laty matkę Usagi. Patrzyła na niego ewidentnie wyczekującym pozytywnych informacji wzrokiem, ale zanim Diamond zdążył powiedzieć cokolwiek dobiegł go głos przybyłego naprędce pod wizją drastycznych cięć budżetowych lekarza.

- Panie Kentaro…- zaczął nieco zestresowany specjalista- Najmocniej Pana przepraszam, nie mieliśmy pojęcia...

- Jak Usagi?- przerwał mu niecierpliwie wyczekujący konkretów Diamond.

Niecierpliwie konkretów wyczekiwał również podchodzący parę kroków bliżej Mamoru, przerzucająca błagalne spojrzenie z Diamonda na przyprószonego już nieco siwizną lekarza Ikuko i starający się nie wadzić osobom predestynowanym do pierwszego kontaktu z poszkodowaną Rubeus.

- Dobrze- odparł podejrzanie ponuro mężczyzna- Jest mocno poobijana, ale szczęśliwie żadnych uszkodzeń organów wewnętrznych nie ma...

- Dzięki Bogu!- pisnęła w geście ulgi chwytająca się za serce brunetka.

- Ale…- kontynuował niezwykle ciężko specjalista- Przedstawione Panu na wstępie obawy okazały się być niestety słuszne, dziecko zmarło.

Twarz białowłosego jakby nagle zdobyła jeszcze bardziej na zaciętości.

- Mieliście robić co w Waszej mocy do jasnej cholery!- krzyknął traktujący mur pięścią Diamond.

Nogi Ikuko ugięły się pod nią tak, że kobieta opadła wprost na ustawione obok niej krzesło, Rubeus zacisnął mocniej pięści, a Mamoru pobladł i stając tyłem do reszty oparł dłonie o ścianę wbijając mętny wzrok w ziemię.

- Przykro mi…- dodał silący się na współczucie lekarz.

- Można ją teraz zobaczyć?- zapytał po chwili spokojniej już Diamond.

- Tak, ale póki co tylko jedna osoba...

Białowłosy popatrzył na siedzącą w milczeniu kobietę.

- Pozwoli Pani- rzucił zwracając tym samym uwagę jakby oderwanej od rzeczywistości brunetki- Ale biorąc pod uwagę ostatnie rozmowy telefoniczne z córką myślę, że nie jest Pani pierwszą osobą, która powinna do niej wejść...

- Oczywiście…- odparła depresyjnym głosem ciągle roztrzęsiona Ikuko.

Diamond ruszył więc korytarzem do umiejscowionej mniej więcej w jego połowie sali posyłając jeszcze na odchodnym badawcze spojrzenie podejrzanie wyciszonemu Mamoru. Ten nie zgłaszając żadnych obiekcji niezmiennie podpierał ścianę trwając w jakiejś jemu tylko wiadomej zadumie.

- Mamoru!- usłyszał nagle od strony windy ciemnowłosy.

W zasięgu wzroku pojawił się wysoki blondyn ze zgrabną szatynką u boku.

- Myślałem, że będziemy przed Tobą, ale zamknęli drogę i musieliśmy jechać objazdem- rzucił podchodząc bliżej- Jak Usa?

Chiba nic nie odpowiedział dalej gapiąc się w białe jak ściany płytki.

- Znośnie- skomentował za niego będący przy tym wszystkim mężczyzna- Ale dziecko gorzej...

- Co z dzieckiem?- dopytywał patrzący już to na Mamoru to na Rubeusa Motoki.

- Nie żyje- odparł w końcu przełamujący swoje milczenie i zarazem ogólną ciszę brunet.






wtorek, 18 marca 2014



ZAGUBIONA

Rozdział XLVIII


Usagi patrzyła niewidzącym wzrokiem w sygnalizującą ruch windy czerwoną lampkę natarczywie wciskając zlokalizowany obok niej przycisk.

- Usa…- szepnął delikatnie chwytający ją za maltretującą stalową konstrukcję rękę białowłosy.

Bardziej na dźwięk jego głosu niż unieruchamiający jej ujawniającą znaczną nerwowość dłoń gest blondynka przechyliła głowę ku zwracającemu się do niej mężczyźnie.

- Spokojnie…- powiedział uwalniając drobną rączkę blondynki białowosy.

Wnikliwie obserwując błękitne jak jodek samaru (:D) oczy prawą dłonią odgarnął niesfornie opadający jej na czoło kosmyk złocistych włosów troskliwie przy tym całując.

- Damy sobie z nim radę…- powiedział po chwili szczęśliwie dostrzegając błysk nadziei w przymglonych zamyśleniem oczach blondynki.

Usagi przytaknęła lekko się do chłopaka uśmiechając. Widok jego fioletowych tęczówek był dla niej kojący, uścisk silnego ramienia dawał poczucie bezpieczeństwa, a sama obecność działała niczym balsam na umęczoną problemami tego świata duszę.

- O, Diamond… Ja właśnie do Ciebie- powiedział wyłaniający się zza drzwi świeżo przybyłej windy mężczyzna.

- Możesz jeszcze zerknąć?- zapytał po chwili machający plikiem trzymanych papierów Rubeus.

- Właściwie to akurat wychodziliśmy…- zaczął próbując zaprzeczyć białowłosy.

- W porządku- wtrąciła siląca się na mniej depresyjny wygląd blondynka- Jest ładna pogoda, zaczekam przed wejściem...

Diamond spojrzał na nią badawczo, jakby próbując upewnić się czy nic głupiego nie zrobi.

- Na pewno?- drążył doskonale znający stan jej ducha mężczyzna.

- Di nooo, przecież nie mam trzech latek…- zauważyła już naprawdę nieco weselej blondynka.

Szybko wskoczyła do windy i posyłając przed siebie całusa wybrała najniższy możliwy numer. Przez zamykające się drzwi usłyszała jeszcze skwitowane jakimś plasnięciem słowa ognistowłosego ,, myślę, że ten buziak to na pewno był dla mnie” i głos szczebioczącej coś przez telefon Coan. Wysiadając jeszcze raz powtórzyła na moment stając ,,portfel, telefon, głowa…” i najwyraźniej oceniając stan posiadania jako właściwy ruszyła z powrotem do wyjścia. Przy drzwiach zwolniła chłonąc wyjątkowo czyste tego dnia powietrze i ciepłe promienie wcześnie zachodzącego już słońca.  Wstępując na prowadzone przed budynek firmy schody zauważyła zbliżającą się do niej kobietę- kobietę piękną, wysoką, elegancką i w ogóle odpicowaną po same brzegi i chociaż praktycznie obcą to jednak doskonale jej znaną.

- Wychodzisz Tsukino?- zapytała jadowicie stukając obcasem o pierwszy napotkany stopień- Bo ja mam z Tobą do pogadania Maleńka...

Usagi zesztywniała kompletnie zaskoczona wizytą przerażająco rozsierdzonej Esmeraldy Watanabe.

- Czego chcesz?- rzuciła nader odważnym tonem blondynka.

Ciemnowłosa w tym czasie zdążyła już dotrzeć do zastygłej niczym kamień Usagi.

- Czego Pani chce…- poprawiła ją kładąca ręce na biodrach brunetka- I nie udawaj głupszej niż jesteś...

- Nie wiem o co PANI chodzi- odparła usiłując przejść obok stojącej tuż przed nią kobiety.

Esmeralda jednak złapała próbującą zejść na dół blondynkę silnie wbijając swoje długie paznokcie w ramię otulonej płaszczem dziewczyny.

- Nie sądziłam, że jesteś taka cwana Tsukino- rzuciła potrząsając więziącą Usagi ręką- Bardzo sprytnie, naprawdę… Uznanie i oklaski...

- Puść mnie …- rzuciła przez zaciśnięte z bólu zęby blondynka.

Esmeralda tymczasem zamiast tracić na agresji wpadała w możliwie jeszcze większy amok.

- Kentaro Ci nie wystarczy? Musisz też mieć Mamoru?- mówiła patrząc przepełnionymi nienawiścią oczyma- Mojego Mamoru? Nie zasługujesz na niego. Możesz zmienić fryzurę i ciuchy, ale i tak zawsze będziesz nic niewartym śmieciem...

- Mam gdzieś Twoje obelgi…- powiedziała próbująca się wyrwać blondynka.

- Zabrałaś mi wszystko…- kontynuowała nakręcona niczym katarynka Esme- Faceta i uwagę mediów… To miał być mój czas. I co? Zamiast nagłówków ,,Emeralda Watanabe- Women of the Year”  ciągle czytam ,,Usagi Tsukino to…”, ,,Usagi Tsukino tamto…” A Usagi Tsukino jest tak naprawdę nikim...

Usagi Tsukino posłała szamoczącej ją kobiecie pełne degustacji spojrzenie.

- Ty jesteś nikim- odgryzła się hardo- Mamoru siedział z Tobą tylko dla seksu, ale i to musiało być kiepskie skoro zawsze wracał wielce niewyżyty...

Oczy Esmeraldy niemal nabiegły krwią i rażona falą skrajnej furii kobieta pchnęła z całej siły stojącą przy niej dziewczynę. Ta straciwszy równowagę sturlała się po schodach ostatecznie bezwładnie leżąc u ich stóp. Uświadamiająca sobie własny czyn Esme z przerażeniem nabrała więcej powietrza zasłaniając skrajnie napiętą twarz przyozdobionymi biżuterią rękoma. Nerwowo rozglądając się wokół  zbiegła po schodach niezwykle szybko wsiadając do swojej mazdy. Odjeżdżając widziała kątem oka, że ktoś zbiega po schodach, ale nie chciała wiedzieć kto. Chciała tylko zniknąć, zapaść się pod ziemię, zapomnieć…  Jechała tak dłużej jedną ręką zakrywając usta.

,,Boże, co ja zrobiłam…”- myślała roztrzęsiona- ,,Chciałam ją tylko postraszyć… Jezu, już po mnie. Przecież tam jest chyba największy monitoring w całej Japonii…"

Tak zdenerwowana koniec końców zatrzymała samochód przed mieszkaniem jedynej osoby, która przyszła jej na myśl.

- Esme?- zapytała zaskoczona szatynka otwierając drzwi- Co tu robisz? Dopiero wróciłam… I Jezu: czemu Ty się tak trzęsiesz? Nigdy Cię taką nie widziałam...

Ciemnowłosa przekroczyła próg mieszkania dopiero w środku odpowiadając mocno zdezorientowanej przyjaciółce.

- Zepchnęłam Usagi ze schodów… Nie wiem co z nią, nie ruszała się jak odjeżdżałam...

Reika szeroko otworzyła oczy przysiadając na akurat za nią stojącym krześle.

- Pojechałam ją nastraszyć… Ale straciłam panowanie nad sobą, ja słowa, ona słowa i przestałam myśleć co robię... Cholera, wszystko przez tą dziewuchę!

- Masz przy sobie jakąś większą kasę?- zapytała energicznie wstająca szatynka.

- Tylko drobne na zakupy- odparła krążąca tam i z powrotem Esme.

Reika wyszła na chwilę za moment wracając do mocno rozdygotanej przyjaciółki.

- Proszę- powiedziała wręczając jej plik banknotów- Jedź na lotnisko w Hanedzie, bo z Narity Mamoru właśnie odbiera matkę Usagi...

- Reika…- szepnęła patrząc na dziewczynę tak wzruszonym wzrokiem, jaki się jej raczej nie zdarza.

- No już…- rzuciła całując ją na pożegnanie w policzek- Tylko pamiętaj, jeśli Motoki o coś mnie spyta to nie będę kłamać.

Esmeralda podeszła do drzwi jeszcze raz patrząc w stronę świecącej zaszklonymi oczami szatynki.

- Zazdroszczę Ci, że tak wyszło z Motokim…- powiedziała szczerze mocniej chwytając metalową klamkę.

Reika westchnęła ujmując jeszcze wolną rękę nieprzypominającej siebie na co dzień Esme.

- Wiem, że go kochasz, ale teraz już nic z tym nie wskórasz – zauważyła ciepło zwalniająca uścisk dłoni szatynka.

Translate