środa, 29 października 2014


DAWNO TEMU NA KSIĘŻYCU


Rozdział V


Venus przemierzała wolno ozdobiony potężnymi arkadami korytarz. Między gotyckimi łukami były wysokie okna z maswerkami u góry. Przy jednym takim oknie blondynka właśnie stanęła. Patrzyła w zamyśleniu na gwiazdy i otaczającą je ciemność, ale nie dlatego, że wzorem Jupiter potrafiła niebo godzinami dla czystej przyjemności oglądać. Ją ten widok zwyczajnie relaksował, wyciszał bijące zbyt szybko serce, koił napięte, jak postronki nerwy.

- Kolejny nudny patrol?

Venus na te słowa aż drgnęła, swoją twarz w bok obracając. Przy niej stała Serenity, która  zdawała się kompletnie wagi do wyraźnej beztroski strażniczki nie przywiązywać. Niemniej Venus było dość głupio, bo miała profilaktycznie lustrować pałac, a nie z miną idącego we śnie dziecka przestać zauważać co się dzieje wokoło. Dopiero głos Serenity wdarł się w jej myśli jak dzwonek, tak, że dziewczyna tam, gdzie trzeba wróciła. Już chciała przeprosić Królową za nieuwagę, ale raptem coś niepokojącego u niej zauważyła. Oczy Serenity wyglądały, jak gdyby niedawno płakała. Venus zaczęła więc automatycznie myśleć nie, jako strażniczka Królowej, ale jej najlepsza przyjaciółka.

- Coś się stało Sere?- pytała troskliwie blondynka.

Kobieta chyba chwilę nad odpowiedzią myślała, bo stała tak milcząc, w dekadenckim nastroju i z grobowym wyrazem twarzy. Nagle jednak się uśmiechnęła i ręce ku buzi uniosła. Palcami obu dłoni zewnętrzne kąciki oczu krótkim ruchem przetarła.

- Nie no, coś Ty...- mówiła nonszalancko blondynka- To wszystko przez tą długaśną suknię. Zaplątała mi się przy schodach za obcas i poleciałam na ziemię. A mówiłam matce, żeby krawcowa uszyła krótszą, to nie… W każdym razie trochę bolało i tak jakoś automatycznie łzy do oczu mi napłynęły...

- Aha..- przytaknęła z odczuwalnym ,,a świstak siedzi…” w głosie dziewczyna.

Powątpiewanie Venus zostało tak wyraźnie jej tonem zgłoszone, że przychodzącą tu na myśl radę o odwiedzeniu medyka postanowiła sobie z miejsca darować. Serenity zaś ten bijący po oczach sceptycyzm czując szybko temat zmieniła.

- Chciałam książkę z planami pałacu przejrzeć- mówiła ręce pod biustem składając- Wiesz może czy Merkury ją już do biblioteki zwróciła?

Nie zdawało się to być dobrym  zagraniem, bo jeśli wcześniej Venus w bajeczkę Serenity mogła uwierzyć choć trochę to teraz już żadnych złudzeń nie miała. Wiedziała, że przyjaciółka  od tematu uciec próbuje, ale ponieważ nie był ku rozmowie odpowiedni czas, ani miejsce to Venus do następnego dnia poczekać zdecydowała. Jak gdyby nigdy nic się więc uśmiechnęła, oczyma przy tym manifestacyjnie wywracając.

- Sere, kogo ty o książki pytasz?- mówiła mimo wszystko trochę rozbawiona blondynka.

- Fakt…- rzuciła w odpowiedzi równie entuzjastycznie Królowa.

- Aleee…- ciągnęła dalej Venus- Ami targała ostatnio tutaj jakieś cięższe od niej samej tomisko i coś mi się wydaje, że to była ta książka...

Serenity kąciki warg jeszcze wyżej uniosła, krótkie ,,dzięki” Venus powiedziała i do biblioteki pałacowej ruszyła. Chociaż generalnie osobistych ciągot książkowych nie miała to naprawdę ten akurat egzemplarz od dawna chciała przeczytać. Nie był jednak dostępny, bo przetrzymywała go odpowiedzialna za obronę zamku Merkury. Teraz taka lektura byłaby doskonałą odskocznią dla problemów, które Sere starała się wbrew zdrowemu rozsądkowi zapomnieć.Wiedziała bowiem, że chociaż chce, to teoretycznie dopóty ich nie rozwiąże, unikać nie może. Wpadła w błędne koło i się tak z tym kołem kręciła. Zdawała sobie sprawę, iż musi o tych problemach myśleć, ale kiedy myślała to czuła ogromną winę, której czuć nie chciała, a więc próbowała znowu nie myśleć, wiedząc, że myśleć jednak powinna. Może łatwiej by jej było gdyby...

,,Może łatwiej by mi było gdyby…”- dumała Sere, w półotwartych drzwiach biblioteki, bez cienia wcześniejszego uśmiechu i ze zwieszona głową stojąc.

,,Może łatwiej by jej było gdyby…”- dumała Venus, tam gdzie chwilę temu Sere szła patrząc.

Raptem Venus poczuła czyjeś towarzystwo obok. Szybkim ruchem ciało zwróciła, tak, że zaraz w pozycji obronnej naprzeciwko jasnowłosego mężczyzny stanęła. Widząc znajome tęczówki gardę opuściła, a jej serce zaczęło nie tyle bić mocniej, co tłuc jak szalone. Już kąciki warg unosiła, by swoją radość wyrazić, już krok do przodu robiła, by móc się w ramiona Kunzite wtulić, gdy nagle sobie uświadomiła, że przecież jego tu być nie powinno.

- Czemu przyszedłeś?- pytała, dopiero teraz dziwny wyraz twarzy Kunzite zauważając.

Kunzite nie odpowiedział, a zamiast tego ją ku siebie przyciągnął. Wolną dłoń na talii Venus położył i tak uchwyconą do ściany przyparł. Rękę, którą nadgarstek dziewczyny trzymał uwolnił i nad jej ramieniem, przy murze rozciągnął. Świdrował ją swoimi stalowymi oczyma, a ona się rozpływa.

- Kun, przecież ktoś nas może zobaczyć- mówiła z trudem wzrok w bok odwracając blondynka.

- Venus…- szepnął podbródek dziewczyny ujmując Kunzite.

Zwrócił jej twarz z powrotem do siebie, a ona rażona powagą jego głosu drgnęła. Wiedziała już, że coś jest nie tak i wręcz przerażona jego słów wyczekiwała. Ten zaś podbródek dziewczyny puścił i wolną dłoń po drugiej stronie jej głowy na ścianie położył. Stał więc naprzeciw niej z rękoma o mur przy ramionach blondynki wspartymi. Twarz schylił, jakby nie chciał, żeby widziała efekt, który rzucone słowa na jego twarz wywrą.

- Masz zostać żoną Yatena Kō z Kinmoku… Endymion mi właśnie powiedział. Zaraz pewnie Was osobiście poinformują...

Rozszerzałe oczy Venus momentalnie nabiegły łzami. Niewiele myśląc biały uniform Kunzite chwyciła i za ściśnięty kurczowo materiał go do siebie przyciągła. Swoje usta żarliwie w jego wargi wpiła, a on nie próbował nawet jej gdzie indziej odepchnąć. To właśnie zobaczyła wracająca do Venus Królowa. W pierwszym momencie tak szoknięta, że po całości sztywna nie mogła się nawet obrócić. Ostatecznie jednak manewr wykonała i na wdechu, z uniesiona klatką piersiową i wzrokiem skierowanym ku górze korytarz mijała. Raptem stanęła, słysząc stukot obcasów innych niż swoje. Ktoś się zbliżał, ale tych dwoje tego nie wiedziało, więc Serenity musiała szybko zareagować. Otworzyła najbliższe drzwi i po sekundzie je z hukiem zamknęła, a Venus i Kunzite słysząc głośny trzask momentalnie w bok odskoczyli.

- Serenity, dobrze, że jesteś…- mówiła spostrzegłszy córkę Selene- Widziałaś Venus? Mamy Wam coś z Endymionem do powiedzenia…


piątek, 24 października 2014



DAWNO TEMU NA KSIĘŻYCU



Rozdział IV


Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy Serenity wyszła na taras księżycowego pałacu. Otaczała go ażurowa balustrada z piaskowca, która dokładnie w środku swojej długości schodziła niżej, stanowiąc poręcz dla parostopniowych schodów. Schody były jedynym zejściem na ogród. Ten zaś pozostawał przy tylnej części zamku. Ściany obronne stały gdzieś dalej, a tu jedyną fortyfikację stanowił niski murek. Miał on chyba znaczenie geodezyjne, bo innego nie szło się w zasadzie doszukać. Niemniej wzdłuż jego początku drzewa zostały kiedyś nasadzone tak blisko, że teraz ich ciasno splecione gałęzie tworzyły jakby żywopłot. Dalej były jednak już rzadziej, coraz to więcej słońca między swoimi liśćmi w południe przepuszczając. Panowała tu niemal absolutna cisza, bo jedynie wiatr kołysał źdźbłami traw i owiewał twarz księżycowej królowej. Było zupełnie tak, jak tego dnia, gdy Serenity Diamonda pierwszy raz zobaczyła. Stała u góry murowych schodów, jedną dłoń na załamaniu poręczy trzymając. Było przyjemnie, spokojnie, ciepło, a w powietrzu unosił się zapach azalii. Niespodziewanie jak spod ziemi wyrósł przed nią on- Książę Nemezis, lider Rodziny Czarnego Księżyca, ale tego kim naprawdę białowłosy jest Serenity oczywiście wtedy nie wiedziała. Właściwie to nie uświadamiano jej zbytnio kogo i po co Endymion zaprasza, bo jej matka i mąż się polityką zajmowali. Ona tymczasem umilała pobyt ewentualnie towarzyszącym interesantom paniom, działała charytatywnie, dużo czytała i po prostu ładnie wyglądała. Tak więc często pojęcia kto na Księżyc przybywa nie miała. Jednak niezależnie od tego kim nieznajomy był to poza wszelką wątpliwością jego wysoki status społeczny zostawał. Dalsze rozważania i ewentualne pytania z głowy Królowej jednak wyleciały, bo ten zamiejscowy jegomość patrzył na nią w tak wyraziście impertynencki sposób, iż mimo, że zakładki jej sukni kaskadą do ziemi opadały to czuła się jakby miała ubraną jedynie króciutką halkę.

,,Może dekolt sukni jest przesadnie wycięty”- myślała wtedy intuicyjnie szal poprawiając blondynka.

Wzroku nie była jednak w stanie od mężczyzny u stóp schodów odwrócić. Był wysoki, szczupły, ale dobrze zbudowany, a ogólnie to niemiłosiernie przystojny. Miał opadające na czoło włosy, kościstą twarz i absolutnie piękne, fioletowe, urzekające oczy. Niemniej te właśnie oczy patrzyły tak śmiało, usta uśmiechały się tak cynicznie, a cała twarz prezentowała tak dużą zuchwałość, że Serenity powinna być obrażona i onieśmielona. Serenity obrażona i onieśmielona jednak nie była i zamiast odejść to krok przed siebie zrobiła. Ten mały krok na schodach był wielkim skokiem w jej życiu. Od tej pory zaczęła kłamać, zdradzać, oszukiwać, ale chociaż przynosiło jej to ogromną udrękę i wyrzuty sumienia to była bardziej, niż wcześniej szczęśliwa.

,,Czy teraz postąpiłabym bym inaczej?”- pytała siebie w myślach dziewczyna- ,,Czy odeszłabym zamiast robić ten krok do przodu?"

Królowa przymknęła oczy, więcej powietrza nabrała i dłoń po balustradzie zsunęła. Jednocześnie stopień niżej zeszła i patrzałki gwałtownie otwarła.

- Tak Di… Zrobiłabym… – szepnęła lekko się uśmiechając.

Tak chwilę myślała, aż wiatr mocniej zawiał, pasmo włosów jej na twarz przesuwając. Wtedy jak gdyby oprzytomniała, dłonią włosy zgarnęła i ręce pod biustem składając, bezpośrednio do ogrodu weszła. Przechadzała się, swój pierwszy spacer z Endymionem sobie przypominając. Chwilę wcześniej matka ich oficjalnie zaznajomiła i Ci, jako narzeczeni w przeddzień ślubu tak chodzili rozmawiając.

,,Endymionie…”- dumała znowu popadająca w rozważania blondynka- ,,Mój Kochany Endymionie, mamo, dziewczyny… Ja…"

Raptem jej oczy zajęły się łzami, ale Serenity momentalnie palcami skórę poniżej linii oka przetarła. Wiedziała, że jest tchórzem- uciekała nawet od myślenia o swojej zdradzie. Wiedziała jednak również, że taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie, tym bardziej wobec tego, co ostatnio powiedział jej Diamond..

,,Czemu muszę być Serenity?” krzyczała w duszy dziewczyna- ,,Czemu akurat ja?"

Żaląc się sobie samej nagle znajomy murek zauważyła. Nie planowała tutaj przyjść, ale tak jakoś się niechcący zapędziła i teraz dopiero zdziwiona, jak daleko zaszła spostrzegła. Stanęła na chwilę, a potem niewiele myśląc ruszyła. Murek nie stanowił już dla niej wyzwania, bo bądź, co bądź trochę przez to 20 lat urosła. Niemniej pończochy i buty i tak ściągnęła, a sukienkę wywinęła do góry. Cnotliwości się przy Diamondzie koniec końców pozbyła, więc kiedy nie musiała być przyzwoita to najzwyczajniej w świecie nie była. Domniemając, że forsowanie bandy pod obecność co najwyżej kilku duchów leśnych bezgrzesznego zachowania nie wymaga, murek przekroczyła i tak, jak dawniej, wsparta plecami o jego ściankę siadła. Bardzo dawno, sama nawet nie pamiętała ile czasu, jej tutaj nie było. I to nie bez powodu.

- Seiya…- szepnęła zachód słońca samotnie obserwując Królowa.

Znowu łzy się w jej oczach pojawiły, ale teraz nie próbowała już ich powstrzymać. Rękę tylko w bok, jakby czyjąś dłoń ściskała wyciągła i pozwoliła słonym kroplą spływać po swoich policzkach

niedziela, 19 października 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXII


Wyrwany ze snu o zbyt wczesnej porze Rubeus niemrawo szedł korytarzem, przez salon, do drzwi swojego mieszkania. Kiedy cel tej wątpliwej długości podróży osiągnął to ręką się domofonu uwiesił. Czoło na zimnej powierzchni drewna wspierając, oczy ku podłodze skierował i niezbyt optymistycznie ,,kto tam” w stronę głośnika mruknął.

- Ja…- usłyszał zaraz znajomy głos ognistowłosy- Mam problem...

Rubeus twarz uniósł, a z nią razem i brwi, wyrażając tym samym zdziwienie i jakby bardziej się budząc.

- I przychodzisz z nim do mnie po czwartej nad ranem?- pytał, nie czekając jednak odpowiedzi  mężczyzna- Jestem zawodowo hiperaktywny, co wiesz bardzo dobrze. Ciężko mi stosownie wypocząć, a Ty jeszcze moją kulejącą proporcję relaksu do pracy zakłócasz. Poza tym mogła być u mnie jakaś gorąca laseczka...

- Spałem z Ann…- wszedł mu w zdanie przez domofon Kentaro.

Drzwi się momentalnie otwarły i Diamond ruszył schodami na górę. Winda niby czekała, ale tak jakoś wolał pokonać tą trasę samemu. Rubeus zaś stał w progu mieszkania, twarzy przyjaciela wypatrując. Jak czas pokazał ,,twarzy” dosłownie, bo gdy go tylko zobaczył to z pięścią w policzek uderzył.  Diamond się zachwiał, ale nie przewrócił, opuszkami palców krew z kącika ust wycierając. Raptem odchyloną ciosem Rubeusa twarz naprostował i za koszulkę ognistowłosego chwytając, do drzwi silnie jego ciało przyłożył.

- Możesz mnie najpierw wysłuchać?- rzucił patrząc na kolegę Diamond.

Wcześniej zmęczenie w oczach Rubeusa się na wściekłość zmieniło, a teraz znowu do stanu względnego spokoju wróciło. Było to pod wpływem zauważenia w spojrzeniu Diamonda nienaturalnej dla niego bezsilności. Przez wszystkie lata, od dzieciństwa począwszy, tak głębokiego rozbicia u niego nie widział. Co prawda z zewnątrz obrazu nędzy i rozpaczy jasnowłosy nie przypominał, ale jeśli ktoś znał Diamonda Kentaro, a Rubeus znał doskonale, to wiedział, że coś jest na rzeczy.

- Taa…- odparł więc spokojnie Rubeus, a Diamond jego koszulkę puścił.

Palcami włosy przeczesał, głowę do tyłu odchylił i z pozostawionymi na karku dłońmi w stronę salonu poszedł. Idąc przed siebie mocno powietrza nabrał. Dopiero jednak miejsce zajmując głośno je z płuc wypuścił. Ręce przy tym na schyloną już buzię przełożył, tak, że jej większość nimi zasłaniał. Siedział więc w rozkroku z opartymi na nogach łokćmi i przykrytą dłońmi twarzą.

- Ann zadzwoniła, że Ignacio nagle się zechciał wycofać i najlepszą szansą, aby temu zapobiec jest od razu do niej pojechać- powiedział Diamond głowę nagle unosząc.

Ręce jednocześnie z twarzy odsunął tak, że teraz splecione w powietrzu na wysokości gardła zawisły.

- I Ty od razu do niej pojechałeś?- powtórzył pytająco, zaskoczony wizją tak banalnego zachowania Diamonda Rubeus.

- A co niby Twoim zdaniem miałem zrobić?- rzucił zirytowany białowłosy- Trzeba było sprawę zbadać...

Stojący przed Diamondem Rubeus westchnął, dłonie z kieszeni wyciągnął i vis-a-vis przyjaciela usiadł.

- No to zbadałeś- skomentował ręce również, jak do modlitwy składając- Gruntownie...

- Niby tak- odparł wargę przygryzając Diamond- Ale nic z tego nie pamiętam...

Rubeus brwi zmarszczył, jakby właśnie ,,co Ty gadasz”  do mężczyzny naprzeciw mówił.

- Obudziłem się w środku nocy z nagą Ann pod ramieniem i pustymi butelkami obok, a jedyne co pamiętam to moment, gdy Ann częstuje mnie szklanką wody. Żadnego seksu, picia, ani rozmowy o interesach sobie nie przypominam. Niemniej dokument z podpisem Ignacio leżał na szafce obok- kontynuował białowłosy.

- Gdyby sytuacja była mniej poważna to bym powiedział, że dałeś ciała za podpis- wtrącił drugi mężczyzna- Ale ponieważ jest cholernie ciężka mówię...

- Coś tutaj nie gra- dokończył za niego świdrujący biały posążek Jadis Diamond.

Nagle swój wzrok oderwał i znowu twarz w dłoniach utopił.

- Cholera, ona mi się nawet nie podoba… A tak poza tym to dla żadnej bym straty Usagi nie ryzykował- relacjonował swoje podejście Diamond.

- Szlag! Mam przerąbane- dodał zaraz gwałtownie wstając.

- Ooo tak- zawyrokował ognistowłosy- Masz przerąbane, bo jeśli jej powiesz, a wypadałoby to, że spakuje manatki jest pewne, jak śnieg w Alpach zimą...

- A jeśli nie powiem?- rzucił ciszej do mebla przy ścianie podchodząc.

- No nie wiem Diamond…- odparł kręcąc głową Rubeus.

Stanąwszy akurat obok docelowej komody Diamond gwałtownie chwycił leżącą na niej figurkę.

- Jadis- szepnął w marmurowy posążek się aktywnie wpatrując mężczyzna-Kłamliwa, zła, fałszywa kobieta, która udając dobrą podporządkowywała sobie innych...

- Hmm?- mruknął nierozumiejący słów Diamonda Rubeus.

Jasnowłosy zaś trzymany posążek odłożył i ciało ku przyjacielowi skierował. Ręce w kieszeniach spodni ułożył, a jego wzrok jakby ostrego wyrazu zdawał się nabrać.

- Przyjechałem taksówką, więc jakbyś mógł moje auto spod domu Ann jutro zabrać. Niech Usagi póki co myśli, że byłem z Tobą i trochę sobie razem wypiliśmy. Zresztą jej telefon mnie od śpiącej Ann Reiter odkleił. W szoku i tak powiedziałem, że jestem z Tobą i wrócę nad ranem.

piątek, 10 października 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXXI


Dystans poważnym tonem głosu jasnowłosego narzucony Ann w zupełności odczuła. Wiedziała, że na zbyt dużą swobodę sobie teoretycznie pozwoliła, ale i tak jako błędu wcześniejszego zachowania nie brała. Kreacja beztroskiego dziecka miała Diamondowi jej niby prawdziwą naturę pokazać. Ann chciała bowiem kolejny fałszywy obraz siebie w jego głowie zostawić. Ponieważ przez ostrzał Usagi model nieśmiałej cnotki mógł zostać lekko zachwiany to postanowiła się ubezpieczyć i jako kto inny siebie pokazać. Tak więc ewentualny zarzut ,,jesteś kimś innym w rzeczywistości”  awaryjną  odpowiedź ,,owszem” uzyskał, a konkretnie ,,owszem, straszny dzieciuch ze mnie i próbuję swoją infantylność wszystkimi siłami ukryć, ale poczułam Di, że wobec Ciebie mogę być naturalna”. Posunięcie tego rodzaju wspierał dodatkowo fakt lubienia przez Diamonda dziecięcej strony Usagi. Nie, żeby Usagi ją pokazywała, bo przeciwnie- starała się pewne cechy bezapelacyjnie ukrywać, ale obserwująca ją wnikliwie Ann każdy szczegół zauważała. Zresztą pod tym jednym względem siebie przypominały, a mianowicie obie to czego inni nie widzieli widziały. Reasumując zachowanie à la beztroskie dziecko było do cna przemyślane. Inaczej jednak kompletnie innym tonem zza pleców ,,chodź na górę Di” rzucone. Niemniej w brodę sobie potem przez to rudowłosa nie pluła, bo wiedziała, że Diamond raczej już tego pamiętać nie będzie. Faktycznie krótko po tym Diamond leżał w jej pokoju jakby nieprzytomny.

,,Cholera!”- myślała stojąc nad nim ze wspartymi na biodrach rękoma dziewczyna- ,,Trzeba było trochę mniej wsypać, żeby coś z niego dziś jeszcze było…"

Dłużej o tym jednak już nie dumając do szafeczki koło łóżka ruszyła. Ulokowanym tam wcześniej winem dwie puste szklanki zapełniła i tą bliższą pewnie dłonią chwytając zaraz na korytarz  wyszła. Chwilę później wracając zamiast pełnej, opróżnioną szklaneczkę i jeszcze dwie kolejne butelki wina przy sobie miała. Wszystko to na szafeczce obok łóżka położyła, ciało ku jasnowłosemu zwracając. Po krótkiej chwili i szybkim spojrzeniu w taki sposób się nachyliła, żeby swoimi ustami jego warg posmakować. Kiedy ich już skosztowała to chwilę jeszcze zamknięte oczy trzymała. Otwierając je w pozostającą na centymetry od jej twarz Diamonda, z cynicznym uśmieszkiem patrzyła.

- Twoje małżeństwo się właśnie skończyło- szepnęła mu nad uchem i ciało do pionu podniosła.

Następnie ręką butelkę chwyciła tak, by ją przechylając palce drugiej dłoni móc zwilżyć. Mokrymi opuszkami po wargach Diamonda wolno przesuwać zaczęła. Kiedy całą linię ust obrysowała to zjechała palcami niżej, przed brodę, szyją, do kołnierzyka.  Guzik jeden za drugim mu rozpinała, równocześnie jakby był przytomny wyraźnie mówiąc.

- Ubolewam strasznie, że w takich, a nie innych okolicznościach Cię muszę rozbierać, ale..- przerwała pokrzepiające spojrzenie mu wysyłając dziewczyna- nie martw się. Czeka nas duuużo okazji...

Gdy Diamond był już gruntownie obnażony to Ann się uniosła i jednym ruchem zamek sukienki rozpięła. Szybko ją z siebie zrzuciła, wysokim pantofelkami opadły materiał przekroczyła i wszystkie trzy karafki chwytając, w samej bieliźnie do łazienki poszła. Tam wino wylała, puste butelki z powrotem ze sobą wzięła i się tego, co jeszcze miała na sobie pozbyła. Jakieś pismo od niechcenia obok karafek położyła i naga do łóżka weszła. Z triumfalnym wyrazem twarzy, do piersi Diamonda przywarta naprawdę zasnęła. Chociaż parę godzin później otrzeźwił ją dźwięk dzwoniącej komórki to czując wybudzające ruchy jasnowłosego dalsze spanie udawała. Diamond oczu jeszcze całkowicie nie otwierając wyciągnął powoli rękę w stronę miejsca, z którego dobiegał głośny sygnał jego telefonu. Bez potrzeby zmiany pozycji udało mu się komórkę chwycić.

- Di, gdzie tyle czasu do cholery jesteś?- usłyszał przez telefon głos żony mężczyzna.

W pierwszej sekundzie spowodowało to u niego pewną dezorientację, bo przecież jak Usagi mogła dzwonić skoro wyraźnie czuł ciepło kobiecego ciała obok. Zmarszczył więc brwi, oczy otworzył i głowę obrócił. To, co wtedy zobaczył tak mocno nim wstrząsało, że na powtarzane słowa Usagi oniemiały nie odpowiadał. Leżał w jakimś pokoju z nagą Ann Reiter przy piersi, a wokół łóżka plątały się ich ubrania, szklanki oraz puste butelki.



poniedziałek, 6 października 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XXX


Ciężko było na temat Ann Diamondowi w ogóle z Usagi rozmawiać. Samą opcję tak nagłej wizyty bowiem jako nielogiczną i podejrzaną wyraźnie odrzucała. Prócz tego dochodziły jeszcze względy sympatii, której Usagi wobec Ann zdecydowanie nie miała. Miała za to szeroką gamę innego rodzaju, bo niezbyt życzliwych, a właściwie przywodzących na myśl chęć destrukcji odczuć. Ponieważ ten aktywowany z chwilą pojawienia się Ann ładunek trudno było wyłączyć to dla dobra małżeństwa i firmy Usagi musiała zacząć piranii, jak morowej zarazy unikać. Niemniej tym samym nieprzyzwyczajona do ustępstw blondynka  jeszcze bardziej Ann, a więc osoby, która ustępstwo wymogła znienawidziła. Uznała wyższość Angielki, co strasznie w żołądku blondynki zaległo. Zrobiła to jednak tylko i wyłącznie przez wzgląd na swoje relacje z mężem, czyli innymi słowy dla niego, a może raczej dla siebie.  Nie zamierzała jednak wpadając w furię kolejnej przysługi Ann robić i pocieszana myślą, że Ann wkrótce z ich życia zniknie cicho siedziała. Warunek zachowania tego spokoju był jeden- unikać Ann Reiter, a już na pewno jej nie odwiedzać. Gdyby tylko Ann każdej sposobności, żeby Usagi swoimi półsłówkami, dwuznacznymi spojrzeniami czy kamuflowanymi uśmieszkami z równowagi wyprowadzać nie wykorzystywała to Usagi może by ewentualne spotkania znosiła. Tak jednak nie było i Diamond musiał sam do Ann jechać. Nie, żeby Usagi go puścić tam chciała, ale ostatecznie dolną wargę przygryzła i jego podróż jak gorzką pigułkę przełknęła.  Było to w ogóle dziwne i Diamond też miał podejrzliwe odczucia, ale koniec końców nic, tylko odwiedzić Ann mu pozostało. Myślał o tym całą drogę i niestety wiele dalej poza początkowe pytania w stanie wyjść nie był. Ponieważ jednak już na miejsce podróży zawitał to drążenie tego póki co sobie darował.  Zresztą chwilę później Ann go już z uśmiechem na twarzy witała. Jak się okazało Ignacio niespodziewanie wyszedł i Ann wbrew oczywistym próbom nie dała rady wuja zatrzymać.

- Bardzo mi przykro Diamondzie- mówiła pokornie głowę schylając- Nie mogłam być zbyt oczywista...

Jasnowłosy ręce w kieszeniach ułożył, głośno przy tym wzdychając.

- Nie szkodzi Ann- odparł, wzrok dziewczyny przywołując mężczyzna- I tak powinienem Ci za inicjatywę i wysiłki dziękować.

Kobieta naraz się rozpromieniła i tak radośnie, ze niemal w podskokach za rękę go ku barku wesoło prowadziła. Chwycony pod łokciem Diamond nie mógł jej zmianie w pełne energii dziecko uwierzyć.

- Wuj będzie do godziny, więc napijmy się wina- odparła już butelki sięgając.

- Dziękuję Ann- wymamrotał zdezorientowany jej tak ,,inną” postawą Diamond- Jestem autem. Poza tym raczej nie pije...

Rudowłosa nagle buźkę zniżyła, brwi nastroszyła i spode łba patrząc wargi wydęła. Parę sekund minęło, a znów twarzyczkę uniosła i szeroko się uśmiechając w przeciwną niż Diamond stał stronę ruszyła.

- Pozwól, że przynajmniej naleję Ci wody- rzuciła chwilę później za ścianą znikając.

Ten z kolei stał oniemiały kompletnie całości tego wszystkiego nie rozumiejąc.

- Proszę- usłyszał niebawem z letargu wyrwany Diamond.

Mężczyzna ujął szklaneczkę i wolno do ust ją przykładając zaczął oczyma Ann Reiter świdrować. Początkowo miał wrażenie, jakby z każdym łykiem jej uśmiech stawał się szerszy, ale ostatecznie tą myśl odrzucił na zmęczenie i słowa Usagi wszystko zwalając. Ann zresztą zaraz mu sprzed nosa umknęła, do nieotwartej jeszcze butelki wina zmierzając. Chwyciła ją, korkociąg, szklankę i po schodach wchodzić zaczęła.

- Chodź na górę Di- rzuciła znowu zmienionym, ale jeszcze inaczej, bo jakby flirciarsko- zalotnym głosem dziewczyna.

Mówiąc to zatrzymała się, głowy jednak nie obracając. Diamond naraz spoważniał, spojrzenie wyostrzył i tłumioną wcześniej podejrzliwość uwolnił. Wyczuwając chyba tą zmianę jego nastawienia Ann ciało gwałtownie zwróciła, wcześniejszy wyraz twarzy momentalnie przyjmując.

- Chcę Ci pokazać, czemu wuj plauje się z waszego układu wycofać- dodała gwoli wyjaśnienia dziewczyna.

Chociaż tym razem jej buźka wyglądała niewinnie, a głos brzmiał ujmująco to Diamond nie zamierzał już tropem złudzeń podążać. Różne zachowania Ann się mu na tyle podejrzane, że wymagające zachowania ostrożności wydały. Czemu jednak nagle sobie na to pozwalać zaczęła nie potrafił zrozumieć i ze stoickim spokojem ruszył jej śladem na górę. W pewnym momencie się jednak zachwiał i wolną ręką barierki chwycił.

- Cholerne przepracowanie- syknął głową potrząsając mężczyzna.

- Coś się stało DI?- troskliwe pytała zawracająca ku niemu schodami dziewczyna.

- Wszystko dobrze - odparł prosto w jej oczy patrząc jasnowłosy- Ale ,,Di” tylko żona do mnie mówi, więc proszę,  nie używaj więcej tego zdrobnienia. 


środa, 1 października 2014



DAWNO TEMU NA KSIĘŻYCU



Rozdział III


Kolejne 10 lat później


Jasnowłosa kobieta leżała przywarta do materaca ciałem rozebranego mężczyzny. Rozpuszczone włosy były wokół jej głowy rozwiane, a ciało w łuk z powodu przyjemności wygięte. Pełne pasji oczy jeszcze bardziej się poszerzyły, gdy mężczyzna zaczął przesuwać swoje wargi jej brzuchem  ku dołowi tak, że Serenity zaraz jęknęła i głowę w tył odchyliła. Niebawem jednak mężczyzna ustami wrócił, zmysłowo nad uchem blondynki szeptając.

- No i co teraz powiesz Moja Królowo?- pytał szyję kobiety skubiąc.

Ta zaś nic nie mówiąc nogi wokół jego talii opletła i ręce na plecach kładąc gwałtownie do siebie przyciągła. Chciała, żeby Diamond ją dotykał, kochał, całował. Wiedziała, że to złe, bardzo złe i większej zdrady sobie wyobrazić nie mogła, ale mimo wszystko odpowiadać jego gorącym pocałunkom z niemal równą namiętnością nie przestawała. Własna pasja i żarliwość samą ją przy tym zaskakiwała. Ten władczy, zaborczy, nieustępliwy mężczyzna wyzwalał u niej bowiem obłąkańczą namiętność i dziwną potrzebę bycia równie wściekle pożądaną. Wystarczyło, że zaczął swoimi zwinnymi palcami zarys jej ciała śledzić, a ona już kim jest i co robi zapominała. Mogła, chciała i dosłownie na wszystko mu pozwalała. Nie potrafiła się przecież temu mężczyźnie oprzeć i bez żadnego musu całą siebie dawała. Był jej mrocznym księciem i czuła jakby bardziej do jego, niż swojego świata przynależała. Miała nawet wrażenie, że to on powinien być jej przeznaczony. Niemniej przeznaczony jej nie był, a historię Serenity już dawno temu spisano i jedyne co Serenity zostało to ręce za swoją złotą klatkę wyciągać. Nic jednak więcej, bo nawet kiedy z Diamondem przebywała klatka szczelnie zamknięta pozostawała. Nie próbowała jej w ogóle otworzyć i wręcz myśleć o tym nie chciała, a już na pewno nie chciała, żeby on to i owo wspominał. Dla niej bowiem mówienie pewnych rzeczy scementowałoby prawdę o zdradzie, którą tak bardzo starała się ignorować. Diamond to wiedział i z tego powodu ciszę w niedozwolonym temacie do teraz aż zachowywał.

- Gdzie się wybierasz moja droga?- pytał kiedy kobieta wstała, żeby ubrać rzuconą obok łóżka sukienkę.

- Muszę wracać- odparła bez patrzenia na przykrytego od pasa w dół satynowym prześcieradłem Diamonda.

Diamond zaś ciało akurat uniósł tak, że wspierał się teraz przypadającymi do powierzchni materaca przedramionami. Nie komentując słów złotowłosej śledził jej osobę badawczo.

- Mógłbyś…?- rzuciła, wyciągniętą za siebie dłonią suwak wskazując kobieta.

Diamond podniósł się, sięgnął leżących u dołu łóżka spodni i pośpieszenia je na siebie założył. Serenity kątem oka widząc idącego ku niej mężczyznę ręką wróciła, by móc zgarnąć zasłaniające jej plecy włosy. Głowę nieco spuszczając zaczęła obiema dłońmi gładzić rzucone przez ramię pasma. Kiedy zaraz dotyk Diamonda poczuła więcej powietrza nabrała, oczy zamykając i podbródek unosząc. Słyszała wolno przesuwający się przy jej skórze zamek, który gdy dotarł do góry dłoń Diamonda tam pozostawił.

- Przestaje mi to wystarczać Sere…- obwieścił, rękę spod łopatek blondynki , wzdłuż linii talii ku biodrom prowadząc.

Słysząc jego słowa Królowa oczy szeroko otwarła. Nie spodziewała się, że coś takiego powie, bo chociaż sytuacja mu ewidentnie niezbyt leżała to wedle niej ją całkiem dobrze rozumiał. Nie mógł dostać nic więcej i wobec powyższego powinna schadzki ukrócić. Tyle, że co się powinno, a co się robi to dwie różne rzeczy i już sama ich dotychczasowa relacja to potwierdzała.

- W takim razie lepiej byłoby nasze spotkania zakończyć- rzuciła wymuszenie, nagle obracająca ciało ku niemu blondynka.

Diamond tylko się szelmowsko uśmiechnął, rękę Serenity do pożegnalnego pocałunku unosząc.

- Ale nie zakończymy…- odparł całkowicie pewny swego jasnowłosy.

Translate