środa, 2 września 2015


DAWNO TEMU NA KSIĘŻYCU


Rozdział VI


Było ich przy stole siedmioro- Serenity z mężem i matką  po jednej stronie, a cztery czarodziejki naprzeciw. Selene nie siedziała już obok Króla. Jakiś czas temu wstała, przeszła parę kroków i w pewnym oddaleniu stanęła. Odchrząknęła, złożyła ręce na piersi i mówić zaczęła. Mówiła, dziewczęta słuchały, a z każdym słowem ich oczy rosły. To było coś, czego się nie spodziewały.

- Ale Wasza Wysokość…!- podniosła nagle głos Mars, wstając.

Protest ogarnął ją jak pożar lasu. Zdenerwowała się, przejęła, dlatego uniosła, próbując teraz okiełznać złość, która mąciła jej w głowie. Pełna furii, ściskała wsparte o blat stołu dłonie, tak mocno, że aż knykcie zbielały.

- Mars!- krzyknęła w odpowiedzi, wyraźnie oburzona Selene- To rozkaz!

Rozkaz, a brzmiał jak groźba karalna.

- Czy to rozkaz Króla? – spytała odważnie, bez pokory, patrząc Selene w oczy.

Król siedział zamyślony, jedną ręką  brodę wspierając. Drugą trzymał luzem na fotelu.

- Endymionie…- powiedziała Serenity, pełnym niepokoju głosem.

Odwróciła twarz ku niemu, patrząc wyczekująco. Miała nadzieje, że coś zrobi, wiedziała jakim jest dobrym, sprawiedliwym władcą, no ale- właśnie, ale- ideę małżeństw politycznych znała. Nie zawierało się ich od tak, bez powodu. A te? Ni z gruszki ni z pietruszki, jakby wojna na włosku wisiała. A może wisiała? Skąd niby ma wiedzieć, przecież jej się nic, nigdy, absolutnie nie mówi. Nie lubiła tego, czuła żal, złość, z czasem coraz większą, ale poczucie winy jej buntowniczą reakcję ukracało.  Zdradzała męża,  Królestwo, więc, jak mogła mieć w takiej sytuacji pretensje. Dlatego też fakt, iż jej o kolejnych planach wcześniej nie powiedzieli, zwyczajnie przełknęła. Liczyła jednak, przez te parę sekund, w swojej szczątkowej już naiwności, że da się coś zrobić. Chwyciwszy rękę Endymiona, zerknęła błagalnie.

Endymion uniósł głowę, wyprostował ciało, popatrzył na Serenity i głębiej odetchnął. Zacisnął palce wokół dłoni żony i się do Rei zwrócił.

- Tak Mars, to rozkaz Króla…

Rei poczuła, jakby ją coś za gardło złapało. Przeniosła spojrzenie z Selene na Endymiona. Przyglądała się Królowi uważnie, bez słowa, a on kiwnął jeszcze dla potwierdzenia głową.

- Tak jest- odparła niebawem, przywykła spełniać polecenia Króla bez szemrania.

Usiadła sztywno i uroczyście, a Serenity w tym czasie, zła, nie myśląc wiele, rękę Endymionowi wyrwała. Zobaczyła to kątem oka Selene. Królowa głowę tylko gdzie indziej zwróciła. Nie patrząc na córkę, zięcia czy wojowniczki, chwyciła boki sukni i suchym, drewnianym tonem komunikowała:

- Wracajcie do siebie. Venus na wartę, przygotowania zaczniemy jutro.

I wyszła. Za nią powoli, ciągle zszokowane, jakby niepewne tego czy aby na pewno dobrze usłyszały, zaczęły opuszczać salę wojowniczki.

Rei z kolei ciągle zdenerwowanie otumaniało. Szła długim korytarzem, w prawo, lewo i górę, coraz szybciej, po schodach, a za rogiem, przy swojej komnacie zatrzymała się ostro. Tam, wsparty o mur stał Jadeite- jej Jadeite, a generał wojsk Endymiona. Świdrował ścianę naprzeciw, ewidentnie sfrustrowany- wiedział. Słysząc kroki obrócił głowę i tak na Rei spojrzał, że wściekłość  kobiety w znajome pragnienie i tęsknotę zamienił. Równowagi póki co dziewczyna jeszcze nie odzyskała. Przełknąwszy ślinę, głowy nie zniżając, bez słowa mężczyznę minęła i do komnaty weszła. Jadeite odczekał chwilę, rozejrzał się na boki i za Mars ruszył. Rei póki co tkwiła plecami do niego, przy oknie. Jadeite szybko jednak pomieszczenie przeszedł, złapał Mars za ramię i ku sobie obrócił. Dziewczyna próbowała się wyrwać, nie wiedzieć czemu. Jakaś irracjonalna histeria ją chyba dopadła. Unikała jego spojrzenia, szarpiąc ciałem na boki, okropnie blada, ale teraz, tak jej podbródek chwycił, że musiała w te oczy patrzyć. I jak ręką odjął, uspokoiła się zaraz, poczuła komfortowo pod tym silnym ramieniem.

- Nikt Cię nie widział?- spytała nagle, tuląc głowę do jego piersi.

Jadeite zamiast odpowiedzieć, przeczesał delikatnie palcami jej włosy. Ona się wtedy do tyłu odchyliła i wyczekująco spojrzała. Mężczyzna pokręcił głową, patrząc na nią tak, jakby już nigdy miał nie móc.

- Nie potrafię znieść myśli, że masz zostać czyjąś, nie moją, a zwłaszcza jego żoną…

Czekał chwilę, ale Rei nic nie powiedziała. Obrócił się więc, podszedł do łóżka i na nim usiadł, zrezygnowany, ze wspartymi na kolanach łokćmi.

- Jed, nie pozwolę mu…- zaczęła nagle, ale jej przerwał, unosząc głowę.

- Seiya Kō jest księciem potężnego królestwa Kinmoku. Wie o tym, chełpi się tym. Arogancki, egoistyczny, porywczy. Uzdolniony bitewnie, wojownik z kilku mu równych w tym systemie słonecznym. Stawiał czoła niezliczonym niebezpieczeństwom, rzucając się w wir walk, urodzony samobójca. I teraz, czy myślisz, że jeśli Ty staniesz przeciwko niemu to on machnie ręką, odwróci się, wyjdzie?

Pewna siebie Mars poczuła raptem przypływ niepokoju. Szybko jednak to uczucie odrzuciła, postanawiając nie dać się już więcej sytuacji zwariować. Na pewno musiała pozbierać myśl. Dlatego chwilę jeszcze pod tym oknem sterczała. Wtem, chyba coś postanawiając, ruszyła żwawym krokiem w stronę łóżka, wspięła się Jadeite na kolana i rękoma mu szyję oplotła.

- Niezależnie od wszystkiego, co będzie dziś, jutro, za miesiąc, rok, dziesięć lat, tysiąc, moje serce, ciało- mówiła, zacieśniając uścisk- cała ja, jestem Twoja. 


Translate