ZAGUBIONA
Rozdział XLIV
Znająca upór chłopaka
dziewczyna praktycznie sforsowała drzwi, by nie dać mu czasu na kolejną serię
pytań, z którą by sobie pewnie już nie poradziła
***
- Nie Twoja sprawa- odburknął
rozżalony Seiya.
***
- Ciiiiiiii- szepnął
po chwili ponownie ją przyciągając i czule głaszcząc okryte czerwonym płaszczem
plecy- Będzie dobrze…
Widząc siedzącego nad jakimś papierem tyłem do wejścia Diamonda Usagi cichutko
zamknęła masywne drzwi idąc ku niemu zaiste bezszelestnym krokiem.
- Co
robisz?- zapytała w końcu oplatając jego ramiona przerzuconymi ponad oparciem
fotela dłońmi.
-
Słyszałem Cię już od progu Kochanie… - zauważył przewracający spięte zszywką
strony białowłosy- Przeglądam statystyki Eguchiego. Zestawimy je z naszymi sporządzanymi
od dnia dzisiejszego.
- Chcesz
porównać reakcję na wprowadzenie nowych matryc?- rzuciła pobieżnie oglądając
przez jego ramię dokumenty.
Diamond
uśmiechnął się dumnie odkładając trzymane w dłoni papiery.
- Brawo-
odparł zadowolony z jej ogromnych postępów jasnowłosy - Jutro zrobimy sobie
zebranie…
Mężczyzna
obrócił się na fotelu tak, by stojącą do tej pory za nim Usagi mieć tuż przed
sobą. Kiedy ujął ją w pasie sadzając sobie na kolanach zauważył, że dziewczyna
ma założony płaszcz i przewieszony przez szyję komin.
- No właśnie
przyszłam Ci powiedzieć, że wychodzę- powiedziała uprzedzając jego pytanie- Idę
do lekarza, zobaczymy się w domu…
- Coś
się stało?- rzucił żywo zaniepokojony.
- Nieeee-
odparła przeciągle wstając- Zwykłe badania kontrolne…
Blondynka
zapięła guziki rzucając jeszcze raz okiem na całokształt czerwonego płaszcza i
jednym ruchem wygładzając jego boki nachyliła się nad Diamondem dając mu
pożegnalnego całusa.
- Do
jakiego lekarza, bo chyba nie mówimy tutaj o dentyście?- drążył temat ciągle
niespokojny białowłosy.
- Jezu nooo, do normalnego- rzuciła idąca już w stronę
drzwi Usagi- Nie martw się, przysięgam, że nie ukrywam przed Tobą żadnej
choroby…
- Na
pewno? Od wczoraj dziwnie się zachowujesz…
- Na
pewno- odparła na wpół ucieszona jego troską blondynka.
Diamond
westchnął rozglądając się po biurku najwyraźniej w poszukiwaniu kluczyków.
- Zawiozę
Cię- zakomunikował wstając.
- Nie
nie, już się umówiłam z Minako. Nie będę siać zamętu organizacyjnego-
powiedziała szybko doskakując do wyjścia- To lecę, buziaki!
***
Wyraźnie
rozjuszony Seiya chodził wokół szklanego stolika w salonie.
-
Widziałeś to?- krzyknął do wyłaniającego się właśnie zza kuchennych drzwi
szatyna.
- Co?-
ledwo wymamrotał jedzący babeczkę Taiki.
- No
fragment kiedy Usagi mówi, że jest z tym całym Kentaro…
Starszy
brat usiadł na kanapie tuż przy trasie krążącego jak elektron bruneta.
- Aaaa…
To… - powiedział strącając do buzi okruszki ze stanowiącego talerzyk wnętrza
dłoni- Nie widziałem, ale Yaten mi mówił…
Seiya
zatrzymał się opierając wyprostowane ręce na górnej powierzchni fotela.
-
Cholera, jak nie Chiba to inny…
- No i
co się tak szarpiesz- skomentował obserwujący ciemnowłosego z korytarza Yaten- Przecież
wiedziałeś…
Brunet
gwałtownie uniósł dłonie zwracając ciało ku idącemu z tyłu drugiemu bratu.
- Co
wiedziałem? Nic nie wiedziałem. Miałem tylko podejrzenia- rzucił gniewnie.
- No
nie mów, że po wczorajszym zdjęciu w gazecie dalej tylko podejrzewałeś-
zironizował będący już niebezpiecznie blisko jak na atmosferę jasnowłosy.
Brunet
zrobił jeszcze krok w przód, tak że teraz już bracia prawie stykali się nosami.
- Nie
wierzę jakimś pismadłą…
W tej
chwili stanął między nimi rezolutny jak zawsze, a przynajmniej zwykle Taiki.
- Yaten
ma rację. Usagi nigdy Cię nie zwodziła i nie musi Ci na bieżąco relacjonować
swojego życia prywatnego. Nie masz prawa do jakichkolwiek pretensji i…
- I lepiej
zajmij się Berthier- dokończył za niego jasnowłosy.
-
Jesteście beznadziejni- skwitował wypuszczający powietrze Seiya- A Bertie mi tutaj
nie mieszajcie…
Chłopak
ruszył przez salon zostawiając stojących obok siebie braci i sięgając do
kieszeni po komórkę poszedł w stronę swojego pokoju.
- Nawet
nie mów, że dzwonisz z jakimiś żalami do Usagi- krzyknął za nim przewracający
oczami Yaten.
***
Potwornie
blada blondynka wolno pokonywała stopnie klatki jej budynku mieszkalnego. Nie
chciała jechać windą- wolała iść, by móc jeszcze trochę pomyśleć. Myśleć j się jej
jednak nie udawało, bo odkrycie dzwoniło w głowie jak dzwon i chociaż to
przecież o tym miała dumać to od tematu nie dała rady przejść do jakiejkolwiek
treści.
-
Spokojnie Usagi- powiedziała cicho chowając twarz w dłoniach.
W tym
momencie jednak zadzwonił telefon, na którego dźwięk podskoczyła jeszcze
bardziej się roztrząsając.
-
Króliczku, czemu nie powiedziałaś mi wprost? Muszę się z telewizji dowiadywać?-
usłyszała naciskając zieloną słuchawkę.
-
Przepraszam Seiya… - odparła cicho roniąc samotną łzę- Nie chciałam, żebyś
zareagował tak jak teraz… Nie chciałam, żebyś znowu odszedł na lata zabierając
ze sobą braci… Nie chciałam stracić świeżo odzyskanego przyjaciela…
- No to
straciłaś- odparł gniewnie kończąc rozmowę ciemnowłosy.
Wpatrująca
się w ekran komórki Usagi ledwo powłóczyła nogami ku górze szczęśliwie
przestępując akurat ostatni stopień. Kolejna łza spadła na ciągle pozostający w
dłoni wyświetlacz zakrywając prawie ikonkę nieodczytanego sms-a. Blondynka
starła palcem słoną kroplę zauważając nową wiadomość.
,,Odzwoń,
jak będziesz mogła. Rei”- przestudiowała
i naciskając ,,ok.” na odpowiedź przypadkiem odebrała właśnie dzwoniącą matkę.
-
Dziecko, co Ty wyprawiasz? Będę ju…- zaczęła Ikuko.
- Daj mi
święty spokój! I nie chcę, żebyś tutaj przyjeżdżała!- krzyknęła wyłączając telefon i jakby ostatkiem sił osuwając w już głębokim szlochu na ziemię.
Tak
skuloną znalazł ją wiedziony przed drzwi krzykiem Usagi Diamond. Widząc go blondynka
momentalnie rzuciła się mu w ramiona i zanim zdążył zapytać o powód tego
wszystkiego zdawkowo wyjaśniła sytuację
przez rzęsiście spadające łzy.
-
Zaszłam w ciążę i to przed naszym pierwszym spotkaniem… Niewiele wcześniej, ale
to na pewno jest dziecko Mamoru…
Totalnie
zszokowany Diamond ujął ramiona dziewczyny i delikatnie odchylając od siebie
świdrował jej przepełnione smutkiem całego świata oczy.
o matko! w takim momencie przerwałaś !!!!!
OdpowiedzUsuńTeraz będę umierać z ciekawości co dalej :D :D :D
A Seya to dupek. strzelił focha w zasadzie bez przyczyny :)
Bo ja tak lubię w takich momentach;P
UsuńSeiya fakt- nie błysnął, ale też dlatego, że poczuł się skrzywdzony;-)
ja cię chyba ukatrupię !!! jak to ojcem jest Chiba !?? to nie może być prawda biedna Usa jeszcze na dodatek zwala jej się na kark matka no i Seyia za to co zrobił powinien porządnie oberwać po łbie no i jeszcze ta Hino czegoż ona znowu chce od Usy ? przynajmniej Di zachował się super mam nadzieję że w jego ramionach Usa się uspokoi czekam więc baaaaardzo niecierpliwie na ciąg dalszy i pozdrawiam :))) fanka12
OdpowiedzUsuńNie strasz, bo będę się rozglądać po dachach, jak żołnierz na wschodzie za snajperem;P
UsuńMusiałam to zrobić:D I będę musiała jeszcze jedną przykrą rzecz zrobić zanim to skończę;P A skończę niedługo:)
fanka 12 zgadam się z tobą .
UsuńKiedy kolejny rozdział
Dzisiaj, ale raczej późno, bo dopiero wróciłam:)
UsuńNO NIE MOGĘ!!! USAGI W CIĄŻY Z TYM PARSZYWYM MAMROTEM???!!! ŁAAAA!!!
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Czy to nie może być dziecko Diamanda? Jeszcze się tak łudzę, że to po prostu straszna pomyłka i Usa źle to wszystko przekalkulowała. Płakać mi się normalnie chce :/ No i chcę już rozdział.
Warto było zrobić dziecko Mamoru dla takich reakcji:D
UsuńA poważnie mówiąc to mogę przyznać, że niestety- to jest dziecko Mamoru:)
Nie może być Diamanda, bo by mi się fabuła potem nie ułożyła;P
Ech...To załamka :/
UsuńWitam, dopiera niedawno odkryłam Twojego bloga. Muszę przyznać, że opowiadanie jest na tyle wciągające, że obowiązki domowe poszły w kąt:) Fajny pomysł, fajny klimat super się czyta. Ubolewam tylko nad tym, że Seiya nie jest ze swoim Króliczkiem ale do Di tez nic nie mam:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie żebym demoralizowała czy coś, ale... obowiązki domowe nie uciekną... Jakbyś nie chciała to one zawsze będą na Ciebie czekać ;)
UsuńHm, raczej wątpliwej jakości namiastka bloga, ale zawsze miło, jak się komuś opowiadanie podoba :)
Pozdrawiam cieplutko
AAch, i powiem tak: Seiyę owszem, lubię... ale Di- aschhhh <3