środa, 11 marca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLIX


Wedle planu Ann krew miała zostać błyskawicznie zbadana, a pobrany w ten sposób materiał, do istniejącego już profilu genetycznego włączony. Mniemany profil genetyczny był jednak pod danymi Geralda Walkera, Anglika, lat 23, z jego prawdziwym DNA założony. Działanie musiało więc na wymianie DNA w bazie polegać. Ekstrakcja z próbek dostarczonych przez Ann nie była do dnia następnego, kiedy to Diamond sam miał materiał oddać, możliwa. Niemniej pracę zaczęto szybko i Ann się ,,swojego” wyniku przed oficjalnym wynikiem Di spodziewała. Oficjalny wynik Di obok nazwiska Walkera wg planu lądował. Do tego próbkę, którą wedle zapatrywań Ann Diamond powinien dzień później złożyć, należało również szczególną opieką otoczyć, a konkretniej dane Walkera na nią wprowadzić tak, żeby się wszystko z podmienionym profilem genetycznym zgadzało. Nie mogło jednak brakować próbki Diamonda, który ją przecież legalnie do badania oddał. Dlatego trzeba było prawdziwej próbki Geralda Walkera. Tak się składało, że robiący interesy z Ann lekarz był stałym bywalcem Walkerów w charakterze służbowym. Gerald bowiem chorował od urodzenia i bezbolesne pobranie wymazu z policzka pacjenta nie stwarzało żadnych trudności. Lekarz zrobił więc swoje i czekał, aż Ann da mu znać, które laboratorium odwiedzi. Pan doktor nie działał bowiem sam, był bardzo socjalny i lubił współpracę. Dzięki współpracy właśnie miał wejścia w każdym laboratorium w Londynie. Ann nie musiała się więc martwić, gdzie Diamond zechce ich próbki przesłać, bo, co do tego, że jej sugestii nie posłucha, wątpliwości nie miała. Teraz zostało jej więc tylko siedzieć i czekać, aż białowłosy zadzwoni albo przyjedzie.

Przyjechał. Kiedy z wnętrza domu Ann zobaczyła, że samochód Diamonda obok werandy stanął to jakby blask zaczął bić jej od środka. Chwilę później rozległ się dzwonek, a Ann, podekscytowana ruszyła otworzyć. Biegnąć do drzwi jeszcze, na sekundę, przed lustrem stanęła, włosy poprawiła i zaraz, radosna jasnowłosemu otwarła. Jasnowłosy stał nonszalancko wsparty o framugę, z ułożonymi w kieszeniach spodni rękoma. Widząc Ann ciało wyprostował i bez przywitania, słowa, uśmiechu wszedł do środka. Ann ten nietakt mimo uszu puściła, drzwi za nim zamknęła i przodem do jego pleców stanęła. On wtedy odwrócił się i spojrzał wprost na nią. Był spokojniejszy niż wczoraj i dlatego powoli, dyplomatycznie, ale też chłodno i z dystansem mówić do Ann zaczął.

- Oddamy próbki, ale bez żadnego wysyłania pocztą, tylko osobiście. Zbieraj się.

Rudowłosa zerknęła na niego uważnie, rozwlekle i być może trochę zaczepnie, bo złość gwałtownie w jego oczach mignęła.

- Znam pewne rzetelne laboratorium- mówiła, chwilę nawet spojrzeniem mężczyzny przestraszona dziewczyna- Możemy…

Nie skończyła jednak, bo Diamond brwi zmarszczył i dla odmiany, z namysłem się jej przyglądać zaczął.

- Znajomy lekarz polecił mi już kogoś i tylko do tego kogoś pójdziemy- wyjaśnił lodowato mężczyzna.

Rzeczywiście polecił. Kiedy Diamond zadzwonił rano mówił: ,,Badanie DNA? Nie jestem genetykiem Diamond. Przykro mi. Możesz zrobić test w różnych laboratoriach. Jeśli chcesz to znam kogoś w DNA Diagnostic Center”

Po chwili ciszy Ann ,,ok.” przymilnym, słodkim jak miód głosem powiedziała.

Nie minęła godzina, a już do DNA Diagnostic Center dojeżdżali. Ann znała Londyn  gruntownie i wiedziała, że teraz, na tej trasie jest tylko jedno miejsce możliwe. Wyciągnęła więc jakby od niechcenia telefon i sms-a napisała. Był jednak tak krótki, bo trzyliterowy i ciężko było myśleć, że w tym czasie coś rzeczywiście wysłała. Mimo to Diamond kątem oka jej zachowanie śledził. Koniec końców nic nie powiedział i prowadził samochód dalej. Ann z kolei komórkę schowała i przy głośnym westchnięciu głowę prosto na oparciu siedzenia ułożyła. Zaraz jednak twarz w bok przekręciła i z łagodnym uśmiechem się odezwała.

- Powiesz mi wreszcie dokąd jedziemy?

Niemniej Diamond jak skała milczał i jedynce co w odpowiedzi zrobił to gwałtownie skręcił. Kiedy do celu wreszcie z Ann dotarł, szybko właściwy gabinet znaleźli. Siedzieli w nim przy biurku, naprzeciw znajomego znajomego Diamonda, który akurat im różne kwestie wyjaśniał.

- Tak, test potwierdza ojcostwo z niemal stuprocentowa pewnością…

- Nie, może to być nawet szczoteczka…

- Tak, pobieramy płyn owodniowy z łożyska…

Gdy tak mówił to znudzona Ann świecący ekran telefonu między kurtkami na wieszaku zauważyła. Niby oboje z Diamonem dźwięk wcześniej wyłączyli, ale aktywny wyświetlacz komórki było przez cienki materiał czasami widać. Spostrzegłszy to Ann przeprosiła, wstała, pisnąwszy kręconym krzesłem i do wieszaka podeszła. Okazało się, że dzwonił telefon Diamonda, nie jej, ale dzwoniła Usagi.

,,Perfect timing”- pomyślała i cichaczem, żeby odebrać wyszła.

- Di jest zajęty, rozmawia właśnie z lekarzem- mówiła do telefonu dziewczyna- Jestem w ciąży. Będziemy robić test na ojcostwo, ale to tylko formalność, bo naprawdę- noszę dziecko Twojego męża.

Słysząc satysfakcjonujące milczenie rudowłosa jeszcze dodała.

- Chyba nie wierzysz, żebym na test pozwoliła, nie będąc pewna, czy dziecko jest jego.

Po czym się rozłączyła i połączenie w telefonie zlikwidowała.

10 komentarzy:

  1. no nie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! nie nie nie i jeszcze raz nieeeeeeeeeeeeeeeeeee !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! co za perfidna małpa jedna i co teraz nawet znajomy lekarz Di nic tu nie pomoże a na dodatek ta franca powiedziała o wszystkim Usie i co teraz ?????????????? normalnie chyba strzelę sobie jakiegoś kielicha chodź tego nie robię ? ! fanka 12

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki, sorki, sorki… Wiem, że niezbyt pozytywną atmosferę sieję, ale musi tak być :) Nie chcę, broń Boże, nikogo nerwowo wykańczać, ale… napij się :P Czasami to nawet zdrowe ;)

      Usuń
  2. Popieram Cię Fanko, bo mam ochotę na to samo!!!! Lenka chce nas nerwowo wykończyć ;) Bezczelna lafirynda, nie swój telefon odbierać.. A Usa powinna jak najszybciej przylecieć do Di, choć nie jest to komfortowa sytuacja dla żadnego z nich...
    Trochę się zamieszałam z początkiem rozdziału. Nie wiem czy dobrze rozumiem, że ten Gerald Walker jest prawdziwym ojcem dziecka tej harpii? I ona chce podmienić próbki z DNA jego na Di. I skoro poszli do znajomego lekarza Di to raczej będzie miała z tym problem prawda?
    Pozdrawiam Marta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja przepraszać :) Już mówię: Dla osób oddających DNA do badania tworzy się profile genetyczne z informacją o posiadanym DNA. Gerald taki profil już miał. DI takiego profilu jeszcze nie miał. Taki profil miał być dla niego stworzony w momencie badania oficjalnie oddanej próbki. I teraz widz polega na tym, żeby zanim mu ten profil stworzą DNA Di (ale to uzyskane z próbki Ann) było już pod profil Geralda przyszyte. Wtedy DNA Geralda z bazy automatycznie by wyleciało i od tego momentu byłby profil Geralda z DNA Di. Profilu Di jeszcze nie było. Profil Di ma dopiero zostać stworzony w momencie, gdy jego legalnie oddane DNA zostanie legalnie zbadane. Tylko, że Ann podmieniła też napisy na próbkach i znajomy Di zbada próbkę Geralda podpisaną jako próbka Diamonda. Stworzony w ten sposób profil Diamonda będzie miał DNA Geralda- ojca dziecka i bach- wyjdzie, że Di jest ojcem :P

      Znajomy zbada, podmieni ktoś inny :P Lekarz Ann, uwaga cytuję ( :P ) , miał wejścia w każdym laboratorium w Londynie.

      Usuń
    2. Dziękuję za wyjaśnienie, trochę to skomplikowane dla mojej makówki :p
      A czy te badania muszą być koniecznie w Londynie robione? Di może byś tak ruszył bardziej zwojami mózgowymi i zabrał powiedzmy materiał ze ślinianek od harpii do laboratorium w Tokio?
      A poza tym to właściwie w którym miesiącu ciąży ona jest? Bo jak się urodzi w terminie i to nie będzie wcześniak to już pewnie na oddziaływanie kosmitów zrzuci :d
      Pozdrawiam Marta

      Usuń
    3. Nmzc :)

      Chciał to załatwić szybko :) Poza tym, żeby w sytuacji, kiedy Diamond ma załatwionego znajomego lekarza, zachowuje się bardzo ostrożnie i osobiście przy pobieraniu próbek uczestniczy, wywozić je poza Londyn (który jest sam z siebie duży- no, niby chyba 40% mniejszy niż Tokio, ale i tak ogromny- i stwarza sporo możliwości) byłoby wg mnie paranoją :) Oczywiście gdyby Di wiedział dokładnie co Ann wyprawia to by paranoi było :) Ale on nie wie. On może się tylko domyślać. I nie może bez dowodów przesadzać. W końcu Ann nie jest byle obywatelem ;)

      Oh, ależ Ty swoimi pytaniami moje rozdziały uprzedzasz :D Czasami nawet bezpośrednio przed rozdziałem :) No więc wcześniak jak nic :D I więcej nie mówię :)

      Pzdr cieplutko :*

      Usuń
  3. Podziwiam dbałość o szczegóły. Podziwiam Ann za jej zdolność spiskowania i znajomości. Przeraża mnie Usagi, która (według mnie) najzwyczajniej w świecie dała nogę i nie zawalczyła.
    Rozdział... cudo. Zwłaszcza końcówka. I to jest opowiadanie , które może, ale nie musi mieć szczęśliwego zakończenia. To jest niezwykłe i piękne :)
    Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom, można odnieść takie wrażenie z Usagi :) Ale wiesz, ona też tam swoje wady i charakter ma ;)

      Starałam się :) I nawet w miarę jestem zadowolona :)

      Szczęśliwe/ nieszczęśliwe to też zależy dla kogo :)

      Pzdr cieplutko :)

      Usuń
  4. Błagam przestań pisać to pisać jak biblie...Opowiadanie super ale przez te wszystkie wyrazowe udziwnienia odechciewa się czytać. Pisz normalnie a nie jak mistrz yoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siadam przy kompie i piszę jak umiem, nie kminie, jakby coś przerobić, żeby brzmiało zawile :) Jednemu przychodzi naturalnie pisać ,,rzeczownik, czasownik, kropka"- ja tak nie umiem. A słowa- hm, używam te, które znam, jeśli wg mnie pasują do zdania i sytuacji :) Jak ktoś nie da rady przez to czytać to trudno :)

      Dziękuję za szczerą opinię :)

      Usuń

Translate