środa, 18 marca 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział L


Było bardzo późno, kiedy Usagi leżała na łóżku w swoim pokoju w Tokio. Urządziła sobie wcześniej przemyślną kąpiel enzymatyczną, ale stanu spokoju umysłu nie osiągnęła. Generalnie to już dawno stwierdziła, że urodziła się chyba nie w tym kraju co trzeba. Te wszystkie japońskie rytuały wychodziły jej dosłownie bokiem, a o stanowisku względem piastujących ważne funkcje kobiet nawet myśleć nie chciała. Rzuciła się więc tuż po kąpieli na kołdrę i z jedną ręką pod głową, a drugą przy telefonie, wzdłuż ciała, zaległa. Stopy wokół kostek skrzyżowane trzymała, a nieokryte niczym do linii pośladków nogi, gołe pozostawały. Dzień był wykańczający, bo spotkała mnóstwo ludzi, z Mamoru włącznie, a buzia ją od tłumaczeń bolała. Nie powiedziała jednak wszystkiego nikomu, ale i tak kwestie osobiste za odhaczone uznała. No, prawie, bo nie wiedziała, jak telefon zwrotny do Tory klasyfikować. Myślała nawet, żeby porozmawiać z nim teraz. W Londynie było przecież wcześniej, mogła zadzwonić i mieć sprawę z głowy. Jeszcze tylko Usagi osoby czwartej, ba, piątej jeśli Mamoru liczyć, do tej Sodomy brakowało. Pomysł wyglądał dobrze, ale Usagi konieczność obdzwonienia Diamonda raptem odczuła. Tak dla samej siebie, żeby uspokoić wyrzuty z Torą związane. Zadzwoniła więc do męża w Londynie.

I to, kogo plus co usłyszała było, niczym piorun z jasnego nieba. Blondynka poczuła nagle, jak się jej zawartość żołądka kilkakrotnie przewraca. Zimny dreszcz przebiegł ją od góry po kręgosłupie i jako uczucie chłodu wewnątrz ciała pozostał. Do tego dziewczyna osłupiała zupełnie, osłupienie jej gardło związało i się do Ann nie odezwała. Ann połączenie przerwała, a Usagi, z telefonem w ręku i poszerzonymi oczyma zastygła. Sugestywny obraz jej świat przysłonił i dopiero po chwili, nieśpiesznie zaczęła umysłowo i fizycznie wracać. Kiedy wróciła, dla odmiany, skoczyła przed siebie jak spłoszona łania. Kręciła się wokół sypialni, rzeczy z miejsca na miejsce przekładając. Nie mogła usiąść, musiała coś robić, żeby we wściekły obłęd nie popaść. Kiedy tak się z elementami dekoracyjnymi miotała to zdjęcie swoje i Diamonda z szuflady wyciągła. Przypomniała sobie, że dawno temu, po jakiejś kłótni, je do szuflady schowała. Trzymając fotografię teraz, absurd w nią z nową mocą uderzył. To było zbyt okropne, by być możliwe.

,,Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe”- powtarzała w myślach blondynka- ,,Niemożliwe, żeby się wszystko tak przeciw nam sprzysięgło. Wykluczone!”

A jednak…

Usagi chwyciła zostawiony na kołdrze telefon. Dolną wargę przygryzła, podbródek zniżyła. Lewą ręką nerwowo włosy za ucho zgarnęła, a prawą na nowo numer wybrała. Nim jednak połączenie nawiązało Usagi się rozmyśliła i je anulowała.

,,To on powinien zadzwonić do mnie i powiedzieć, że się z nią widział. Nawet jeśli Ann zmyśla… nie, nie nawet. Ann zmyśla…. tak, Ann musi zmyślać. W każdym razie, jeśli do niego przyszła i cichaczem mu telefon wykradła to kiedy wyjdzie, Di powinien zadzwonić”- dumała, samej zaraz swojej wypowiedzi przyświadczając- ,,Tak, Di powinien zadzwonić i mi powiedzieć, że się z nią widział. Poczekam”

Usiadła więc na brzegu kanapy, próbując uspokoić krzyczące w jej głowie myśli. Mimo tych wysiłków, oddychała z trudem. Bała się. Wbrew temu do czego siebie przekonywała to bała się, że Ann tym razem nie zmyśla. Chciała oczywiście w tą wersję wierzyć, ale widziała tu pewną irracjonalność, która teorię ,,zmyśla” mocno dewaluowała.

,,No bo po co?”- Usagi się zastanawiała- ,,Przecież takie kłamstwo od razu by wyszło…”

Nie miała już sił. Wszystkie fakty, zachowania, zdarzenia, zbiegi okoliczności były przeciwko niej. A Ann… Ann najgorszego życzyła, ale gdyby Ann była z Di w ciąży…

,,A niech Cię, Ann Reiter…”- myślała i na łóżko, plecami padła.

Dzięki temu, że minionego dnia się śmiertelnie zmęczyła, zasnęła, przerażona i wściekła. Obudziło ją wdzierające się między liście miłorzębu za oknem słońce. Kiedy otworzyła oczy, zadrżała. Padła w nocy jak długa, bez kołdry, którą się teraz porządnie otuliła. Zaraz jednak znowu ciałem wzdrygnęła, tyle, że nie z zimna, a na wspomnienie słów rudowłosej. Liczyła sercem, przeciwko podszeptom głowy, że się wszystko jakoś w końcu ułoży. Były to niemniej pobożne życzenia.

- Kiedy wyniki?- pytała trzęsącym się głosem Usagi, bo Diamond chwilę później zadzwonił.

-Żądałem badania ekspresowego, czyli do 48 h od momentu złożenia próbek. Więc za jakieś 40…- przerwał, a cisza między nimi zapadła.

- Usa, nawet jeśli…- kontynuował, bardziej żywiołowo mężczyzna.

- Nie, Di- odparła rozpaczliwie, lecz stanowczo Usagi, kiedy łzy po jej policzkach ściekały- Daj znać, jak będziesz wiedział.

I się rozłączyła, a Diamond zwyczajnie zastygł. Po otrzeźwieniu komórkę odłożył, miejsce na kanapie zajął i twarz w dłoniach ukrył. Usagi, która podczas rozmowy też stała, na ziemię się osunęła. Nie wiedziała co robić, płakała, jak nigdy, bo czuła, że to już koniec. Innymi słowy miała nieodparte wrażenie, że się ich związek właśnie ostatecznie rozpadł. Z minuty na minutę jednak mniej łez wylewała i kiedy po godzinie zadzwonił telefon to mogła już z człowiekiem  rozmawiać- a przynajmniej tak myślała. Nostalgicznie więc na ekran zerknęła, głęboki wdech powietrza wzięła i wierzchem dłoni policzki przetarła.

- Tak, słucham?- powiedziała niepewnie dziewczyna.

Usiadła jednocześnie na łóżku i zgięła wciąż gołe nogi.

- Miałaś zadzwonić…- usłyszała po chwili głos, który brzmiał nieco szorstko.

Poznała go momentalnie.

- Przepraszam, ja…- zaczęła i rozpłakała się nagle żałośnie.

Tego się sama po sobie nie spodziewała. 

8 komentarzy:

  1. normalnie popłakałam się z Usą ;-( jak na razie zło zwycięża 8-) czyżby to pan Tora zadzwonił ? :) pozdrawiam i czekam na dalszy rozwój :) fanka 12 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam. Nie styl pisania, bo czasami mam wrażenie, że jest dość ciężki, ale treść. Intrygę. Bohaterów i ich charaktery tak drobiazgowo obmyślone. Podziwiam cię za opis sytuacji, tak realny, rzeczywisty. Za całą fabułę.
    Boję się, że Tora siłą wepchnie się do życia Usagi i już z życia jej i Di nic nie pozostanie. W twoim wykonaniu była to para, która naprawdę mi się podoba i której życzę jak najlepiej. Dlatego czekam na kolejny rozdział i proszę, napisz go jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Naprawdę :) No, na styl pisania mniej :P , ale… ja się chyba już z tym urodziłam :P Taki defekt genetyczny :P

      Oczywiście dla mnie Di&Usagi 4ever and ever ( :)), ale Torę Igarashiego zawsze bardzo lubiłam :) Jest nawet w kręgu moich ulubieńców ( :D ) Bo on to nie takie całkowite OC i jest wzięty z innej mangi :) Ann z kolei to całkowicie wytwór mojej wyobraźni, chociaż, jak zauważyłaś, można ją do Ann z anime odnieść :)

      Pzdr cieplutko :)

      Usuń
  3. No tak... Pan Tora pomimo mojej szczerej sympatii dla jego osoby nie mógł sobie wybrać lepszego momentu, żeby zadzwonić do Usy... akurat wtedy, jak jej małżeństwo się sypie?
    Chociaż może będzie dla niej swojego rodzaju ukojeniem problemów, jak na dobrego ale tylko przyjaciela przystało :p
    No i ja cały czas się głowię kto i kiedy dokopie w końcu tej całej Ann...:D
    Pozdrawiam cieplutko Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby jej nie ukoił gruntownie :P

      Losy Ann się siłą rzeczy do dziewięciu rozdziałów wyjaśnią :P Swoją drogą mam nadzieje, że się zmieszczę :) Eh, najwyżej będzie trzeba rozdziały wydłużyć :/

      Pzdr cieplutko :)

      Usuń
  4. Dla mnie Ann jest takim człowiekiem, którego wepchnęłabym pod 18 ( to taki stary autobus, który zawsze się spóźnia i jeździ tylko co godzinę na moją alma mater). Co rude, to wredne :D Weronika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stary dobry :D Solidny, nie byłoby co zbierać ;P

      Oh, czyli kolor włosów pasuje :D Fantastycznie :P Bo nawet o tym nie myślałam. Zrobiłam ją rudą ze względu na to, że Angielka. No ale skoro dochodzi do tego jeszcze charakterologiczny aspekt to cudownie ;)

      Pzdr cieplutko :)

      Usuń

Translate