środa, 18 lutego 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLVI


Kiedy Tora zadzwonił Usagi na amen sparaliżowało. Chmara wydarzeń minionych dni jej mózg obciążyła i z tego wszystkiego dziewczyna o jasnowłosym póki co zapomniała. Ten najwyraźniej jednak pamiętał. W końcu miał prawo domagać się zwrotu pieniędzy za pokój. Tyle, że moment wybrał wielce nieodpowiedni. Zresztą, co tu dużo mówić, wszystkie momenty były ostatnio wielce nieodpowiednie. No i w jednym z tych wielce nieodpowiednich, a ściśle biorąc w tym, w którym się czule na lotnisku żegnała, próbę kontaktu podjął. Próbę udaną, bo niekojarząca obcego numeru dziewczyna, jak gdyby nic, odebrała. Dopiero, kiedy głos Igarashiego usłyszała to jakieś eksplozje myśli dostała. Zdenerwowała się niewymownie i szybko połączenie przerwała. Musiało być coś po niej widać, bo momentalnie, palące spojrzenie Diamonda na sobie poczuła. Nie zrobiła nic podejrzanego, ale on się mimo to podejrzliwie patrzył. Zrzuciła więc jego uwagę na wyrzuty sumienia, które, nie wiedząc czemu, miała. Nie uważała przy tym, że powinna się czuć tak, jak się czuje. A czuła się winna. W obliczu po-ewentualno-zdradowej depresji na kolację z obcym mężczyzna wyszła. Gadali, śmiali się, jedli. Załatwił jej pokój i kropka. Ona tylko swój numer mu zostawiła. No i wspomnieć Diamondowi o tym zapomniała

,,Nie muszę się z niczego tłumaczyć, nie mam się z czego tłumaczyć. Nie mam się czym niepokoić…”- powtarzała sobie, próbując naturalne ruchy, przy chowaniu komórki wykonać.

Próbowała, a wyszło, jak zawsze, czyli może i dobrze, ale Diamond i tak zauważył. Stała więc czekając, co się stanie dalej: czy coś powie, czy coś spyta, czy cokolwiek. Kiedy sytuacja dojrzewała, czas płynął, a Usagi  o rogu obfitości zmartwień myślała, wyskoczył przed nich Rubeus. Niespodziewanie, ratunkowo, wręcz bohatersko i nogi się z ogromnej ulgi pod Usagi ugięły.

- Chciałaś wyjechać bez pożegnania Usa-chan?- powiedział rozkładając ręce.

Usagi chciała, ale wyściskać go za to, że zawsze, często nieświadomie, jej pomaga i zawsze, ale to absolutnie zawsze może na niego liczyć.

- Rubeus…- westchnęła czując się winna, że sama z pożegnaniem do niego nie przyszła.

I prosto mu w objęcia wpadła.

- Przepraszam- ponuro dodała, próbując twarz na pożegnanie wdzięcznym uśmiechem przyozdobić.

Kiedy minęła bramkę jeszcze się obróciła. Oboje, i Di i Rubeus, stali tam, gdzie wcześniej, a ona ostatni raz w ich stronę spojrzała. Wtedy też coś powiedziała, chyba szeptem, za to bardzo wyraźnie ruszając ustami. Diamond w każdym razie zrozumiał, po swojemu się do niej uśmiechnął i kiedy z widoku zniknęła podbródek obniżył i ,,chodżmy” niby neutralnie rzucił. Tymczasem Usagi na pokład samolotu weszła. Usiadła, oczy przymknęła i głęboki, spokojny wdech zrobiła.

,,Mam nadzieję Di, że szybko się znów zobaczymy…”- myślała, kiedy stewardessa wzdłuż linii siedzeń przeszła.

Zaraz zabrzmiał komuminkat: ,,Witam, nazywam się Shin Kazana. Jestem szefem lotu do Tokio, przestawiam państwu zasłogę. Ze mną z przodu…” i samolot ruszył. Przylot planowano na godziny poranne. Cóż, do Tokio był przecież kawał drogi. Świadoma tego Usagi uzbroiła się więc w cierpliwość i stertę gazet. Chciała czytać uważnie, nie myśleć chwilowo o swoim życiu. Tym bardziej, że na lotnisku czekała Rei.

,,Już ona mnie obtańcuje, jak św. Michał diabła…”- przewidywała blondynka.

Potem będzie musiała wszystko tłumaczyć pozostałym dziewczynom i Ikuko, Przynajmniej Safir jej odpadł, bo pozostawał w bieżącym kontakcie z Diamondem. No, chyba, że Diamond mu nie powiedział, ale to raczej mocno wątpliwe. W każdym razie do firmy trzeba było Usagi iść, a tam stawić czoła Mamoru i temu, co jako kierownik wyprawia. Nie rozmawiała z nim od czasu wyjazdu. Ba, nawet o nim nie myślała i przez to czuła się śmiesznie. Niemniej wiedziała, że jemu na niej zależy. Wtedy, w restauracji chciał mówić o rozstaniu z Ami, Swoją drogą co za kuriozum, że na przestrzeni wszystkich, minionych lat akurat wtedy. Kuriozum, albo przeznaczenie, a jeśli przeznaczenie to niech usunie ono z drogi też Ann, bo Mamoru chyba już myśli o rozwodzie porzucił.

,,I dobrze”- dumała blondynka- ,,Tylko jeden mężczyzna w moim życiu pozostał…”

Raptem sobie kogoś jeszcze, znów dziś, ale tym razem samej przypomniała.

,,Że też  musiał mi przyjść do głowy…”- zbeształa siebie dziewczyna.

Niemniej wyraźnie go oczyma duszy widziała. I jak się okazało nie tylko, bo był, o Boże, Buddo i w co kto tam wierzy, na okładce kolejno chwyconej gazety. Przekopawszy gąszcz artykułów znalazła ten, który ją interesował: ,,Igarashi business partner snatched away… ??? ‘’ Jakiś czas poszerzałymi oczyma w nagłówek patrzyła. Chwilę później wzrok na zdjęcie niżej przeniosła i palcem kontur twarzy mężczyzny z fotografii, Tory, Tory Igarashiego, obrysowała. Wiedziała już skąd to poczucie winy, kiedy dzisiaj zadzwonił. Nie chodziło o kolację, rozmowę czy numer. Ten mężczyzna się jej zwyczajnie  bardzo podobał.

3 komentarze:

  1. Usa ty już masz swego mężczyznę !!!!! :-?za ro Rubeus to jest chyba jasnowidzem że wie kiedy się pojawić ha ha ha :) rozdział super i czekam na więcej pozdrawiam fanka 12 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne opowiadania :-) Super piszesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Usa Usa! Teoretycznie nie musisz się tłumaczyć Di ze swojego spotkania z Torą, bo nie zrobiłaś nic złego ale idę o zakład, że Di będzie zazdrosny i nie spodoba mu się cała ta sytuacja. A tu już tylko mały kroczek do bójki pomiędzy tą przystojną dwójką :) Ja chyba mam jakieś braki, że na to czekam :d hihi
    Tora podobać się może ale nic poza tym, bo jesteś mężatką, pamiętaj o tym :)
    Pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń

Translate