środa, 25 lutego 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLVII


Po przylocie Usagi długa rozmowa ze wszystkimi kolejno czekała. Reakcje dziewczyn, Safira, Ikuko były co prawda różne, ale ostateczna sugestia taka sama pozostawała- mianowicie, ,,Diamond Cię kocha, zejdźcie się i bądźcie szczęśliwi”. Nie to, że Usagi się zejść nie chciała, chciała. Diamond był świetnym mężczyzną. Kochała go i nie mogła stracić. Dlatego taką decyzję podjęła. Może i nie zbyt dobrze ich tymczasowe rozstanie się prezentowało, ale jedyne co miał zrobić to do Tokio bez Ann wrócić. I chociaż sama taki plan zgotowała, bała się. Bała się tego, że Di jest z Ann w tym samym mieście, kraju, ba- na jednym kontynencie. I bała się słusznie.

Ann swoje bowiem już zaplanowała i dzień po wyjeździe Usagi niezapowiedzianie do hotelu Diamonda przyszła. Przyszła od tak, na farta, jak twierdziła, pod wpływem chwili, nie dzwoniąc  do niego wcześniej. Diamond oczywiście chciał z Ann rozmawiać, bo musiał jakoś sytuację ich dwojga, czy tam trojga, wyjaśnić. Nie wiedział jednak co ma, żeby się czegoś więcej dowiedzieć zrobić. We flashbacku kolejno: jechał załatwić sprawę z Ignaciem, Ignacia nie było, Ann zaproponowała mu wina, odmówił, poczęstowała go wodą i zaprowadziła na górę. I dalej nic, zero, czarna dziura, a potem wiadomo. To, że nie pił potwierdziły badania. Ann o nich nie wiedziała i liczył, że może dzięki temu się potknie, powie coś przydatnego. Nie chciał też oskarżeniami, jak granatem rzucać, bo w krwi poza alkoholem nic innego nie było. Musiał najwyraźniej coś bez zapachu, smaku i śladu dostać. Tak więc nad głową mu ogromny znak zapytania wisiał. Tym bardziej, że ostatnia rozmowa z Ann nic świeżego do jego śledztwa nie wniosła. To było dwa dni temu i teraz, kiedy Usagi wyjechała, białowłosy strategię działania obmyślał.  Nagle, jak torpeda, w jego plany pewna rzecz uderzyła, a konkretnie to Ann się zjawiła. Osłupiały przy drzwiach z namysłem zastygł. Ona również, ale z nadzieją i w oczekiwaniu na inicjatywę, zastygła. I tak sobie zastygli oboje, stojąc naprzeciw, aż Diamond klamkę ostatecznie puścił. Obrócił się, podszedł do stołu i usiadł, miejsce Ann jednocześnie wskazując. Ann drzwi zamknęła i leniwie, z przygryziona wargą i spojrzeniem utkwionym w dywan do Diamonda  poszła. Mimo, że zajęła vis-a-vis mężczyzny miejsce to wzroku wcale na niego nie podniosła. Do tego milczała, sprawiając wrażenie osoby, która przyszła z jakąś nadzieją i której ta nadzieja po pierwszym spojrzeniu od strzała zgasła.

- Słyszałam, że Usagi wyjechała…- zaczęła cicho dziewczyna.

Białowłosy, który już wcześniej zamiar niedawania robienia z siebie łatwowiernego idioty podjął, zdecydował zachowanie rudowłosej dokładnie ważyć.

- Tak, wczoraj. Co pewnie Cię cieszy- skomentował, bacznie się jej przyglądając.

Miał nie dawać robić z siebie idioty, ale w tym momencie umysłowo zamarł, bo Ann, chwilę wcześniej na granicy paniki, prosto, inaczej niż zwykle, się mu w twarz popatrzyła.

- Owszem- przyznała tak pewnie i odważnie, że wszystko znowu dla Diamonda mglistym chaosem było.

Ciasno się mu w głowie błyskawicznie zrobiło. Dalej jednak z niej oczu nie spuszczał. Ona zaś wzrokiem uciekła i przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Twarz się jej wtedy znowu zmieniła i znowu była inna, tym razem zrozpaczona. Niemniej chodziło o rozpacz osoby silnej, która mimo szczerych chęci przestaje nad własnym umysłem panować.

- Sprawa nie jest prosta. Od początku wiedziałam, że trudno mi będzie tą rozmowę prowadzić…- mówiła łamiącym się głosem dziewczyna.

Rudowłosa powieki zamknęła i spod nich, niby niekontrolowanie się ciepła łza ciurkiem wymknęła.

- Jak mam Ci powiedzieć to wszystko…- szepnęła i policzek wierzchem dłoni przetarła.

Oddychała powoli i płytko.

- Co ja zrobiłam…- mamrotała z najgłębszą rozpaczą dziewczyna- Co ja zrobiłam…

Ann ciało gwałtownie zgięła i twarz w dłoniach ukryła. Tego było dla Diamonda zbyt wiele. Nigdzie się mu jej zachowanie mieścić nie chciało, a w głowie to już chyba najmniej. Schylił się więc, 
chwycił jej ramiona i jak workiem ziemniaków potrząsnął.

- Uspokój się, Ann, o co chodzi?! Mów do cholery!

Kobieta się odsłoniła i prosto w twarz mężczyźnie krzyknęła.

- Jestem w ciąży, Diamond!

Ręce na szyję mu zarzuciła i nie zrażona brakiem reakcji, dalej mówiła.

- Zakochałam się w Tobie szalenie! Od pierwszego wejrzenia. Nie wiedziałam, że masz żonę. A kiedy się dowiedziałam to znienawidziłam ją. Chciałam Ciebie dla siebie i kiedy, u mnie w domu, zaistniała sytuacja, wykorzystałam ją. Zmieniłeś mnie, Diamondzie. Zawsze byłam niewinna, strachliwa, skromna. Teraz jestem inna i ta ,,inna” ja Cię uwiodła. Nie wiedziałam że takie będą tego skutki. Na Boga, przysięgam, że nie wiedziałam…

Początkowo Diamond stał nieruchomo, bo jakby głupie się mu wyznanie Ann nie wydawało to przerażenie jego gardło w supeł związało. Miał niemniej szczęśliwie przytomność umysłu i koniec końców kobietę odepchnął. Gdy to jednak zrobił to ona bransoletką mu po szyi przejechała.

- Nie kłam- rzucił twardo, mechanicznie jasnowłosy.

- O Boże!- krzyknęła Ann, do torebki po chusteczkę sięgając- Przepraszam, diament się ukruszył i…

I teraz dopiero Diamond krew na swojej szyi i mankiecie Ann zauważył. Stał jednak niewzruszony, ciągle dziwnym wzrokiem się tej, która go nerwowo wycierała, przyglądając.

- Zostaw- powiedział chłodno.

Jednocześnie na jej rękaw popatrzył.

- Tam jest łazienka…- wskazał w rezultacie gestem ręki jasnowłosy.

Ann z chusteczką w jednej ręce i torebką przy drugiej, znieruchomiała. Niosła wzrok przez mieszkanie, a potem znowu wróciła oczyma do niego. Dłoń wtedy opuściła i ku łazience poszła. Tam drzwi za sobą zamknęła i z triumfalnym wyrazem twarzy plecy o ich powierzchnię wsparła. Nie czekając dłużej wodę odkręciła i kiedy się woda tak lała to kopertę z torebki wyciągła. Poplamioną chusteczkę do niej włożyła, z powrotem w listonoszce schowała i dla picu rękaw płaszcza prowizorycznie zmoczyła.

środa, 18 lutego 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLVI


Kiedy Tora zadzwonił Usagi na amen sparaliżowało. Chmara wydarzeń minionych dni jej mózg obciążyła i z tego wszystkiego dziewczyna o jasnowłosym póki co zapomniała. Ten najwyraźniej jednak pamiętał. W końcu miał prawo domagać się zwrotu pieniędzy za pokój. Tyle, że moment wybrał wielce nieodpowiedni. Zresztą, co tu dużo mówić, wszystkie momenty były ostatnio wielce nieodpowiednie. No i w jednym z tych wielce nieodpowiednich, a ściśle biorąc w tym, w którym się czule na lotnisku żegnała, próbę kontaktu podjął. Próbę udaną, bo niekojarząca obcego numeru dziewczyna, jak gdyby nic, odebrała. Dopiero, kiedy głos Igarashiego usłyszała to jakieś eksplozje myśli dostała. Zdenerwowała się niewymownie i szybko połączenie przerwała. Musiało być coś po niej widać, bo momentalnie, palące spojrzenie Diamonda na sobie poczuła. Nie zrobiła nic podejrzanego, ale on się mimo to podejrzliwie patrzył. Zrzuciła więc jego uwagę na wyrzuty sumienia, które, nie wiedząc czemu, miała. Nie uważała przy tym, że powinna się czuć tak, jak się czuje. A czuła się winna. W obliczu po-ewentualno-zdradowej depresji na kolację z obcym mężczyzna wyszła. Gadali, śmiali się, jedli. Załatwił jej pokój i kropka. Ona tylko swój numer mu zostawiła. No i wspomnieć Diamondowi o tym zapomniała

,,Nie muszę się z niczego tłumaczyć, nie mam się z czego tłumaczyć. Nie mam się czym niepokoić…”- powtarzała sobie, próbując naturalne ruchy, przy chowaniu komórki wykonać.

Próbowała, a wyszło, jak zawsze, czyli może i dobrze, ale Diamond i tak zauważył. Stała więc czekając, co się stanie dalej: czy coś powie, czy coś spyta, czy cokolwiek. Kiedy sytuacja dojrzewała, czas płynął, a Usagi  o rogu obfitości zmartwień myślała, wyskoczył przed nich Rubeus. Niespodziewanie, ratunkowo, wręcz bohatersko i nogi się z ogromnej ulgi pod Usagi ugięły.

- Chciałaś wyjechać bez pożegnania Usa-chan?- powiedział rozkładając ręce.

Usagi chciała, ale wyściskać go za to, że zawsze, często nieświadomie, jej pomaga i zawsze, ale to absolutnie zawsze może na niego liczyć.

- Rubeus…- westchnęła czując się winna, że sama z pożegnaniem do niego nie przyszła.

I prosto mu w objęcia wpadła.

- Przepraszam- ponuro dodała, próbując twarz na pożegnanie wdzięcznym uśmiechem przyozdobić.

Kiedy minęła bramkę jeszcze się obróciła. Oboje, i Di i Rubeus, stali tam, gdzie wcześniej, a ona ostatni raz w ich stronę spojrzała. Wtedy też coś powiedziała, chyba szeptem, za to bardzo wyraźnie ruszając ustami. Diamond w każdym razie zrozumiał, po swojemu się do niej uśmiechnął i kiedy z widoku zniknęła podbródek obniżył i ,,chodżmy” niby neutralnie rzucił. Tymczasem Usagi na pokład samolotu weszła. Usiadła, oczy przymknęła i głęboki, spokojny wdech zrobiła.

,,Mam nadzieję Di, że szybko się znów zobaczymy…”- myślała, kiedy stewardessa wzdłuż linii siedzeń przeszła.

Zaraz zabrzmiał komuminkat: ,,Witam, nazywam się Shin Kazana. Jestem szefem lotu do Tokio, przestawiam państwu zasłogę. Ze mną z przodu…” i samolot ruszył. Przylot planowano na godziny poranne. Cóż, do Tokio był przecież kawał drogi. Świadoma tego Usagi uzbroiła się więc w cierpliwość i stertę gazet. Chciała czytać uważnie, nie myśleć chwilowo o swoim życiu. Tym bardziej, że na lotnisku czekała Rei.

,,Już ona mnie obtańcuje, jak św. Michał diabła…”- przewidywała blondynka.

Potem będzie musiała wszystko tłumaczyć pozostałym dziewczynom i Ikuko, Przynajmniej Safir jej odpadł, bo pozostawał w bieżącym kontakcie z Diamondem. No, chyba, że Diamond mu nie powiedział, ale to raczej mocno wątpliwe. W każdym razie do firmy trzeba było Usagi iść, a tam stawić czoła Mamoru i temu, co jako kierownik wyprawia. Nie rozmawiała z nim od czasu wyjazdu. Ba, nawet o nim nie myślała i przez to czuła się śmiesznie. Niemniej wiedziała, że jemu na niej zależy. Wtedy, w restauracji chciał mówić o rozstaniu z Ami, Swoją drogą co za kuriozum, że na przestrzeni wszystkich, minionych lat akurat wtedy. Kuriozum, albo przeznaczenie, a jeśli przeznaczenie to niech usunie ono z drogi też Ann, bo Mamoru chyba już myśli o rozwodzie porzucił.

,,I dobrze”- dumała blondynka- ,,Tylko jeden mężczyzna w moim życiu pozostał…”

Raptem sobie kogoś jeszcze, znów dziś, ale tym razem samej przypomniała.

,,Że też  musiał mi przyjść do głowy…”- zbeształa siebie dziewczyna.

Niemniej wyraźnie go oczyma duszy widziała. I jak się okazało nie tylko, bo był, o Boże, Buddo i w co kto tam wierzy, na okładce kolejno chwyconej gazety. Przekopawszy gąszcz artykułów znalazła ten, który ją interesował: ,,Igarashi business partner snatched away… ??? ‘’ Jakiś czas poszerzałymi oczyma w nagłówek patrzyła. Chwilę później wzrok na zdjęcie niżej przeniosła i palcem kontur twarzy mężczyzny z fotografii, Tory, Tory Igarashiego, obrysowała. Wiedziała już skąd to poczucie winy, kiedy dzisiaj zadzwonił. Nie chodziło o kolację, rozmowę czy numer. Ten mężczyzna się jej zwyczajnie  bardzo podobał.

czwartek, 12 lutego 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLV


Ledwo Usagi do sypialni weszła to usłyszała dźwięk na nowo otwieranych drzwi. Nim zdążyła się jednak obrócić poczuła oplatające ją od tyłu ramiona. W ułamku sekundy Diamond przyciągnął dziewczynę i tak swoimi dłońmi wzdłuż jej brzucha przesunął, że materiał bluzki pod biustem zrolował i kawałek ciała odsłonił.

- Mam dość tego…- szepnął, policzek na głowie żony opierając Diamond- Mam dość tego, że mi się ciągle wymykasz Usagi…

A Usagi wbrew sobie oczy zamknęła. Miejsca, w których dotykał ją Diamond paliły. W ogóle samo myślenie o tym powodowało, że ciało płonęło. Czuła się pokonana, nie potrafiła uciec, jej oddech ciężał i wtedy Diamond, wtedy Diamond ją zwyczajnie puścił. Odwróciła się do niego gwałtownie i triumfalny wyraz twarzy zauważyła. Wiedziała już, co chciał osiągnął. Chciał jej pokazać, że potrafi to ,,nie” w perzynę obrócić.

- Orz Ty!- krzyknęła  wściekle i ręką się zamachnęła- I nie kozacz, jakbyś zapomniał do czego sam doprowadziłeś!

Mówiąc to miała nadzieję, że Diamond wyjdzie. Ale Diamond nie wyszedł. Zamiast tego rękę Usagi w nadgarstku chwycił i swoją twarz do jej zbliżył.

- Nawet gdybym zapomniał to przypomniałaś mi dzisiaj policzkiem- powiedział spokojnie, czoło na czubku głowy kobiety kładąc.

A potem milczeli oboje, chyba z kilkadziesiąt sekund.

- Kocham Cię Usa- dodał wreszcie mężczyzna.

A zrobił to tak czule, że cała negatywna energia z Usagi zeszła.

- Ja też Cię kocham…- odparła ciepło i uwolnione ręce w jego białe włosy wsunęła- Ale… jutro wyjeżdżam…

Z tymi słowami chwila ciszy kolejny raz między nimi nastała.

- Tak, wiem…- rzucił dziwnie twardym tonem i się do tyłu odchylił.

- Zawiozę Cię- powiedział jeszcze i wyszedł, a Usagi na łóżko opadła.

Jak obiecał, tak zrobił. Pojechali na lotnisko razem. Tymczasem gdzie indziej, sportowe, czarne corvette przed gankiem prywatnego domu ostro zaparkowało. Mężczyzna, który z niego wysiadł był wysokim blondynem w dżinsach, czarnej koszuli i eleganckich półbutach.

- Czyli zobaczymy się dopiero na lotnisku- usłyszał przez telefon głos narzeczonej Tora.

Jasnowłosy akurat drzwi samochodu zamknął. Stanął i ze zmarszczonymi brwiami szukał czegoś w pamięci. Naraz głowę impulsywnie uniósł, oczy poszerzył i więcej powietrza nabrał. Chwilę później je z siebie, w głośnym westchnieniu, wypuścił. Wolną rękę  sztywno, pod kątem na masce corvette oparł, a podbródek lekko ku dołowi przechylił.

- Tora-san?- rzuciła niesłysząca odzewu Chiyo.

- Słuchaj Chiyo- powiedział w końcu dalekim od szczęśliwości tonem mężczyzna- Nie mogę z Tobą lecieć do Kyoto. Przykro mi. Przeproś ode mnie rodziców.

Brunetka się jak struna momentalnie napięła. Jej rozchylone usta i szerzej otwarte oczy zmieszanie zdradzały. Tora dziewczyny oczywiście nie widział, ale i tak wyczuł ogarniające ją zażenowanie.

- Jeśli nie chcesz spotykać się z moimi rodzicami to w porządku, możemy zwolnić- mówiła bardzo szybko, jakby próbowała samej nie słyszeć krępujących ją wyraźnie słów- Spędzilibyśmy czas tylko we dwoje. Nie musimy robić nic niezwykłego. Kolacja, spacer… Może poszlibyśmy do Ōkōchi-Sansō Garden

Rozwodziła się tak, a jasnowłosy oczy przymknął i podbródek jeszcze niżej opuścił.

- Nie o to chodzi Głuptasie- przerwał jej zaraz i twarz ponownie uniósł- Przecież wiesz, że znam Twojego ojca. Po prostu wyszło parę spraw do załatwienia na miejscu.

- To może zobaczymy się jeszcze teraz - zaproponowała z nadzieją w głosie dziewczyna.

Niemniej mężczyzna głowę pokręcił, ciało wyprostował i powoli przed siebie ruszył.

- Bardzo przepraszam Chiyo, ale właśnie idę na spotkanie…- mówił rękę do kieszeni wkładając.

Ciemnowłosa z miejsca posmutniała. Poczuła, jak gdyby Tora rysował między nimi linię. Chociaż pewnych rzeczy głośno nie powiedział to miał je na myśli i Chiyo o tym wiedziała.

- Trudno, może innym razem- podsumowała siląc się na jakąś wesołość- W takim razie będę wracać do domu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie Ci jak najlepiej…

I rozmawiać skończyli, a uśmiech z twarzy dziewczyny zniknął.

,,Chyba nie jestem kimś, kto może wejść do jego serca”- przygnębiona wtedy myślała.

Tymczasem Tora się z nieodgadnionym wyrazem twarzy w komórkę wpatrywał. Po ewidentnej chwili wahania wybrał numer i telefon do ucha przyłożył. Nie wiedział czy Usagi odbierze, bo wczoraj go przecież rozłączyła. Nie wiedział nawet czy to jej numer. A on się, jak idiota cieszył, kiedy od portiera karteczkę dostał.

- Słucham?- usłyszał niespodziewanie jasnowłosą Tora.

W oku aż mu błysnęło i kąciki ust się do góry podniosły.

- Witaj Usagi- powiedział, a ją chyba sparaliżowało, bo zdawkowo i formalnie mu odpowiedziała.

- Witam, właśnie wsiadam do samolotu. Odzwonię, kiedy będę już w Tokio.

Tak oto połączenie zakończyła i rzeczywiście, skamieniała, bliska uduszenia. Zdezorientowany Tora wyglądał zaś, jakby go ktoś walnął obuchem. Zastygłe w małym ,,o” wargi się jednak ścisnęły i szelmowski uśmiech ukształtowały.

- Co za interesująca kobieta…- powiedział do siebie, znowu coś na ekranie komórki wciskając.

Był prawie przy drzwiach, kiedy tym razem Chiyo jego telefon odebrała.

- Polecę z Tobą jednak do Japonii- niespodziewanie zadeklarował mężczyzna- O której mamy samolot?


niedziela, 8 lutego 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLIV


Chwilę później siedziała już w małej sali konferencyjnej z Fiore, przy szybko zrobionej kawie. Kawa tak naprawdę niewiele ją obchodziła. Właściwie to ich oboje.

- Zawsze miałem wrażenie, że mnie nie lubisz Usagi-san – powiedział spokojnie mężczyzna.

Jakby w odpowiedzi dziewczyna czoło brzydko zmarszczyła, ręce na stoliku położyła i do przodu się wychyliła.

- Bo nie lubię- przyznała szczerze blondynka.

Mówiąc to intensywnie się mu w oczy patrzyła, na kolejne jego zdanie czekając. Ten zaś chciał chyba, żeby ona pierwsza coś powiedziała. Tymczasem kwestionująca skuteczność bezpośrednich pytań dziewczyna również się ociągała. Ponieważ jednak milczenie, jak kamień młyński atmosferę obciążało to Usagi zdecydowała się konwersację rozpocząć.

- Więccc…- zaczęła, ale on, wcześniej słowom niechętny, przerwał jej bez uprzedzenia.

- Jesteś wyjątkową kobietą - rzucił tak nagle, że krew na policzki blondynki buchnęła, barwiąc je szkarłatnym rumieńcem.

Zmieszała się nieco, ale szczęśliwie dla niej akurat wtedy zadzwonił telefon.

- Przepraszam- dyplomatycznie bąknęła, komórkę sprawdzając.

Widząc nieznany numer połączenie przerwała, ale cały ten czas Fiore uważnie ją obserwował.

- I ciężko mi sobie wyobrazić, żeby mężczyzna mógł ryzykować zdradą…- kontynuował, by zaraz zawiesić głos i dalszą część z posępną irytacją dodać- Ale coś między moją kuzynką i Twoim mężem się wydarzyło. Nie mogę tego zwyczajnie zostawić. Ann jest dla mnie, jak siostra. Czuję się zobowiązany ją chronić i…

- Czy według Ciebie mogłaby udawać niewiniątko, od tak, żeby jej łatwiej było i knuć intrygi, żeby innej kobiecie męża ukraść?- wybąbiła, najwyraźniej się jednak ku bezpośredniości skłaniając.

Słysząc to Fiore patrzyć, jakby Usagi na rękach stanęła zaczął. Był tak oniemiały, że nawet mrugania oczami zaniechał.

- Co Pani insynuuje?- zapytał wreszcie, powoli, równie powoli normalny wyraz twarzy odzyskując- Ann jest…

I wszystkie jej przymioty kolejno wymieniał, a Usagi do samych już określeń żywą abominację poczuła. Na usta się jej różne słowa zaprzeczenia cisnęły, ale mimo swojej wybuchowości godnie podziwu milczała. Kiedy skończył postanowiła cierpliwość do ustabilizowania pokojowych rozwiązań użyć. O dziwo, skończyło się dobrze, bardzo dobrze. Fiore miał obietnic zawodowych dopełnić, a Usagi, jak wcześniej postanowiła wyjechać i się od Ann zdystansować. Kiedy więc Diamond drzwi pokoju otworzył to wszystko było już ustalone.

- Gdzie Ann?- spytała, widząc wchodzącego do sali męża.

- Wyszła…- odparł, z rękami w kieszeniach i błądzącym wzrokiem ku Fiore idąc mężczyzna- Kazała przekazać, że będzie czekać na zewnątrz…

Gdy skończył mówić to prawie przy Fiore stanął. Ten jednak gwałtownie się poderwał i zwrócił do niego sucho.

- No to ja też pójdę. Myślę, że Twoją żoną wszystko już ustaliliśmy. W razie czego przyjadę…

Po tych słowach długowłosy jakby się chwilę wahał, ale ostatecznie rękę wyciągnął i dłoń Diamonda uścisnął. Skinął jeszcze głową Usagi i wyszedł, nietkniętą kawę zostawiając. Usagi prawie wzięła ostatni łyk swojej, gdy Diamond wzrokiem go do drzwi odprowadzał. Potem zwrócił spojrzenie na nią. Ulga rozlała się we wnętrzu blondynki, jak ciepła woda, bo złość za policzek chyba mu przeszła, albo raczej inne rzeczy ją przysłoniły.

- Skończymy rozmowę?- zapytał po chwili mężczyzna.

Dopiero teraz Usagi cienie pod jego oczyma zauważyła.

- Ale gdzie indziej- odparła bez zastanowienia torebkę chwytając- To miejsce zbyt tym dwojgiem przesiąkło…

- Gdzie indziej czyli np. w drodze do mieszkania?- neutralnie zaproponował jasnowłosy.

- Np. w drodze do mieszkania. I tak muszę zabrać swoje rzeczy…

Niemniej kiedy gabinet opuścili okazało się, że Yvonne dała radę zarezerwować bilet dopiero na jutro. Nastręczało to Usagi pewnych utrudnień w relacji z mężem. Koniec końców jednak stwierdziła, że cyrków robić nie będzie i jeszcze jeden dzień u Diamonda spędzi.

- Więc Ann się zapiera, że ją upiłem i wykorzystałem, a Fiore o niczym nie wiedział i dalej więcej niż my nie wie…- podsumował, gdy 20 minut później z windy hotelu wysiedli.

- Nope- potwierdziła blondynka- Na pewno nie wie. Opisywał Ann z takim zapałem, detalem i uwielbieniem, że w prawdziwość jego niewiedzy nie ma sposobu wątpić. Mimo to moje słowa ślad jakiś wyżarły, bo inaczej widząc Ciebie by tak zwyczajnie nie poszedł.

- Fakt- przyznał, drzwi otwierając Diamond- Fiore nie jest człowiekiem, który wszczyna wojnę, nie mając stuprocentowej pewności winy przeciwnika.

- Ale bardziej niż Fiore…- kontynuował, gdy byli już w środku apartamentu- interesujesz mnie Ty.

Powiedział to i się wyraźnie do Usagi zbliżył. Potem jeszcze bardziej, aż w końcu dłoń na jej policzku położył. Usagi ku jego oczom spojrzała i to wystarczyło, żeby się zatraciła. Na chwilę wszystko złe zapomniała. Nie istniały żadne problemy, firma, tajemnice, nie było niczego, ani nikogo innego, tylko ich dwoje. Jego dłonie, teraz już obie, błądziły po ciele, biodrach, talii jasnowłosej, a usta zaczęły delikatnie muskać wyciągniętą szyję. Usagi instynktownie swoje wargi rozchyliła i oczy przymknęła. On zaś bliżej siebie ją przyciągnął i łapczywie całować zaczął. Dziewczyna była oszołomiona i dopiero kiedy jego ręce pod swoją bluzką poczuła, oprzytomniała.

- Nie, Di!- krzyknęła się wyrywając- Nie, aż ta pirania nie zniknie z naszego życia... 

I z trudem powietrze łapiąc do sypialni weszła, drzwiami mocno trzaskając.

Translate