wtorek, 6 stycznia 2015



BIAŁA RÓŻA

Rozdział XLI


Chwycił telefon, portfel, kluczyki i wyszedł. Wsiadł do samochodu i jechał. Nie pozostało mu bowiem nic, jak tylko sobie wszystko z tą kobietą wyjaśnić.

- Hmpf…- kręcąc głową w pewnym momencie prychnął.

Przyznać sam jeden bez ogródek musiał, że się tutaj konkursową wręcz głupotą wykazał. Chwalony za przenikliwość, rozwagę i, o zgrozo, życiową mądrość jasnowłosy czuł teraz w ustach mdlący smak pogardy dla omamionego siebie.

- Cholera!- nagle przeklął i w kierownicę dłońmi furiacko uderzył.

Długo nie myśląc sięgnął po rzucony między przednie siedzenia telefon i jeszcze raz wybrał numer blondynki. W sumie to nie spodziewał się, że Usagi odbierze. I tak zaskoczony jej odzewem Diamond słowa nawet nie wydusił, gdy ta już połączenie przerwała. Mimo to się jakby trochę ucieszył, bo przecież, ostatecznie parę rzeczy mu powiedziała. Co prawda ,,nie dzwoń”, ,,i tak nie odbiorę”  brzmiało dość kiepsko, ale w połączeniu z ,,zobaczymy się jutro”  pewną nadzieję dawało. ,,Zobaczymy się jutro”, czyli jutro sobie wszystko wyjaśnią. I oby pomyślnie, bo stracić jej teraz, kiedy wie, że go kocha, nie może. Tak więc, gdy do rodzinnej posiadłości Ann przybył to szybko z samochodu wysiał i co żywo wbiegł na świeżo remontowany taras. Pozornie spokojny od zewnątrz, a mocno rozstrojony w środku mężczyzna niecierpliwie przycisnął dzwonek. Nie mogąc pozostać bez ruchu dłonie na biodrach położył i się nerwowo kręcić rozpoczął. Gdy drzwi wreszcie przed nim otworem stanęły to pchnął je silnie i, oniemiałego lokajo-szofera, a ściślej ,,zabierz, wynieś, pozamiataj”  minął i bezpardonowo do środka wtargnął.

- Panienki Reiter nie ma…- powiedział nadpodziw spokojnie ,,zabierz, wynieś, pozamiataj”, kiedy Diamond już szedł schodami na górę.

Słysząc to jasnowłosy odwrócił się i pytająco rozłożył ręce.

- Jak to nie ma, skoro Ty jesteś? Przecież sama się nigdzie nie rusza…- zauważył podejrzliwie Kentaro.

- Owszem- przyznał butnie mężczyzna- Ale niedawno przyjechał pan Fiore i zabrał ją na kolację.

,, No tak, Fiore…”- myślał, dłońmi znowu boki wspierając Diamond- ,,Mówił parę dni temu, że wraca do Londynu i skontaktuje się następnego dnia po przyjeździe…”

Białowłosy stał tak jeszcze chwilę i dumał, a jego rozmyślania przerwał głos wcale nie zrażonego wtargnięciem, lecz wyraźnie insynuującego natychmiastowe wyjście lokaja, pseudo-lokaja.

- Przekazać coś?- niby grzecznie zapytał mężczyzna.

Diamond zaczął więc z powrotem schodzić i nie oglądając się w tył szorstko odpowiedział.


- Przekaż panience, że chociaż spraw prywatnych i zawodowych normalnie nie mieszam to jeśli się w firmie jutro nie zjawi zostanie uznana wrogiem i moim i całej Kentaro Corporation.

Kiedy Diamond od Ann i jeszcze Rubeusa do hotelu wrócił Usagi gdzie indziej, na łóżku leżała, szeroko otwartymi oczyma w bielejący pośród ciemności sufit wpatrzona. Robiła przegląd swojego życia, od poznania Diamonda do chwili obecnej począwszy. Wszystko co się przez ostatnie 10 lat w jej życiu działo zaczęło ją nagle, razem beznadziejnie ogłupiać. Niemniej, niespodziewanym wybuchem intelektu, albo raczej cudem udało się jej stan umysłowego chaosu ostatecznie pokonać i jakieś twórcze wnioski z rozmyślań wyciągnąć. I dopiero kiedy ten względny spokój mentalny osiągła to Morfeusz ją do siebie przygarnął. Nie jakoś długo potem, ale na tyle później, że się jasno wokoło zrobiło, Usagi obudził niewyłączony dnia poprzedniego budzik. A fakt faktem wstawać rano nienawidziła i to się akurat chyba nigdy zmienić nie miało. Ospale więc ręką szafki obok sięgnęła i półprzytomnie, choć sprawnie alarm w telefonie wyłączyła. Błyskawicznie kołdrę na głowę zaciągła, szczelnie się nią otulając. Nagle, gwałtownie ją z twarzy zrzuciła i tak, jak nocą, poszerzałymi oczyma się w górę wpatrywać zaczęła.

- O Boże…- jęknęła, powieki mocno ściskając blondynka.

Raptem sobie uświadomiła, że to nie jest jej sypialnia w Tokio, ani apartament hotelowy, który ostatnio z Di zajmowała, tylko pokój wynajęty dla niej przez praktycznie obcego mężczyznę. Zamknięte na chwilę patrzałki otwarła, a jej twarz determinacji, jak topielec wody nabrała. Nie mogła tak sobie uciekać, głowę sztywno w piasek chowając. Zawsze to wszystkim z uporem powtarzała. Sama, jak widać, jednak uciekła, ale uciekła od Di, a  nie swoich problemów. Di problemem nie był, problemem było to, co z udziałem Di, jej, innych osób się działo, dzieje, dziać będzie. Niemniej mając za sobą dłuższe przemyślenia wiedziała już, jakie kroki podejmie.

,,Samo się nic nie rozwiąże, nie ma, co na to liczyć”- powtarzała, w obrączkę na palcu wyciągniętej do przodu ręki wpatrzona - ,,Muszę porozmawiać z Di, dzisiaj, tak, jak mu wczoraj obiecałam…”

,,Zabawne…”- myślała dalej, pobłażliwie się uśmiechając blondynka- ,,Jeszcze 15 h temu moja dusza i ciało krzyczały, że nie chcą go znać, 14 h temu stwierdziły, że potrzebna jest mi i jemu rozmowa, a teraz… teraz zwyczajnie bardzo bym chciała mojego Di już zobaczyć. Bardzo… Ale póki co…”

Urwała myśl, jakby zawahała się przy tym, co robi na chwilę. Koniec końców obrączkę ściągnęła, obok telefonu położyła i do łazienki wyszła.

Tam pod prysznicem wolno, kolistymi ruchami namydliła ciało. Włączyła wodę, najpierw gorącą,  potem zimną, czekając cierpliwie aż się do reszty obudzi. W końcu prawie lodowaty strumień wody ustawiła i z tego wszystkiego słabo łapać powietrze zaczęła. Kurek więc przekręciła i po ręcznik na wieszaku sięgnęła. Szorowała ciało zaciekle, do czerwoności, czując, jak krew żywiej płynie, a spokojny oddech wypełnia płuca. Niemniej spokojny oddech nagle przyspieszył i krew jeszcze szybciej krążyć zaczęła. Dziewczyna sobie raptem uświadomiła, że przecież nic do ubrania nie wzięła. Wszelkimi siłami umysłu wyjścia z wczorajszej sytuacji szukała i całkowicie o braku ciuchów zapomniała. Ba, była tak sobą, Di, Ann i Mamoru przejęta, że kwestia, która na co dzień sen z powiek spędzała i ciężkie minuty zajmowała- ,,co ubrać”, tym razem nawet do głowy nie przyszła. Gdy jednak owinięta ręcznikiem, świeża, pachnąca, w łazience hotelowego pokoju stała i  na rzucone przez bok wanny bety patrzyła to prawdziwe znaczenie pytania ,,co ubrać?” poznała. Nigdy, ale to nigdy tego samego na drugi dzień nie zakładała. Nic więc dziwnego, że z przerażeniem swoje rzeczy teraz oglądała. Koniec końców dolną wargę zagryzła, oczy przymknęła, biodra rękoma wsparła i dumać zaczęła.

,,Jakby nie patrzeć to spódnica się nada…”-  myślała, oczy otwierając dziewczyna.

Zaraz jednak zdegustowany wyraz twarzy przyjęła.

,,Ale bluzka?”- pytała, robiąc w tym miejscu stosowną pauzę blondynka- ,,Mowy nie ma…”

Mowy nie było, ale innego wyjścia też i mocno skrzywiona, niechętna temu planu, ale gnana dziką koniecznością Usagi kawałek przeszła i bieliznę z ziemi zgarnęła. Potem ją do umywalki wrzuciła i mydłem w płynie polała. Robiła to ze sztywno wyprostowaną ręką, przechyloną głową i takim skupieniem na twarzy, jak gdyby co najmniej dziury żrącym kwasem wypalała. Ostatecznie mydelniczkę na brzeg umywalki odłożyła i głęboko, podkreślając beznadziejność sytuacji westchnęła. Bieliznę trzeba było wyprać, a tego, o zgrozo, nigdy wcześniej nie robiła i nigdy wcześniej nie myślała nawet, że robić będzie. Niby lubiła zdobywać nowe doświadczenia, ale litości- nie takie. Chociaż wyzwanie było istotnie niebywałe to jednak wolała o nim zapomnieć. Wolała, ale nie mogła, bo jak, skoro leży tuż przed nią i woła ,,wypierz mnie!”

- Dobrze, że przynajmniej mydło ma przyjemny zapach- bełkotała, wodę z materiału odsączając kobieta.

Apropos wody to kolejny problem Usagi doszedł, tym razem jednak fartownie i szybko rozwiązany. Jako ratunek przyszła bowiem dziewczynie suszarka. Swoją drogą za obecność urządzenia Usagi w duchu Bogu, Buddzie, dyrekcji i obsłudze szczerze dziękowała. Bądź co bądź, kiedy się tak samo sobie suszyło (, bo przecież bielizna nie włosy- do ciała przytwierdzona być nie musi,) to Usagi z łazienki do pokoju wyszła. Tam, szczęśliwie, przepełnioną kosmetykami saszetkę znalazła. Radość z permanentnego noszenia podstawowych specyfików byłaby może nieogarniona, gdyby jej myśl o nieświeżym ubraniu nie psuła. Zmuszona założyć to, co wczoraj, blondynka czuła się ze sobą okrutnie. Czysta bielizna nie wystarczała i trzeba było do apartamentu Di zwyczajnie pojechać. Tak właśnie w pewnym momencie Usagi przyznała. Płaszcz więc chwyciła i jeszcze raz, przed wyjściem, pokój wzrokiem omiotła. Wtedy dopiero zauważyła pozostawioną na szafeczce obrączkę. Wzięła ją i do kieszeni płaszcza schowała. A kiedy się niebawem na recepcji krótkim ,,do widzenia” żegnała to coś zupełnie innego sobie przypomniała.

- Aha, i jeszcze…- zaczęła nagle olśniona blondynka- Proszę powiedzieć Panu…

I tu się zatrzymała, bo przecież jego nazwiska nie znała.

- Panu Torze- po namyśle kontynuowała- Że wyjeżdżam i w sprawie kosztów za pokój się z nim skontaktuję…

,,Zaraz… Jak się skontaktuję…”- jeszcze zanim skończyła mówić siebie pytała

- Ma Pan kartkę i długopis?- nie czekając więc na komentarz rzuciła.


7 komentarzy:

  1. łłłłłłłłłłłłłłłłłłłaaaaaaaaaaaaaaaaaaał no to będzie co czytać :) :p czekam więc niecierpliwie na to spotkanie i ich rozmowę :) pozdrawiam fanka 12 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)

      Szykuję terapię szokową :D

      … Żartuję :P Ten ogólny zarys fabuły się nie zmienił. Po prostu stwierdziłam, że to co się będzie dziać wymaga większej szczegółowości- dużo większej, żeby nie wyglądało zbyt sztucznie :)

      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  2. Kamień z serca, że sama brała ten prysznic.. :p I tak właśnie po cichutku sobie marzyłam, że Usa pojedzie do domu i tam spotka Di... a w domu... różne rzeczy się dzieją ;) np. skłóceni małżonkowie się godzą lub co nie co sobie wyjaśniają w sypialni powiedzmy
    Cieszę się jak wariat, że wydłużyłaś opowiadanie i trzymam za słowo, że następny rozdział będzie dłuższy. Zmierzę go cmetrem :)
    pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie znaczy, że go tam nie było :P Mógł sam wziąć prysznic wcześniej i wyjść ;) Nie no, dobra, nie mieszam- nie było go z nią w tym pokoju w ogóle :)

      Może lepiej linijką ;) Pod warunkiem oczywiście, że to nie będzie jakaś suwmiarka przemysłowa :P Ale będzie dłuższy, musi :)

      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  3. Och ta Usagi... jak czytałam ten fragment o tym, że ma założyć drugi raz te same ciuchy, o mało nie wybuchnęłam śmiechem. Zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka, która ma problem wagi państwowej :-d
    A tak swoja drogą to zaczęłam się zastanawiać jak wygląda jej garderoba , a ściślej jakich jest rozmiarów, by zaspokoić potrzeby tej modnisi...
    Najbardziej jednak ucieszył mnie fakt, że Usa obudziła się sama w tym łóżku i że nie znalazł się tam przez przypadek Tora...
    Teraz czekam z niecierpliwością na tą poważną rozmowę z Di, chociaż mam obawy , czy nie zakończy się ona awanturą. Znając Usę może unieść dumnie głowę i nie pozwolić sobie niczego wytłumaczyć.
    To co teraz napiszę może zabrzmieć naprawdę dziwnie ale zabrakło mi w tym rozdziale Ann, no wiesz dawno ta ruda pirania nic nie wykombinowała ... :-d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. droga Selenitko nie wywołuj nam tu wilka z lasu :d bo znając naszą Lenkę to z koro wydłużyła nam opko to znaczy tylko jedno że jeszcze nam tu coś baaaardzo ciekawego szykuje ha ha ha :) fanka 12 :)

      Usuń
    2. Usagi pochodziła z bogatego domu, a potem złapała jeszcze bogatszego męża. Od dziecka dostawała to co chciała, miała wszystkiego pod dostatkiem i nie musiała się o przyziemne rzeczy martwić, więccc to jest efekt :)

      A propos szafy… Ekhm, przyznam się może, że osobiście jestem strasznym zakupoholikiem, a konkretnie ciuchoholikiem, więc łatwo mi sobie wyobrazić takie zachowanie :) Chociaż na szczęście nie przybiera u mnie to formy takiego księżniczkowania :)

      Nie bój żabki, ruda pirania będzie miała swój timing :)

      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń

Translate