BIAŁA RÓŻA
Rozdział LX
Rozmowa Diamonda z Geraldem nie dotyczyła tego, o czym myślała Ann, ale Ann…- Ann była tak sfiksowana, że inna ewentualność jej do głowy nie przyszła. Pędziła więc samochodem Fiore, klnąc w dwóch językach, jadąc na złamanie karku, zawrotnie szybko. A wszystko niepotrzebnie, bo Geralda już u Diamonda nie było. Diamond się cieszył, no, umiarkowanie- hak na Ignacio znaleziony, ale inna kwestia sen z powiek spędzała. Mianowicie, detektyw szukający Usagi działał, jakby nie działał. Boże, co za czasy, że nawet detektywi są już do dupy. Gdyby Sherlock Holmes istniał naprawdę to by go przecież ozłocił! W każdym razie coś jest- postęp z Ignaciem, należy się cieszyć i się cieszył, chociaż telefon, który niebawem dostał, w perzynę dotychczasowy sukces obrócił. Zbladł po nim śmiertelnie i twarz w dłoniach ukrył.
Rozmowa Diamonda z Geraldem nie dotyczyła tego, o czym myślała Ann, ale Ann…- Ann była tak sfiksowana, że inna ewentualność jej do głowy nie przyszła. Pędziła więc samochodem Fiore, klnąc w dwóch językach, jadąc na złamanie karku, zawrotnie szybko. A wszystko niepotrzebnie, bo Geralda już u Diamonda nie było. Diamond się cieszył, no, umiarkowanie- hak na Ignacio znaleziony, ale inna kwestia sen z powiek spędzała. Mianowicie, detektyw szukający Usagi działał, jakby nie działał. Boże, co za czasy, że nawet detektywi są już do dupy. Gdyby Sherlock Holmes istniał naprawdę to by go przecież ozłocił! W każdym razie coś jest- postęp z Ignaciem, należy się cieszyć i się cieszył, chociaż telefon, który niebawem dostał, w perzynę dotychczasowy sukces obrócił. Zbladł po nim śmiertelnie i twarz w dłoniach ukrył.
-
Muszę się przejść…- oznajmił, chwytając marynarkę i bez słowa wyjaśnień, wbrew
nawoływaniom Rubeusa, poszedł.
Podobny
telefon, ale jakiś czas później dostał też Tora.
-
… Taka prędkość, jeszcze w deszczu. Nic dziwnego, że ją wyrzuciło na zakręcie…-
słyszał.
Po
odłożeniu słuchawki milczał, milczał ogłuszony komunikatem i wpatrywał się w
Kanade niemal ze zgrozą. Straszliwa informacja rzuciła nowe światło na
sytuację. Torze zrobiło się najpierw zimno, potem odwrotnie- gorąco i szast-prast-
trzasnęła go wielka cholera. Był w
kropce, już mógł mieć Usagi dla siebie, a tu dupa. Gdyby ta idiotka zabiła się
później, ale nie- teraz. Teraz jest zbyt wcześnie, Usagi ciągle kocha swojego
męża… Niech to! Mógł ją wywieść do tej Brazylii i byłby spokój.
,,Co
robić…”- myślał, a pozłacany zegar na ścianie tykał, odmierzając godzinę za
godziną.
Tymczasem Usagi szła do firmy. Nie wspominała Torze,
że dzisiaj wstąpi, planowała go zaskoczyć. Po drodze chciała tylko kupić dwa czasopisma:
ekonomiczne i modowe. Zatrzymała się przy małym stosiku, z wyłożonymi do wglądu
gazetami. Gdyby nie duży stosik świeżej porcji afternoon daily newspaper to by
pewnie nie zauważyła tytułowej strony: ,,Ignacio Weiss bez spadkobierczyni? W
wypadku samochodowym ginie Ann Reiter”. Ale zauważyła i po tym stała chwilę nieruchomo,
przyglądając się artykułowi z tępym oszołomieniem. Wstrząśnięta wydarzeniem-
tym nierealnym ,,niewiadomo co”, o którym myślała, wkroczyła do biura. Rzuciła
gazetę na biurko i takim wzrokiem popatrzyła, że obecny w gabinecie Maki ugiął
się pod presją wyrzutu i ewakuował.
- Wiedziałeś?- spytała wyraźnie blondynka.
Tora skinął głową w milczeniu.
Usagi na to, ignorując fotel, zaczęła krążyć, tam i
z powrotem, po gabinecie, mętnawym krokiem.
- Najchętniej bym zastrzeliła pewną osobę- mówiła, przeczesując
nerwowo włosy- Czemu mi nie powiedziałeś?
Tora odetchnął głęboko i wstał, był również wściekły,
bardziej nawet o reakcję Usagi niż wydarzenie, bo niestety- zareagowała tak,
jak sobie wyobrażał, że zareaguje. Podszedł do niej, stała akurat przy ścianie,
więc przygwoździł ją ciałem, opierając swoje ręce na murze, po bokach.
- Bo Cię lubię, jako kobietę-
zaczął jej szeptać do ucha- I chcę Cię mieć tylko dla siebie. A jeżeli mi nie
wierzysz to mogę Ci to tu i teraz pokazać.
Nagle zaczął przejeżdżać rękę, wzdłuż ciała Usagi w
sposób, który nic wspólnego z oficjalnością nie miał. Usagi wtedy go odepchnęła,
a on uniósł dłonie do góry, jak piłkarze przy ,,nie faulowałem!’ i pozwolił
Usagi wybiec. Wybiegła na zewnątrz biura, budynku, złapała taksówkę. Kazała
wysadzić się gdzieś przy Tamizie.
Na Westminster Bridge otuliło ją rześkie powietrze.
Pogoda poprawiła się, w dodatku wychodziło słońce, ale wiał wiatr, więc mijając
schodki, za mostem poprawiła chustkę, chłonąc niesiony podmuchem zapach, zapach
jesieni, suchych, szeleszczących przy stąpnięciu liści. Ten zapach kojarzył się
Usagi z dniem, w którym poznała Diamonda. Kupił jej wtedy różę- zwykłą, białą,
od tej pory ulubioną różę, ulubiony
kwiat w ogóle, a sam Diamond pachnął jaśminem- konkretniej perfumami, których już
wtedy używał i których używał Tora. Ten aromatyczny, zmysłowy mix woni jaśminu,
róży i liści zapadł jej w pamięć na zawsze i przypominał…
- Di…- szepnęła blondynka.
Taki zbieg okoliczności wydał się
wręcz niemożliwy. Diamond siedział na
murku, przy Tamizie i palił papierosa, pogrążony w jakichś, wiadomo jakich,
rozważaniach. Widząc go Usagi poczuła, że kolana się jej uginają. Potok
chaotycznych myśli zaczął biec dziewczynie przez głowę, aż z tego, w końcu sama
zapomniała co tutaj robi. Nagle, jasnowłosy zobaczył ją. A patrzył tak intensywnie, że prawie zemdlała. Jego przygnębienie
zmieniło się w zdumienie i coś, jakby niedowierzanie, a temu zachowawczy blask
szczęścia zaczął towarzyszyć. Usagi szczęśliwie oprzytomniała i ku niemu,
powoli ruszyła.
- Usagi!- usłyszała raptem, za
plecami głos Tory dziewczyna.
Odwróciła się gwałtownie, a Diamond
równie gwałtownie spojrzał w stronę, z której wołanie dobiegło. Tam, wysoki,
atrakcyjny blondyn stał obok limuzyny i bez uśmiechu, z ukosa, nie na Usagi, lecz
Diamonda patrzył. W reakcji Diamond wstał, papierosa zgasił, spojrzenie
wyostrzył. Zaczęła trwać jakby mimiczna wojna tych dwojga. W końcu Tora cofnął się
trochę do tyłu, drzwi limuzyny otwarł i wzrok na Usagi przeniósł. Patrzył
śmiertelnie poważnie, wyczekująco, a Usagi… Usagi ani drgnęła, potem się do Di
odwróciła, znowu do Tory i znieruchomiała. Miała ochotę paść na ziemię i
krzyczeć w niebogłosy. Nie padła, nie krzyczała, zamiast tego krok ku Torze
zrobiła, ale po sekundzie- cofnęła go. Tora
się na to charakterystycznie uśmiechnął, szelmowsko, jak zwykle w ten sposób
maskując swoje prawdziwe uczucia.
- Chciałbym tylko zasugerować, że
może, należałoby o niej zapomnieć- powiedział ze środka Kanade, kiedy Tora, sam
wsiadał- Chiyo przepadła, ale inne panny… Chociaż może da się coś zrobić…
- Jedziemy- krzyknął kierowcy
Tora, a do Makiego oczyma przewrócił- Nie ma mowy...
Tymczasem Usagi się czuła, jakby
przeżyła właśnie zderzenie pociągów. Zwróciła ciało od ruszającej limuzyny do
Di, który miał być gdzieś dalej, ale niespodziewanie dla Usagi podszedł i był tuż
koło niej. Tak więc wprost na niego przy tym obrocie wpadła. Diamond chwycił
ją, odgarnął włosy z jej twarzy i delikatnie pocałował w usta. Kiedy rozdzielili
wargi, zaczęli patrzeć jak zahipnotyzowani, najwyraźniej w świecie niezdolni
spojrzeć na nic innego.
- Usa, Kochanie- mówił, drugą
rękę do blond- głowy przykładając.
Usagi nic nie powiedziała. Diamond
za to schylił podbródek, oczy przymknął i swoje czoło na jej czole oparł.
- Nigdy,
już nigdy... – zaklinał, a Usagi czuła, że spiął się na całym ciele, kiedy oddech
mu w gardle uwiązł - Ale to nigdy nie pozwolę Ci zniknąć.
Słysząc
to, czując znajome ciepło Usagi zapragnęła go przytulić. Chciała tego, do tak
dawna, by wziął ja w ramiona, bez żali, pretensji, problemów, a te- mnożyły
się, jak grzyby po deszczu psując, bruzdząc, komplikując. I już nawet wierzyła,
ze takie jest fatum, gdy przed chwilą Di tu spostrzegła. Tyle czasu, nie mogła
dłużej, tamy pękły, rzuciła się mu w ramiona. Oczy przymknęła, a spod nich
zaczęły płynąć łzy w ilościach nie do opanowania.
-
Tęskniłam, myślałam o Tobie. I tak mi przykro, że straciłeś dziecko- szlochała
blondynka- Naprawdę…
Diamond
rozluźnił się pod jej dotykiem i jakby odetchnął z ulgą.
-
Ciiiii Usagi, ciiii…- mówił, tuląc ją do piersi mężczyzna.
Stali
tak chwilę, a kiedy Usagi się uspokoiła Diamond ją z objęć wypuścił.
-
Chodźmy do domu - niespodziewanie zaproponowała.
Uśmiechnęła
się lekko, on, najpierw nieco zaskoczony, również. Podał jej chusteczkę i objął
ramieniem. Szli wolno, brzegiem Tamizy, zapatrzeni gdzieś w dal, milcząco.
-
Usa…- zaczął Di poważnie, głowę wyraźnie schylając- Ten facet… Czy Ty…
I
zerknął na nią. Ona na niego, oczy się jej zaszkliły, poszerzone, a twarz pełna
skruchy zrobiła.
-
Tak- szepnęła zakłopotana- Przepraszam…
Diamond
wtedy podbródek uniósł, twarz napiął, dolną wargę ust przygryzł.
-
W porządku Kochanie- powiedział, całując czoło Usagi mężczyzna- To moja wina…
Szli
dalej. Słońce na horyzoncie biło jasnym blaskiem, obiecując długo bezchmurne
niebo. Rzeką płynął statek rejsowy, turyści robili zdjęcia pod London Eye,
przystawali, patrząc, jak się Tower Bridge zamyka.
-
Di…- powiedziała ni z gruszki ni z pietruszki blondynka- Mi po prostu…
Tutaj
głębszą partie powietrza wzięła.
-
Zaczęło na nim zależeć i myślałam, że
mogłabym…
Diamond
wolna rękę, tak, że mu aż knykcie zbielały ścisnął.
-
Nie kończ…- przerwał z błyskiem wściekłej zazdrości w oczach- Jesteś moja,
tylko…
Obrócił
się, przylgnął wargami do jej i zaczął ją intensywnie całować, a ona przez to
nie mogła już o niczym myśleć.
THE END