środa, 27 maja 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział LV


- Nie możesz pozwolić się szantażować!- mówił Rubeus, gdy z Diamondem wchodził do wnętrza swojego mieszkania.

Białowłosy zatrzymał się, odwrócił i popatrzył na Rubeusa, ciągle jakby intensywnie zamyślony. Raptem ściągnął z niego wzrok i bez słowa przeszedł do drugiego pokoju. Był rozdrażniony, opanowywał to rozdrażnienie już dawno. Niemniej jednak dało się je zauważyć. Diamond bowiem nie wyciszył wciąż emocji po spotkaniu Ann, Ignacio i Fiore. Zresztą sprawa była zbyt ważna, by móc kamiennym spokojem emanować. Tyle dobrze, że się, jak zwierze w klatce nie miotał, a usiadł grzecznie, powoli na skórzanym fotelu. Rubeus zaś w tym czasie stał dalej, przy drzwiach wejściowych swojego mieszkania.

- No więc?- zagaił domagającym się komentarza tonem ognistowłosy.

- No więc co?- usłyszał z oddali niski głos Diamonda mężczyzna.

Opuścił ręce na biodra, głowę w bok odchylił i wargę u dołu przygryzł. Gwałtownie się zerwał i żywo ku Diamondowi ruszył.

- Tylko mi nie mów, że się poddajesz…- powiedział, zajmując miejsce vis-a-vis jasnowłosego Rubeus- Wynajmij detektywa, zawiadom Interpol… No, może Interpol nie, bo Interpol jest bardziej od przestępstw. Chociaż kto wie, co Usagi zrobiła, kiedy o dziecku się dowiedziała… Sprawdź szpitale, więzienia…

Mówił przy tym tak ekspresywnie, że siedzący, ze splecionymi jak do modlitwy dłońmi i schyloną ku podłodze głową, Diamond podbródek uniósł. Uniósł też jedną brew i kącik ust w mimowolnym rozbawieniu i poważnie dodał:

- ,,Rozwieś plakaty"…

Kiedy to wtrącił Rubeus zamarł, przestał mówić i gestykulować. Pełny tępej zgrozy wzrok powoli ustępował, tak jak i podszywająca werwę ognistowłosego niepewność, błagalność, powątpiewanie.

- Szpitale sprawdzałem. Więzień istotnie nie, ale może to dobry pomysł- kontynuował Diamond, już wyraźniej się uśmiechając.

Rubeus odetchnął lekko i wyciągnął rękę, żeby Diamonda po ramieniu poklepać. Następnie złożył przed sobą dłonie, plecy nieznacznie ugiął i spojrzał pytająco, wyczekując konkretnego odniesienia do problematycznej kwestii. I tym razem to Diamond przewrócił oczyma.

- No jasne, że się nie dam szantażować- odparł ręce za głowę przenosząc i ciało na oparciu fotela wspierając- Co Ty w ogóle świrujesz, nie znasz mnie czy co?

Rubeus znał go, niby bardzo dobrze, ale teraz, w takiej sytuacji, wobec tego wszystkiego… No i dziecko, Diamond zawsze chciał mieć dziecko, a Usagi… Bądź co bądź teraz, w spojrzeniu Rubeusa pojawiła się całkowita pewność i ostateczna, nieopisana ulga.

- Umysł mi się zmącił- skomentował wreszcie i sam się wygodnie na tylnej części kanapy oparł.

Siedzieli tak chwilę przed sobą w milczeniu, a twarze obojga znów skrajnej powagi nabrały.

- Jak to załatwisz?- zapytał, świdrując wzrokiem sufit Rubeus.

Diamond również świdrował sufit, tyle że z fotela naprzeciw.

- Ignacio jest osobnikiem gwałtownym i mściwym- mówił jasnowłosy, a Rubeus głową mu przytakiwał- Jest też osobnikiem majętnym i wpływowym. Ludzie, jak on mają wrogów…

Diamond umilkł, a jego twarz wyrazu stanowczości nabrała- był zdecydowany zagrać z Ann o swoje małżeństwo.

Ann jednak uważała, że gra już skończona. Zostało tylko przesunąć pionek na właściwe pole. Tak więc pełna triumfu, w oknie swojego pokoju, przy zgaszonym świetle i papierosie siedziała, snując rozważania. Jako mała dziewczynka odkryła, że dorośli biorą stronę tego dziecka, które z natury jest bardziej spokojne. Jako starsza dziewczynka odkryła, że dorośli robią tak też w stosunku do siebie samych, a jako nastoletnia pannica była już absolutnym mistrzem roli słodkiej, niewinnej i poszkodowanej. Grała swoją rolę od tak dawna i tak dobrze, że nikt by nawet nie pomyślał, że Ann Reiter może być inna, niż słodka, niewinna i poszkodowana. Dla niej samej z kolei bycie słodką, niewinną i poszkodowaną stało się drugim powietrzem. Nie potrafiła żyć bez bycia traktowaną, jak słodka, niewinna i poszkodowana. Wymagała bezwzględnego wsparcia dla wszystkiego co robi, myśli, chce, potrzebuje. Zawsze sprzyjały jej okoliczności i nigdy nie uczyła się na błędach, bo nawet jeśli jakiś wychodził to niespodziewanie zaczynał stanowić atut, narzędzie, kartę przetargową. Otóż np. ciąża. Zaszła w ciążę, ojciec dziecka zakochany po uszy- Gerald Walker, niby dziedzic ogromnej fortuny, szlachcic. Dziadek na wykończeniu, ojciec niestabilny psychicznie, więc Gerald prędzej prędzej, niż później wszystko zgarnie, o ile- właśnie, o ile sam dożyje, bo chorowity był niesamowicie. Ann nie chciała takiego mężczyzny, chciała kogoś innego i wtedy pojawił się Diamond, jak grom z jasnego nieba, niczym ucieleśnienie niezrealizowanego do tej pory marzenia, a że Ann swoje marzenia realizowała ze strasznie egoistyczną bezwzględnością to szybko zdecydowała pozbyć się głównej przeszkody- żony.

,,Żeby tylko mu ten wcześniejszy poród wmówić…”- myślała kobieta.

Zaciągła się jeszcze raz, rzuciła papierosa na parapet, przydeptała go i obcasem zgarnęła.

,,W razie czego będziemy już po ślubie. Wuj nie pozwoli mu wziąźć ze mną rozwód… A potem? Potem się zakocha. Przecież jestem taka urocza...”

poniedziałek, 11 maja 2015


BIAŁA RÓŻA

Rozdział LIV


Minęło parę dni. Di był potrzebny w Londynie. Wyjechał stamtąd nagle, wbrew planom, zostawiając mnóstwo spraw niezałatwionych. Tak więc czy chciał, czy nie to musiał do Europy, choćby na chwilę wrócić. Usagi z kolei jakby się pod ziemię zapadła. Nikt nie widział, nikt nie słyszał- poufnie oczywiście, bo zniknięciu żony Diamond wolał nie dawać rozgłosu. Szukał jej, szukał i nic. Nie znaczyło to, że w Tokio jej nie ma. Największe miasto świata stwarzało w końcu pewne możliwości. Jeśli Usagi uparła się na coś, przykładowo uparła się zaszyć w jakiejś  dziurze to mogła siedzieć tam aż do skończenia świata. Warunek istniał tylko jeden- rzeczona dziura musiałaby być luksusowa- przesłanka zawężająca, jakkolwiek niewystarczająco, ażeby z powodzeniem wszystkie luksusowe dziury w Tokio przetrząsnąć. I właśnie tutaj Diamonda coś dodatkowego trapiło. Mianowicie, Usagi nie mogła żyć bez pieniędzy, a żadnych środków do tej pory nie podjęła, nikt jej nie pożyczył i nie mogła mieć przy sobie dużo. Martwił się tym na dobitkę, już nie tyle o małżeństwo, co zdrowie Usagi, ale choćby rwał włosy z głowy to bezczynne siedzenie w Tokio nie różniło się niczym od bezczynnego siedzenia w Londynie. Zwłaszcza, że doszedł kolejny problem-Ignacio, który zaczął do niego z groźbami wydzwaniać. Ewidentnie Ann jego wylot jako ucieczkę potraktowała, doniosła Fiore, a ten Ignacio albo Ann sama bezpośrednio Ignacio i w efekcie Diamond miał tych troję na karku. I to był problem nr… niewiadomo który, bo gdy Diamond zdecydował się do Londynu wrócić przyszedł jeszcze jeden, a konkretniej to przyszła koperta- z podpisanymi papierami rozwodowymi i obrączką w środku. Wydawałoby się, że 11 h lotu to sporo czasu na jakieś dictum, ale białowłosy nie mógł zebrać rozproszonych myśli. Skąd Usagi wzięła papiery rozwodowe to wiedział- sam kazał je wysłał na adres domowy po ubiegłym opuszczeniu Tokio. Najwyraźniej wpadły w ręce Usagi dopiero teraz. Ale skąd Dania? Taki mały kraj, litości, gdzie tam Usagi- bardzo inteligentna, ale  jednak noga z geografii, wiedziała o Dani? Zawsze mogła chcieć znaleźć takie miejsce, które by mu do głowy nie przyszło. Zgadza się, nie przyszło, ale…

Diamond zmęczone oczy przetarł. Chwilę jeszcze trzymał dłonie na skroniach, a potem ręce opuścił i głowę do tyłu odchylił.

,,Nie ma jej tam…”- stwierdził, a w jego rozważania wdarł się głos kapitana samolotu: ,,Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania…”

Całkowitemu rozjaśnieniu sytuacji nie pomogło przybycie na lotnisko głównej postaci dramatu- Ann, a oprócz niej też Ignacia, Fiore i Rubeusa. Ignacio i Fiore zdanie mieli już wyrobione, a z jakichkolwiek podejrzeń wobec Ann pozostawali wyzuci. Nie czynili więc żadnych prób uzyskania wyjaśnień o co tu naprawdę chodzi. Temat ten za to chciał koniecznie poruszyć Rubeus. Rubeus nigdy anielskim usposobieniem nie grzeszył i lubił wyrażać swoje poglądy. Poglądy Rubeusa były całkowicie z jego wyrazem twarzy sprzężone. Wyraz twarzy Rubeusa nie spodobał się Fiore, Ignacio reakcje Fiore podchwycił, a Ann… Ann przywołała grymas jak najsłodszego zidiocenia. Kładła rączkę na rękawie wuja, jakby chciała go uspokoić, ściskała dłoń kuzyna, jakby chciała powiedzieć, że wszystko w porządku, ona też zawiniła. Oczy Ann biegały między Ignacio, Fiore i jeszcze Diamondem, niby kojąco-ciepło, ale też histerycznie, z niemowlęcą niewinnością i dziecięcą obawą. Diamond przyglądał się im wszystkim badawczo, gaszony zdrowym rozsądkiem i zajęty rozmyślaniami. Podejrzenia drzwiami i oknami do jego głowy waliły, ale wspomniana czwórka najwyraźniej głośniej, bo raptem Diamond pełny nagany głos Ignacio usłyszał:

-… wziąć odpowiedzialność!

Mężczyzna przemógł wtedy zmartwiały bezruch.

- Czego Pan oczekuje?- zapytał spokojnie jasnowłosy.

Ignacio splótł dłonie, wstrzymał się chwilę i popatrzył Diamondowi w oczy.

- Oczekuję, Diamond-san, że zmienisz żony…

Diamond-san znów znieruchomiał, zaskoczony kompletnie.

- Zrobiłem mały rekonesans…- kontynuował starszy mężczyzna- dzięki czemu wiem, że nie masz z żoną dzieci. Podobno żona nie chciała. Ale to bardzo dobrze, tak jak i zresztą to, że się wam w ogóle nie układa… Mamoru Chiba?

Kiedy Ignacio imię Mamoru powiedział, marszcząc brwi w udawanej niewiedzy to Ann na chwilę, niestety tylko dla Rubeusa zauważalnie, triumfalnym blaskiem zalśniła.

- Chyba tak się nazywa ten kochanek żony. Dziwne, że gazety nic nie pisały…

Na twarzy świadkującego sytuacji Rubeusa mignął palący popłoch. Kamienny spokój Diamonda zaczynał powoli pękać. Rubeus widział tą zbita pięść i ściśnięte  kurczowo usta. Tylko tego brakowało, żeby jeszcze Ignacia pobił. Sam Rubeus, gwałtowny z natury, miał ochotę go pobić. I Ann też, kij z tym, że kobieta i na dodatek ciężarna. No ale musieli się opanować. Wiedział to też ,,najpierw robię, potem myślę” Rubeus. Sytuacja była poważna, nie należało dawać się ponieść nerwom, ale również szantażować.


poniedziałek, 4 maja 2015


18+

NARESZCIE MOJA


Książę przepadł, stracił głowę już dawno, ale dopiero teraz sobie uświadomiła, że nigdy nie będzie jej, jak nigdy nie był. Wszystko z winy tej Księżycowej Księżniczki, Neo-Queen Serenity tak dobrej, czystej i nieskalanej, że się aż Esmeraldzie niedobrze robiło. Nienawidziła jej ogromnie, szczerze i coraz bardziej. Chciała, aby zniknęła na dobre, pogrążona w chaosie, cierpiąc za wygnanie Bractwa Czarnego Księżyca i przywłaszczenie sobie serca jej Księcia.

- Wasza Wysokość, Endymion z pewnością po nią przybędzie- zauważyła, składając wargi w cynicznym uśmiechu- Ostatecznie mają zostać małżeństwem…

Wiedziała, że mówiąc to posunęła się zbyt daleko. Czuła rosnącą u Diamonda złość na nią, czyli tą która obraża Serenity i o niewygodnym losie przypomina. Samą Esmeraldę z kolei frustracja Diamonda też zirytowała. Rozłożyła więc wachlarz, chcąc zasłonić kwaśno wykrzywione usta.

- Esmeraldo- rzucił tonem, który wysłał dreszcze po jej kręgosłupie- Możesz wyjść…

Diamond wziął łyk karmazynowego wina, a zesztywniała na chwilę Esmeralda się ukłoniła.

- A, jeszcze jedno- dodał, odciągając lampkę- Nie wspominaj więcej imienia Księcia Ziemi w mojej obecności…

Jego głos był spokojny i uwodzicielski, poważny i zaostrzony równocześnie.

- Jeśli chodzi o Serenity to nie jesteś warta wymawiać jej imienia. Na przyszłość, nie każ mi się znów denerwować …

Paląca zazdrość w jej oku błysnęła.

- Tak, mój Książę, wybacz…- odparła, szczątkami woli, ledwo co dopadającą ją furię tłumiąc.

Zniknęła szybko, by móc pozbierać się gdzieś indziej, z dala od jego narowistego spojrzenia. Nie chciał jej, nie chce i dopóki Serenity nie umrze, ba, nawet jeśli umrze, to jej chcieć nie będzie.

Książę westchnął. Wziął kolejny łyk krwistoczerwonego wina, pozwalając płynowi palić gardło, jak ogień, pulsować w żyłach.

- Serenity…- szepnął.

Nie mógł żyć, widząc ją w ramionach innego, a zwłaszcza tego nic nieznaczącego Księcia Ziemi.

- Phyyy- prychnął i gwałtownie lampkę wina odłożył.

Myśl o Endymionie, choćby ta najdrobniejsza, jak czerwona płachta działała.

Wyszedł więc z sali tronowej i zaraz się u drzwi swojej komnaty pojawił. Tam była ona- przyszła Królowa Kryształowego Tokio, śpiąca spokojnie na jego poduszce, w jego łóżku.

- Serenity- mówił cicho, idąc ku niej.

Ale Serenity spała dalej. Wyglądała jak chińska lalka, ze swoją porcelanową skórą w długiej, białej sukni, na satynowym prześcieradle, między ciemnymi zasłonami łóżka. Jego oczy wędrowały wzdłuż ciała księżniczki, aż pociemniały wypełnione potrzebą, żądzą, głodem, pragnieniem. Rozpiął kaftan i rzucił na ziemię. Usiadł, a czas jakby się zatrzymał, gdy w oblicze śpiącej Serenity patrzył.

- Nareszcie moja- szepnął, strącając pasmo włosów z twarzy Serenity Diamond- Tylko moja…

Schylił się i delikatnie zaczął całować jej wyeksponowaną szyję, a smak skóry Serenity był słodki, słodszy niż wino, które pił niewiele wcześniej. Doświadczywszy tego zaczął pocałunkami schodzić niżej, tuż nad linię materiału osłaniającego piersi. Wtedy dziwne uczucie ciałem kobiety wstrząsnęło. Śniła, przyjemnie się uśmiechając. Widząc to w Diamondzie nowy ogień złości zapłonął.

- Nie pozwolę Ci myśleć o Księciu Ziemi- rzucił, tym razem głośniej- Zwłaszcza nie w takim momencie…

Mimo generalnego rozjuszenia, ze spokojem i ostrożnie ciało Serenity podniósł, tak, że jego nagiego torsu teraz dotykało. Rękoma sięgnął za nią, suwaka na plecach, który rozpiął, dzięki czas suknie do pasa ściągnął. Uwolnione piersi jego skóry dotknęły. Stały się twarde, co Diamonda prawie do szaleństwa doprowadzało. Nie mógł dłużej znieść tej tortury. Ujął sutek wargami, a Serenity jęknęła. Kąciki ust mu się w zadowoleniu uniosły, gdy ręką jej drugą pierś pieścił. Lubiła to, widział, że to lubi. Przyciągnęła go sama, ciałem zaczęła podświadomie ruszać, a on ją niemal pożerał. Uwolnił prawą rękę i nią suknię Serenity do kostek zwinął. Wracając, przesuwał palcami po wnętrzu jej ud i kiedy fałd między nogami sięgnął, kobieta gwałtownie powietrze złapała, oczy otwierając. Była zdezorientowania widząc, co się tutaj dzieje. Nieznany pokój, słabo oświetlony, łóżko z czarnym prześcieradłem, białe włosy w jej dłoniach, język Diamonda dotykający jej…

- Diamond?!- krzyknęła, ciało podrywając.

Mężczyzna popatrzył w górę.

- Serenity- powiedział zmysłowo, zbyt zmysłowo jak dla niej Księżę- Nareszcie się obudziłaś…

Nie wierząc jeszcze temu, co widzi księżniczka głową wstrząsnęła. Nie pomogło. Spróbowała w kolejnym odruchu wstać, ale Diamond pchnął ją na plecy.

- Chciałem to zrobić wieki temu, Kochanie- dodał, przysuwając się bliżej.

Serenity podniosła ręce, żeby jego ciało odepchnąć, ale bez skutku. Był dla niej za silny. Lewą dłonią trzymał jej lewy nadgarstek. Prawą podbródek chwycił, zmuszając, by w jego oczy patrzyła.

- Ty chory draniu…- syknęła, wrogo spoglądając.

Zawzięty wyraz twarzy wcale go nie zniechęcił. Przeciwnie, uważał, że jej pasuje. Upajał się tym jej pięknem, a ona znów ciałem szamotała.

- Zły pomysł, moja droga, zły pomysł- skomentował, przekornie, z uśmieszkiem, kręcąc głową na boki,na koniec poważniejąc i przestając- Im bardziej się opierasz, tym bardziej Cię chcę…

- Nie śmiej…- panicznie odparła kobieta- Diamond, nawet nie śmiej…

Niekontrolowany dreszcz jej ciałem wstrząsnął.

- Wiem, że też mnie chcesz- rzucił rozradowany tym, jak pod jego najdrobniejszym dotykiem zadrżała.

- Mylisz się- ripostowała głosem niepewnym, tkniętym namiętnym żarem z akcentem wszechogarniającej rozpaczy.

Teraz to już mu oczy, jak pochodnie płonęły.

- Obserwowałem Cię wiekami- jego ochrypły głos wdarł się do jej umysłu, niczym pomruk straszliwej bestii.

- Urosłaś do rangi… - zapauzował szukając właściwego słowa- …obsesji. Próbowałem dać sobie spokój, ale to okazało się być absolutnie niemożliwe. W tym życiu, tamtym czy przyszłym, po śmierci, na wieki, Ty Serenity. Jesteś, jak narkotyk. Nie mogę już dłużej, musisz być moja prawdziwie, nie tylko we śnie…

Umilkł i patrzył. Ona też milczała. Po chwili zawieszenia Diamond gwałtownie drugą rękę Serenity chwycił. Tym sposobem obie dłonie się przy bokach głowy blondynki znalazły. Jasnowłosy zaczął ją nagle z jakimś pierwotnym głodem całować. Ogłuszył ją tym całkowicie, spychając w kłębowisko myśli, uczuć, pragnień, powinności. Coś innego niż strach błyskawicznie urosło, osłabiając jej opór, coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zupełnie. Zauważył to i zwolnił uścisk nadgarstków.

- Po prostu się zrelaksuj. Nie skrzywdzę Cię…- szepnął, opuszczając wargi i skubiąc jej ucho.

Obniżył głowę, ponownie smakując jej piersi, a zwolnioną ręką zaczął rozpinać spodnie. Kiedy Serenity pierwszy ruch wewnątrz siebie poczuła, jęknęła. Bolało, że aż zapomniała o wcześniejszej gotowości do wzywania pomocy. Zamiast tego zaczęła krzyczeć imię Diamonda z intencją, by przestał. Jednak nim się spostrzegła, wołała jego imię już bez tej intencji. Ból przeszedł w przyjemność, uczucie przyjemności ją przytłoczyło. Umysł próbował ściągać jestestwo Serenity na właściwe miejsce, lecz jakiś instynkt podpowiadał jej by nie wracał, został z ciałem, zapadł się w niemoralnie rozkosznej perspektywie. Zapadł się. Serenity oddawała pocałunki, chciwie przyciągała Diamonda. Jej oddech stał się urywany, źrenice rozszerzone i w końcu, z bezkresu doznań, omal się nie rozpłynęła. Przez długi czas potem, nie mogła myśleć, otumaniona intensywnością rozkoszy, a kiedy wreszcie mogła to żałowała, że może. Była przerażona- jak ona teraz spojrzy w oczy Mamoru…

- Zapłacisz za to- powiedziała wątpliwie, nawet nie krzyknęła - Kocham Mamoru…

I szybko się z objęć Diamonda wyrwała. Wyrwała, bo jej pozwolił, rozłożył ręce i wstał ubierając spodnie.

- Twoje usta mówią ,,kocham Mamoru”, Twój umysł podpowiada Ci, że to co robimy jest złe, ale Twoje ciało lgnie do mnie. Dlaczego po prostu nie zapomnisz o Endymionie? Boisz się, że Mała Dama nie będzie istnieć w Kryształowym Tokio?

Usagi patrząc na Diamonda, rumieniec złapała. Spąsowiała jeszcze bardziej, gdy sobie uświadomiła, że sama leży tutaj w pełnej okazałości. Pośpiesznie, trochę nieporadnie się więc prześcieradłem okryła. Diamond w tym czasie poszedł do stolika nalewać wino.

- Mała Dama to moja córka, a jej ojcem jest Mamoru- Endymion, Książę Ziemi- powiedziała, szczelność prowizorycznego okrycia sprawdzając.

- Czemu jesteś taka pewna, że on jest jej ojcem?- zapytał, już z powrotem wracając.

Strasznie ją to zaskoczyło. Tak bardzo, że nic nie powiedziała, ogłuszona sytuacją.

- Wina?- zaoferował, wyciągając lampkę w stronę blondynki Diamond.

Neo- Queen Serenity wzrok ku niemu podniosła.

- Tak, proszę…

THE END

Translate