czwartek, 17 listopada 2016



OBRAZ


- Hmm- mruknął, a grymas dezaprobaty wykrzywił jego usta.

Stał przed ogromnej wielkości ryciną, u stóp schodów drewnianego domu. Pił wino, drugą rękę trzymając w kieszeni spodni.

- Ikuko!- zawołał, nie spuszczając wzroku- Czy zawsze to tak  wisiało? Odwiedzałem ciotkę z podziwu godną regularnością i nie przypominam sobie tej hebanowej ramy. Poza tym… - urwał, już się odwracając- To jest rama pod obraz olejny, nie ilustrację.

- Pani kupiła tę rycinę tuż przed swoją chorobą, Sir- odparła wyrosła tuż obok niego gosposia- Ale ramę to ona przyniosła ze strychu.

Diamond zmarszczył brwi, próbując sobie wyobrazić ciotkę z antycznym bydlęciem w objęciach.

- Czy Pani miała tę ramę od dawna?- drążył wyraźnie zaciekawiony.

-  O, tak, Sir- przytaknęła gosposia-  W święta minie pięć lat odkąd pracuję tutaj, a wtedy już ten obraz widziałam.

- Obraz?- pytał białowłosy z rosnącym zaciekawieniem.

- Tak, obraz. W ramie był obraz. Wciąż jest na górze, ale cały pociemniały, brudy. Pani się chyba nie podobał, więc zabrała ramę. I dobrze, bo rama piękna. Pan mówi, że nie pasuje, ale…

Diamond poczuł nagle ogromną chęć zobaczenia obrazu- a nóż to jakieś bezcenne dzieło, w którym oczy ciotki widziały wyłącznie śmieci.

Odłożył więc szklaneczkę z winem, szkło głośno stuknęło o ławę. Obrócił się tyłem do Ikuko i ruszył po schodach, za siebie wołając:

- Musisz mi pokazać gdzie leży ten obraz, Ikuko!

- Tak, Sir- odparła i, chwytając spódnicę rękoma, poszła za białowłosym.

Strych był przepełniony meblami w ilości wystarczającej na otwarcie antykwariatu. Barokowa witryna, sekretarzy a’la Ludwik XV, niewielka, flamandzka komoda, szafa typu kaidan- tansu, płaskie kufry i niskie stoliki: fuzukue, zataku, kotasu. Diamond obiecał sobie zająć się tymi skarbami później, bo  teraz to on chciał odszukać budzący rosnące zainteresowanie obraz. Kierowała nim ciekawość i… właśnie, i co? Sam nie wiedział, jakby potrzeba. Szczęśliwie, nie przyszło mu długo czekać. Ikuko znalazła obraz natychmiast, i rzeczywiście- był ciemny jak tabaka w rogu. Nie dało nawet powiedzieć się co tam namalowano- czy to człowiek, czy drzewo, a może dom. Była jakaś wyraźniejsza plama po środku, ale najsprawniejsze oko by jej charakteru, ani pierwotnego koloru nie zgadło. Obraz wykonano na grubej płycie i obtoczono skórą.

- Skóra?- zastanawiał się Diamond, przy malowidle kucając- Po co skóra do jednopłytowego obrazu?

- Będę jeszcze potrzebna, Sir?- przerwała jego dywagacje gosposia.

- Nie, Ikuko, dziękuję- odparł, a kobieta skinęła głową i wyszła.

Kucał dalej, przejeżdżał dłonią wzdłuż krawędzi obrazu i myślał.

- Dlaczego ten panel jest aż tak gruby?

Nagle, jakby olśniony, zatrzymał rękę i szarpnął skórzane obicie. Było stare, więc przerwało się bez problemu. Szarpał dalej, aż rozdarł całość. Wtedy jedna płyta okazała się być dwiema, złączonymi ze sobą do środka. Rozdzielone teraz panele padły na ziemię, wzniecając kurz. Diamond zakaszlał, podniósł siebie, jeden z obrazów i przeniósł go bliżej okna.  Tam zamarł, wpatrzony. Namalowany był bowiem nikt inny, jak on sam, i jakoś dziwnie- po królewsku, w Książęcych szatach czy coś.

- Co do… !?- zaczął, ale urwał, bo jego wzrok padł na drugi z obrazów.

Drugi z obrazów przedstawiał kobietę, piękną kobietę, blondynkę w białej sukni. Serce zaczęło mu bić szybciej, jak oszalałe, nie mógł odwrócić swoich oczu od jej. Stał tak minutami nieruchomo, w końcu się ocknął, chwycił obraz i wziął do swojego pokoju. Ustawił go pod ścianą, siadł w fotelu naprzeciw, podparł ręką podbródek i patrzył.

- Czy podać Panu kolację tutaj, Sir?- zapytała pod wieczór Ikuko.

Nie słyszał nawet jej pukania, ani kroków gdy weszła do sypialni.

- Dziękuję, nie będę jadł. Masz wolne- powiedział.

I patrzył, dalej.

‘’Kim jesteś?’’- dumał.

Raptem  wstał, podszedł do obrazu i palcem zaczął przeciągać wzdłuż namalowanych jasną farbą loków. W połowie zastygł, bo jakby poczuł autentyczną miękkość kobiecych włosów. Uśmiechnął się jednak na to cynicznie i z powrotem usiadł.

‘’Kim jesteś?’’- myślał, aż w końcu zasnął.

Kiedy tak spał poczuł obejmujące jego tors zza pleców ramiono, i zaraz usłyszał szeptane mu jakby do ucha słowa:

- Ile to czasu minęło odkąd Ciebie straciłam?


Skamieniały, otworzył oczy. Ogień palił się słabo w kominku, nocny mrok ogarniał pokój. Patrzył przed siebie, niby w ciemność, ale na obraz. Obraz był… pusty?  Diamond, przekonany wcześniej, że w pełni zmysłów i trzeźwy jak świnia, nie ruszył się ani o centymetr. Coś spod szyi, ta ręka jak mniemał, przejeżdżała teraz delikatnie wzdłuż jego piersi. Dotyk się urwał, jakby zaszeleściło. Zza pleców mężczyzny, fotela, na którym siedział wyszła kobieta i stanęła przed nim, tyłem do obrazu, wtapiając się w jego tło. Białowłosy nie mógł nic powiedzieć, zszokowany. Wszystkie znane mu prawa natury były niczym, albo on był szalony. Pozostał tak nieruchomo, kiedy biała, aksamitna suknia zamiotła podłogę przed nim. Dziewczyna z obrazu zbliżała się do niego, oddalała od ramy, pokazując, ze jest poza nią. Stanęła, na jej twarzy mignął uśmiecH, swoją ręką jego chwyciła. Ręka była miękka, ciepła… ludzka. A dziewczyna pachniała…

- Di- powiedziała.

Na ten głos i dotyk, zapach, spojrzenie i uśmiech, świat wziął głęboki półobrót. Raptem wydało się, jakby to nie było nic przerażającego, ba, nawet niezwykłego dla portretów, żeby ożywać, tylko najbardziej naturalnego pod słońcem. Przyciągnął ją do siebie, popatrzył w oczy. Dałby sobie głowę uciąć, że była prawdziwa.

- Nie jesteśmy sobie obcy…- szepnął.

Dziewczyna spuściła wzrok, uśmiechnęła się lekko i znowu oczy na Diamonda podniosła.

- Nie jesteśmy.

To spojrzenie przenikało mu do duszy, czerwone usta, tak blisko jego, drżały. Poczucie odzyskania największego życiowego skarbu, który wydawał się całkowicie stracony, wypełniło go. Zamknął ją w swoich objęciach. Nie była duchem, była kobietą, jedyną taką na świecie.

-- Diamondzie, Diaaaaaaaamondzie!- dało się nagle słyszeć z podwórka.

Ktoś krzyczał i walił na drzwi, jak oszalały. Diamond mimowolnie poluźnił uścisk. Wtedy blondynka zrobiła krok w tył. Na jej twarzy malowało się zdezorientowanie i paniczny strach przed dekonspiracją.

- Diamondzie, do licha, wiem, że tam jesteś!- tym razem do głosu doszło jeszcze walenie na drzwi .

I jakiś ruch w hallu. Ikuko chyba zbiegała po schodach. Diamond odruchowo spojrzał w stronę drzwi, a dziewczyna wycofała się o kolejny krok. I jeszcze jeden. Mężczyzna popatrzył na nią, zerwał się, aby ją chwycić, lecz ona wsiąkła już do obrazu.

- Diamondzie, wywarze drzwi! Myślisz, że przede mną uciekniesz?! Zapomnij!

Mężczyzna obrócił się ku wyjściu, potem z powrotem do obrazu- nie wiedział co robić, gdy usłyszał dźwięk dwóch par wbiegających po schodach butów: ciężkich obcasów i papci.

- Sir!- zaczęła krzyczeć Ikuko.

Diamond ruszył więc, spoglądając jeszcze na odchodnym w obraz. Esmeralda gnała korytarzem. Kiedy go zobaczyła, rzuciła mu się na szyję.

- Porozmawiaj ze mną- prosiła, ale on ją odepchnął.

- Nie mamy o czym, wyjdź proszę- mówił.

- Ale ja Cię kocham!- krzyknęła, znnowu próbując go objąć.

Ten jednak zawczasu ujął jej ręce i spróbował skierować po schodach na dół ku wyjściu.

- Nie rozśmieszaj mnie, moja droga. Wracaj lepiej do mojego brata.

Na to Esmeralda zaczęła się wyrywać, szarpać, rzucać. W amoku zwaliła coś z szafeczki przy schodach, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, bo szaleńczy harmider pochłonął ich całkowicie.

-  Sir!- krzyknęła nagle Ikuko, wskazując miejsce przy górze schodów, gdzie jeszcze niedawno stali.

Dostrzegalna  w głosie kobiety panika zwróciła uwagę pozostałej dwójki, wprawiając ich w osłupienie. Paliło się, a Diamond stał u stóp schodów i patrzył skamieniały. Widział to jak we śnie- tak, to było naprawdę sno-podobne.

- Na zewnątrz, obie, szybko!- krzyknął w końcu, odgradzając kobiety od płonącej części domu ramieniem i robiąc kroki do tyłu.

Tym razem Esmeraldy nie trzeba było prosić. Kobiety wycofywały się, a Diamond… Diamond tchniony nagłym olśnieniem, ruszył do przodu.

- Sir!- krzyknęła obracająca się za nim Ikuko.

,,Ocal mnie”- szeptał głos w jego głowie- ,,Ocal…”

- Diamond, do cholery!- wrzasnęła Esmeralda.

Chciała biec po niego, lecz w tym momencie drogę zagrodziła jej płonąca belka.

- Diamond!- pisnęła jeszcze, tak głośno, że aż ścisnęła pięści i zmrużyła oczy.

Schody zapadały się, paliły, były gorące jak piekło. Kiedy dotarł na piętro dym już tak zgęstniał, że ciężko było odróżnić kształty. Coraz ciężej się oddychało. Diamond zaczął kaszleć, tracić oddech. Musiał się czołgać, walczyć z ogniem, który zaczynał już skakać z okien. Ostatecznie, resztą sił dotarł do  swojej sypialni i spod otwartych drzwi, przez dym i płomienie zobaczył obraz. Chociaż słabnął to mógł przysiąc, że ona, z tego obrazu wyciąga ku niemu ręce. Zanim sam wyciągnął swoją, żeby jej sięgnąć i wykrzyczeć imię, upadł. Stracił przytomność, czuł jednak oplatające go ręce. Czyżby go uratowali? Ale te ręce, takie ciepłe i miękkie..

- Diiiiii!- otworzył oczy- Co Ci się śniło? Jesteś cały mokry.

Osłupiała patrzyła, jak on osłupiały patrzył teraz na nią.

- Jesteś prawdziwa?- zapytał, delikatnie chwytając jej policzek.

- Ależ oczywiście, głuptasie.  Wstawaj- powiedziała zamaszystym ruchem odgarniając kołdrę- Bo Cię wizytacja królewska z Ziemi w łóżku zastanie.

Diamond spojrzał na ścianę przed nim. Wisiały tam dwa obrazy, jego i jej w hebanowej ramie.



''It’s hard to tell that the world we live in is either a reality or a dream.''




THE END



Translate