BIAŁA RÓŻA
Rozdział VII
Usagi wjeżdżała na parking lotniska myśląc o wydarzeniach poprzednich dni. Zajmując niebawem najdogodniejsze według niej
miejsce zgasiła silnik swojej ciemnej hondy, ale nie wysiadła od razu chwilę
jeszcze nieobecnym wzrokiem przed siebie patrząc. Ostatecznie jednak blondynka przeciągle westchnęła, jakby przejawiając
tym koniec odrywającej ją od rzeczywistości zadumy, ale tak naprawdę była to
jedynie forma uzewnętrznienia ciągle kołatających się w środku jej głowy myśli.
Jedną ręką otworzyła drzwi i drugą, sprawnie pas odpinając, sięgnęła po rzuconą
na fotel pasażera torebkę. Miała już wyjść, ale akurat przyświeciło ostre
słońce i dziewczyna jeszcze wyciągnęła ze schowka rzucone tam okulary. W końcu tak
nimi i rozwianymi włosami przysłonięta ruszyła ku prowadzącym do wejścia
budynku lotniska schodkom.
,,Może nie potrzebnie się do tego stopnia przejmuję?”- dumała zwracająca swoim wyglądem uwagę przechodzących obok dziewczyna- ,,Ami mi wybaczyła...Ba, nawet powiedziała, że od zawsze o wszystkim wiedziała…"
Usagi przystanęła na chwilę mając wrażenie, że kątem oka widzi dobrze jej znaną twarz. Kiedy jednak obróciła głowę kobieta została przysłonięta grupką akurat przechodzących tamtędy turystów i mająca lepsze rzeczy do pomyślunku blondynka ponownie zaczęła trawić swoje rozterki.
,,Eh ta Ami… Zawsze pełna miłości i ciepła nawet dla największego wroga”- wkraczająca już do środka budowli dziewczyna myślała- ,,Tyle, że w takiej sytuacji wrogowi łatwiej wybaczyć niż przyjaciółce, a ona zrobiła to od razu, bez zadawanych pytań czy żądanych wyjaśnień. Jest po prostu niesamowita… A ja? Boże, nawet do tej sprawy podeszłam egoistycznie. Chciałam w pierwszej kolejności zrzucić z siebie gniotący mnie ciężar, a dopiero potem uzyskać przebaczenie i chociaż ją o nie prosiłam to nie przypuszczałam, że da mi je tak łatwo. Zaskoczyła mnie całkowicie paradoksalnie przy tym dołując, bo o dziwo nie czuję się dobrze z jej ,,w porządku Usa”. Gdyby zaczęła jakąś obrazoburcza tyradę to nie byłoby mi z tym tak źle jak jest teraz. Jej przepleciona bezkonfliktowością dobroć sprawiła, że poczułam się skończoną jędzą… A może raczej mi to uświadomiła… W końcu nie byłam dobrą przyjaciółką, żoną, córką… Ba, byłam straszną przyjaciółką, żoną, córką. Muszę to do cholery zmienić… Tylko, żeby Di mi wybaczył…"
Usagi podeszła do wyświetlającej przyloty samolotów tablicy.
,,Di powinien przechodzić właśnie odprawę…”- dumała zaraz ponownie ruszając przygryzająca dolną wargę blondynka- ,, Di nie jest jak Ami i nie da sobie w kaszę dmuchać… Rei miała rację mówiąc, że trzeba się będzie postarać…"
Usagi nagle stanęła w pewnej odległości od bramki widząc okazującego dokument Diamonda.
,,Cały mój świat przysłaniał Mamoru, a ja nigdy nie pomyślałam, żeby go obejść, by móc na ten świat spojrzeć. Tymczasem kiedy to wreszcie zrobiłam zauważyłam, iż Mamoru zacieniał mi coś bardzo ważnego…”- dalej myślała bacznie wzrokiem z oddali śledząc swojego męża- ,,Wiedz jedno Di, choćby nie wiem co to nie zamierzam Cię stracić…"
Usagi tak bardzo rzucała się w oczy, że ledwo zdjęła przeciwsłoneczne okulary białowłosy od strzała zauważył jej obecność. Początkowo zaskoczony tym jednoosobowym komitetem powitalnym mężczyzna szybko jednak zmienił ułożone w zdziwieniu usta na swój szelmowski uśmieszek i z takim wyrazem twarzy podszedł do odważnie patrzącej ku niemu dziewczynie.
- Witaj z powrotem Kochanie- powiedziała ujmując dłońmi Diamonda policzki i śmiało jego wargi całując.
Ten zaś nieco osłupiał i prezentując swoje tym razem jeszcze większe zdziwienie uniósł jedną brew w górę.
- Widzę, że próbujesz podratować zszargany ostatnim weekendem wizerunek- odparł trzymający prawą dłoń w kieszeni mężczyzna.
Stojąca vis-a-vis niego Usagi wyraziła niezadowolenie z komentarza marszcząc swoje zasłonięte trochę włosami czoło.
- Oj Di, nie bądź taki- rzuciła zrównując się z nim, by wsunąć rękę pod jego ramię blondynka.
Tak ułożeniu zaczęli iść wolno przed siebie- on lewą dłonią ciągnął za sobą walizkę, prawą lokując wewnątrz kieszeni spodni, tak, ze ona mogła się o nią wesprzeć drugą ręką trzymając torebkę i zdjęte wcześniej okulary.
- Jak interesy?- zagaiła przymilnie dziewczyna.
- Dobrze- rzucił zdawkowo mężczyzna- Skąd moja droga wiedziałaś o której tu będę?
Usagi w odpowiedzi spojrzała ku niemu niewinnie trzepocząc swoimi długimi rzęsami.
- Biedny Safir…- zrozumiawszy westchnął i teatralnie spuścił na chwilę podbródek- Co mu zrobiłaś?
- Garnek budyniu malinowego… Przy czwartej misce prawie odleciał, ale się nawet nie zająknął. Po piątej zaś śpiewał już jak z nut...
Mający w pamięci alergię Safira na mleko i zdolności Usagi do przypalenia jajek nie wytrzymał głośnym śmiechem otwarcie wybuchając.
- A tak poważnie?- zapytał bardziej myśląc o tym jak dawno Usagi w ten sposób nie żartowała, niż rzeczywiście wyczekując prawdziwej odpowiedzi mężczyzna.
Dalsza rozmowa i dalsza droga minęły im do tego stopnia przyjemnie, że Usagi nie bała się już o to co będzie później. Tymczasem kiedy wrócili do domu siadając przy herbacie w salonie dziewczyna upuściła na podłogę łyżeczkę słysząc powiedziane mega poważanie słowa Diamonda.
,,Może nie potrzebnie się do tego stopnia przejmuję?”- dumała zwracająca swoim wyglądem uwagę przechodzących obok dziewczyna- ,,Ami mi wybaczyła...Ba, nawet powiedziała, że od zawsze o wszystkim wiedziała…"
Usagi przystanęła na chwilę mając wrażenie, że kątem oka widzi dobrze jej znaną twarz. Kiedy jednak obróciła głowę kobieta została przysłonięta grupką akurat przechodzących tamtędy turystów i mająca lepsze rzeczy do pomyślunku blondynka ponownie zaczęła trawić swoje rozterki.
,,Eh ta Ami… Zawsze pełna miłości i ciepła nawet dla największego wroga”- wkraczająca już do środka budowli dziewczyna myślała- ,,Tyle, że w takiej sytuacji wrogowi łatwiej wybaczyć niż przyjaciółce, a ona zrobiła to od razu, bez zadawanych pytań czy żądanych wyjaśnień. Jest po prostu niesamowita… A ja? Boże, nawet do tej sprawy podeszłam egoistycznie. Chciałam w pierwszej kolejności zrzucić z siebie gniotący mnie ciężar, a dopiero potem uzyskać przebaczenie i chociaż ją o nie prosiłam to nie przypuszczałam, że da mi je tak łatwo. Zaskoczyła mnie całkowicie paradoksalnie przy tym dołując, bo o dziwo nie czuję się dobrze z jej ,,w porządku Usa”. Gdyby zaczęła jakąś obrazoburcza tyradę to nie byłoby mi z tym tak źle jak jest teraz. Jej przepleciona bezkonfliktowością dobroć sprawiła, że poczułam się skończoną jędzą… A może raczej mi to uświadomiła… W końcu nie byłam dobrą przyjaciółką, żoną, córką… Ba, byłam straszną przyjaciółką, żoną, córką. Muszę to do cholery zmienić… Tylko, żeby Di mi wybaczył…"
Usagi podeszła do wyświetlającej przyloty samolotów tablicy.
,,Di powinien przechodzić właśnie odprawę…”- dumała zaraz ponownie ruszając przygryzająca dolną wargę blondynka- ,, Di nie jest jak Ami i nie da sobie w kaszę dmuchać… Rei miała rację mówiąc, że trzeba się będzie postarać…"
Usagi nagle stanęła w pewnej odległości od bramki widząc okazującego dokument Diamonda.
,,Cały mój świat przysłaniał Mamoru, a ja nigdy nie pomyślałam, żeby go obejść, by móc na ten świat spojrzeć. Tymczasem kiedy to wreszcie zrobiłam zauważyłam, iż Mamoru zacieniał mi coś bardzo ważnego…”- dalej myślała bacznie wzrokiem z oddali śledząc swojego męża- ,,Wiedz jedno Di, choćby nie wiem co to nie zamierzam Cię stracić…"
Usagi tak bardzo rzucała się w oczy, że ledwo zdjęła przeciwsłoneczne okulary białowłosy od strzała zauważył jej obecność. Początkowo zaskoczony tym jednoosobowym komitetem powitalnym mężczyzna szybko jednak zmienił ułożone w zdziwieniu usta na swój szelmowski uśmieszek i z takim wyrazem twarzy podszedł do odważnie patrzącej ku niemu dziewczynie.
- Witaj z powrotem Kochanie- powiedziała ujmując dłońmi Diamonda policzki i śmiało jego wargi całując.
Ten zaś nieco osłupiał i prezentując swoje tym razem jeszcze większe zdziwienie uniósł jedną brew w górę.
- Widzę, że próbujesz podratować zszargany ostatnim weekendem wizerunek- odparł trzymający prawą dłoń w kieszeni mężczyzna.
Stojąca vis-a-vis niego Usagi wyraziła niezadowolenie z komentarza marszcząc swoje zasłonięte trochę włosami czoło.
- Oj Di, nie bądź taki- rzuciła zrównując się z nim, by wsunąć rękę pod jego ramię blondynka.
Tak ułożeniu zaczęli iść wolno przed siebie- on lewą dłonią ciągnął za sobą walizkę, prawą lokując wewnątrz kieszeni spodni, tak, ze ona mogła się o nią wesprzeć drugą ręką trzymając torebkę i zdjęte wcześniej okulary.
- Jak interesy?- zagaiła przymilnie dziewczyna.
- Dobrze- rzucił zdawkowo mężczyzna- Skąd moja droga wiedziałaś o której tu będę?
Usagi w odpowiedzi spojrzała ku niemu niewinnie trzepocząc swoimi długimi rzęsami.
- Biedny Safir…- zrozumiawszy westchnął i teatralnie spuścił na chwilę podbródek- Co mu zrobiłaś?
- Garnek budyniu malinowego… Przy czwartej misce prawie odleciał, ale się nawet nie zająknął. Po piątej zaś śpiewał już jak z nut...
Mający w pamięci alergię Safira na mleko i zdolności Usagi do przypalenia jajek nie wytrzymał głośnym śmiechem otwarcie wybuchając.
- A tak poważnie?- zapytał bardziej myśląc o tym jak dawno Usagi w ten sposób nie żartowała, niż rzeczywiście wyczekując prawdziwej odpowiedzi mężczyzna.
Dalsza rozmowa i dalsza droga minęły im do tego stopnia przyjemnie, że Usagi nie bała się już o to co będzie później. Tymczasem kiedy wrócili do domu siadając przy herbacie w salonie dziewczyna upuściła na podłogę łyżeczkę słysząc powiedziane mega poważanie słowa Diamonda.