sobota, 31 maja 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział VII


Usagi wjeżdżała na parking lotniska myśląc o wydarzeniach poprzednich dni.  Zajmując niebawem najdogodniejsze według niej miejsce zgasiła silnik swojej ciemnej hondy, ale nie wysiadła od razu chwilę jeszcze nieobecnym wzrokiem przed siebie patrząc. Ostatecznie jednak  blondynka przeciągle westchnęła, jakby przejawiając tym koniec odrywającej ją od rzeczywistości zadumy, ale tak naprawdę była to jedynie forma uzewnętrznienia ciągle kołatających się w środku jej głowy myśli. Jedną ręką otworzyła drzwi i drugą, sprawnie pas odpinając, sięgnęła po rzuconą na fotel pasażera torebkę. Miała już wyjść, ale akurat przyświeciło ostre słońce i dziewczyna jeszcze wyciągnęła ze schowka rzucone tam okulary. W końcu tak nimi i rozwianymi włosami przysłonięta ruszyła ku prowadzącym do wejścia budynku lotniska schodkom.

,,Może nie potrzebnie się do tego stopnia przejmuję?”- dumała zwracająca swoim wyglądem uwagę przechodzących obok dziewczyna- ,,Ami mi wybaczyła...Ba, nawet powiedziała, że od zawsze o wszystkim wiedziała…"

Usagi przystanęła na chwilę mając wrażenie, że kątem oka widzi dobrze jej znaną twarz. Kiedy jednak obróciła głowę kobieta została przysłonięta grupką akurat przechodzących tamtędy turystów i  mająca lepsze rzeczy do pomyślunku blondynka ponownie zaczęła trawić swoje rozterki.

,,Eh ta Ami… Zawsze pełna miłości i ciepła nawet dla największego wroga”- wkraczająca już do środka budowli dziewczyna myślała- ,,Tyle, że w takiej sytuacji wrogowi łatwiej wybaczyć niż przyjaciółce, a ona zrobiła to od razu, bez zadawanych pytań czy żądanych wyjaśnień. Jest po prostu niesamowita… A ja? Boże, nawet do tej sprawy podeszłam egoistycznie. Chciałam w pierwszej kolejności zrzucić z siebie gniotący mnie ciężar, a dopiero potem uzyskać przebaczenie i chociaż ją o nie prosiłam to nie przypuszczałam, że da mi je tak łatwo. Zaskoczyła mnie całkowicie paradoksalnie przy tym dołując, bo o dziwo nie czuję się dobrze z jej ,,w porządku Usa”. Gdyby zaczęła jakąś obrazoburcza tyradę to nie byłoby mi z tym tak źle jak jest teraz. Jej przepleciona bezkonfliktowością dobroć sprawiła, że poczułam się skończoną jędzą… A może raczej mi to uświadomiła… W końcu nie byłam dobrą przyjaciółką, żoną, córką… Ba, byłam straszną przyjaciółką, żoną, córką. Muszę to do cholery zmienić… Tylko, żeby Di mi wybaczył…"

Usagi podeszła do wyświetlającej przyloty samolotów tablicy.

,,Di powinien przechodzić właśnie odprawę…”- dumała zaraz ponownie ruszając przygryzająca dolną wargę blondynka- ,, Di nie jest jak Ami i nie da sobie w kaszę dmuchać… Rei miała rację mówiąc, że trzeba się będzie postarać…"

Usagi nagle stanęła w pewnej odległości od bramki widząc okazującego dokument Diamonda.

,,Cały mój świat przysłaniał Mamoru, a ja nigdy nie pomyślałam, żeby go obejść, by móc na ten świat spojrzeć. Tymczasem kiedy to wreszcie zrobiłam zauważyłam, iż Mamoru zacieniał mi coś bardzo ważnego…”- dalej myślała bacznie wzrokiem z oddali śledząc swojego męża- ,,Wiedz jedno Di, choćby nie wiem co to nie zamierzam Cię stracić…"

Usagi tak bardzo rzucała się w oczy, że ledwo zdjęła przeciwsłoneczne okulary białowłosy od strzała zauważył jej obecność. Początkowo zaskoczony tym jednoosobowym komitetem powitalnym mężczyzna szybko jednak zmienił ułożone w zdziwieniu usta na swój szelmowski uśmieszek i z takim wyrazem twarzy podszedł do odważnie patrzącej ku niemu dziewczynie.

- Witaj z powrotem Kochanie- powiedziała ujmując dłońmi Diamonda policzki i śmiało jego wargi całując.

Ten zaś nieco osłupiał i prezentując swoje tym razem jeszcze większe zdziwienie uniósł jedną brew w górę.

- Widzę, że próbujesz podratować zszargany ostatnim weekendem wizerunek- odparł trzymający prawą dłoń w kieszeni mężczyzna.

Stojąca vis-a-vis niego Usagi wyraziła niezadowolenie z komentarza marszcząc swoje zasłonięte trochę włosami czoło.

- Oj Di, nie bądź taki- rzuciła zrównując się z nim, by wsunąć rękę pod jego ramię blondynka.

Tak ułożeniu zaczęli iść wolno przed siebie- on lewą dłonią ciągnął za sobą walizkę, prawą lokując wewnątrz kieszeni spodni, tak, ze ona mogła się o nią wesprzeć drugą ręką trzymając torebkę i zdjęte wcześniej okulary.

- Jak interesy?- zagaiła przymilnie dziewczyna.

- Dobrze- rzucił zdawkowo mężczyzna- Skąd moja droga wiedziałaś o której tu będę?

Usagi w odpowiedzi spojrzała ku niemu niewinnie trzepocząc swoimi długimi rzęsami.

- Biedny Safir…- zrozumiawszy westchnął i teatralnie spuścił na chwilę podbródek- Co mu zrobiłaś?

- Garnek budyniu malinowego… Przy czwartej misce prawie odleciał, ale się nawet nie zająknął. Po piątej zaś śpiewał już jak z nut...

Mający w pamięci alergię Safira na mleko i zdolności Usagi do przypalenia jajek nie wytrzymał głośnym śmiechem otwarcie wybuchając.

- A tak poważnie?- zapytał bardziej myśląc o tym jak dawno Usagi w ten sposób nie żartowała, niż rzeczywiście wyczekując prawdziwej odpowiedzi mężczyzna.

Dalsza rozmowa i dalsza droga minęły im do tego stopnia przyjemnie, że Usagi nie bała się już o to co będzie później. Tymczasem kiedy wrócili do domu siadając przy herbacie w salonie dziewczyna upuściła na podłogę łyżeczkę słysząc powiedziane mega poważanie słowa Diamonda.

środa, 28 maja 2014



ZAZDROŚĆ


Yaten Kō wraz ze swoimi braćmi tworzył trzyosobowy zespół rockowy, którego sława dawno sięgnęła już poza granice Japonii. Miał głęboko zielone oczy osadzone blisko nosa na niemal mlecznej buźce z łagodnie dziecięcymi rysami. Zwinięte w kitkę włosy zakrywały i tak często otoczony idealnie wyprasowanym kołnierzykiem kark. Schludność skromnego wyglądu i wytłoczona na twarzy poczciwość dawały obraz człowieka zawsze zimną krew zachowującego. Po prawdzie jednak Yaten Kō świetnie ilustrował, a wręcz wiernie ucieleśniał twierdzenie, że powierzchowność ludzka bywa złudna. W rzeczywistości można by bowiem z pewnością powiedzieć o nim trzy rzeczy, a mianowicie, iż był: szalenie przystojny, szalenie porywczy i szalenie zazdrosny. Niemniej prawie nikt nie wiedział  jak ten wzbudzający na co dzień zachwyt mężczyzna momentalnie potrafi stać się nieobliczalny, bo chociaż życie gwiazdy dostarczało wiele iskier mogących wzniecić pożar to hamowany przez braci, managera i szczątki rozsądku mężczyzna dawał jakoś radę ukryć buzujące wewnątrz niego emocje. O ile jednak jeszcze przed ludźmi umiał opanować swój wybuchowy charakter to w domu sprawa wyglądała zgoła inaczej. Wracający z szargającego mu nerwy studia Yaten oczekiwał niczym niezmąconej idylli. Uważał, że po całodniowym piekle należy mu się przynajmniej wieczorny raj, ale w jego raju Minako chciał mieć tylko dla siebie. Tymczasem jednak cała agencja szykowała jej pierwszy poważny debiut aktorski, który wymagał sporego nakładu pracy. Yaten wtedy stwierdził, iż dziewczyna mocno go zaniedbuje  na rzecz rozwoju swojej kariery. W ogóle całe to jej aktorstwo kompletnie się mu nie podobało. Zewsząd zaczął widzieć otaczających ją dookoła mężczyzn. I nie miało znaczenia czy to był jej szef, manager, sprzedawca z warzywniaka czy nawet listonosz i nie miało znaczenia czy rozmawiała zawodowo przez telefon z kolegom czy grzecznościowo mówiła ,,dzień dobry” spotkanemu przypadkiem sąsiadowi. Yaten miał wrażenie, że Minako każdemu posyła sekretne uśmiechy i od każdego dostaje miłosne liściki. Innymi słowy, wszyscy byli podejrzani. I to nie tak, że Yaten nagle zaczął strugać zazdrośnika. Yaten zawsze zazdrośnikiem był, ale teraz dopiero zazdrość wkroczyła na niebezpieczne grunty. Odkąd stał się gwiazdą życie zaczęło dostarczać mu dodatkowych stresów, którym ze względów wizerunkowych nie mógł dać zwyczajowego upustu. Kiedy więc przekraczając próg mieszkania napotykał najmniejszy impuls czuł jakby ktoś z granatu wyciągnął zawleczkę. Wystarczyło, że mająca wrócić na 19.00 Minako przyszła rozpromieniona o 19.15.  I Yaten wybuchał. I wybuchał coraz częściej, aż w końcu doszło do rękoczynów. Pewnego dnia przegiął. Dziewczyna leżała cała we krwi brudząc klejący się do niej włochaty dywan. Uwielbiała go i zawsze ganiła Yatena za najmniejszy okruszek, a teraz sama kalała shaggy’ego plamami czerwieni. Obok na parapecie z wspartymi o grzejnik stopami przysiadł sparaliżowany szokiem mężczyzna. W wyciągniętej przed siebie dłoni trzymał zapalony papieros. Spopielona końcówka sama odpadła robiąc mu dziurę w spodniach, ale on nic nie poczuł drżącą ręką dalej szluga ujmując. Nagle ktoś zapukał. Pukał raz, drugi, trzeci, a Yaten nic- jakby nie słyszał.

,,Dziwne, widziałem przecież jak wchodziła do budynku”- myślał po drugiej stronie drzwi zaskoczony brakiem odzewu Kunzite.

Intuicyjnie nacisnął więc klamkę kątem oka zaraz widząc pokazany tym uchyłem fragment wnętrza mieszkania.

,,Otwarte i nikt się nie odzywa?”- dumał zastanawiając się przy tym czy właściwe będzie samowolne wejście, by tylko zostawić Minako scenariusz, którego od niego z samochodu zapomniała.

Najwyraźniej stwierdził, że właściwie, bo raptem szerzej otworzył drzwi, ale to co zobaczył wstrząsnęło nim do głębi. Patrzył to na nią, to na niego, to znowu na nią i w końcu na nich oboje. Widział go nieraz w telewizji czy gazetach, ale był przedstawiany jako nieprzystający, bo zbyt delikatny do świata rocka, aczkolwiek bardzo utalentowany dzieciak. Tymczasem miał przed sobą umazanego krwią Minako potencjalnego mordercę. Sam potencjalny morderca nie reagował przechodząc najpewniej fazę osłupiającego wstrząsu i chociaż  pierwszą myślą Kunzite było samemu ,,zabić” to zignorował ją biegnąc prędko do nieruchomej dziewczyny. Po szybkiej obdukcji wziął ją delikatnie na ręce i  zmierzając zaraz ku wyjściu zwrócił się jeszcze głową w tył.

- Dopilnuję, żebyś słono zapłacił- powiedział mający nadzieję, iż Yaten go słyszał Kunzite.




THE END



niedziela, 25 maja 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział VI


Zostawiająca zaparkowany przy drodze samochód blondynka szła właśnie do drzwi domu Chibów. Stukot jej obcasów niósł się tak głośnym dźwiękiem pośród otoczonego wysokim murem ogrodu, że akurat układająca kwiaty Kazuko zauważyła Usagi przez lekko uchylone okienko, zanim jeszcze ta zdążyła nacisnąć dzwonek. Skutkiem tego ledwo dziewczyna stanęła na świeżo obielonej werandzie drzwi otworzyły się ukazując trącącą angażem w horrorze twarz gospodyni. Usagi doskonale wiedziała, że w tym domu od dawna już straszy, ale mimo to prawie podskoczyła niespodziewanie widząc lokalnego upiora.

- Pana Chiby nie ma- wysyczała jadowicie do tego blokując gościowi wspierająco ułożoną ręką  możliwe przejście.

- Nie szkodzi, ja szukam Ami- odparła lekceważąc jej zagradzającą postawę i mocniejszym pchnięciem drzwi wchodząc do środka.

Przeszła pośpiesznie parę kroków zatrzymując się w połowie salonu i z tego miejsca o sto osiemdziesiąt stopni ciało ku wolno idącej za nią Kazuko obracając. Kazuko nawet dla odważnej Usagi była po prostu przerażająca. Jej zawsze unikające najdrobniejszego uśmiechu usta w połaczeniu z wiecznie surowym spojrzeniem i moralizatorskim wyrazem twarzy dawały obraz kobiety bez serca, która zamiast uczuć ma utkane wedle siebie zasady. I tak każdy, kto znalazł się przy niej był badawczo pod kątem prawdopodobieństwa realizacji tych zasad mentalnie badany, ale nawet jeśli ocena wypadła pozytywnie to nie należało oczekiwać słodkich słówek czy ciepłego uśmiechu. Względną aprobatę Kazuko wyrażał po prostu brak czystej złośliwości z jej strony. Dla osób niegodnych zaś uznania była niemiła, uszczypliwa i nader złośliwa. Jedną z tych niegodnych, która rujnowała wszelkie życiowe wytyczne Kazuko była właśnie Usagi. Nie znosiła jej szczerze i tą swoją niechęć przelała na Saeko Mizuno.

- Doprawdy?- gosposia uniosła brwi o milimetr w autentyczność słów Usagi mocno powątpiewając.

Blondynka pokręciła głową sygnalizując silne niedowierzanie.

- Zawsze mnie zaskakuje Kazuko na jak wiele sobie pozwalasz. Gdybyś się tak zachowała pracując u mnie to po paru sekundach byś wyleciała...

- Na szczęście nie pracuję u Pani…- odparła dbając o to, aby każde ze słów było nasączone jadowitością.

Usagi już otwierała buzię, żeby cos odpowiedzieć, ale przeszkodził jej dobiegający ze schodów głos przyjaciółki.

- Usa, fajnie, że przyszłaś…- rzuciła ciepło krótkowłosa.

- Tak…- przytaknęła nieco zawstydzona jej pogodą ducha blondynka- Chciałam porozmawiać… Na osobności...

Ami zeszła akurat do poziomu Usagi lekko ramieniem przy powitalnym buzi w policzek ją obejmując.

- Oczywiście…- rzuciła radośnie biorąc dziewczynę pod ramię- Usiądźmy w salonie...

Prowadząca przyjaciółkę do kanapy kobieta przechyliła jeszcze głowę za ramię ku niewzruszenie stojącej Kazuko spojrzenie kierując.

- To ja zrobię herbatę- zakomunikowała śmiało spoglądająca w oczy Pani gosposia.

- Dziękuję Kazuko, ale nie ma takiej potrzeby… Sama cos przygotuję, a Ty proszę idź kupić Chibiusie jakieś owoce...

- Ależ Proszę Pani…- zaczęła jakby oburzona bezsensownością pomysłu kobieta- Mogę je kupić, kiedy będę odbierała małą z przedszkola...

- Dziewczynka jeszcze jest trochę osłabiona, więc chciałabym, żeby przyszła prosto do domu...

Kazuko chłonęła każde słowo ze skupieniem i złączonymi przed sobą jak do modlitwy dłońmi. Ciężko w ogóle powiedzieć co zwykle działo się wewnątrz tej mrocznej kobiety, bo o ile ton jej głosu bywał zmienny to twarz ciągle pozostawała ta sama, a była to nienosząca żadnych emocji twarz lalki ze stale srogo spoglądającymi oczyma.

- Dobrze- koniec końców powiedziała jeszcze przez chwilę tak stojąca gosposia.

Zaraz jednak ruszyła do komódki w przedsionku wyciągniętym z kieszeni spódnicy kluczem najwyższa szufladkę otwierając. Ami i Usagi usiadły zaś wreszcie na trochę wytartej już sofie.

- Jak możesz małą z tym straszydłem zostawiać…- rzuciła przechylająca się ciut dla sprawdzenia czy straszydło poszło blondynka.

Krótkowłosa westchnęła schylając głowę ku równiutko ułożonym kolanom.

- Nie mam wyjścia. Gdybym ją zwolniła matka by chyba zawału dostała...

,,Dwie pieczenie  na jednym ogniu…”- myślała, ucieszona po chwili, że nie powiedziała tego jednak na głos blondynka.

- Dodatkowo nie stać nas, żeby zatrudnić kogoś innego… Wiesz, po tym wszystkim… A Kazuka i tak pracuje za bardzo małe pieniądze...

Widząc zmartwioną minę Ami Usagi przypomniała sobie po co tu przyszła i wspierająco położyła rękę na jej grzecznie ułożonych dłoniach.

- Ami, ja chciałbym Wam pomóc- powiedziała przywołując spojrzenie wcześniej unikającej jej wzroku dziewczyny- Mam wakat na stanowisku kierownika działu logistyki i myślę, że Mamoru dobrze by się tam znalazł...

Po twarzy Ami niespodziewanie dla Usagi spłynęła samotna łza.

- Dziękuję…- szepnęła wdzięcznie głowę ponownie ku kolanom spuszczając.

- Daj spokój, nie ma za co- odparła zawstydzona jej wdzięcznością wobec wydarzeń z wczoraj Usagi do meritum spotkania wreszcie odważnie przechodząc- A tak w ogóle Ami… to chciałam Cię strasznie przeprosić...

Krótkowłosa nic nie powiedziała trzymając dalej nisko schyloną twarz.

- Mam na myśli sytuację, o której już pewnie słyszałaś…- mówiła wdzięczna w tym miejscu przyjaciółce za pozwalające jej swobodnie czynić niezręczne wyznanie milczenie- Zawsze uważałam, że kocham Mamoru i kiedy ten ożenił się z Tobą byłam skrajnie rozjuszona, ale Wy wyjechaliście, a ja zaczęłam życie we własnym małżeństwie. Nagle jednak wróciliście, moja wściekłość minęła, poczucie miłości odżyło i zaczęłam szukać okazji do niby przyjacielskich spotkań, drobnych rozmów i samotnych spacerów. Bóg mi świadkiem, że nie wiem co sobie wyobrażałam i nawet sama nie wiem czego od niego oczekiwałam, ale najmocniej Cię za to przepraszam i błagam o wybaczenie. Obiecuję przy tym nigdy więcej nie myśleć w takich kategoriach o Twoim mężu, bo wreszcie do mnie doszło, że mam swojego, którego tak prawdziwie kocham…

środa, 21 maja 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział V


Kiedy Diamond sięgnął po dzwoniący mu w wewnętrznej kieszeni marynarki telefon Fiore był już na tylnym siedzeniu wyczekującej obecności jasnowłosego mazdy. Niemniej znajomy zasygnalizował mu dłonią swobodę prowadzonej przez komórkę rozmowy i tak Diamond stał spokojnie, wolną ręką trzymając górną część mocno uchylonych drzwi. Przy zaparkowanych zaś tuż obok samochodach momentalnie znaleźli się ubrani identycznie względem siebie mężczyźni. Dwaj pierwsi wsiedli do wysuniętego najbardziej w przód auta, tylni model pozostawiając zmierzającym już ku niemu kolegom.

- No wreszcie…- usłyszał odbierający  połączenie białowłosy- Dzwonię i dzwonię… Gdzie Ty do cholery jesteś?

Diamond nabrał więcej powietrza wznosząc pozbawione radości oczy ku niebu.

- Załatwiam interesy poza Tokio- odparł niezmieniający swojego surowego wyrazu twarzy mężczyzna.

- Nic wcześniej nie mówiłeś…- skomentowała nerwowo stukająca palcami o klapkę telefonu blondynka.

- Dowiedziałem się wczoraj, a powiedzmy, że… - zaczął dla wzmocnienia efektu zawieszający głos jasnowłosy- Hmm, powiedzmy, że nie było czasu na takie drugorzędne tematy…

Dziewczyna zarumieniła się nagle postanawiając pociągnąć wątek ich pojednania gdy wróci.

- Kiedy będziesz w domu?- zapytała niespodziewanie rezygnująca z ,,moralizatorskiego” wykładu Usagi.

- Za parę dni- odpowiedział sucho mimo zdziwienia jej ustępliwością mężczyzna- A teraz wybacz moja droga, muszę kończyć…

I rozłączył się wsiadając do środkowej mazdy, a zaraz potem w sumie trzy identycznego koloru i marki auta ruszyły kolejno przed siebie.

- Czekaj, Di!- rzuciła jeszcze chcąca kontynuować rozmowę blondynka.

Rozmowa był już jednak zakończona, a niezadowolona z obrotu sprawy dziewczyna rzuciła wściekle telefonem o zajmowaną w pozycji leżącej kanapę. Przeczesała palcami swoje długie włosy oczy na koniec zamykając.

,,Bezczelny, tak się rozłączać… Ba, najpierw tak mnie bez słowa zostawiać, a potem dopiero tak się rozłączać. A jeszcze wcześniej nie odbierać… I nie oddzwaniać…”- dumała zaraz gwałtownie pod wpływem nagłej myśli otwierająca patrzałki Usagi- ,,A jeśli on jest tam z jakąś kobietą… Tą całą Esmeraldą Watabe na przykład. W końcu lepi się do niego od zawsze jak gliniane naczynie…”

Dziewczyna przygryzła dolną wargę kwaśno po chwili usta wykrzywiając.

,,Nie, nie, nie Di!- krzyczała głośno w myślach czoło do tego rękoma zasłaniając- ,,Przepraszam…  Nie chcę Cie stracić, błagam wróć i niech wszystko będzie jak dawniej… Nie, nie jak dawniej… Lepiej, tylko wróć i ten ostatni raz zapomnij o moich wybrykach…”

Nieoczekiwany dźwięk telefonu poderwał Usagi jak trąbka bojowego ogiera. Zerwała się prędko wzrokiem szukając beztrosko rzuconej komórki, a kiedy już ją znalazła jęk zawodu dotarł do uszu przechodzącej obok Shizuko. Nauczona jednak nie wścibiać nosa  w nie swoje sprawy dziewczyna potulnie ruszyła ku kuchni.

- Usa, wiem, że masz ciągoty do Mamoru, ale, żeby tak przy wszystkich trzymać się z nim za rękę?!- dobiegł ją ryk od strzała gromiącej jej zachowanie przyjaciółki.

- Skąd wiesz?- pytała łamiąca ręce blondynka.

- Moja teściowa była wtedy w restauracji… A wiesz, że sympatyzuje z matką Ami, więc na pewno tej flądrze powie… A matka Ami? Ta stara rura ma wreszcie okazję oczernić nielubianego zięcia i znienawidzoną koleżankę córki. Jak myślisz, co zrobi?

- Do ciężkiej i wyjątkowo złośliwej cholery…- syknęła straszliwie blondynka.

Zakrawająca już na rozpacz dziewczyna wbiła paznokcie lewej ręki w przysłoniętą idealnie wyczesanymi włosami skórę głowy.

- Jak mogłaś się tak obnosić Usagi? W ogóle dziwne, że jeszcze gazety o tym nie piszą…- ciągnęła dalej rozdrażniona bezmyślnością przyjaciółki ciemnowłosa.

- I nie będą…- odparła ucinając tą kwestię blondynka- Di regularnie im płaci, żeby trzymali się od naszego życia prywatnego z daleka.

- Tyle dobrze…- skwitowała czująca lekką ulgę brunetka- No ale właśnie, Diamond… Podobno był przy tym i wyciągnął Cię stamtąd siłą…

Usagi wzięła powietrza jak przed skokiem do wody plecy wygodnie na oparciu kanapy wspierając.

- O tym też mówią?- pytała już z rezygnacją w głosie jasnowłosa.

- Owszem…- potwierdziła ciągle rozjuszona dziewczyna- Więęęc, co masz mi do powiedzenia Kochana?

- Że jestem skończoną idiotką, która przez zahaczającą o debilizm głupotę, nieznajomość własnych uczuć i nieprzemożenie paskudny charakter może stracić mężczyznę swojego życia- odparła wściekle- lamentacyjnym tonem Usagi, po chwili niemal błagalnie dodając- Możesz przyjść do mnie wieczorem?

Zdumiona tak depresyjnym wyznaniem koleżanki Rei wyraźnie złagodniała.

- Jasne, ale dopiero o ósmej, bo nie wyrwę się wcześniej…- powiedziała nadzwyczaj ciepło ciemnowłosa.

- Ok- przytaknęła wymuszająca lekki uśmiech blondynka- Dzięki…

Jeszcze parę minut po skończonej rozmowie Usagi siedziała nieruchomo kamienną twarzą analizując sufit. Nieoczekiwanie wstała szybkim krokiem idąc do ulokowanej przy sypialni garderoby, zaraz w  białych szpilkach i z torebką pod pachą ją opuszczając.

- Shizuko!- zawołała znowu migającą jej przed oczami dziewczynę- Wychodzę, jak coś będę u Chibów…
Ale jeśli dzwoniłby Pan Kentaro to lepiej mu nie mów…

niedziela, 18 maja 2014


CIEŃ PRZESZŁOŚCI

Rozdział II


Seiya Kō siedział przed telewizorem śledząc wzrokiem idącą wzdłuż wybiegu blondynkę. Upięte wysoko loki odsłaniały jej smukłą szyję, a głęboko wycięty dekolt uwydatniał niezwykle obfity jak na modelkę biust. Czarne oczy omiatały salę zalotnym spojrzeniem i chociaż spod wachlarzu ciemnych rzęs trącił wyraziście czytelny chłód to był on nasączony tak wymierzoną dolą kokieteryjności, że dawał w rezultacie wrażenie kobiety silnie pożądanej, a jednocześnie mocno niedostępnej. Kiedy speakerka przerwała relację słowami ,,to był fragment dzisiejszego pokazu Fiore Sakaty” ciemnowłosy wyłączył telewizor sięgając jednocześnie po leżącą obok komórkę.

- Cześć Usa…- zaczął słyszący dźwięk odbieranego połączenia mężczyzna- Nie dzwonię zbyt późno?

Przez moment na linii zapadła cisza, jakby dziewczyna zastanawiała się z kim właściwie rozmawia.

- Nieee…- odparła po chwili przeciągłym tonem blondynka.

- To dobrze…-  rzucił z westchnieniem ulgi ciemnowłosy- Słuchaj, wiem, że za dnia jutro pewnie jesteś zajęta, ale może dałabyś radę się spotkać wieczorem?

- Dałabym- przystała poniekąd obojętnie kobieta- Dwudziesta może być?

Przez twarz muzyka przebiegł radosny uśmiech.

- Super- skomentował pełen nadziei mężczyzna- W takim razie przyjdę po Ciebie...

- Ok, to czekam- zakończyła nieco mniej pogodnie blondynka.

Niepewna tożsamości swojego rozmówcy dziewczyna popatrzyła jeszcze raz na wyświetlający zawieszone właśnie połączenie ekran. Zmarszczone brwi rozluźniły się jednak wskazując ostatecznie zrozumienie personaliów dzwoniącego przed chwilą mężczyzny. Przyjmując ten fakt beznamiętnie wróciła do prowadzonych wcześniej rozważań- rozważań, od których najchętniej chciałaby uciec rzucając się w wir niedającego jej czasu na zastanawianie życia.

,,To musi być zbieg okoliczności…”- myślała panicznie przygryzająca wargę blondynka.

,, Musi, musi, musi….” – powtarzała raptem zakrywając głowę leżącą przy niej poduszką dziewczyna.

Niebawem jednak straciła ją z siebie i przechylając ułożoną na łóżku głowę patrzyła hipnotycznie w rzuconą obok kopertę.

,, ,,Pamiętam o Tobie” może znaczyć cokolwiek…”- dumała dalej Usagi- ,,Niepotrzebnie się denerwuję. Minęło parę lat… No i uciekłam przecież do cholery na inny kontynent! Zmieniłam nazwisko, obcięłam włosy, nabrałam kształtów, zaczęłam nosić soczewki… Stałam się całkiem inną osobą i na papierze i z zewnątrz i od środka, więc spokojnie Usagi… Żyj dalej swoim nowym życiem…"

Blondynka wstała i mnąc stanowiącą źródło zgryzoty kopertę wrzuciła ją do metalicznej popielniczki, zaraz ulokowaną obok zapalniczką podpalając. Patrzyła jeszcze chwilę, jak płomienie zjadają ostatnie skrawki papieru, aż w końcu został tylko popiół i dziewczyna głęboko westchnąwszy przeszła zakończony drewnianymi schodkami korytarz. Kiedy była już na dole weszła do kuchni nalewając sobie szklaneczkę zimnej wody. Tą jednak gwałtownie wypuściła słysząc dobiegający zza jej pleców szum. Szkło rozbiło się na mnóstwo drobnych kawałków, a przerażona Usagi stała nieruchomo dopóty, dopóki wokół jej nóg nie otarła się ewidentnie stęskniona kotka.

- Boże, Luna… Ale mnie wystraszyłaś- powiedziała dziękczynnie przewracająca oczami blondynka- Trzeba to teraz posprzątać...

I posprzątała siadając potem na rozłożystym fotelu w salonie z usypiającą przy jej kolanach kotką. Zaraz też sama zasnęła budzona dopiero rano dźwiękiem brzęczącego przy drzwiach dzwonka.

,,Szlag…”- myślała nerwowo się do lustra zrywając- ,,Mam wyglądać jak milion dolarów, a wyglądam jak dziesięć złotych…"

Szybko przetarła kąciki oczu w duchu za drogie kosmetyki dziękując i poszła do wejścia, żeby wpuścić zdecydowanie niespodziewanego gościa.

- Bukiet dla Pani Usagi Tsukino, proszę podpisać- powiedział śliniący się na jej widok mężczyzna.

Usagi podpisała nos obrzydliwemu w jej mniemaniu dostawcy naprędce zamykanymi drzwiami niemal spłaszczając. Zirytowało ją trochę, że ten noszący znamiona potu mężczyzna poderwał ją jakby miał być co najmniej ministrem. Kwiaty same zaś jej nie dziwiły, bo dostawała ich multum. I szła tak sobie spokojnie bezwiednie otwierając bilecik, ale naraz prawie zamarła czytając zapisane w nim słowa.

- Pamiętaj o mnie…- zaczęła mocno zestresowana po chwili jednak wyraźnie się relaksując blondynka-… wieczorem, Seiya.

,,Popadam chyba w jakąś paranoję…”- myślała kręcąc głową dziewczyna.

Wstawiła kwiaty, popatrzyła na zegarek, zrobiła, co powinna, żeby zadowalająco wyglądać i z batonikiem zbożowym wyszła do zaparkowanego przed budynkiem samochodu. Jechała przemiennie myśląc o wczorajszym liściku i karcąc się za myślenie o wczorajszym liściku. Dawno nie była tak silnie rozkojarzona.

,,Usagi, weż się ogarnij, bo zaraz spowodujesz jakiś wyp…”- zaczęła, ale nie skończyła, bo właśnie minęła czerwone wjeżdżając wprost w maskę sunącego z prostopadłej drogi subaru.

Nie jechała szybko, więc na mocnym szarpnięciu się szczęśliwie skończyło, a z kierowcą poszkodowanego samochodu też wszystko było ok. Usagi westchnęła widząc wysiadającego mężczyznę i sama odpięła pas otwierając drzwi, żeby pojazd opuścić.

- Co Pani do cholery wyprawia?- rzucił wściekle ściągający właśnie okulary przeciwsłoneczne białowłosy.

- Ja…- wyjąkała zawieszająca nagle głos blondynka.

Oglądała jego również zamarle świdrujące ją oczy. Onieśmielona tą wymianą spojrzeń dziewczyna momentalnie zapomniała o przepełniającej ją jeszcze chwilę temu skrusze uciekając w bardziej bojową część swojej natury.

- A Pan czemu tak na mnie krzyczy?

czwartek, 15 maja 2014


BIAŁA RÓŻA

Rozdział IV


Usagi westchnęła tylko schodząc dalej w dół biało-brązowymi schodami. Bezszelestnie stawiała stopy na drewnianej powierzchni milcząco idąc do siedzącego przy kominku Diamonda. Mijając ostatni już stopień blondynka obronnie skrzyżowała ręce i z taką postawą znalazła się w końcu u boku śledzącego ją bacznie wzrokiem małżonka.

- Ja chciałam…- zaczęła spuszczoną twarz ku patrzącemu na nią białowłosemu nagle unosząc.

Chociaż tęczówki Diamonda były wyraźnie zmętniałe, a trzymana w ręce szklaneczka dawała niepostawionemu pytaniu wyczerpującą odpowiedz to on sam zamroczonego alkoholem myślenia nie miał.

- Di, jesteś pijany!- zauważyła z przestrachem spoglądająca w jego oczy dziewczyna.

- Phy…- prychnął pierwszy raz od jej przybycia odwracający wzrok jasnowłosy- Dziwi Cię mój stan Kochanie?

- Oczywiście…- przytaknęła nieruszająca się ani o centymetr blondynka- Przecież Ty nigdy...

- Nigdy co…?- drążył gwałtownie wstający mężczyzna- Nigdy się nie upijam? To chciałaś powiedzieć?

Białowłosy podszedł niezwykle blisko dumnie stojącej w tym samym miejscu Usagi. Odważnie z zewnątrz mierząca go wzrokiem, a nieco bardziej tchórzliwie trzęsąca się od środka dziewczyna kiwnęła tylko głową potwierdzając sugestię nawet ją przytłaczającego swoją wewnętrzną siłą małżonka. Po chwili jednak Diamond odsunął twarz i robiąc parę kroków w tył podszedł z pustą szklaneczką do barku, wyciągając przy tym kolejną, by postawić obok swojej i ostatecznie obie brandy napełnić.

- Nigdy podczas naszej 10-letniej znajomości nie widziałaś, żebym się upił, a tu proszę…- mówił kończący nalewać alkohol z ozdobnej butelki mężczyzna - Rozczarowana?

Usagi parsknęła cicho uciekając w bok powstrzymującą się od komentarza twarzyczką. Obrócony zaś już ku niej Diamond uniósł na ten widok mimowolnie kąciki ust z jednak niezwiastującym rozejmu obliczem szklaneczkę żonie wręczając. Ta wzięła ją w milczeniu na nowo studiując jego przepełnione goryczą spojrzenie.

- Pij Kochanie- powiedział samemu wcześniej maczając usta- Świętujemy koniec naszego małżeństwa...

Dziewczyna aż drgnęła i chociaż pod przykrywką ignorancji chciała później ukryć swoją reakcję to takie działanie nie miało sensu wobec znającego jej sztuczki Diamonda.

- Oj nie bądź śmieszny Di…- skomentowała przekręcając ciało tak, by móc odłożyć zupełnie nietkniętą szklaneczkę.

Wnet ponownie zwróciła się ku stojącemu za nią mężczyźnie, ale ten nieoczekiwanie zrobił krok w przód zakleszczając żonę ułożonymi po jej bokach na meblu rękoma.

- Myślisz, że żartuję?- pytał retorycznie jedną brew znacząco unosząc- Nie Kochanie, wystarczająco długo dawałaś mi do zrozumienia, że nie chcesz mnie w swoim życiu, a ja jak ten głupi się jednak starałem znosząc wszystkie kaprysy, zachcianki i wybryki. Ignorowałem nawet Twoje rozpaczliwe próby zwrócenia uwagi Chiby i te Wasze przyjacielskie spotkania powtarzając sobie ,,zrozumienie i zapomni, a Ty bądź cierpliwy i walcz”, ale koniec- nie walczę, brawo.... Wygrałaś...

Mimo słów o ostatecznym złożeniu broni mężczyzna jeszcze chwilę uważnie świdrował jej oczy, jakby nieświadomie szukając w nich jakiś skrawków nadziei i przez chwile miał nawet wrażenie, że coś jednak znalazł, ale przeciągające się milczenie małżonki zabiło to wrażenie pozbawiając go ostatecznie nadziei na nadzieję.

,,No, co jest Usagi…”- myślała- ,,Przyszłaś go przecież przeprosić, więc wsadź dumę do kieszeni i gadaj…"

Diamond tymczasem spuścił swój wzrok i wściekle syknąwszy uwolnił również Usagi ściągając z komody przypierające ją do niej ręce. Obróciwszy się przeszedł parę kroków nagle ponownie ku dziewczynie wyjątkowo spiętą twarz zwracając.

- Wiesz, cały czas sobie wmawiałem ,, coś do mnie czuje”… Ale wreszcie przyjąłem, że przystałaś na ślub tylko po to, aby dopiec Mamoru za jego związek z Ami...

Oczy Usagi poszerzały i gdyby nie ograniczający możliwość dywersji mebel dziewczyna pewnie cofnęłaby się o krok.

- Jak możesz Di…- szepnęła przerażona jego sposobem myślenia blondynka.

- Jak mogę?- powtórzył ironizujący jej słowa mężczyzna- Jak Ty możesz robić to sobie, mi, Ami?

Nierozważająca wcześniej społecznej szkodliwości swoich czynów blondynka pokornie schyliła przygniecioną natłokiem świeżych myśli głowę.

- Spałaś z nim?- zapytał po chwili dodatkowo podminowany jej nietypową małomównością Diamond.

- Nie!- krzyknęła zdeterminowana w utwierdzeniu go o tym Usagi.

Białowłosy jednak prychnął jej zagorzałe przeczenie zgoła inaczej traktując.

-  Nie pozwalasz mi się nawet dotknąć, a jemu...

- Mówię Ci, że z nim nie spałam!- przerwała zirytowana jego niewiarą dziewczyna.

Przekonany zaś o kolejnym kłamstwie żony jasnowłosy jeszcze silniej ścisnął trzymaną w dłoni szklaneczkę. Jego wargi zwarły się mocno, skrajnie napinając wszystkie zaliczane na poczet twarzy mięśnie. Również ekstremalnie sprężona ręka ruszyła się w końcu, ale po to, żeby w ramach dania wyrazu wszechogarniającej właściciela wściekłości rozbić szklaneczkę o skrzętnie wymalowaną ścianę salonu rezydencji Kentaro. Wraz z dźwiękiem tłuczonego szkła i widokiem ociekającej brandy dekory  dziewczyna podskoczyła.

- Nie kłam do cholery!- rzucił jeszcze idący w jej stronę mężczyzna.

- Co Ty wyprawiasz?- krzyknęła zaskoczona jego zachowaniem blondynka.

- Doprowadzasz mnie do szewskiej pasji Usagi- odparł będący  już przy niej białowłosy.

Diamond przygwoździł ją sobą, nagłe dreszcze u wspierającej plecy o lakierowaną powierzchnię mebla kobiety wywołując.

- Mam Cię nie dotykać, tak?- drwił przesuwając po jej ciele swoimi rozgrzanymi dłońmi.

Ustami zaś błądził wzdłuż odsłoniętej szyi dziewczyny. Spodziewał się odepchnięcia, ale zatracona w jego pieszczotach Usagi zapomniała o ewentualnych próbach oporu jeszcze mocniej do niego się przyciskając. I tak nieoczekiwanie dla nich obojga minęła im pierwsza wspólna od wielu tygodni noc. Otwierająca następnego dnia oczy Usagi z uśmiechem obróciła głowę ku tak długo wolnej przestrzeni łóżka. Ta była jednak pusta, ale tracąca wówczas radosny wyraz twarzy blondynka ponownie rozpłynęła się w przyjemnych wspomnieniach widząc uspokajający jej chwilowy niepokój zegar. Było południe i chcąc nie chcąc po paru jeszcze wizualizacjach wczorajszej nocy i zwyczajowo skrzętnej toalecie wyszła z pokoju, Diamonda najwyraźniej szukając.

- Dzień dobry Shizuko, gdzie jest mój mąż?- zapytała idącą korytarzem dziewczynę.

Pokojówka przystanęła ewidentnie zdumiona takim pytaniem swojej pracodawczyni.

- Wziął walizkę i wcześnie rano wyjechał- odparła ciągle zdezorientowana brunetka.

Translate