ZAGUBIONA
Rozdział LII
Słysząc
ciche ,,proszę” Mamoru otworzył drzwi szpitalnego
alkierzu Usagi. Wszedł ze spuszczona głową podnosząc wzrok dopiero wewnątrz świeżo
zamkniętego pokoju dziewczyny. Kiedy zobaczył
przywierającą plecami do wezgłowia łóżka kobietę skrócił fizycznie dzielący ich dystans i
zgarniając ciśnięty gdzieś po drodze taboret przysunął go bliżej tak słabo
wyglądającej blondynki. Zajmując miejsce przy boku Usagi oparł przedramiona na
swoich kolanach splatając rozbiegane nieco wcześniej dłonie.
- Usako,
ja… - zaczął patrzący w dół ciemnowłosy- Ja… Naprawdę cieszyłem się na to
dziecko…
Blondynka
lekko uniosła wargi ku górze przykrywając swoją drobną rączką splecione dłonie
Mamoru. Ten zaś odruchowo rozdzielił palce jedną ręką najpierw ujmując ją
delikatnie, a potem nieco mocnej ściskając.
-
Mamo-chan…- powiedziała zwracając uwagę dotychczas wpatrzonego w dłonie bruneta-
Ja też się cieszyłam i mimo, że planowałam wychować dziecko z Di to ta mała
istotka wiązała nas ze sobą na trwałe.
Wypełnione
bezradnością oczy Mamoru śledziły teraz przyozdobioną śladami łez twarz wciąż
trzymanej za rękę blondynki.
- Teraz
kiedy…- kontynuowała tu na chwilę ponownie przystając- Kiedy ono nie żyje to nie
ma już chyba nic, co mogłoby nas połączyć…
Ciemnowłosy
dołożył lewą dłoń do swojej prawej i przesiadając się na skraj łóżka ujętą w
ten sposób podwójnie rękę Usagi ucałował pozostawiając przywartą wierzchem do
swojego policzka.
-
Przepraszam, że to spartoliłem Usagi… Przepraszam, mogliśmy być razem
szczęśliwi…
- Żałuję
że to spartoliłeś, bo kiedyś Cię naprawdę kochałam…- odparła zupełnie szczerze
patrząca mu prosto w oczy dziewczyna.
Na takie
słowa urzekającej swoją prostolinijnością blondynki kąciki ust Mamoru uniosły
się nieco ku górze.
- A Esmeralda
Watanabe… Bo myślę, że wiesz jak dzięki niej zeszłam po schodach… - mówiła
dalej przy tym zdaniu wolną ręką ściskając poszewkę przykrywającej ją znacznie kołdry-
Skoro dziecka i tak mi już nikt nie wróci to ewentualnie płynące z wciśnięcia jej
do więzienia poczucie sprawiedliwości jest dla mnie całkowicie pozbawione jakiegokolwiek
znaczenia. Tak więc zdecydowałam, że poproszę Diamonda o niewnoszenie aktu
oskarżenia, jeśli obiecasz dać nam święty i wiecznie trwający spokój.
Ciemnowłosy
gwałtownie wstał i wkładając ręce do kieszeni zaczął przechadzać się wzdłuż
pomieszczenia z mocno zaciętym wyrazem twarzy.
-
Przeklęta idiotka!- syknął ponownie obracając twarz ku trochę zdziwionej tym
epitetem blondynki- Nic mnie nie obchodzi, niech zgnije w najgłębszej ciemnicy…
- Ale
przecież-… zaczęła kompletnie zbita z pantałyku blondynka.
- Naprawdę
myślałaś, że mi na niej zależy?- zapytał lustrujący jej skuloną postać Mamoru.
Dziewczyna
przytaknęła lekko wywołując tym samym mglisty uśmiech u stojącego naprzeciw mężczyzny.
- Ale
nie bój nic, dam Wam spokój… - odparł uspokajająco ciemnowłosy.
-
Dziękuję… Mamo-chan- skwitowała wyciągająca ku niemu rękę blondynka.
Mamoru
podszedł ujmując zapraszającą do pożegnalnego uścisku dłoń.
- Na
razie Usako- powiedział już kierujący
się w stronę drzwi chłopak.
- Do
zobaczenia- odpowiedziała wdzięcznie wiodąca za nim spojrzeniem jasnowłosa.
I tak
patrzyła się w znikającą jej z oczu postać mężczyzny, który jeszcze nie tak
dawno miał być przecież tym jedynym.
,,Eh,
Mamo-chan…”- westchnęła odwracając wzrok od bielusieńkich drzwi, drzwi za którymi
stał wciąż zastygły nieco Mamoru.
Chłopak zamiast
puścić metalową klamkę ściskał ją co raz mocniej, jakby chcąc wpaść tam zaraz z
powrotem i wszystko odwołać, powiedzieć, że się rozmyślił, zmienił zdanie, bo zamierza
ją odzyskać i już. Koniec końców zwolnił jednak uścisk i wsuwając rękę do
kieszeni markowych spodni smętnie ruszył przed siebie. Szedł tak sobie z wolna
powłóczywszy nogami i oczyma traktując sufit, gdy nagle zniżył wzrok
napotykając rozwścieczone spojrzenie prowadzącego żywą rozmowę Diamonda. Ten zaś
momentalnie spostrzegłszy obecność byłego rywala zaprzestał słownej rozterki i
ku protestom stojącej obok Berthier ruszył na niego z impetem.
- Zabiję
Cię draniu- rzucił błyskawicznie zmierzając w jego stronę.
Widząca opromienione
nimbem wielkiej katastrofy starcie nadmienionej dwójki jasnowłosa uniosła
błagalnie oczy ku niebu po sekundzie również idąc już szybkim krokiem wzdłuż rażącego
bielą korytarza szpitalu Uniwersytetu Tokai.
- Twoja
plastikowa lala niemal wyprawiła Usagi na drugi świat! I teraz mi powiedz kto
swoimi gierkami pchnął do tego tą wymagającą intensywnego leczenia wariatkę?-
rzucił gniewnie chwytający ciemnowłosego za koszulę mężczyzna.
Początkowo
zdezorientowany taką reakcją rywala Mamoru zaczynał powoli rozumieć powody czynnej
napaści białowłosego.
-
Diamond, spokojnie. To nic nie da…- radziła akurat stająca przy nich Berthier.
- Właśnie
Kentaro- dodał cynicznie unoszący kąciki ust brunet- Wyluzuj trochę…
-
Zamknij się Chiba, bo zetrę Ci te cwaniacki uśmieszek!- odparł wściekle
przypierający go do ściany mężczyzna.
Bertie
ujęła nagle od tyłu ramię gotowego udusić Mamoru Diamonda.
- Myślę,
że Usagi tej afery by tutaj nie chciała- powiedziała z niekłamaną nadzieją na natychmiastowy
efekt jasnowłosa.
Dziewczyna
nie przeliczyła się jednak, bo Diamond w końcu puścił tak chętnie przygniatanego
do muru mężczyznę. Akurat dotarła też reszta nieco skołowanej ferajny milcząco przerzucając
pytające spojrzenia po stojącej przy ścianie trójce.
- O co
chodzi Berthier?- zapytał wreszcie nieprzychylnie świdrujący wzrokiem Mamoru
Seiya.
Dziewczyna
przewróciła tylko oczami, jakby niewerbalnie komunikując ,,powiem Ci później”.
,,Jeszcze
tylko tego brakuje, żebyś i Ty się pięściami zaangażował”- pomyślała dodatkowo
nieprzychylna bezzwłocznemu tłumaczeniu sytuacji Bertie.
Ciemnowłosy
otwierał już jednak buzię chcąc podkreślić chęć natychmiastowego uzyskania
informacji, ale wszedł mu w paradę głos wyrzucającego Mamoru Diamonda.
- Wynoś
się stąd Chiba-zażądał nieprzerwanie rozeźlony mężczyzna.
- Nie
rozkazuj mi Kentaro- lekceważąco odparł poprawiający koszule brunet.
-
Chodźmy lepiej Mamoru- zasugerował stojący obok blondyn.
Rzucając
jeszcze ostatnie spojrzenie nadal ciskającemu gromy białowłosemu Mamoru wraz z Reiką
i obejmującym ją ramieniem Motokim ruszyli w kierunku windy. Kiedy drzwi się za
nimi zamknęły uprzedzający pytanie towarzyszącej mu dwójki mężczyzna przywarł
plecami do stalowej ścianki zwracając wzrok ku wyczekującej jakiejś głębszej
relacji pary.
-
Obiecałem jej dać spokój po wszeczasy- powiedział mocniej westchnąwszy – A Kentaro
właśnie zasięgnął wiedzy o sprawcy wypadku Usagi…
- Boże…-
skometowała zasłaniająca usta dłonią szatynka.
Żadne słowo
nie padło już z niczyjej strony do momentu
finalnego otwarcia drzwi windy na parterze szpitalnego budynku. Właściwie dopiero
kiedy zbliżali się już do wyjścia Motoki wyjął kluczyki wręczając je trochę
zdziwionej dziewczynie.
- Wracaj
sama do mieszkania, ja pojadę z Mamoru- rzucił całując na pożegnanie szatynkę.
- W
porządku- odparła po chwili przechodząca przez oszklone drzwi Reika.
Tuż za
nimi mimowolnie wpadła na chcące wejść do wnętrza budynku kobiety. Przystanęła
ostro krzyżując wzrok z doskonale jej znaną szatynką. Upłynęło jednak parę
sekund i przerwane słowami Motokiego ,,cześć Mako” połączenie linii Reika
Nishimura- Makoto Kino zostało gwałtownie przerwane. Ta pierwsze bez słowa
minęła tę drugą, która z kolei zdawkowo odpowiadając Motokiemu ,,cześć” też
minęła się z nim dość szybko bez dalszych dyskusji.